Otwarta Księga z przepisami na grzybową.
: 2013-09-13, 12:09
Szuru buru.
Nastała jesień. Liście i ptaki spadają z drzew. Pozostałe liście maskują się na rudo, czerwono i brązowo. Góra Żar zaczyna się żarzyć. Kolumbowie rocznik 74 / 75 wracają na szlaki. Nieodkryte skały drżą o swój los. Zwierzyna ucieka z lasów. Biedne borówki, maliny i grzyby nie mają rączych odnóż więc nie mają szans uciec. „Każda oddzielnie spalana, dla każdej oddzielny stróż”. Czas na rzeź.
Powyższy bełkot ma nie wiele wspólnego z wczorajszą wycieczką krajoznawczą. Dolina Zimnika, grzbiet zwany w pewnych kręgach jako Szczyt Zdziczałego Dobromiła. W innych zwany Cerhlą. Leżakuje między Murońką a Kościelcem. Z drogi na Malinowską Skałę wygląda jak punkowiec z przetrzebionym irokezem. My co prawda, z Dzikim, bardziej kręcimy się w klimatach metalowych ale tolerancja w nas jest. Tak więc byliśmy tam 11 października roku 2012, byliśmy też 12 września 2013 roku. Było pięknie.
W tamtym roku weszliśmy na ten grzbiet zboczem od strony Murońki. Stromym, paskudnym, wrednym, z korzeniami na wierzchu. Weszliśmy na sam szczyt. I oczom naszym ukazała się jedna skałka na tym szczycie. Coś mało … Na szczęście reszta była niżej – w Alei Bukowej. Tego roku ruszyliśmy z dołu – z okolic dna Doliny Zimnika. Było tak mrocznie, że nie pamiętam co to za miejsce. A nawet w jakim kraju to było. Początek straszny – potok szerokości Wisły, nachylenie zbocza jak na Mnichu, chaszcze jak w dżungli. Nie wiem jak to przeszliśmy więc tego przejścia nie opiszę. Świadomość odzyskałem jak zderzyłem się z pierwszą skałą. Jak to skała – twarda była. A skał sporo było. Pisząc ogólnie – skały leżą prawie tylko na grzbiecie, pośrodku alei z buków utworzonej. Może ze dwie skałki zaległy trochę niżej, na zboczu od strony Kościelca. Rozmiary od 1 metra wysokości do chyba 6 – 8 metrów. Jedną można nazwać Basztą ( szczytowa ) inną Otwartą Księgą. Jak się okazało – księgą kulinarną. Podziwiamy widoki, raz za czas rzucamy aparatami na stronę Kościelca i Malinowskiej. Skrzyczne później się wyłoni. Na Otwartej Księdze używam rąk górnych, włażę na górę i czuję się wyższy. Tak przez chwilę. I tak oto spacerujemy i docieramy do miejsca, od którego rok temu zaczęliśmy tutejszą wędrówkę po grzbiecie. Dzisiaj mamy zamiar od tego miejsca przeglądnąć zasoby skalne leżakujące w drugą stronę – w stronę Magurki radziechowskiej. Pisząc szybko – nic nie znaleźliśmy. No to poszliśmy w dół, w stronę dna Zimnika. I jak do tej pory Kościelca mieliśmy po prawicy to teraz mieliśmy go po lewicy. No i wypiękniał. Nie spodziewaliśmy się, że on jest taki wyniosły. Prawie jak Skrzyczne widziane z Żywca. Jego wyniosłość przyczyniła się też do sukcesów łowczych – otóż złowiliśmy grzyby. Prawdziwe borowiki. Z czego jeden ( Dziki go wypatrzył po gałęziami ) to BOR – owik w stopniu Generała. Po Prost cudne bydle. W sumie upolowaliśmy na paru metrach kwadratowych 11 sztuk. Inne zastrzeliliśmy na miejscu. Były czerwone i miały kropki. Dalsza droga była bezkrwawa. Dotarliśmy stokówką na żółty szlak, minęliśmy leśniczówkę, zwiedziliśmy ścieżkę dydaktyczną obok potoku i dojechaliśmy w domy.
Kolejna wycieczka badawcza Kolumbów zakończona sukcesem – Dziki zjadł Generała i żyje.
