27.01.19 Dekilatny Czupel na zakończenie ferii
: 2019-01-28, 22:27
Parę dni temu koleżanka napisała do mnie, że chętnie wybrałaby się w góry. Jako że z Beskidów do korony brakuje jej Czupla i Skrzycznego, ustaliłyśmy, że wybieramy ten pierwszy szczyt i idziemy w jego kierunku. Początkowo miałyśmy jechać autobusem, ale dzień przed wyjazdem okazało się, że jadą z nami jeszcze dwaj koledzy, więc pojechaliśmy samochodem.
W związku z tym, że na Rogaczu była impreza, na której było mnóstwo naszych znajomych, z jednym z nich umówiłyśmy się na wycieczkę... ale "zmuszono" go do pokazania prezentacji ze swojego wyjazdu na Wyspy Wielkanocne. Przyjechaliśmy na Rogacz, przywitaliśmy się ze wszystkimi, obejrzeliśmy prelekcję Kazika i...w drogę!
Rano w drodze jeszcze świeciło słońce, ale już po 11.00 słońca zabrakło.
Nikt jednak nie zmienił zdania, więc ruszyliśmy spacerem do góry.
Ja standardowo zostałam w tyłu, więc mogłam sobie robić czarno-białe zdjęcia bez ludzików.
Dotarliśmy do szerokiej drogi, najgorsze przewyższenie już za nami, teraz tylko spacerek...
Jeszcze przy chacie założyliśmy raczki, jednak strasznie zbierał się w nich śnieg, więc ja ściągnęłam je dosyć szybko. Raffee'mu chyba podobnie śnieg gromadził się w raczkach, bo go sobie z nich wyrzucał.
Myślałam, że na takich wysokościach może być mniej zimowo, ale jednak była prawdziwa zima
Wprawdzie było mniej czarno-biało niż nad Wierchomlą i jakieś widoki były, ale raczej nie na bogato.
Szliśmy dalej i jeszcze przed Magurką Wilkowicką zerwał się taki wiatr, że chwilami robiła się zamieć.
...a z góry nadciągał narciarz, który krzyczał do nas, żebyśmy się wszyscy odsuwali, bo nie umie hamować ;D
Wiało potężnie! Ja szłam od Rogacza w polarze i postanowiłam się przebrać na Magurce. Od tej zawiei miałam już cały mokry polar ;d
Na Magurce zatrzymaliśmy się tylko na przebranie, szybkie picie i krótkie czekanie na dwóch kolegów, którzy jeszcze lecieli do samochodu schować plecaki.
W końcu jednak był komplet, więc ruszyliśmy na Czupel.
Ja oczywiście dzierżyłam palmę "szarego końca" ;D Ale ma to swoje plusy...
Chwilami ślady były solidnie zawiane, więc się grzęzło
W dodatku cały czas utrzymywał się silny wiatr.
Ale dotarliśmy na szczyt!
Nie zatrzymywaliśmy się tam na długo, lecz ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem jeden z kolegów uparł się, że chce być na samym końcu, więc szłam cały czas przedostatnia
Jak bardzo wiało, widać po śniegu, który tańczy...
W związku z moim niezbyt pospiesznym chodzeniem, reszta już była daleko z przodu
A my z Pawłem pobrodziliśmy sobie w głębokim śniegu ;D
I w którymś momencie zgubiłam moją ulubioną czapkę! Niestety znajomi, którzy szli już po nas, nie znaleźli jej... Nie było sensu się wracać, więc poszliśmy do schroniska coś zjeść i rozgrzać się.
Skoro rozgrzać to grzanym piwkiem. Później wróciliśmy na Rogacz...
Zgarnęliśmy znajomych, którzy jeszcze tam zostali i pojechaliśmy najpierw do pizzerii, a później do domu.
Tym akcentem zakończyły się moje ferie 2019. Teraz na długi czas pozostają jedynie weekendy!
W związku z tym, że na Rogaczu była impreza, na której było mnóstwo naszych znajomych, z jednym z nich umówiłyśmy się na wycieczkę... ale "zmuszono" go do pokazania prezentacji ze swojego wyjazdu na Wyspy Wielkanocne. Przyjechaliśmy na Rogacz, przywitaliśmy się ze wszystkimi, obejrzeliśmy prelekcję Kazika i...w drogę!
Rano w drodze jeszcze świeciło słońce, ale już po 11.00 słońca zabrakło.
Nikt jednak nie zmienił zdania, więc ruszyliśmy spacerem do góry.
Ja standardowo zostałam w tyłu, więc mogłam sobie robić czarno-białe zdjęcia bez ludzików.
Dotarliśmy do szerokiej drogi, najgorsze przewyższenie już za nami, teraz tylko spacerek...
Jeszcze przy chacie założyliśmy raczki, jednak strasznie zbierał się w nich śnieg, więc ja ściągnęłam je dosyć szybko. Raffee'mu chyba podobnie śnieg gromadził się w raczkach, bo go sobie z nich wyrzucał.
Myślałam, że na takich wysokościach może być mniej zimowo, ale jednak była prawdziwa zima
Wprawdzie było mniej czarno-biało niż nad Wierchomlą i jakieś widoki były, ale raczej nie na bogato.
Szliśmy dalej i jeszcze przed Magurką Wilkowicką zerwał się taki wiatr, że chwilami robiła się zamieć.
...a z góry nadciągał narciarz, który krzyczał do nas, żebyśmy się wszyscy odsuwali, bo nie umie hamować ;D
Wiało potężnie! Ja szłam od Rogacza w polarze i postanowiłam się przebrać na Magurce. Od tej zawiei miałam już cały mokry polar ;d
Na Magurce zatrzymaliśmy się tylko na przebranie, szybkie picie i krótkie czekanie na dwóch kolegów, którzy jeszcze lecieli do samochodu schować plecaki.
W końcu jednak był komplet, więc ruszyliśmy na Czupel.
Ja oczywiście dzierżyłam palmę "szarego końca" ;D Ale ma to swoje plusy...
Chwilami ślady były solidnie zawiane, więc się grzęzło
W dodatku cały czas utrzymywał się silny wiatr.
Ale dotarliśmy na szczyt!
Nie zatrzymywaliśmy się tam na długo, lecz ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem jeden z kolegów uparł się, że chce być na samym końcu, więc szłam cały czas przedostatnia
Jak bardzo wiało, widać po śniegu, który tańczy...
W związku z moim niezbyt pospiesznym chodzeniem, reszta już była daleko z przodu
A my z Pawłem pobrodziliśmy sobie w głębokim śniegu ;D
I w którymś momencie zgubiłam moją ulubioną czapkę! Niestety znajomi, którzy szli już po nas, nie znaleźli jej... Nie było sensu się wracać, więc poszliśmy do schroniska coś zjeść i rozgrzać się.
Skoro rozgrzać to grzanym piwkiem. Później wróciliśmy na Rogacz...
Zgarnęliśmy znajomych, którzy jeszcze tam zostali i pojechaliśmy najpierw do pizzerii, a później do domu.
Tym akcentem zakończyły się moje ferie 2019. Teraz na długi czas pozostają jedynie weekendy!