Niedzielne 25.
Niedzielne 25.
Budzik zadzwonił o 5. Pogoda była znakomita. Zaciągnięte niebo z dużym prawdopodobieństwem deszczu. Ale zebraliśmy się i pojechaliśmy. Po drodze lał deszcz. W Tychach zaczęło. Dopiero przed Bielskiem skończyło.
Parkujemy w Porąbce.
Wyłazimy z auta, zimnica jak cholera, a my na lekko, tylko koszulki i kurtki w razie draki. Po kwadransie robi się nam cieplej, a i słońce powoli wstaje i pozwala nam się ogrzać.
Dobijamy do początku nowego szlaku w Kozubniku (ale tabliczek nie ma nigdzie, tylko szlak) i powolutku ruszamy ku celowi.
Są też inne nowe szlaki, zółty na Kiczerę z Porąbki, potem idzie do Wielkiej Puszczy i na Trzonkę, a niebieski idzie na Trzonkę z Porąbki, ale od północy. Tabliczek tam też nigdzie nie ma, tylko znaczki. Mapkę idzie znaleźć w necie gmina porąbka nowe szlaki czy jakoś tak.
Powolutku szybko przeradza się w zapierdziel, bo Magdzie się przypomniały dawne dobre czasy i ciężko mi za nią nadążyć. Jednak asfalt się kończy a zaczyna się typowy beskidzki szlak, a tu siły są już wyrównane...
Równolegle do nas toczy się jakiś cholerny wyścig motorów, przez co hałas jest gorszy, niż w centrum dużego miasta. Podejście też jest niczego sobie, niby krótkie, ale z gatunku tych soczystych.
Niemniej niebawem osiągamy szczyt Żaru. Na razie mamy go prawie na wyłączność, bo kolejka kursuje od 9. No to kanapki, zimny leżajsk i takie tam rozglądanie się po okolicy.
Miejscówka fajna, pod warunkiem pustości. Brakuje mi tu czegoś w rodzaju huśtawki, placu zabaw...
No to jedziemy...Gaiki, Groniczki i Hrobacza Łąka
Beskid Śląski i Kotlina Żywiecka
Przejrzystości specjalnie nie ma, no to się biorę za bliższe elementy otoczenia, które tam występują.
Jezioro Żywieckie na przykład.
Międzybrodzie Bialskie
żona
Siedzimy, obserwujemy paralotniarzy. Startują, biegną kilkanaście metrów, po czym lotnia flaczeje jak fujara osiemdziesięciolatka, kończąc biegolot.
Dwie grupy po "flaku" zdecydowały się zejść w dół.
Nagle podjeżdża wagonik, wysypują się żeliki w białych spodniach i wypudrowane cizie, jeden z żelików podbiega do mnie spanikowany i krzyczy, wskazując jednoznacznie na zieloną butelkę - Skąd to masz?
Widzę panikę w jego oczach, mówię mu, ze z domu i wiem, że to już koniec naszego pobytu na tej górze, bardzo sympatycznej do tej chwili.
Wtem otwierają się drzwi knajpki obok i z głośników leci jakiś zajebisty kawałek pop. Jakaś paniusia jęczy tak, ze zbieramy się szybko w dalszą drogę.
Magda jest zaskoczona, że na szczycie jest woda. Myślała, że jest pod ziemią.
Im dalej, tym ciszej... A asfaltem sunie sznur samochodów. Będzie się działo!
Posiadówkę kończymy więc na pobliskiej Kiczerze, z baaaardzo sympatycznym widokiem, przy czym Magda wyjada po drodze jagody, załamując tych ze zdjęcia, co suną z wiadrami, licząc na bogate zbiory.
Kiczera wymiata. Naprawdę. Siedzimy tu dłuższy czas.
A potem szlak sunie dalej, już praktycznie bez ludzi. Jest bardzo zróżnicowany. I nie męczy.
Są samoloty z szybowcami.
Jest radość, gdy okazuje się, że nie trzeba się wspinać na Wielki Cisownik.
