25-27.05. Majowa zieleń w Beskidzie Niskim
: 2016-05-28, 14:55
Ostatnio dopadło mnie okrutne, straszne, bezduszne choróbsko, więc wielką radość sprawił mi fakt, że we wtorek poczułam się lepiej. Początkowo miałam nigdzie nie jechać, ale już we wtorkowy wieczór zaczęłam się uginać i zadzwoniłam do Ośrodka Nadleśnictwa w Radocynie zapytać o nocleg. Szczęśliwym trafem okazało się, że ktoś zrezygnował z wieloosobówki, więc pokój na czwartek już miałam. Grzecznie się spakowałam i w środę byłam gotowa do wyjazdu.
ŚRODA
Start zaplanowałam w Uściu Gorlickim, między innymi dlatego, że jedzie tam autobus bezpośrednio ode mnie, a podróż nim zajmuje nieco ponad dwie godziny. Środowa pogoda nie zachwycała. Ewidentnie coś wisiało w powietrzu.
Wysiadłam na przystanku w pobliżu cmentarza wojennego i ten był moim pierwszym przystankiem na drodze do schroniska.
Do cmentarza wojennego "przytulony" jest cmentarz łemkowski.
Pierwszy raz na takim cmentarzu widziałam nagrobki ze zdjęciem
A poza tym piękne zdobienia i eleganckie wykończenia.
Niedaleko cmentarza znajduje się cerkiew św. Paraskewy.
Niestety chmury, które się nad nią znajdowały, wyglądały dosyć niepokojąco, ale cały czas miałam nadzieję, że gdzieś znikną
Z tego miejsca ruszyłam dalej żółtym szlakiem w kierunku Odernego.
Szlak prowadzi głównie asfaltem, ale pomijając fakt, że w oddali było słychać pomruki burzy, szło się całkiem przyjemnie.
Im bliżej była burza, tym bardziej zastanawiałam się, czy nie spróbować jednak wrócić do domu, ale starałam się nie panikować przesadnie.
Tuż przed Odernem zaczął padać deszcz, więc wskoczyłam w pelerynę i ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że kościół jest otwarty.
Weszłam do środka i okazało się, że otwarty jest tylko dlatego, że trójka ludzi przyszła się pomodlić. Największą burzę i ulewę przesiedziałam tam, ale niestety państwo się w końcu zebrali, zamknęli kościół na cztery spusty, więc trzeba było się ruszyć. Wciąż trochę padało, ale na szczęście zaczęło się przejaśniać!
Gdy zbliżałam się do Wierchu, zrobiło się całkiem przyjemnie. Deszcz ustał i zaczęło wychodzić słońce.
Z drzew unosiła się para.
Miałam nadzieję, że niepogoda już nie wróci.
Tuż za Wierchem zaczepili mnie panowie, którzy koniecznie chcieli mnie gdzieś podwieźć, więc stwierdziłam, że co mi tam ;P Pogadaliśmy trochę. Opowiadali mi o festiwalu, który właśnie odbywa się w Nowicy i zawieźli mnie tam. W związku z tym ruszyłam dalej asfaltem w kierunku Magury. Wydawało mi się, że stąd może być bliżej niż szlakiem
Wciąż jednak kotłowały się chmury.
Wśród drzew była ukryta cerkiew, ale w związku z tym, że nadal w oddali mruczało, postanowiłam do niej nie podchodzić, jako że kiedyś już tam byłam
Po drodze minęłam ten straszny znak!
Okazało się jednak, że kozy ktoś powiesił, więc mogłam iść bezpiecznie dalej.
Trzeba było mimo wszystko nabrać przyspieszenia, jeśli chciałam zdążyć przed kolejną burzą. W dodatku znów zaczęło siąpić!
Kiedy dotarłam znów do żółtego szlaku, rozpoczęła się kolejna solidna burza.
W dodatku jakoś źle odbiłam, więc w trakcie największej burzy szłam po leśnych krzakach na przełaj, żeby dotrzeć do schroniska i czekałam, aż wreszcie ono wyłoni się zza drzew.
