17-19.11.2017 Mglisty i pochmurny Beskid Niski
: 2017-11-20, 18:36
Wprawdzie początkowo plany były nieco inne, ale czasem tak mam, że potrzebuję ciszy i spokoju, a idealnie wpasowuje się w tę koncepcję Beskid Niski.
Wyruszyliśmy już w piątek. Pudelek już o świcie. Mnie się trochę przedłużyła praca, więc zanim dotarłam do Gorlic, już ciemniało. W trakcie drogi postanowiłam, że dojadę na ostatni przystanek w Pętnej i stamtąd dotrę do niebieskiego szlaku, którym podrepczę do Bartnego. Pudelek w końcu zaakceptował mój pomysł i dołączył do mnie w autobusie po krótkim zwiedzaniu Ropicy.
Około 17 weszliśmy do pustego i ciemnego schroniska, ale później pojawiła się liczna ekipa żeglarzy, więc zrobiło się mniej spokojnie. Mnie natomiast dosyć szybko zmógł sen... Tak to już ze mną bywa
Wstaliśmy dopiero ok. 9.00 i zaczęliśmy się powoli gramolić do wyjścia, mimo iż pogoda nie kusiła. Było mgliście i siąpiło.
Około 10.00 wyruszyliśmy jednak ze schroniska, skąd postanowiliśmy udać się do Wołowca.
Pomysł trasy oczywiście znów przypadł tej bystrzejszej części grupy ;pppp
Widoków oczywiście... nie było
Ja uznałam, że tego mi było trzeba i radowałam się mgłą *_*
Droga zapowiadała się szeroka i wygodna, później dopiero miała się zwężać w ścieżynkę...
Droga jednak wyglądała mniej więcej tak...
...a że nie zawsze udawało się to zgrabnie i sprytnie ominąć, to: Trafiona - zatopiona!
W trakcie drogi trochę błota odpadło, ale lekko nie było, gdy się szło taką trasą.
Po przejściu przez przecinającą szlak drogę wreszcie dotarliśmy do szlaku, który nie był rozjeżdżony.
Szło się zdecydowanie wygodniej, bez zbędnej gimnastyki. W końcu jednak dotarliśmy do momentu, kiedy drzewa się przerzedzają i zaczyna się polana. To oznaczało, że powoli zbliżamy się do Wołowca.
Najpierw dotarliśmy do polnej drogi. Pojawiła się cywilizacja.
Później tą drogą dotarliśmy do asfaltu.
Skoro byliśmy tutaj, to oczywiście podeszliśmy ku cerkwi, mijając dom z ogrodem, który w lecie jest zawsze pięknie ukwiecony.
Od cerkwi najpierw podeszliśmy do cmentarza, do którego teoretycznie iść nie powinniśmy, gdyż dojście do niego było ogrodzone, a na sznurkach był wyraźnie napisany "Zakaz wstępu. Teren prywatny."
Cmentarz został sprywatyzowany, a drzewa wycięte
Szybko uciekliśmy z terenu prywatnego, zmierzając w kierunku cerkwi i cmentarza, który znajduje się bezpośrednio przy niej.
Z Wołowca chwilę szliśmy czerwono-żółtym szlakiem, ale później odbiliśmy na drogę leśną, która miała nas zaprowadzić prosto do następnej miejscowości.
Tak też było. Po kilkudziesięciu minutach widzieliśmy już cerkiew w Krzywej.
Po przeskoczeniu niewielkiego brodu...
...dotarliśmy do miejscowości.
Tutaj z bliska mogliśmy popatrzeć na cerkiew, Marcin jeszcze poszedł na cmentarz, a ja, w związku z tym, że już tu byłam, tym razem odpuściłam i odpoczywałam na przystanku
Chwilę jeszcze szliśmy po Krzywej.
...ale udało się złapać stopa, który zawiózł nas w okolice Banicy. Znów ja zrobiłam sobie przerwę na przystanku, a Marcin zszedł do Banicy, żeby obejrzeć cmentarz.
Po jego przyjściu zawróciliśmy w kierunku odbicia niebieskiego szlaku ku Magurze Małastowskiej. Złapaliśmy jeszcze ostatnie tego dnia krajobrazy
I weszliśmy w las...
Po półtorej godziny, już po ciemku dotarliśmy do Przełęczy Małastowskiej.
