19-22.02.2018 Miłe złego początki w Bieszczadach
: 2018-02-24, 16:33
W niedzielę wróciłam z Beskidu Żywieckiego i zgodnie z założeniami spakowałam się, by w poniedziałek wyruszyć w Bieszczady. O ile droga samochodem trwa dosyć krótko, o tyle podróż autobusem zamienia się już w 7-8-godzinną trasę. Tak też było i tym razem.
W związku z tym, że wyruszyłam o poranku, to ok. 14.30 byłam w Ustrzykach Górnych. Przywitały mnie one słońcem, ale prognozy zmieniły się na zdecydowanie gorsze niż do tej pory, więc miał być to ostatni piękny dzień.
Ja jednak byłam trochę zmęczona podróżą i głodna, więc ograniczyłam się tylko do krótkiego spaceru po Ustrzykach, obiadu w zajeździe i rozpakowania bagaży. Ku wieczorowi pogoda wciąż dopisywała, o czym świadczył widok z mojego okna.
We wtorek wstałam o 7:00, żeby zrobić zakupy śniadaniowe, gdyż dzień wcześniej nie było już w sklepie pieczywa. Dzień na razie znów witał ładną pogodą.
Po zjedzeniu śniadania spakowałam się i ruszyłam w kierunku zaplanowanej na ten dzień Tarnicy.
Stwierdziłam, że nawet gdybym miała pokonać pieszo odcinek Ustrzyki Górne - Wołosate (szlak na Tarnicę), to jestem w stanie to zrobić przed zmrokiem, więc żwawo ruszyłam w przód.
Po chwili jednak złapałam stopa - mieszkańca Wołosatego - i z nim udałam się w interesującym mnie kierunku, tym samym oszczędzając sobie dreptania po asfalcie.
Budki stoją jak stały, ale w zimie nieczynne, gdyż park zimą nie pobiera opłat.
Szlak wyglądał zachęcająco, udeptany, wygodny.
Wszystko wskazywało na to, że droga będzie przyjemna, a w dodatku na szlaku nie było zupełnie nikogo
Szybko dotarłam do lasu. Do tej pory tylko kilka razy schodziłam tym szlakiem i wydawał się dosyć stromy, ale nie było tak dramatycznie, jak mi się wydawało, że może być
Mimo wszystko czekałam na wyjście z lasu !
W wiacie zrobiłam sobie pierwszy postój herbaciany. Tutaj byłam już zdecydowanie za połową drogi, chociaż jeszcze została do zdobycia wysokość, stąd pod względem czasowym została mi jeszcze połowa drogi.
W końcu udało się wyjść z lasu!
Słońce ukrywało się za chmurami, które nabrały jego żółtej barwy.
Pojawiło się także ostrzeżenie lawinowe, choć raczej nie ma na tyle śniegu, a poza tym jest dobrze związany, więc zagrożenie raczej niewielkie.
Ale została ostatnia prosta i połonina, czyli teren teoretycznie lawinowy.
Teraz już zapowiadał się cały czas spacer widokowy.
Na czerwonym szlaku widziałam jakąś postać. Zastanawiałam się chwilami, czy tam czegoś nie ma, bo czarny punkcik długo znajdował się w tym samym miejscu, ale później zaczął się jednak przemieszczać, wiec nabrałam pewności, że to pierwszy człowiek, którego widzę dziś w górach
Oboje kierowaliśmy się w stronę Przełęczy pod Tarnicą, zatrzymując się i podziwiając widoki.
Spotkaliśmy się w okolicy przełęczy. Okazało się, że Sergiusz właśnie kończył zimowe GSB, które robił głównie nocując w namiocie, łącznie przez 29 dni, bo nie zawsze warunki pozwalały na robienie długich tras. Podziwiam!
Tutaj pogadaliśmy chwilę i ruszyliśmy każde w swoją stronę - ja na Tarnicę, on na dół.
Nie wyglądało na to, że niebo zaskoczy mnie swoją niebieskością, ale mimo wszystko było ładnie!
I podejście na Tarnicę też jakieś takie zupełnie delikatne i w ogóle nie męczące...
A na górze pustki! Tarnica na wyłączność dla mnie I nie wiało aż tak bardzo jak ciut niżej, więc było całkiem przyjemnie!
W związku z tym nie spieszyłam się, podziwiając widoki w wersji nie wymarzonej, ale zimowej
Udało mi się zrobić sobie zdjęcie, ale ile się gimnsatykowałam przy tym!