Jest jakaś ruina szałasu. W dodatku w cieniu, bo jest gorąco, parno i w ogóle...
Odcinek Cisowych Grap kapitalny. Do pełni szczęścia brakowało jedynie żylety. No, przejrzystości nie było. No ale w taką parówkę to zwykle jej nie ma. Taka prawda.
Ogólnie spodziewamy się zlewy, nawet liczymy na to po cichu.
W końcu podchodzimy pod najwyższy szczyt dzisiaj (879 chyba) i pozostaje tylko zejść do Przełęczy Kocierskiej. Po drodze podoba mi się jeden szczyt, to chyba Jaworzyna nad Oczkowem, jak dobrze wykalkulowałem.
A potem ciężkie zejście. Jakby ktoś chciał robić trasę w drugą stronę... to współczuję.
Liczę, ze mnie wpuszczą do zajazdu czterogwiazdkowego hotelu, gdzie jada sam Ceper, chociaż nie mam się dziś specjalnie czym polansować...
Docieramy do zajazdu. Wchodzimy. Ogólnie bardzo wysoki poziom obsługi i tak dalej.
Magda zamawia brukselkę glazurowaną coś tam coś tam. Ja biorę czosnkową, wcześniej dostaję chleb ze smalcem, to mi życie ratuje. Zupa jest w filiżance, pojadlem jak cholera no a jak Magda widzi swoją porcję to ma łzy w oczach, smak też jejnie powala, w odróżnieniu od ceny.
Sytuację ratuje deser (szarlotka z lodami dla Niej, brackie dla Niego)
Byłem, widziałem, jadłem. Ceper, współczuję Ci takiego życia...
Wyłazimy z Kocierskiej, godzinę chyba obgadujemy kucharza, narzekamy na skwar, dobrze, że szlak w cieniu leci.
No ale cień się kończy, kończy się też zejście, a w górach jest przejebane z tym, że często po zejściu znów trzeba wchodzić. No tu chociaz ładnie się zrobiło, tyle, że tak się przejaśniło, że straciliśmy nadzieję na deszcz
Na szczęście podejście nie było ani długie, ani specjalnie mordercze, przeżyliśmy.
Na mapie planując wycieczkę często myślałem o zejściu do Targanic i dodaniu Jawornicy z Potrójną do tej pętli. Zesraj się, a nie daj się. Ni hu hu. To się nie da. Tam musi być co najmniej drugi Gancarz.
Szlak z tej strony zupełnie inny niż te Cisowe Grapy. Tu przewija się wśród osiedli, są kozy, prawie zjada nas miejscowy kundel... Sielanka!
W końcu docieramy w szczytowe partie Trzonki, a tu się okazuje, że może jednak będzie coś padać, i to szybciej, niż myślimy....
Obserwujemy. Nasłuchujemy. Coś tam słychać. Ale nie, to nie burza. To te je...ne motory z Żaru. Niesie ten warkot aż tutaj.
Została jeszcze jedna atrakcja. Opuszczamy szlak i idziemy szukać alei limbowej na Bukowskim Groniu. Póki co się pojawiają prześwity na północ.
Aleja limbowa okazała się klapą. Wyobrażałem sobie nie wiadomo co, a tu po prostu między buczyną schowały się limby. W ilości sztuk pięć. Szósta sobie leżała na przejściu, połamana. Wracamy na krechę do szlaku i obserwujemy zbliżające się opary Mordoru
Ostatnie spojrzenia na Żar, który leje się także z nieba.
I strasznie stromo obniżamy się do pierwszych zabudowań w Porąbce. Stąd nazwa miejscowości. Bo ktoś wchodził właśnie tym szlakiem do góry, a inni mówili, że naprawdę go porąbało. Nie życzę nikomu tam wchodzić...
Wyłazimy z lasu, a tu się okazuje, ze dupa, a nie burza będzie, bo wszystko jakoś się rozeszło po kościach.
Uwaga - ostatni fragment szlaku ma zmieniony przebieg, nie schodzi jak na mapach do doliny Wielkiej Puszczy tylko wyłazi przy kościele w Porąbce.
