Jak nas zbóje u Komonieckiego napadli - 08.09.2013
: 2013-09-09, 13:36
Pogoda na niedzielę była z góry zaplanowana, wiec trzeba zaplanować trasę.
Wstępnie miała być Orla z Krisem , ale on miał swoje szczytowanie na kibelku
Naciski w domu były na coś mniej ambitnego, a bardziej rodzinnego. Krisa popuściło i padło na Rycerzową. Ale jak to z wirusem bywa lubi się wrócić, Krzysztof został więc w łazience , a my zdecydowaliśmy się na Beskid Mały zwany Pięknym
Moje dziewczyny nie widziały nigdy groty Komonieckiego i tam postanowiłem je zabrać.
Córka zabrała klasową koleżankę,żeby się jej ze starymi rodzicami nie nudziło i koło 8,30 wyjechaliśmy z Kęt. Droga do Rzyk Praciaków minęła bez problemów i mozna było ruszyć w górę. Początkowo było chłodno , ale szlak oznakowany kolorem żółtym ma mocne działanie rozgrzewające
Moja żona znana z tego że trasa którą się porusza MA! być z górki , a co najwyżej płaska
od pierwszych chwil kręciła nosem , ale co tam ważne ,że dziewczyny pomykały w górę , bez zbędnego narzekania.
Krótki popas na Anuli celem uzupełnienia kalorii i kierujemy się w las. Kris mnie kiedyś ostrzegał,ze jak nie chcę mieć problemów, to żebym nie zabierał Oli- NIGDY -do Komonieckiego. Wiedział chłop co mówi... ale skąd on tak dobrze zna moją żonę??
I zaczęło się : a po co tam idziemy? czy nie można było iść za ścieżką, po co mnie w takie krzaki prowadzisz...itd. Na dodatek w grocie byłem jakiś czas temu i nie bardzo mogłem sobie przypomnieć jak tam trafić przez te krzaczory
Wielką falę żali przerwałem telefonem do darkheush'a z pytaniem o drogę
Potem było już mocno z górki...
Dziewczyny próbowały nawet udawać sandboarding
Już podchodząc w okolicę groty słychać było głosy wielu osób. Myślałem ,ze znowu ktoś sobie zrobił tam pijacką imprezkę
Przy samej grocie słyszę ,że ktoś do mnie mówi:
grzecznie poproszę o kartę bankomatową z PINem , telefon komórkowy i kluczyki od auta
Zdziwiłem się ogromnie , bo nigdy nie spotkałem takiego zbója na swojej drodze...
Żeby to był jeden , ale tam cała banda była
okowitę piła i ognisko paliła...
Zbójcom wpadły w oko moje niewiasty i zaczęło się pokazywanie oręża młodszym i częstowanie napitkiem starszej
Okazało się ,że mieliśmy szczęście spotkać rodzinną grupę rekonstrukcyjną ,w strojach beskidzkich rozbójników.
Mieli ze sobą jednego "cywila" z aparatem , który robił im sesję zdjęciową. Dzięki temu mieliśmy atrakcją folklorystyczną - było miło, kolorowo i wesoło.
Na chwilę przyćmiło to myśl o powrocie mającym nastąpić to samą drogą co przyszliśmy...
Ale o dziwo obeszło się bez wielkiego stękania
Nastękać i nastukać to się musiał kolega dzięcioł...
Na Anuli znowu odpoczynek... i ruszamy w stronę Potójnej. Szlak wymarzony szeroki i lekko z górki...humory dopisują. Ale nigdy nie jest tak ,żeby nie mogło być gorzej...Zawsze znajdzie się jakaś menda co ci humor spierdzieli...
Opuszczamy właśnie Rezerwat Przyrody Madahora ,a tu taki widok
-czemu pan mi robi zdjęcia?
-bo jeździ pan po lesie, a to przestępstwo , które zgłoszę na policję
- ja tu mieszkam (rejestracja) i mi wolno ...to niech pan zrobi i mnie zdjęcie
-proszę bardzo
- a jak mnie policja wezwie to pana oskarżę!
- a o co??
- o o o ,o marnowanie czasu!
i pojechał...
Podchodzimy pod Potrójną...korzystając z dobrodziejstw natury
A na szczycie trawing Nie po to niosłem koc w plecaku ,żeby nie poleżeć
Po półgodzinnej sjeście znowu słyszę znienawidzony odgłos...
Teraz pan siedzi z tyłu, a synek łamie prawo - BRAWO!
Fajnie się leży ale trza już wracać...
Wycieczka udana , wszyscy zadowoleni. Pogoda dopisała.
Tylu ludzi na tym szlaku, to nie widziałem od '83r., od czasów rajdów szkolnych i PTTK w których uczestniczyłem:)
Więcej fotek ze zbójowania na mojej galerii w Picassie.
