Wstać o 2 w nocy, spóźnić się na wschód i zaliczyć wycof...
: 2018-07-25, 07:54
... z Koskowej Góry, to potrafię tylko ja :
Widoki z polany pod Bryndzówką
Mapa Beskidu Wyspowego nie obejmuje Koskowej Góry, mapy Beskidu Makowskiego nie mam (a kto ma?), więc musiało wystarczyć zdjęcie z Atlasu Gór. Chciałem z Bieńkówki wejść niebieskim, nawigacja mnie doprowadziła do celu, ale nie widziałem oznaczeń szlaku. Wbiłem kolejną lokalizację – Koskowa Góra, licząc, że poprowadzi mnie do dróżek przy masztach telekomunikacyjnych. Dojechałem do Makowskiej Góry, zobaczyłem szlak i szybkim truchtem ruszyłem pod górę żeby nadrobić stracony czas. Jakieś maszty z parkingu wiedziałem, szlak jest, azymut się zgadza, więc co może iść nie tak? Po 25 minutach znalazłem połączenie z żółtym szlakiem – zgadza się, gdzieś w okolicy powinna być polana i szczyt. Biegam po leśnych dróżkach, robi się coraz jaśniej i nigdzie nie widzę nadajników. Sporo czasu zajęło mi błądzenie i chaszczowanie w coraz mniej logicznych miejscach, po raz kolejny postanawiam wrócić kawałek i… w świetle słonecznym orientuję się, że jestem na czarnym, a nie niebieskim szlaku. SIC.
No ale skoro już jestem w okolicy to wrócę do auta i podjadę w okolice Koskowej Góry. Zanim doszedłem do samochodu musiałem urwać gałąź z drzewa żeby się odgonić od jakiegoś kundla który już się obudził. Oprócz tego była sarna, jakiś wielki ptak, nietoperz, wiewióry, zając… ale dzikie zwierzęta są bardziej pacyfistyczne niż te udomowione przez człowieka.
Sporo chmur od rana
Dojeżdżam do Bogdanówki, najwyżej jak droga puszcza. Masztów w dalszym ciągu nie widzę, ale w dzień dużo łatwiej połapać się w topografii. Idę kawałek na pałę, za plecami odsłania się coraz szersza panorama, niestety już wszystko mocno paruje.
Widok z okolic Koskowej Góry w stronę Lubonia Wielkiego
Wchodzę do lasu pod szczytem i nagle budzi mnie lepiej niż poranna kawa, dzik przy szlaku. Szybka ewakuacja na pobliskie drzewo, chwilę siedzę, dzik buszuje w krzakach przy szlaku i wydaje odgłosy zdecydowanie potwierdzające, że nie uciekł. Zaczynam krzyczeć do niego żeby sobie grzecznie poszedł, później próbowałem innych dźwięków, ale miał mnie gdzieś. Po jakimś czasie, postanawiam podjąć kolejną próbę ataku szczytowego, natomiast teraz idę wolniej i patrzę po drzewach przy szlaku na co w razie czego da się szybko wejść. O dziwo, nie tak łatwo znaleźć takie drzewo w lesie. Jestem tuż przed szczytem i znowu chrumkanie, i znowu na drzewo, i znowu wydzieranie się i przechodzenie przez różne odgłosy. Wycieczka trwa już godzinę, przeszedłem ledwo 4 kilometry, zwiedziłem drzewa w lesie – niektórzy w Himalajach zawracają 30 metrów od szczytu, więc ja w kapuścianych górach też mogę. W pojedynkę wystarczy już tych przygód. Koskowa Góra nie zaliczona, wschodu nie oglądnąłem, nie wyspałem się… to po powrocie do domu zrobiliśmy sobie maraton rowerowy żeby wykorzystać piękną pogodę przynajmniej w ten sposób.
Widoki z polany pod Bryndzówką
Mapa Beskidu Wyspowego nie obejmuje Koskowej Góry, mapy Beskidu Makowskiego nie mam (a kto ma?), więc musiało wystarczyć zdjęcie z Atlasu Gór. Chciałem z Bieńkówki wejść niebieskim, nawigacja mnie doprowadziła do celu, ale nie widziałem oznaczeń szlaku. Wbiłem kolejną lokalizację – Koskowa Góra, licząc, że poprowadzi mnie do dróżek przy masztach telekomunikacyjnych. Dojechałem do Makowskiej Góry, zobaczyłem szlak i szybkim truchtem ruszyłem pod górę żeby nadrobić stracony czas. Jakieś maszty z parkingu wiedziałem, szlak jest, azymut się zgadza, więc co może iść nie tak? Po 25 minutach znalazłem połączenie z żółtym szlakiem – zgadza się, gdzieś w okolicy powinna być polana i szczyt. Biegam po leśnych dróżkach, robi się coraz jaśniej i nigdzie nie widzę nadajników. Sporo czasu zajęło mi błądzenie i chaszczowanie w coraz mniej logicznych miejscach, po raz kolejny postanawiam wrócić kawałek i… w świetle słonecznym orientuję się, że jestem na czarnym, a nie niebieskim szlaku. SIC.
No ale skoro już jestem w okolicy to wrócę do auta i podjadę w okolice Koskowej Góry. Zanim doszedłem do samochodu musiałem urwać gałąź z drzewa żeby się odgonić od jakiegoś kundla który już się obudził. Oprócz tego była sarna, jakiś wielki ptak, nietoperz, wiewióry, zając… ale dzikie zwierzęta są bardziej pacyfistyczne niż te udomowione przez człowieka.
Sporo chmur od rana
Dojeżdżam do Bogdanówki, najwyżej jak droga puszcza. Masztów w dalszym ciągu nie widzę, ale w dzień dużo łatwiej połapać się w topografii. Idę kawałek na pałę, za plecami odsłania się coraz szersza panorama, niestety już wszystko mocno paruje.
Widok z okolic Koskowej Góry w stronę Lubonia Wielkiego
Wchodzę do lasu pod szczytem i nagle budzi mnie lepiej niż poranna kawa, dzik przy szlaku. Szybka ewakuacja na pobliskie drzewo, chwilę siedzę, dzik buszuje w krzakach przy szlaku i wydaje odgłosy zdecydowanie potwierdzające, że nie uciekł. Zaczynam krzyczeć do niego żeby sobie grzecznie poszedł, później próbowałem innych dźwięków, ale miał mnie gdzieś. Po jakimś czasie, postanawiam podjąć kolejną próbę ataku szczytowego, natomiast teraz idę wolniej i patrzę po drzewach przy szlaku na co w razie czego da się szybko wejść. O dziwo, nie tak łatwo znaleźć takie drzewo w lesie. Jestem tuż przed szczytem i znowu chrumkanie, i znowu na drzewo, i znowu wydzieranie się i przechodzenie przez różne odgłosy. Wycieczka trwa już godzinę, przeszedłem ledwo 4 kilometry, zwiedziłem drzewa w lesie – niektórzy w Himalajach zawracają 30 metrów od szczytu, więc ja w kapuścianych górach też mogę. W pojedynkę wystarczy już tych przygód. Koskowa Góra nie zaliczona, wschodu nie oglądnąłem, nie wyspałem się… to po powrocie do domu zrobiliśmy sobie maraton rowerowy żeby wykorzystać piękną pogodę przynajmniej w ten sposób.