Po siedmiu godzinach walki z upałem załączam klimę w szkopie i w ponad godzinę osiągam dom.
Całość około 25 km.
Tylko w tym kierunku jest to przyjemne, w odwrotnym mordęga.
Parkujemy w Porąbce.
Wyłazimy z auta, zimnica jak cholera, a my na lekko, tylko koszulki i kurtki w razie draki. Po kwadransie robi się nam cieplej, a i słońce powoli wstaje i pozwala nam się ogrzać.
Dobijamy do początku nowego szlaku w Kozubniku (ale tabliczek nie ma nigdzie, tylko szlak) i powolutku ruszamy ku celowi.
Są też inne nowe szlaki, zółty na Kiczerę z Porąbki, potem idzie do Wielkiej Puszczy i na Trzonkę, a niebieski idzie na Trzonkę z Porąbki, ale od północy. Tabliczek tam też nigdzie nie ma, tylko znaczki. Mapkę idzie znaleźć w necie gmina porąbka nowe szlaki czy jakoś tak.
Powolutku szybko przeradza się w zapierdziel, bo Magdzie się przypomniały dawne dobre czasy i ciężko mi za nią nadążyć. Jednak asfalt się kończy a zaczyna się typowy beskidzki szlak, a tu siły są już wyrównane...
Równolegle do nas toczy się jakiś cholerny wyścig motorów, przez co hałas jest gorszy, niż w centrum dużego miasta. Podejście też jest niczego sobie, niby krótkie, ale z gatunku tych soczystych.
Niemniej niebawem osiągamy szczyt Żaru. Na razie mamy go prawie na wyłączność, bo kolejka kursuje od 9. No to kanapki, zimny leżajsk i takie tam rozglądanie się po okolicy.
Miejscówka fajna, pod warunkiem pustości. Brakuje mi tu czegoś w rodzaju huśtawki, placu zabaw...
No to jedziemy...Gaiki, Groniczki i Hrobacza Łąka
Beskid Śląski i Kotlina Żywiecka
Przejrzystości specjalnie nie ma, no to się biorę za bliższe elementy otoczenia, które tam występują.
Jezioro Żywieckie na przykład.
Międzybrodzie Bialskie
żona
Siedzimy, obserwujemy paralotniarzy. Startują, biegną kilkanaście metrów, po czym lotnia flaczeje jak fujara osiemdziesięciolatka, kończąc biegolot.
Dwie grupy po "flaku" zdecydowały się zejść w dół.
Nagle podjeżdża wagonik, wysypują się żeliki w białych spodniach i wypudrowane cizie, jeden z żelików podbiega do mnie spanikowany i krzyczy, wskazując jednoznacznie na zieloną butelkę - Skąd to masz?
Widzę panikę w jego oczach, mówię mu, ze z domu i wiem, że to już koniec naszego pobytu na tej górze, bardzo sympatycznej do tej chwili.
Wtem otwierają się drzwi knajpki obok i z głośników leci jakiś zajebisty kawałek pop. Jakaś paniusia jęczy tak, ze zbieramy się szybko w dalszą drogę.
Magda jest zaskoczona, że na szczycie jest woda. Myślała, że jest pod ziemią.
Im dalej, tym ciszej... A asfaltem sunie sznur samochodów. Będzie się działo!
Posiadówkę kończymy więc na pobliskiej Kiczerze, z baaaardzo sympatycznym widokiem, przy czym Magda wyjada po drodze jagody, załamując tych ze zdjęcia, co suną z wiadrami, licząc na bogate zbiory.
Kiczera wymiata. Naprawdę. Siedzimy tu dłuższy czas.
A potem szlak sunie dalej, już praktycznie bez ludzi. Jest bardzo zróżnicowany. I nie męczy.
Są samoloty z szybowcami.
Jest radość, gdy okazuje się, że nie trzeba się wspinać na Wielki Cisownik.
Jest jakaś ruina szałasu. W dodatku w cieniu, bo jest gorąco, parno i w ogóle...
