13/14.01.2018 Witajcie w naszej bajce...
: 2018-01-16, 16:56
13.01.2018 SOBOTA
Na drugi weekend stycznia zaplanowałam wycieczkę w Gorce. Nie wiedziałam gdzie, nie wiedziałam jak, ale wiedziałam, w które pasmo. To już coś. Śpiewanki krakowskie ułatwiły mi podjęcie decyzji o tym, że wyjeżdżam do Gorczańskiej Chaty.
Początkowo miała to być kolejna samotna wycieczka, ale już po powrocie ze śpiewanek późną nocą dowiedziałam się, że chcą dołączyć do mnie brat z dziewczyną oraz nasz bardzo dobry kolega. W związku z tym kolejny raz pisałam do Stefana, załatwiłam wszystkie formalności, a w sobotę rano ruszyliśmy z dwóch kierunków
Ja z Martą dotarłyśmy do Rzek przez Kraków, a Szymon z Grześkiem przez Nowy Sącz. Byliśmy praktycznie w tym samym czasie, ale oni dojechali taniej, choć mieli więcej przesiadek.
Ruszyliśmy niebieskim szlakiem na Gorc. Widać było, że pogoda dzisiaj trochę nam poskąpi, ale w towarzystwie zawsze raźniej. Na początku było trochę śniegu, trochę lodu, ale że pod górę idzie się w miarę łatwo, to nie zakładałyśmy raczków, tylko wzięłyśmy kije do łapek. Obie jesteśmy powypadkowe, więc ostrożności nigdy za wiele
Na Nowej Polanie zaczęła się już ładna mieszanina czerni i bieli, więc oczywiście musiałyśmy uszczknąć trochę czasu na zachwyty nad pięknem zimy Chwilę przed nami szła ekipa, która zmierzała do (rozsypującej się?) bacówki pod Gorcem. Zastanawiałam się, o którą chodzi, ale cały czas nie wiem ;d
Nowa Polana prezentowała się naprawdę ładnie
Z niej ponownie wchodziliśmy w las, by dojść do kolejnej polany - Świnkówki.
Powoli pozbywaliśmy się złudzeń, że się rozpogodzi (a jeszcze w środę były w miarę przyzwoite prognozy, które zapowiadały choć odrobinę słońca). Tymczasem widok ze Świnkówki w kierunku Tatr prezentował się mniej więcej następująco:
Między tą polaną, a następną, czyli Gorcem Troszackim, czekało nas kolejne przejście leśne.
Gdy na chwilę weszliśmy na polanę, myślałam, że już jesteśmy w strategicznym punkcie, choć zdziwiłam się, że nie ma ogrodzenia...
...ale okazało się, że omijamy tylko powalone drzewa i znów drepczemy lasem. Odcinek ten był jednak bardzo krótki, więc za chwilę doszliśmy do szlaku, znajdującego się na Gorcu Troszackim.
Z niego powinno być widać wieżę na Gorcu, Tatry, Beskid Wyspowy i Sądecki (z tego, co pamiętam), a było widać...
...nas. A właściwie ich, bo ja robiłam zdjęcia
...ławeczki, jeśli się podeszło odpowiednio blisko.
...chałupę (może to w niej nocowali? )
...i trochę drzew. To by było na tyle, jeśli chodzi o nasze możliwości podziwiania krajobrazów
Pozostał nam krótki odcinek szlaku do wieży.
Po drodze spotkaliśmy sporą grupę z PTT Tarnów, która robi Koronę Gorców. Część osób, która nie miała raków, dosyć mocno się ślizgała. My pod górę mieliśmy trochę łatwiej, choć Marta już wcześniej założyła swoje.
Ostrzegli nas, że możemy nie dojrzeć wieży...
...ale udało się
Ja na nią nie wychodziłam, bo niespecjalnie było po co. Szymon z Grześkiem wyszli, więc zrobiłam im pamiątkowe zdjęcie, na którym ledwo ich widać.
Włosy i czapki zamarzały, więc prezentowały się bardzo ciekawie
Nie zatrzymywaliśmy się na długo przy wieży, bo temperatury nie były sprzyjające. Moi zatrzymywali się po drodze parę razy na jakąś herbatkę, drożdżówkę, czy kanapkę, a że mnie się nie chciało nic wyciągać, to tylko zjadłam dwa cukierki od Marty i wypiłam kilka łyków piwa od Szymka
No i w drogę. Kolejnym naszym celem był Przysłop Dolny, do którego mieliśmy niecałą godzinkę drogi. Szlak na szczęście był przetarty, bardzo wygodny. Tym razem jednak był chwilowy stromy odcinek przy zejściu z Gorca, więc ja również wyciągnęłam raki, żeby się nie zabić, uszkodzić... Tylko Grzesiek brykał jak szalony i biegał w dół
Na Przysłopie Dolnym szybko odnaleźliśmy szlak i zaczęliśmy podążać ku Gorczańskiej Chacie. Trochę chwilami uruchamiał się leń, ale w związku z tym, że nadwornej marudy (naszego najukochańszego Jarka) nie było, to nikt nie wyrażał swoich myśli głośno Zejście do chaty było chwilami dość strome, więc chwilami czekałyśmy na "pod górę", zamiast "w dół". I doczekałyśmy się na polanie.
W międzyczasie dostaliśmy sms-a od Janka, o której dojdziemy, bo musi nam nagrzać ciepłą wodę pod prysznic. I choć napisaliśmy, że będziemy o 15.00, to dotarliśmy godzinę później. Na miejscu spotkaliśmy kilkoro znajomych, jednego fajnego gitarzystę... i zaczęliśmy sobie WOŚP-ować. Czekaliśmy na ładniejszą aurę następnego dnia.