Nastała jesień. Liście i ptaki spadają z drzew. Pozostałe liście maskują się na rudo, czerwono i brązowo. Góra Żar zaczyna się żarzyć. Kolumbowie rocznik 74 / 75 wracają na szlaki. Nieodkryte skały drżą o swój los. Zwierzyna ucieka z lasów. Biedne borówki, maliny i grzyby nie mają rączych odnóż więc nie mają szans uciec. „Każda oddzielnie spalana, dla każdej oddzielny stróż”. Czas na rzeź.
Powyższy bełkot ma nie wiele wspólnego z wczorajszą wycieczką krajoznawczą. Dolina Zimnika, grzbiet zwany w pewnych kręgach jako Szczyt Zdziczałego Dobromiła. W innych zwany Cerhlą. Leżakuje między Murońką a Kościelcem. Z drogi na Malinowską Skałę wygląda jak punkowiec z przetrzebionym irokezem. My co prawda, z Dzikim, bardziej kręcimy się w klimatach metalowych ale tolerancja w nas jest. Tak więc byliśmy tam 11 października roku 2012, byliśmy też 12 września 2013 roku. Było pięknie.
W tamtym roku weszliśmy na ten grzbiet zboczem od strony Murońki. Stromym, paskudnym, wrednym, z korzeniami na wierzchu. Weszliśmy na sam szczyt. I oczom naszym ukazała się jedna skałka na tym szczycie. Coś mało … Na szczęście reszta była niżej – w Alei Bukowej. Tego roku ruszyliśmy z dołu – z okolic dna Doliny Zimnika. Było tak mrocznie, że nie pamiętam co to za miejsce. A nawet w jakim kraju to było. Początek straszny – potok szerokości Wisły, nachylenie zbocza jak na Mnichu, chaszcze jak w dżungli. Nie wiem jak to przeszliśmy więc tego przejścia nie opiszę. Świadomość odzyskałem jak zderzyłem się z pierwszą skałą. Jak to skała – twarda była. A skał sporo było. Pisząc ogólnie – skały leżą prawie tylko na grzbiecie, pośrodku alei z buków utworzonej. Może ze dwie skałki zaległy trochę niżej, na zboczu od strony Kościelca. Rozmiary od 1 metra wysokości do chyba 6 – 8 metrów. Jedną można nazwać Basztą ( szczytowa ) inną Otwartą Księgą. Jak się okazało – księgą kulinarną. Podziwiamy widoki, raz za czas rzucamy aparatami na stronę Kościelca i Malinowskiej. Skrzyczne później się wyłoni. Na Otwartej Księdze używam rąk górnych, włażę na górę i czuję się wyższy. Tak przez chwilę. I tak oto spacerujemy i docieramy do miejsca, od którego rok temu zaczęliśmy tutejszą wędrówkę po grzbiecie. Dzisiaj mamy zamiar od tego miejsca przeglądnąć zasoby skalne leżakujące w drugą stronę – w stronę Magurki radziechowskiej. Pisząc szybko – nic nie znaleźliśmy. No to poszliśmy w dół, w stronę dna Zimnika. I jak do tej pory Kościelca mieliśmy po prawicy to teraz mieliśmy go po lewicy. No i wypiękniał. Nie spodziewaliśmy się, że on jest taki wyniosły. Prawie jak Skrzyczne widziane z Żywca. Jego wyniosłość przyczyniła się też do sukcesów łowczych – otóż złowiliśmy grzyby. Prawdziwe borowiki. Z czego jeden ( Dziki go wypatrzył po gałęziami ) to BOR – owik w stopniu Generała. Po Prost cudne bydle. W sumie upolowaliśmy na paru metrach kwadratowych 11 sztuk. Inne zastrzeliliśmy na miejscu. Były czerwone i miały kropki. Dalsza droga była bezkrwawa. Dotarliśmy stokówką na żółty szlak, minęliśmy leśniczówkę, zwiedziliśmy ścieżkę dydaktyczną obok potoku i dojechaliśmy w domy.
Kolejna wycieczka badawcza Kolumbów zakończona sukcesem – Dziki zjadł Generała i żyje.