Beskid Ogrąmny
: 2016-06-19, 22:11
Jedziemy na Leskowiec - zapowiedziałem, a Magda chyba nie dosłyszała, bo przytaknęła głową.
O 10 rano meldujemy się w Rzykach. Miłe złego początki. Ładna pogoda, niezłe widoki.
Prawie jak Łindołs. Idziemy bezszlakowo od kościoła w kierunku Gancarza.
Podejście na Gancarz jest wspaniałe. Wyciskacz łez. Nie no, daje popalić.
Na Gancarzu Babcia wyciąga dwie puszki, Magda rzuca gromy z oczu, obracamy się z Babcią, w końcu wybuchamy śmiechem, może chodzi o to, że przy krzyżu nie wolno pić piwa?
Pół żartem, pół serio, wychodzę na kilka zdjęć, słynna już elektrownia Jaworzno.
Jakiś tam Śląsk chyba, cholera wie.
Ogólnie na szlaku niewielu, ale im bliżej Jaworzyny, tym więcej... Podglądamy z góry Wadowice
A tu bym przysiągł, że to Kraków, choć mogę się mylić.
Omijam tłumy, pielgrzymki, liczę, że na drugą stronę też nieźle widać, ale nie, Tatry ledwo, ledwo...
Szybkie frytki, kanapki i uciekamy w podskokach od gwarnej okolicy.
Pogoda na razie ładna, ale coś się święci
Na wschodzie jeszcze jako tako to wygląda
Ale na Babiej centralnie leje. I chmury ciągną, ciągną wprost na nas...
Na Romance to na bank mają ciekawie...
Suniemy grzbietem, czekając na ulewę, która wisi nad nami, jednak spada na nas tylko kilka kropel.
Forma Julki. No cóż, to ostatni sparing przed Tatrami. Zachowała się jak nasza repra. Niezbyt to wyszło. Tata często był baranem. Kolana płakały, ale serce miękkie.
Babcia to się cieszyła, że w ogóle pojechała, ale moje dziewczyny były pod dużym wrażeniem walorów widokowych trasy od Leskowca do Potrójnej, co często wyrażały swoimi minami.
Raz pojawił się widok na Andrychów, więc nie było aż tak źle. Mogło być gorzej.
Gdyby nie Potrójna, to byłaby najgorsza wycieczka. Potrójna jednak to takie miejsce, które ratuje honor.
Tutaj nawet najbardziej bolące nogi doznają cudownego ukojenia.
No i chatka u Ani i Rafała. Cudowna sprawa. Kto był, wie o czym piszę. Kto nie był...
Samoobsługa. Robisz kawę sam. Potem zastanawiałem się, czy samoobsługa tyczy się wszystkiego, bom nieco zgłodniał.
Hitem okazał się hamak.
Niemniej około piątej powoli ruszyliśmy w stronę Rzyk. I nawet na chwilę słońce wyszło.
Tatr niet, no ale ta Potrójna naprawdę jest fajna.
Z tyłu zaczęły gonić nas chmurzyska. Zawsze nas tu gonią.
A tam szliśmy sobie rano.
Zapomniałem, że noszę latawca. Magda mówiła mi, zebym nie przypominał małej, bo późno, ale ktoś na szczycie puszczał swojego i młoda to zauważyła...
Udawałem, że robię zdjęcia Babiej.
Nawet ładnie się prezentowała, choć jak jest ośnieżona, bardziej jest majestatyczna.
Tak czy siak skończyło się na tym, że tata musiał latawca wyciągnąć.
Na szczęście po kilku minutach latawiec się rozlatawczył. Chociaż czego wymagać od modelu za trzy złote. Ale to nic, poskleja się i będzie dobry. Niemniej trzeba przyznać, że momentami nawet latał.
My zaś bezszlakowo zeszliśmy bukowymi lasami w rejonie centrum Rzyk, na polany z ładnym widokiem na Gancarz. Łąki pięknie pachniały kwieciem, niebo zaciągnęło się, ale tu, w Rzykach było naprawdę ładnie.
I po ośmiu godzinach beznadziejnej walki w dziczy Beskidu Ogrąmnego kilka słów na podsumowanie.
Rzyki - pięknie położona mieścinka. Do Leskowca - las, las, las.. Leskowiec... widokowo nieźle, ale omijajcie w niedzielę. Tragedia.
Leskowiec - Potrójna. Dwie i pół godziny bez widoków. Las, las, las. Nudy. Może jesienią, jak buczyna jest czerwona.... ale czy mam w sobie tyle samozaparcia, by to sprawdzić?
Potrójna - najpiękniejsze miejsce w Beskidzie Małym.
Wrażenia?