Odcinek Cisowych Grap kapitalny. Do pełni szczęścia brakowało jedynie żylety. No, przejrzystości nie było. No ale w taką parówkę to zwykle jej nie ma. Taka prawda.
Ogólnie spodziewamy się zlewy, nawet liczymy na to po cichu.
W końcu podchodzimy pod najwyższy szczyt dzisiaj (879 chyba) i pozostaje tylko zejść do Przełęczy Kocierskiej. Po drodze podoba mi się jeden szczyt, to chyba Jaworzyna nad Oczkowem, jak dobrze wykalkulowałem.
A potem ciężkie zejście. Jakby ktoś chciał robić trasę w drugą stronę... to współczuję.
Liczę, ze mnie wpuszczą do zajazdu czterogwiazdkowego hotelu, gdzie jada sam Ceper, chociaż nie mam się dziś specjalnie czym polansować...
Docieramy do zajazdu. Wchodzimy. Ogólnie bardzo wysoki poziom obsługi i tak dalej.
Magda zamawia brukselkę glazurowaną coś tam coś tam. Ja biorę czosnkową, wcześniej dostaję chleb ze smalcem, to mi życie ratuje. Zupa jest w filiżance, pojadlem jak cholera no a jak Magda widzi swoją porcję to ma łzy w oczach, smak też jejnie powala, w odróżnieniu od ceny.
Sytuację ratuje deser (szarlotka z lodami dla Niej, brackie dla Niego)
Byłem, widziałem, jadłem. Ceper, współczuję Ci takiego życia...
Wyłazimy z Kocierskiej, godzinę chyba obgadujemy kucharza, narzekamy na skwar, dobrze, że szlak w cieniu leci.
No ale cień się kończy, kończy się też zejście, a w górach jest przejebane z tym, że często po zejściu znów trzeba wchodzić. No tu chociaz ładnie się zrobiło, tyle, że tak się przejaśniło, że straciliśmy nadzieję na deszcz
Na szczęście podejście nie było ani długie, ani specjalnie mordercze, przeżyliśmy.
Na mapie planując wycieczkę często myślałem o zejściu do Targanic i dodaniu Jawornicy z Potrójną do tej pętli. Zesraj się, a nie daj się. Ni hu hu. To się nie da. Tam musi być co najmniej drugi Gancarz.
Szlak z tej strony zupełnie inny niż te Cisowe Grapy. Tu przewija się wśród osiedli, są kozy, prawie zjada nas miejscowy kundel... Sielanka!
W końcu docieramy w szczytowe partie Trzonki, a tu się okazuje, że może jednak będzie coś padać, i to szybciej, niż myślimy....
Obserwujemy. Nasłuchujemy. Coś tam słychać. Ale nie, to nie burza. To te je...ne motory z Żaru. Niesie ten warkot aż tutaj.
Została jeszcze jedna atrakcja. Opuszczamy szlak i idziemy szukać alei limbowej na Bukowskim Groniu. Póki co się pojawiają prześwity na północ.
Aleja limbowa okazała się klapą. Wyobrażałem sobie nie wiadomo co, a tu po prostu między buczyną schowały się limby. W ilości sztuk pięć. Szósta sobie leżała na przejściu, połamana. Wracamy na krechę do szlaku i obserwujemy zbliżające się opary Mordoru
Ostatnie spojrzenia na Żar, który leje się także z nieba.
I strasznie stromo obniżamy się do pierwszych zabudowań w Porąbce. Stąd nazwa miejscowości. Bo ktoś wchodził właśnie tym szlakiem do góry, a inni mówili, że naprawdę go porąbało. Nie życzę nikomu tam wchodzić...
Wyłazimy z lasu, a tu się okazuje, ze dupa, a nie burza będzie, bo wszystko jakoś się rozeszło po kościach.
Uwaga - ostatni fragment szlaku ma zmieniony przebieg, nie schodzi jak na mapach do doliny Wielkiej Puszczy tylko wyłazi przy kościele w Porąbce.
