16/17.06. Mogielica/Babia Góra - szybkie skoki w bok
: 2016-06-22, 12:59
Tak się to wszystko układa, że całkiem żwawo wracam do pełnej sprawności, więc postanowiłem przetestować wytrzymałość swojej kuternogi. A że czasowo byłem ograniczony godzinami pracy żłobka, to musiało być żwawo.
Dnia pierwszego debiut na Mogielicy. Niełatwo tam ogarnąć jakąś rozsądną pętelkę, ale coś do łba przyszło. Auto zostawiam na Przełęczy Rydza-Śmigłego, lecę kwadrans asfaltem do Słopnic i wbijam na żółty szlak w stronę Mogielicy. Sam szlak w całości wiedzie przez las, więc widoków nie ma absolutnie żadnych, może raptem ze dwa prześwity.. Dość daje po kopytach podejście, zwłaszcza rekonwalescentowi. A tak w ogóle to ów żółty szlak jest zamknięty w połowie ze względu na zrywkę drewna. Zamknięty być powinien, ale ze względu na ilość much. Nie byłem w stanie się zatrzymać na minutę, bo w każdy otwór wlatywały.. Lazłem ile sił w nogach, podpierając się jednym kijem, a drugim omiatałem okolicę, żeby france dały spokój.. Finalnie pod Mogielicą byłem w połowie planowanego czasu. Dzięki temu mogłem pomykać trochę fotek z wieży i pogadać z jedyną spotkaną owego dnia turystką. Także na samym szczycie chyba ze 40 minut zeszło.
Na dół lazłem szlakiem zielonym z powrotem na Przełęcz Rydza-Śmigłego. Tutaj prześwitów więcej, jakaś polanka się trafiła..
Ogólnie wycieczka świetna na rozruch. Co prawda widoczność z Mogielicy co najwyżej średnia, ale i tak co nieco było widać. Potencjał widokowy tam wielki i na pewno wrócę niebawem. Poniżej fotopstryków garść.
Dnia drugiego wymyśliłem Babią. Żeby trochę kulasa dociążyć, wymyśliłem, że rozgrzewka będzie na Górnym Płaju, dociążenie na Perci Akademików, a rozbiegam przez Sokolicę. W drodze na Krowiarki miałem nadzieję, że utrzyma się widoczność, bo parę razy Tatry się pokazały w pełnej krasie. Początki też zachęcające, lampa jak ta lala. Ale jak można się było spodziewać w połowie Perci zaatakował wiatr i chmury, a na samej Babiej ledwo telefon w rękach utrzymywałem. Pizgało po zbóju, a cała tatrzańska strona już była w gęstych chmurach. Ale nie ma tego złego - trochę człowiek świata zobaczył, kultury liznął. Na Babiej oczywiście tłum, wycieczek szkolnych czar. Nawet para bosonogich hipisów się trafiła Na Krowiarkach już mi nogi właziły w tyłek, bo zapieprzałem nie lada. W każdym razie udało się, noga nie odpadła, a banan na ryju się pojawił. Poniżej zdjęcia.
PS. Trzeba było dobić do trzydziestki, żeby pójść pierwszy raz samemu w góry
Dnia pierwszego debiut na Mogielicy. Niełatwo tam ogarnąć jakąś rozsądną pętelkę, ale coś do łba przyszło. Auto zostawiam na Przełęczy Rydza-Śmigłego, lecę kwadrans asfaltem do Słopnic i wbijam na żółty szlak w stronę Mogielicy. Sam szlak w całości wiedzie przez las, więc widoków nie ma absolutnie żadnych, może raptem ze dwa prześwity.. Dość daje po kopytach podejście, zwłaszcza rekonwalescentowi. A tak w ogóle to ów żółty szlak jest zamknięty w połowie ze względu na zrywkę drewna. Zamknięty być powinien, ale ze względu na ilość much. Nie byłem w stanie się zatrzymać na minutę, bo w każdy otwór wlatywały.. Lazłem ile sił w nogach, podpierając się jednym kijem, a drugim omiatałem okolicę, żeby france dały spokój.. Finalnie pod Mogielicą byłem w połowie planowanego czasu. Dzięki temu mogłem pomykać trochę fotek z wieży i pogadać z jedyną spotkaną owego dnia turystką. Także na samym szczycie chyba ze 40 minut zeszło.
Na dół lazłem szlakiem zielonym z powrotem na Przełęcz Rydza-Śmigłego. Tutaj prześwitów więcej, jakaś polanka się trafiła..
Ogólnie wycieczka świetna na rozruch. Co prawda widoczność z Mogielicy co najwyżej średnia, ale i tak co nieco było widać. Potencjał widokowy tam wielki i na pewno wrócę niebawem. Poniżej fotopstryków garść.
Dnia drugiego wymyśliłem Babią. Żeby trochę kulasa dociążyć, wymyśliłem, że rozgrzewka będzie na Górnym Płaju, dociążenie na Perci Akademików, a rozbiegam przez Sokolicę. W drodze na Krowiarki miałem nadzieję, że utrzyma się widoczność, bo parę razy Tatry się pokazały w pełnej krasie. Początki też zachęcające, lampa jak ta lala. Ale jak można się było spodziewać w połowie Perci zaatakował wiatr i chmury, a na samej Babiej ledwo telefon w rękach utrzymywałem. Pizgało po zbóju, a cała tatrzańska strona już była w gęstych chmurach. Ale nie ma tego złego - trochę człowiek świata zobaczył, kultury liznął. Na Babiej oczywiście tłum, wycieczek szkolnych czar. Nawet para bosonogich hipisów się trafiła Na Krowiarkach już mi nogi właziły w tyłek, bo zapieprzałem nie lada. W każdym razie udało się, noga nie odpadła, a banan na ryju się pojawił. Poniżej zdjęcia.
PS. Trzeba było dobić do trzydziestki, żeby pójść pierwszy raz samemu w góry