Chlapu-chlap, ciapu-ciap czyli... (cz.1 - beskidzka)
: 2013-09-21, 14:32
... dwóch nieprzystojnych, niemłodych i niepięknych na sądecko-pienińskich błotach.
Jak się wybieram z Kaprem to nie może być normalnie. I tak też było tym razem. Temat był zadany już wiosną, więc co było począć.
16 września 2013 - Kierunek (Z)Bereśnik
Urlop, urlop, urlop... Zrywam się srana i pędzę na busa do Grodu Kraka. Tam oczekuje na mnie Kaperek. Walimy na Krościenko. Walenia jest 2 godziny, a że poranny browarek na Topolowej w Krakowie daje znać o sobie, więc trza uderzyć do kierowcy busa w Mszanie z prośbą o chwilę nieuwagi związaną z naszym szybkim wyjściem na siku
Krościenko nad Dunajcem - szybkie zakupy, browiec, wczesny obiadek (lub późne śniadanko) i lecim - na Szczecin, znaczy na Dzwonkówkę. Pierwsze przekroczenie Dunajca.
I pierwsze na tym wypadzie wypruwanie flaków. Podejście na Dzwonkówkę to dla mnie wylanie wiadra potu. Miejski tryb życia wyłazi każdym porem skóry. Kropi. Choooy!!! Leje!!! Nie, choooj!!! Właściwie to nie może się zdecydować. Lunąć, czy nie lunąć
I tak do Dzwonkówki. Na Dzwonkówce się zdecydowało. Lunęło. Ale na chwilę.
I tu następuje pierwsza, ostra polemika z Kaprem. Iść na Prehybę czy schodzić na Bereśnik...
Uparłem się - Bereśnik. Przestaje lać. Dobijamy do bacówki.
Szybka instalacja w pokoiku, późny obiadek, halba, piwko i nynu. Aha, wcześniej widoczki...
C.D.N.
Jak się wybieram z Kaprem to nie może być normalnie. I tak też było tym razem. Temat był zadany już wiosną, więc co było począć.
16 września 2013 - Kierunek (Z)Bereśnik
Urlop, urlop, urlop... Zrywam się srana i pędzę na busa do Grodu Kraka. Tam oczekuje na mnie Kaperek. Walimy na Krościenko. Walenia jest 2 godziny, a że poranny browarek na Topolowej w Krakowie daje znać o sobie, więc trza uderzyć do kierowcy busa w Mszanie z prośbą o chwilę nieuwagi związaną z naszym szybkim wyjściem na siku
Krościenko nad Dunajcem - szybkie zakupy, browiec, wczesny obiadek (lub późne śniadanko) i lecim - na Szczecin, znaczy na Dzwonkówkę. Pierwsze przekroczenie Dunajca.
I pierwsze na tym wypadzie wypruwanie flaków. Podejście na Dzwonkówkę to dla mnie wylanie wiadra potu. Miejski tryb życia wyłazi każdym porem skóry. Kropi. Choooy!!! Leje!!! Nie, choooj!!! Właściwie to nie może się zdecydować. Lunąć, czy nie lunąć
I tak do Dzwonkówki. Na Dzwonkówce się zdecydowało. Lunęło. Ale na chwilę.
I tu następuje pierwsza, ostra polemika z Kaprem. Iść na Prehybę czy schodzić na Bereśnik...
Uparłem się - Bereśnik. Przestaje lać. Dobijamy do bacówki.
Szybka instalacja w pokoiku, późny obiadek, halba, piwko i nynu. Aha, wcześniej widoczki...
C.D.N.