Wokół słońca było ładne halo, którego oczywiście na początku w ogóle nie zauważyłam
I połoniny, które chodziły po głowie gdzieś tam na następne dni...
W końcu ruszyłam z miejsca, by iść dalej.
Chociaż nie było to łatwe przy takiej aurze ...
Ale pojawili się jacyś inni ludzie! Zrobiliśmy zatem wymianę
Ja zmierzałam ku Szerokiemu Wierchowi, a oni ku Tarnicy.
Znów nie zatrzymywałam się na przełęczy zbyt długo, ponieważ cały czas myślałam o tym, że jestem sama, więc muszę pilnować siebie i czasu
Wdrapałam się z przełęczy pod górę, więc miałam ładny widok w tył
...czyli na Tarnicę
Zjeżdżał stamtąd jakiś narciarz, który czasem tak szalał, że się przewracał
Widoki wprawdzie bardzo podobne do tych z Tarnicy, ale i tak co krok się zatrzymywałam ;d
Jeszcze selfie, które zdecydowanie łatwiej sobie zrobić, chociaż teraz patrzę, że trochę krzywe ;d
...i znów wzrok w tył.
I w bok ;d
Ta jednokolorowość nawet mi się podobała
A przed sobą ciągle miałam Połoninę Caryńską i Wetlińską
Wzdłuż tyczek szło się bardzo wygodnie, bo szlak był udeptany, ale wystarczyło zejść odrobinę w bok, żeby się zapadać
Po drodze mijałam raptem kilka osób.
Cały czas szłam podziwiając widoki i zakładając, że raki założę dopiero w lesie..
Okazało się jednak, że musiałam zrobić to wcześniej, bo gdy droga zaczęła stromo schodzić w dół, przestało być wygodnie i bezpiecznie
Halo!
Zostało mi niecałe 1,5h drogi i mnóstwo czasu do zmierzchu, więc uskuteczniłam wleczenie się
Dłuższą przerwę postanowiłam jednak zrobić dopiero we wiacie, a tymczasem maszerowałam przez las.
Wiata powitała mnie uśmiechem.
...i spędziłam w niej blisko pół godziny, po czym dalej krok za krokiem powoli maszerowałam w dół...
Na dole jak zwykle wskoczyłam na obiad do zajazdu, poczytałam książkę, posłuchałam muzyki i poszłam do spania, czekając na następny dzień. Niestety miało być coraz gorzej... Ale o tym jutro, bo dzisiaj kończę ferie koncertem <3
W związku z tym, że wyruszyłam o poranku, to ok. 14.30 byłam w Ustrzykach Górnych. Przywitały mnie one słońcem, ale prognozy zmieniły się na zdecydowanie gorsze niż do tej pory, więc miał być to ostatni piękny dzień.
Ja jednak byłam trochę zmęczona podróżą i głodna, więc ograniczyłam się tylko do krótkiego spaceru po Ustrzykach, obiadu w zajeździe i rozpakowania bagaży. Ku wieczorowi pogoda wciąż dopisywała, o czym świadczył widok z mojego okna.
We wtorek wstałam o 7:00, żeby zrobić zakupy śniadaniowe, gdyż dzień wcześniej nie było już w sklepie pieczywa. Dzień na razie znów witał ładną pogodą.
Po zjedzeniu śniadania spakowałam się i ruszyłam w kierunku zaplanowanej na ten dzień Tarnicy.
Stwierdziłam, że nawet gdybym miała pokonać pieszo odcinek Ustrzyki Górne - Wołosate (szlak na Tarnicę), to jestem w stanie to zrobić przed zmrokiem, więc żwawo ruszyłam w przód.
Po chwili jednak złapałam stopa - mieszkańca Wołosatego - i z nim udałam się w interesującym mnie kierunku, tym samym oszczędzając sobie dreptania po asfalcie.
Budki stoją jak stały, ale w zimie nieczynne, gdyż park zimą nie pobiera opłat.
Szlak wyglądał zachęcająco, udeptany, wygodny.
Wszystko wskazywało na to, że droga będzie przyjemna, a w dodatku na szlaku nie było zupełnie nikogo
Szybko dotarłam do lasu. Do tej pory tylko kilka razy schodziłam tym szlakiem i wydawał się dosyć stromy, ale nie było tak dramatycznie, jak mi się wydawało, że może być
Mimo wszystko czekałam na wyjście z lasu !
W wiacie zrobiłam sobie pierwszy postój herbaciany. Tutaj byłam już zdecydowanie za połową drogi, chociaż jeszcze została do zdobycia wysokość, stąd pod względem czasowym została mi jeszcze połowa drogi.