Na szczęście w końcu się udało! Burza ustała. Schronisko stanęło na mojej drodze. Okienko nie reagowało na moje wołania, więc zeszłam na dół i wieczór spędziłam miło z gospodarzem schroniska oraz jego znajomymi.
Czwartek był zdecydowanie bardziej pogodny. W końcu z jakiegoś powodu zostałam skwareczką...
ŚRODA
Start zaplanowałam w Uściu Gorlickim, między innymi dlatego, że jedzie tam autobus bezpośrednio ode mnie, a podróż nim zajmuje nieco ponad dwie godziny. Środowa pogoda nie zachwycała. Ewidentnie coś wisiało w powietrzu.
Wysiadłam na przystanku w pobliżu cmentarza wojennego i ten był moim pierwszym przystankiem na drodze do schroniska.
Do cmentarza wojennego "przytulony" jest cmentarz łemkowski.
Pierwszy raz na takim cmentarzu widziałam nagrobki ze zdjęciem
A poza tym piękne zdobienia i eleganckie wykończenia.
Niedaleko cmentarza znajduje się cerkiew św. Paraskewy.
Niestety chmury, które się nad nią znajdowały, wyglądały dosyć niepokojąco, ale cały czas miałam nadzieję, że gdzieś znikną
Z tego miejsca ruszyłam dalej żółtym szlakiem w kierunku Odernego.
Szlak prowadzi głównie asfaltem, ale pomijając fakt, że w oddali było słychać pomruki burzy, szło się całkiem przyjemnie.
Im bliżej była burza, tym bardziej zastanawiałam się, czy nie spróbować jednak wrócić do domu, ale starałam się nie panikować przesadnie.
Tuż przed Odernem zaczął padać deszcz, więc wskoczyłam w pelerynę i ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że kościół jest otwarty.
Weszłam do środka i okazało się, że otwarty jest tylko dlatego, że trójka ludzi przyszła się pomodlić. Największą burzę i ulewę przesiedziałam tam, ale niestety państwo się w końcu zebrali, zamknęli kościół na cztery spusty, więc trzeba było się ruszyć. Wciąż trochę padało, ale na szczęście zaczęło się przejaśniać!
Gdy zbliżałam się do Wierchu, zrobiło się całkiem przyjemnie. Deszcz ustał i zaczęło wychodzić słońce.
Z drzew unosiła się para.
Miałam nadzieję, że niepogoda już nie wróci.
Tuż za Wierchem zaczepili mnie panowie, którzy koniecznie chcieli mnie gdzieś podwieźć, więc stwierdziłam, że co mi tam ;P Pogadaliśmy trochę. Opowiadali mi o festiwalu, który właśnie odbywa się w Nowicy i zawieźli mnie tam. W związku z tym ruszyłam dalej asfaltem w kierunku Magury. Wydawało mi się, że stąd może być bliżej niż szlakiem
Wciąż jednak kotłowały się chmury.
Wśród drzew była ukryta cerkiew, ale w związku z tym, że nadal w oddali mruczało, postanowiłam do niej nie podchodzić, jako że kiedyś już tam byłam
Po drodze minęłam ten straszny znak!
Okazało się jednak, że kozy ktoś powiesił, więc mogłam iść bezpiecznie dalej.
Trzeba było mimo wszystko nabrać przyspieszenia, jeśli chciałam zdążyć przed kolejną burzą. W dodatku znów zaczęło siąpić!
Kiedy dotarłam znów do żółtego szlaku, rozpoczęła się kolejna solidna burza.
W dodatku jakoś źle odbiłam, więc w trakcie największej burzy szłam po leśnych krzakach na przełaj, żeby dotrzeć do schroniska i czekałam, aż wreszcie ono wyłoni się zza drzew.
Na szczęście w końcu się udało! Burza ustała. Schronisko stanęło na mojej drodze. Okienko nie reagowało na moje wołania, więc zeszłam na dół i wieczór spędziłam miło z gospodarzem schroniska oraz jego znajomymi.
Czwartek był zdecydowanie bardziej pogodny. W końcu z jakiegoś powodu zostałam skwareczką...