Na drugi weekend stycznia zaplanowałam wycieczkę w Gorce. Nie wiedziałam gdzie, nie wiedziałam jak, ale wiedziałam, w które pasmo. To już coś. Śpiewanki krakowskie ułatwiły mi podjęcie decyzji o tym, że wyjeżdżam do Gorczańskiej Chaty.
Początkowo miała to być kolejna samotna wycieczka, ale już po powrocie ze śpiewanek późną nocą dowiedziałam się, że chcą dołączyć do mnie brat z dziewczyną oraz nasz bardzo dobry kolega. W związku z tym kolejny raz pisałam do Stefana, załatwiłam wszystkie formalności, a w sobotę rano ruszyliśmy z dwóch kierunków
Ja z Martą dotarłyśmy do Rzek przez Kraków, a Szymon z Grześkiem przez Nowy Sącz. Byliśmy praktycznie w tym samym czasie, ale oni dojechali taniej, choć mieli więcej przesiadek.
Ruszyliśmy niebieskim szlakiem na Gorc. Widać było, że pogoda dzisiaj trochę nam poskąpi, ale w towarzystwie zawsze raźniej. Na początku było trochę śniegu, trochę lodu, ale że pod górę idzie się w miarę łatwo, to nie zakładałyśmy raczków, tylko wzięłyśmy kije do łapek. Obie jesteśmy powypadkowe, więc ostrożności nigdy za wiele
Na Nowej Polanie zaczęła się już ładna mieszanina czerni i bieli, więc oczywiście musiałyśmy uszczknąć trochę czasu na zachwyty nad pięknem zimy Chwilę przed nami szła ekipa, która zmierzała do (rozsypującej się?) bacówki pod Gorcem. Zastanawiałam się, o którą chodzi, ale cały czas nie wiem ;d
Nowa Polana prezentowała się naprawdę ładnie
Z niej ponownie wchodziliśmy w las, by dojść do kolejnej polany - Świnkówki.
Powoli pozbywaliśmy się złudzeń, że się rozpogodzi (a jeszcze w środę były w miarę przyzwoite prognozy, które zapowiadały choć odrobinę słońca). Tymczasem widok ze Świnkówki w kierunku Tatr prezentował się mniej więcej następująco:
Między tą polaną, a następną, czyli Gorcem Troszackim, czekało nas kolejne przejście leśne.
Gdy na chwilę weszliśmy na polanę, myślałam, że już jesteśmy w strategicznym punkcie, choć zdziwiłam się, że nie ma ogrodzenia...
...ale okazało się, że omijamy tylko powalone drzewa i znów drepczemy lasem. Odcinek ten był jednak bardzo krótki, więc za chwilę doszliśmy do szlaku, znajdującego się na Gorcu Troszackim.
Z niego powinno być widać wieżę na Gorcu, Tatry, Beskid Wyspowy i Sądecki (z tego, co pamiętam), a było widać...
...nas. A właściwie ich, bo ja robiłam zdjęcia
...ławeczki, jeśli się podeszło odpowiednio blisko.
...chałupę (może to w niej nocowali? )
...i trochę drzew. To by było na tyle, jeśli chodzi o nasze możliwości podziwiania krajobrazów
Pozostał nam krótki odcinek szlaku do wieży.
Po drodze spotkaliśmy sporą grupę z PTT Tarnów, która robi Koronę Gorców. Część osób, która nie miała raków, dosyć mocno się ślizgała. My pod górę mieliśmy trochę łatwiej, choć Marta już wcześniej założyła swoje.
Ostrzegli nas, że możemy nie dojrzeć wieży...
...ale udało się
Ja na nią nie wychodziłam, bo niespecjalnie było po co. Szymon z Grześkiem wyszli, więc zrobiłam im pamiątkowe zdjęcie, na którym ledwo ich widać.
Włosy i czapki zamarzały, więc prezentowały się bardzo ciekawie
Nie zatrzymywaliśmy się na długo przy wieży, bo temperatury nie były sprzyjające. Moi zatrzymywali się po drodze parę razy na jakąś herbatkę, drożdżówkę, czy kanapkę, a że mnie się nie chciało nic wyciągać, to tylko zjadłam dwa cukierki od Marty i wypiłam kilka łyków piwa od Szymka
No i w drogę. Kolejnym naszym celem był Przysłop Dolny, do którego mieliśmy niecałą godzinkę drogi. Szlak na szczęście był przetarty, bardzo wygodny. Tym razem jednak był chwilowy stromy odcinek przy zejściu z Gorca, więc ja również wyciągnęłam raki, żeby się nie zabić, uszkodzić... Tylko Grzesiek brykał jak szalony i biegał w dół
Na Przysłopie Dolnym szybko odnaleźliśmy szlak i zaczęliśmy podążać ku Gorczańskiej Chacie. Trochę chwilami uruchamiał się leń, ale w związku z tym, że nadwornej marudy (naszego najukochańszego Jarka) nie było, to nikt nie wyrażał swoich myśli głośno Zejście do chaty było chwilami dość strome, więc chwilami czekałyśmy na "pod górę", zamiast "w dół". I doczekałyśmy się na polanie.
W międzyczasie dostaliśmy sms-a od Janka, o której dojdziemy, bo musi nam nagrzać ciepłą wodę pod prysznic. I choć napisaliśmy, że będziemy o 15.00, to dotarliśmy godzinę później. Na miejscu spotkaliśmy kilkoro znajomych, jednego fajnego gitarzystę... i zaczęliśmy sobie WOŚP-ować. Czekaliśmy na ładniejszą aurę następnego dnia.