W końcu udało się wyjść z lasu!
Słońce ukrywało się za chmurami, które nabrały jego żółtej barwy.
Pojawiło się także ostrzeżenie lawinowe, choć raczej nie ma na tyle śniegu, a poza tym jest dobrze związany, więc zagrożenie raczej niewielkie.
Ale została ostatnia prosta i połonina, czyli teren teoretycznie lawinowy.
Teraz już zapowiadał się cały czas spacer widokowy.
Na czerwonym szlaku widziałam jakąś postać. Zastanawiałam się chwilami, czy tam czegoś nie ma, bo czarny punkcik długo znajdował się w tym samym miejscu, ale później zaczął się jednak przemieszczać, wiec nabrałam pewności, że to pierwszy człowiek, którego widzę dziś w górach
Oboje kierowaliśmy się w stronę Przełęczy pod Tarnicą, zatrzymując się i podziwiając widoki.
Spotkaliśmy się w okolicy przełęczy. Okazało się, że Sergiusz właśnie kończył zimowe GSB, które robił głównie nocując w namiocie, łącznie przez 29 dni, bo nie zawsze warunki pozwalały na robienie długich tras. Podziwiam!
Tutaj pogadaliśmy chwilę i ruszyliśmy każde w swoją stronę - ja na Tarnicę, on na dół.
Nie wyglądało na to, że niebo zaskoczy mnie swoją niebieskością, ale mimo wszystko było ładnie!
I podejście na Tarnicę też jakieś takie zupełnie delikatne i w ogóle nie męczące...
A na górze pustki! Tarnica na wyłączność dla mnie I nie wiało aż tak bardzo jak ciut niżej, więc było całkiem przyjemnie!
W związku z tym nie spieszyłam się, podziwiając widoki w wersji nie wymarzonej, ale zimowej
Udało mi się zrobić sobie zdjęcie, ale ile się gimnsatykowałam przy tym!
Wokół słońca było ładne halo, którego oczywiście na początku w ogóle nie zauważyłam
I połoniny, które chodziły po głowie gdzieś tam na następne dni...
W końcu ruszyłam z miejsca, by iść dalej.
Chociaż nie było to łatwe przy takiej aurze ...
Ale pojawili się jacyś inni ludzie! Zrobiliśmy zatem wymianę
Ja zmierzałam ku Szerokiemu Wierchowi, a oni ku Tarnicy.
Znów nie zatrzymywałam się na przełęczy zbyt długo, ponieważ cały czas myślałam o tym, że jestem sama, więc muszę pilnować siebie i czasu
Wdrapałam się z przełęczy pod górę, więc miałam ładny widok w tył
...czyli na Tarnicę
Zjeżdżał stamtąd jakiś narciarz, który czasem tak szalał, że się przewracał
Widoki wprawdzie bardzo podobne do tych z Tarnicy, ale i tak co krok się zatrzymywałam ;d
Jeszcze selfie, które zdecydowanie łatwiej sobie zrobić, chociaż teraz patrzę, że trochę krzywe ;d
...i znów wzrok w tył.
I w bok ;d
Ta jednokolorowość nawet mi się podobała
A przed sobą ciągle miałam Połoninę Caryńską i Wetlińską
Wzdłuż tyczek szło się bardzo wygodnie, bo szlak był udeptany, ale wystarczyło zejść odrobinę w bok, żeby się zapadać
Po drodze mijałam raptem kilka osób.
Cały czas szłam podziwiając widoki i zakładając, że raki założę dopiero w lesie..
Okazało się jednak, że musiałam zrobić to wcześniej, bo gdy droga zaczęła stromo schodzić w dół, przestało być wygodnie i bezpiecznie
Halo!
Zostało mi niecałe 1,5h drogi i mnóstwo czasu do zmierzchu, więc uskuteczniłam wleczenie się
Dłuższą przerwę postanowiłam jednak zrobić dopiero we wiacie, a tymczasem maszerowałam przez las.
Wiata powitała mnie uśmiechem.
...i spędziłam w niej blisko pół godziny, po czym dalej krok za krokiem powoli maszerowałam w dół...
Na dole jak zwykle wskoczyłam na obiad do zajazdu, poczytałam książkę, posłuchałam muzyki i poszłam do spania, czekając na następny dzień. Niestety miało być coraz gorzej... Ale o tym jutro, bo dzisiaj kończę ferie koncertem <3