Wstępnie miała być Orla z Krisem , ale on miał swoje szczytowanie na kibelku
Naciski w domu były na coś mniej ambitnego, a bardziej rodzinnego. Krisa popuściło i padło na Rycerzową. Ale jak to z wirusem bywa lubi się wrócić, Krzysztof został więc w łazience , a my zdecydowaliśmy się na Beskid Mały zwany Pięknym
Moje dziewczyny nie widziały nigdy groty Komonieckiego i tam postanowiłem je zabrać.
Córka zabrała klasową koleżankę,żeby się jej ze starymi rodzicami nie nudziło i koło 8,30 wyjechaliśmy z Kęt. Droga do Rzyk Praciaków minęła bez problemów i mozna było ruszyć w górę. Początkowo było chłodno , ale szlak oznakowany kolorem żółtym ma mocne działanie rozgrzewające
Moja żona znana z tego że trasa którą się porusza MA! być z górki , a co najwyżej płaska
od pierwszych chwil kręciła nosem , ale co tam ważne ,że dziewczyny pomykały w górę , bez zbędnego narzekania.
Krótki popas na Anuli celem uzupełnienia kalorii i kierujemy się w las. Kris mnie kiedyś ostrzegał,ze jak nie chcę mieć problemów, to żebym nie zabierał Oli- NIGDY -do Komonieckiego. Wiedział chłop co mówi... ale skąd on tak dobrze zna moją żonę??
I zaczęło się : a po co tam idziemy? czy nie można było iść za ścieżką, po co mnie w takie krzaki prowadzisz...itd. Na dodatek w grocie byłem jakiś czas temu i nie bardzo mogłem sobie przypomnieć jak tam trafić przez te krzaczory
Wielką falę żali przerwałem telefonem do darkheush'a z pytaniem o drogę
Potem było już mocno z górki...
Dziewczyny próbowały nawet udawać sandboarding
Już podchodząc w okolicę groty słychać było głosy wielu osób. Myślałem ,ze znowu ktoś sobie zrobił tam pijacką imprezkę
Przy samej grocie słyszę ,że ktoś do mnie mówi:
grzecznie poproszę o kartę bankomatową z PINem , telefon komórkowy i kluczyki od auta
Zdziwiłem się ogromnie , bo nigdy nie spotkałem takiego zbója na swojej drodze...
Żeby to był jeden , ale tam cała banda była
okowitę piła i ognisko paliła...
Zbójcom wpadły w oko moje niewiasty i zaczęło się pokazywanie oręża młodszym i częstowanie napitkiem starszej
Okazało się ,że mieliśmy szczęście spotkać rodzinną grupę rekonstrukcyjną ,w strojach beskidzkich rozbójników.
Mieli ze sobą jednego "cywila" z aparatem , który robił im sesję zdjęciową. Dzięki temu mieliśmy atrakcją folklorystyczną - było miło, kolorowo i wesoło.
Na chwilę przyćmiło to myśl o powrocie mającym nastąpić to samą drogą co przyszliśmy...
Ale o dziwo obeszło się bez wielkiego stękania
Nastękać i nastukać to się musiał kolega dzięcioł...
Na Anuli znowu odpoczynek... i ruszamy w stronę Potójnej. Szlak wymarzony szeroki i lekko z górki...humory dopisują. Ale nigdy nie jest tak ,żeby nie mogło być gorzej...Zawsze znajdzie się jakaś menda co ci humor spierdzieli...
Opuszczamy właśnie Rezerwat Przyrody Madahora ,a tu taki widok
-czemu pan mi robi zdjęcia?
-bo jeździ pan po lesie, a to przestępstwo , które zgłoszę na policję
- ja tu mieszkam (rejestracja) i mi wolno ...to niech pan zrobi i mnie zdjęcie
-proszę bardzo
- a jak mnie policja wezwie to pana oskarżę!
- a o co??
- o o o ,o marnowanie czasu!
i pojechał...
Podchodzimy pod Potrójną...korzystając z dobrodziejstw natury
A na szczycie trawing Nie po to niosłem koc w plecaku ,żeby nie poleżeć
Po półgodzinnej sjeście znowu słyszę znienawidzony odgłos...
Teraz pan siedzi z tyłu, a synek łamie prawo - BRAWO!
Fajnie się leży ale trza już wracać...
Wycieczka udana , wszyscy zadowoleni. Pogoda dopisała.
Tylu ludzi na tym szlaku, to nie widziałem od '83r., od czasów rajdów szkolnych i PTTK w których uczestniczyłem:)
Więcej fotek ze zbójowania na mojej galerii w Picassie.