Po siedmiu godzinach walki z upałem załączam klimę w szkopie i w ponad godzinę osiągam dom.
Całość około 25 km.
Tylko w tym kierunku jest to przyjemne, w odwrotnym mordęga.
Ostatnio zmieniony 2018-06-11, 15:01 przez sokół, łącznie zmieniany 2 razy.
To ja dopiero w Porąbce to byłem o 15:00, nawet tam siedziałem 30 minut na ławce przy głównej drodze na przystanku przy moście, bo zrobiłem sobie swój pierwszy popas, to Ty już pewnie do domu wracałeś. Koło Kocierz Hotel & Spa, też przejeżdżałem, ale to już dużo później.
No Żar z Kiczerą nie jest taki zły też mi się podoba i też mam sentyment, bo byłem tam dwa razy na wycieczce w szkole średniej w Międzybrodziu Bialskim, w tym pensjonacie:
Chociaż z wtedy, aż tak Żaru nie kojarzę, pomimo, że byłem. Bardziej ten basen obok tego pensjonatu po prawej i nocną kąpiel z dziewczynami z klasy. Chodziłem do ekonomika, było nas tylko 3 chłopaków w klasie, a reszta to same dziewczyny.
No, ale moje pierwsze dalsze wycieczki rowerowe też były tam, tyle, że wtedy Żar zawsze podziwiałem opalając się z plaży przy kościele i tym sklepie Hill, co kiedyś zimą parkowaliśmy jak byliśmy na Czuplu.
No Żar z Kiczerą nie jest taki zły też mi się podoba i też mam sentyment, bo byłem tam dwa razy na wycieczce w szkole średniej w Międzybrodziu Bialskim, w tym pensjonacie:
Chociaż z wtedy, aż tak Żaru nie kojarzę, pomimo, że byłem. Bardziej ten basen obok tego pensjonatu po prawej i nocną kąpiel z dziewczynami z klasy. Chodziłem do ekonomika, było nas tylko 3 chłopaków w klasie, a reszta to same dziewczyny.
No, ale moje pierwsze dalsze wycieczki rowerowe też były tam, tyle, że wtedy Żar zawsze podziwiałem opalając się z plaży przy kościele i tym sklepie Hill, co kiedyś zimą parkowaliśmy jak byliśmy na Czuplu.
Ostatnio zmieniony 2018-06-11, 00:15 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
Piotrek pisze:Na Trzonce jest schronisko/chatka, wchodziliście?
Wiem, że jest, ale nie zaglądaliśmy. Pędziliśmy już w dół, jak szaleni, ochoty na ciepłe napoje jakoś nie było.
Vision pisze:ja dopiero w Porąbce to byłem o 15:00, nawet tam siedziałem 30 minut na ławce przy głównej drodze na przystanku przy moście
Przy tym? https://www.google.pl/maps/@49.8200354, ... 312!8i6656
To minęliśmy się o dwa metry, jeśli tak, bo myśmy startowali jakoś 15.20 z parkingu no i musiałem wyjeżdżać z tego wąskiego mostu i przejeżdżać przy tym przystanku.
Skoro opisujesz tereny doskonale mi znane to się przyjebię
Zdecyduj się...
Prosiłem, zdecyduj się w końcu
Nie jakaś tylko...
W porównaniu do Gancarza to ośla łączka
No to chyba nie dotarłeś do końca alei.
Dziękuję za uwagę Dobranoc.
sokół pisze:pobliskiej Kiczerze,(...)Kiczora wymiata.
Zdecyduj się...
sokół pisze:na Wielki Cisownik.(...)Cisowych Grap kapitalny.
Prosiłem, zdecyduj się w końcu
sokół pisze:Jest jakaś ruina szałasu.
Nie jakaś tylko...
sokół pisze:Tam musi być co najmniej drugi Gancarz.
W porównaniu do Gancarza to ośla łączka
sokół pisze:Aleja limbowa okazała się klapą. Wyobrażałem sobie nie wiadomo co, a tu po prostu między buczyną schowały się limby. W ilości sztuk pięć.
