Żywiecki z 4,5 latkiem - Boracza - Lipowska - Rysianka. Praw
: 2018-09-19, 13:57
O mały włos, a wpis mógłby przybrać charakter poradnikowy - "Jak zniechęcić dziecko do gór - jeden sposób a skuteczny".
Na szczęście, tak się nie stało, dziecka nie zniechęciłam, choć było blisko, właściwie to wystarczyło w ostatniej fazie wycieczki dodać Romankę do kompletu i sprawa załatwiona.
Założenia były dwa: oficjalne i nieoficjalne.
To oficjalne zostało wygłoszone podczas kolacji dnia poprzedzającego wycieczkę, przed dorosłym towarzyszem, lat 30+ (bądź 40 minus, jak kto woli) i przed małoletnim, 4,5 rocznym młodszym kompanem.
Treść oświadczenia brzmiała: lekki, niedzielny spacer. Dojdziemy sobie na Halę Boraczą, albo dłuższym szlakiem przez Prusów, albo krótszym, czarnym z Żabnicy Skałki. Jak będzie jeszcze czas, to przejdziemy sobie na Halę Redykalną, żeby widoki podziwiać i spokojny powrót.
Nieoficjalną wersję zostawiłam dla siebie, nie dzieląc się nią z nikim.
Niedziela rano. Żabnica Skałka, auto zostawione koło przystanku, kilka miejsc wolnych było.
Podejście asfaltem, wzdłuż potoku Studziańskiego. Młody (Kajcisław) rzucał kamieniami do wody, wybiegał przed nas, to znów wracał. Oho, myślę sobie. Pozamiatane. Do Boraczej się zmęczy i kicha z dalszego planu. No ale nic, idziemy.
Po wejściu w las zaczyna robić się już cieplej, słońce wychodzi, dziecko nadal szczęśliwe i uśmiechnięte.
Jak już jesteśmy na Hali Boraczej, to nie powiem, szczęście jest, że Dzieć drogę przeszedł bez marudzenia, że nawet mu się podoba wycieczka tego wrześniowego dnia. Wbijamy pieczątkę, jemy jagodzianki i popijamy ciepłym kakao. Chwilę dłużej tu zostajemy, pogoda jest idealna, a i samą Boraczą uwielbiam, bez żadnego ale i bezinteresownie. I tak, nawet za czasów gorszego designu tego schroniska, było to dla mnie jedno z ulubionych miejsc w Żywieckim.
Hmm, a tego o nigdy wcześniej tu nie widziałam. Jakaś tablica pamiątkowa?
Wręczyłam Staremu mapę, żeby miał poczucie, że ma jakikolwiek wpływ na przebieg tej wycieczki.
Idziemy dalej w stronę Hali Redykalnej.
Chata na Polanie Cukiernica, tak? No jakżeby zdjęcia tu nie zrobić, no jak?
Pod Redykalnym chwila przerwy, najmłodszy nadal pełen energii, idziemy więc dalej w stronę Lipowskiej.
Na Hali Lipowskiej zjedliśmy obiad.
I idziemy dalej, przez Rysiankę, na której zapadła decyzja, że schodzimy zielonym szlakiem do Żabnicy Skałki..
W tym momencie zaczęło się marudzenie Kajcisława, umiarkowane jeszcze, ale obawa była, że więcej pójść nie będzie chciał.
Pierwsza faza marudzenia - szklane oczy.
Nigdzie nie idę.
No dobra, jeszcze trochę pójdę.
I koniec tego dobrego.
Podsumowując - na koniec dnia na szczęście Kajtek powiedział, że fajnie było i że chce jeszcze w góry jechać. Uffff. Szczerze powiedziawszy, to byłam pewna, że skutecznie dziecko zniechęciłam do gór. Jak taki rodzic, który swoje ambicje przerzuca na syna, tym bardziej, że Kajto nie ma zbyt dużo górskich km w nogach. Następnym razem nieco krótszą trasę wybiorę (wybierzemy ; )).
Na szczęście, tak się nie stało, dziecka nie zniechęciłam, choć było blisko, właściwie to wystarczyło w ostatniej fazie wycieczki dodać Romankę do kompletu i sprawa załatwiona.
Założenia były dwa: oficjalne i nieoficjalne.
To oficjalne zostało wygłoszone podczas kolacji dnia poprzedzającego wycieczkę, przed dorosłym towarzyszem, lat 30+ (bądź 40 minus, jak kto woli) i przed małoletnim, 4,5 rocznym młodszym kompanem.
Treść oświadczenia brzmiała: lekki, niedzielny spacer. Dojdziemy sobie na Halę Boraczą, albo dłuższym szlakiem przez Prusów, albo krótszym, czarnym z Żabnicy Skałki. Jak będzie jeszcze czas, to przejdziemy sobie na Halę Redykalną, żeby widoki podziwiać i spokojny powrót.
Nieoficjalną wersję zostawiłam dla siebie, nie dzieląc się nią z nikim.
Niedziela rano. Żabnica Skałka, auto zostawione koło przystanku, kilka miejsc wolnych było.
Podejście asfaltem, wzdłuż potoku Studziańskiego. Młody (Kajcisław) rzucał kamieniami do wody, wybiegał przed nas, to znów wracał. Oho, myślę sobie. Pozamiatane. Do Boraczej się zmęczy i kicha z dalszego planu. No ale nic, idziemy.
Po wejściu w las zaczyna robić się już cieplej, słońce wychodzi, dziecko nadal szczęśliwe i uśmiechnięte.
Jak już jesteśmy na Hali Boraczej, to nie powiem, szczęście jest, że Dzieć drogę przeszedł bez marudzenia, że nawet mu się podoba wycieczka tego wrześniowego dnia. Wbijamy pieczątkę, jemy jagodzianki i popijamy ciepłym kakao. Chwilę dłużej tu zostajemy, pogoda jest idealna, a i samą Boraczą uwielbiam, bez żadnego ale i bezinteresownie. I tak, nawet za czasów gorszego designu tego schroniska, było to dla mnie jedno z ulubionych miejsc w Żywieckim.
Hmm, a tego o nigdy wcześniej tu nie widziałam. Jakaś tablica pamiątkowa?
Wręczyłam Staremu mapę, żeby miał poczucie, że ma jakikolwiek wpływ na przebieg tej wycieczki.
Idziemy dalej w stronę Hali Redykalnej.
Chata na Polanie Cukiernica, tak? No jakżeby zdjęcia tu nie zrobić, no jak?
Pod Redykalnym chwila przerwy, najmłodszy nadal pełen energii, idziemy więc dalej w stronę Lipowskiej.
Na Hali Lipowskiej zjedliśmy obiad.
I idziemy dalej, przez Rysiankę, na której zapadła decyzja, że schodzimy zielonym szlakiem do Żabnicy Skałki..
W tym momencie zaczęło się marudzenie Kajcisława, umiarkowane jeszcze, ale obawa była, że więcej pójść nie będzie chciał.
Pierwsza faza marudzenia - szklane oczy.
Nigdzie nie idę.
No dobra, jeszcze trochę pójdę.
I koniec tego dobrego.
Podsumowując - na koniec dnia na szczęście Kajtek powiedział, że fajnie było i że chce jeszcze w góry jechać. Uffff. Szczerze powiedziawszy, to byłam pewna, że skutecznie dziecko zniechęciłam do gór. Jak taki rodzic, który swoje ambicje przerzuca na syna, tym bardziej, że Kajto nie ma zbyt dużo górskich km w nogach. Następnym razem nieco krótszą trasę wybiorę (wybierzemy ; )).