Wnioski... następnym razem tylko Potrójna, albo Potrójna z pętlą od Targanic.
O 10 rano meldujemy się w Rzykach. Miłe złego początki. Ładna pogoda, niezłe widoki.
Prawie jak Łindołs. Idziemy bezszlakowo od kościoła w kierunku Gancarza.
Podejście na Gancarz jest wspaniałe. Wyciskacz łez. Nie no, daje popalić.
Na Gancarzu Babcia wyciąga dwie puszki, Magda rzuca gromy z oczu, obracamy się z Babcią, w końcu wybuchamy śmiechem, może chodzi o to, że przy krzyżu nie wolno pić piwa?
Pół żartem, pół serio, wychodzę na kilka zdjęć, słynna już elektrownia Jaworzno.
Jakiś tam Śląsk chyba, cholera wie.
Ogólnie na szlaku niewielu, ale im bliżej Jaworzyny, tym więcej... Podglądamy z góry Wadowice
A tu bym przysiągł, że to Kraków, choć mogę się mylić.
Omijam tłumy, pielgrzymki, liczę, że na drugą stronę też nieźle widać, ale nie, Tatry ledwo, ledwo...
Szybkie frytki, kanapki i uciekamy w podskokach od gwarnej okolicy.
Pogoda na razie ładna, ale coś się święci
Na wschodzie jeszcze jako tako to wygląda
Ale na Babiej centralnie leje. I chmury ciągną, ciągną wprost na nas...
Na Romance to na bank mają ciekawie...
Suniemy grzbietem, czekając na ulewę, która wisi nad nami, jednak spada na nas tylko kilka kropel.
Forma Julki. No cóż, to ostatni sparing przed Tatrami. Zachowała się jak nasza repra. Niezbyt to wyszło. Tata często był baranem. Kolana płakały, ale serce miękkie.
Babcia to się cieszyła, że w ogóle pojechała, ale moje dziewczyny były pod dużym wrażeniem walorów widokowych trasy od Leskowca do Potrójnej, co często wyrażały swoimi minami.
Raz pojawił się widok na Andrychów, więc nie było aż tak źle. Mogło być gorzej.
Gdyby nie Potrójna, to byłaby najgorsza wycieczka. Potrójna jednak to takie miejsce, które ratuje honor.
Tutaj nawet najbardziej bolące nogi doznają cudownego ukojenia.
No i chatka u Ani i Rafała. Cudowna sprawa. Kto był, wie o czym piszę. Kto nie był...
Samoobsługa. Robisz kawę sam. Potem zastanawiałem się, czy samoobsługa tyczy się wszystkiego, bom nieco zgłodniał.
Hitem okazał się hamak.
Niemniej około piątej powoli ruszyliśmy w stronę Rzyk. I nawet na chwilę słońce wyszło.
Tatr niet, no ale ta Potrójna naprawdę jest fajna.
Z tyłu zaczęły gonić nas chmurzyska. Zawsze nas tu gonią.
A tam szliśmy sobie rano.
Zapomniałem, że noszę latawca. Magda mówiła mi, zebym nie przypominał małej, bo późno, ale ktoś na szczycie puszczał swojego i młoda to zauważyła...
Udawałem, że robię zdjęcia Babiej.
Nawet ładnie się prezentowała, choć jak jest ośnieżona, bardziej jest majestatyczna.
Tak czy siak skończyło się na tym, że tata musiał latawca wyciągnąć.
Na szczęście po kilku minutach latawiec się rozlatawczył. Chociaż czego wymagać od modelu za trzy złote. Ale to nic, poskleja się i będzie dobry. Niemniej trzeba przyznać, że momentami nawet latał.
My zaś bezszlakowo zeszliśmy bukowymi lasami w rejonie centrum Rzyk, na polany z ładnym widokiem na Gancarz. Łąki pięknie pachniały kwieciem, niebo zaciągnęło się, ale tu, w Rzykach było naprawdę ładnie.
I po ośmiu godzinach beznadziejnej walki w dziczy Beskidu Ogrąmnego kilka słów na podsumowanie.
Rzyki - pięknie położona mieścinka. Do Leskowca - las, las, las.. Leskowiec... widokowo nieźle, ale omijajcie w niedzielę. Tragedia.
Leskowiec - Potrójna. Dwie i pół godziny bez widoków. Las, las, las. Nudy. Może jesienią, jak buczyna jest czerwona.... ale czy mam w sobie tyle samozaparcia, by to sprawdzić?
Potrójna - najpiękniejsze miejsce w Beskidzie Małym.
Wrażenia?
Wnioski... następnym razem tylko Potrójna, albo Potrójna z pętlą od Targanic.