No to chyba nie dotarłeś do końca alei.
Dziękuję za uwagę Dobranoc.
Ostatnio zmieniony 2018-06-11, 14:47 przez darkheush, łącznie zmieniany 1 raz.
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Zoom.
Może jeszcze zanegujesz, że w partiach szczytowych Łamanej Skały rośnie górnoreglowy świerk?
Może jeszcze zanegujesz, że w partiach szczytowych Łamanej Skały rośnie górnoreglowy świerk?
Ostatnio zmieniony 2018-06-11, 15:14 przez darkheush, łącznie zmieniany 1 raz.
darkheush pisze:to się przyjebię
Cześć, słusznie
darkheush pisze:pobliskiej Kiczerze,(...)Kiczora wymiata.
Literówka, poprawiłem, dzięki.
darkheush pisze:na Wielki Cisownik.(...)Cisowych Grap kapitalny.
Tu akurat zagranie celowe, Cisowe Grapy to cały odcinek - między przełęczą Isepnicką a Przysłop, gdzie dochodzi szlak niebieski - dla mnie przynajmniej.
A Wielki Cisownik to jest to takie duze, kopulaste, co nie trzeba na to wchodzić, chociaż jest droga, bo szlak idzie bokiem, koło szałasu, a raczej jego ruin. Na niektórych mapach to się jakoś inaczej nazywa, ale ja, wychowany na Krygowskim i Matuszczyku, nie będę się przestawiać. No, mam nadzieję, że zrozumiałeś mój tok myślenia.
darkheush pisze:Nie jakaś tylko...
tez sobie taką fotkę zrobiłem, ale dziękuję.
darkheush pisze:No to chyba nie dotarłeś do końca alei.
Całkiem możliwe, sam więc oceń, zaznaczyłem Ci na obrazku. Dotarłem na szczyt Bukowskiego Gronia (była tabliczka i uśmiechnięty słupek, a potem w lewo pod kątem 90 stopni, stromo aż do szlaku) Limb naliczyłem sześć.
Tak mniej więcej wiem, jak wygląda limba, a teraz, biorąc pod uwagę posta Telefona, mam wątpliwości, czy Ty też wiesz...
Chociaż zapewne wiesz, żartowałem.
Ostatnio zmieniony 2018-06-11, 15:21 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
sokół pisze:Tu akurat zagranie celowe, Cisowe Grapy to cały odcinek - między przełęczą Isepnicką a Przysłop, gdzie dochodzi szlak niebieski - dla mnie przynajmniej.
A Wielki Cisownik to jest to takie duze, kopulaste, co nie trzeba na to wchodzić, chociaż jest droga, bo szlak idzie bokiem, koło szałasu, a raczej jego ruin. Na niektórych mapach to się jakoś inaczej nazywa, ale ja, wychowany na Krygowskim i Matuszczyku, nie będę się przestawiać. No, mam nadzieję, że zrozumiałeś mój tok myślenia.
No nie do końca chyba. O ile dobrze pamiętam rejon i tłumaczenia gości z PTTK A-ów, a zarazem poprawki nazewnictwa na mapie Compass to nie ma czegoś takiego jak Wielki Cisownik. Wg nazewnictwa autochtonów to od zachodu - )( Isepnicka, Cisowa Grapa, Wielka Cisowa Grapa i )( Przysłop Cisowy. Ponoć nazwa WIelki Cisownik została błędnie wprowadzona do kartografii CK Austro-Węgier. I przez wiele lat była uznawana za "lokalną".
telefon 110 pisze:ale słyszałem o różaneczniku zasadzonym dla jaj na stokach Czerwonych Wierchów.
Nie, nie słyszałem. Ale widziałem lat trzydzieści-kilka lat temu przerośniętą kosówkę przed schroniskiem na Jaworzynie (obecnie Groń JPII) przeniesioną z Babiej Góry. No i widziałem krokusy rosnące na Polanie Semikowej przesadzone "dla jaj" z Tatr w rejon Beskidu Małego.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 97 gości