Stąd dotarliśmy do schroniska w remoncie... Tak minęła nam sobota. W niedzielę pogoda miała być lepsza.
Wyruszyliśmy już w piątek. Pudelek już o świcie. Mnie się trochę przedłużyła praca, więc zanim dotarłam do Gorlic, już ciemniało. W trakcie drogi postanowiłam, że dojadę na ostatni przystanek w Pętnej i stamtąd dotrę do niebieskiego szlaku, którym podrepczę do Bartnego. Pudelek w końcu zaakceptował mój pomysł i dołączył do mnie w autobusie po krótkim zwiedzaniu Ropicy.
Około 17 weszliśmy do pustego i ciemnego schroniska, ale później pojawiła się liczna ekipa żeglarzy, więc zrobiło się mniej spokojnie. Mnie natomiast dosyć szybko zmógł sen... Tak to już ze mną bywa
Wstaliśmy dopiero ok. 9.00 i zaczęliśmy się powoli gramolić do wyjścia, mimo iż pogoda nie kusiła. Było mgliście i siąpiło.
Około 10.00 wyruszyliśmy jednak ze schroniska, skąd postanowiliśmy udać się do Wołowca.
Pomysł trasy oczywiście znów przypadł tej bystrzejszej części grupy ;pppp
Widoków oczywiście... nie było
Ja uznałam, że tego mi było trzeba i radowałam się mgłą *_*
Droga zapowiadała się szeroka i wygodna, później dopiero miała się zwężać w ścieżynkę...
Droga jednak wyglądała mniej więcej tak...
...a że nie zawsze udawało się to zgrabnie i sprytnie ominąć, to: Trafiona - zatopiona!
W trakcie drogi trochę błota odpadło, ale lekko nie było, gdy się szło taką trasą.
Po przejściu przez przecinającą szlak drogę wreszcie dotarliśmy do szlaku, który nie był rozjeżdżony.
Szło się zdecydowanie wygodniej, bez zbędnej gimnastyki. W końcu jednak dotarliśmy do momentu, kiedy drzewa się przerzedzają i zaczyna się polana. To oznaczało, że powoli zbliżamy się do Wołowca.
Najpierw dotarliśmy do polnej drogi. Pojawiła się cywilizacja.
Później tą drogą dotarliśmy do asfaltu.
Skoro byliśmy tutaj, to oczywiście podeszliśmy ku cerkwi, mijając dom z ogrodem, który w lecie jest zawsze pięknie ukwiecony.
Od cerkwi najpierw podeszliśmy do cmentarza, do którego teoretycznie iść nie powinniśmy, gdyż dojście do niego było ogrodzone, a na sznurkach był wyraźnie napisany "Zakaz wstępu. Teren prywatny."
Cmentarz został sprywatyzowany, a drzewa wycięte
Szybko uciekliśmy z terenu prywatnego, zmierzając w kierunku cerkwi i cmentarza, który znajduje się bezpośrednio przy niej.
Z Wołowca chwilę szliśmy czerwono-żółtym szlakiem, ale później odbiliśmy na drogę leśną, która miała nas zaprowadzić prosto do następnej miejscowości.
Tak też było. Po kilkudziesięciu minutach widzieliśmy już cerkiew w Krzywej.
Po przeskoczeniu niewielkiego brodu...
...dotarliśmy do miejscowości.
Tutaj z bliska mogliśmy popatrzeć na cerkiew, Marcin jeszcze poszedł na cmentarz, a ja, w związku z tym, że już tu byłam, tym razem odpuściłam i odpoczywałam na przystanku
Chwilę jeszcze szliśmy po Krzywej.
...ale udało się złapać stopa, który zawiózł nas w okolice Banicy. Znów ja zrobiłam sobie przerwę na przystanku, a Marcin zszedł do Banicy, żeby obejrzeć cmentarz.
Po jego przyjściu zawróciliśmy w kierunku odbicia niebieskiego szlaku ku Magurze Małastowskiej. Złapaliśmy jeszcze ostatnie tego dnia krajobrazy
I weszliśmy w las...
Po półtorej godziny, już po ciemku dotarliśmy do Przełęczy Małastowskiej.
Stąd dotarliśmy do schroniska w remoncie... Tak minęła nam sobota. W niedzielę pogoda miała być lepsza.