16/17.04. Wiatrem pisane, czyli bieszczadzkie połoniny
: 2016-04-18, 22:43
Do weekendowego wyjazdu podchodziłam dosyć sceptycznie, bo okazało się, że nie ma możliwości wydłużenia go o jeden dzień, więc nie miałam wiele czasu na nacieszenie się Bieszczadami. Ostatecznie zignorowałam ciągle zmieniające się prognozy pogody i dołączyłam do towarzystwa, które już przebywało w Cisnej. Po siedmiu godzinach radosnej jazdy i krótkim spacerku trafiłam pod Hon.
Tam spędziłam miły wieczór. Schronisko było prawie puste. Siekierezada była opustoszała. Pomimo że, jak się okazało, były dość przyzwoite prognozy pogody, ludzi było niewielu.
Rano rozstałam się z resztą towarzystwa, która postanowiła chodzić po jakichś krzakach i lasach (:P), a ja mimo wszystko w związku z niewielką ilością czasu, poszłam sprawdzić, co słychać na połoninach. Ze schroniska wyszłam nie najwcześniej, bo o 9:00, ale stwierdziłam, że to optymalna godzina na złapanie stopa
Najpierw oczywiście łapałam stopa w złym kierunku! Pamiętajmy, że to ja! Po chwilce już się ogarnęłam i wróciłam na właściwe tory. Zanim jednak udało mi się cokolwiek złapać, minęło trochę czasu i 3 km. Pan wprawdzie jechał tylko do Przysłupia, ale jak się zagadaliśmy, to nadłożył te 9 km w jedną stronę i dowiózł mnie pod szlak
Wprawdzie oczywiście już tędy szłam, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, zwłaszcza że początek dnia zapowiadał się całkiem przyzwoicie.
Przy budce jeszcze zostały cofnięte dwie osoby z psiakiem (dzień później były na szlaku osoby z psami )...
Przez las szło się bardzo przyjemnie chociaż pod górę ;P
Przy wiacie zrobiłam sobie pierwszą przerwę przypomniawszy sobie, że nie zaaplikowałam sobie moich leków
Od wiaty pozostało już niewiele czasu do momentu, kiedy widoki się odsłonią, ale jeszcze przez chwilę można było nacieszyć się lasem.
Przed Przełęczą Orłowicza jeszcze niewiele widać, ale skoro widać już samą przełęcz, to nie jest źle
Na przełęczy już zaczął się dosyć intensywny wiatr, więc trzeba było zrezygnować z chodzenia w krótkiej koszulce i się trochę opatulić
Skoro już się ubrałam, można było założyć z powrotem plecak, do łapki podpórki przeciwwiatrowe i w drogę
Nie było tłumów, ale parę ludzi tutaj jednak się przewinęło.
Na Smerek nie wychodziłam, gdyż wiedziałam, że reszta ekipy ma dotrzeć ok. 18.00 do Ustrzyk, więc planowałam też mniej więcej o tej porze zakończyć wycieczkę.
Chwilami słońce zasłaniało się chmurami, a wtedy połoniny trochę szarzały i wiatr był nieco mocniejszy.
Kiedy słońce oświetlało połoniny, od razu robiło się bardziej kolorowo!
Na Osadzkim Wierchu już byli jacyś śmiałkowie, ja jednak miałam jeszcze kawałek
Jednak maszerując najpierw ścieżynką, a potem schodkami, w końcu i mnie się udało
Stąd już było widać chatynkę!
A z boku tylko co jakiś czas ciemne chmury, więc zastanawiałam się, kiedy znów przyjdą i przysłonią "moje" słońce!
Czasy na tabliczkach są trochę przekłamane, bo szło się zdecydowanie szybciej A mapy też mówią zupełnie co innego.
Z Osadzkiego pomaszerowałam do Chatki, żeby tam zrobić sobie przerwę. Cały czas miałam nadzieję, że przerwę na zupę
Dotarłszy do chatki jednak porzuciłam pomysł zupy, gdyż było za dużo ludzi i niespecjalnie było gdzie usiąść. Usiadłam na tym zewnętrznym wietrzysku, wyciągnęłam suchą bułę i banana, więc zaspokoiłam swój głód. ;P
Z tego miejsca zrobiłam jeszcze kilka zdjęć Połoniny Wetlińskiej.
...i mojego kolejnego celu na dziś, czyli Caryńskiej.
Udało mi się też upolować twórcę pamiątkowego zdjęcia! Akurat wtedy, gdy zgasło słońce!
I ruszyłam w dół w kierunku Brzegów.
Po drodze jeszcze przez jakiś czas miałam piękne widoki
...a później znowu las! W którym kolorytu dodawał czosnek niedźwiedzi
Kiedy doszłam na dół, najpierw panowie wcisnęli mi, jak się okazało, kit o jakimś koncercie w Ustrzykach Górnych. Później dostałam propozycję dowozu na miejsce, ale ostatecznie stwierdziłam, że idę górami, więc odjechaaaaaaali Ja tymczasem poszłam na Połoninę Caryńską.
Po drodze zajrzałam na cmentarz, na który oczywiście wchodzę za każdym razem, gdy tutaj jestem.
Towarzyszyła mi wiewióra, ale miała zdecydowanie lepszy refleks niż ja! :O
Chwilę później ruszyłam w kierunku bardzo motywującej wiaty.
...i w końcu się doczekałam
W wiacie pusto. Tylko ja i zerwana z drzewa figurka.
Po chwili odpoczynku ruszyłam dalej, licząc na to, że zdążę przed jakimś załamaniem pogody.
Nadciągały już jednak ciemniejsze chmury.
Zanim dotarłam na górę, zaczęły już przysuwać się niebezpiecznie blisko!
I wcale mi się to nie podobało, bo oznaczało, że słońce zniknie, a ja będę szła w szarówce
Zaczęło się natomiast przejaśniać w oddali :<
A u mnie chmury coraz gęstsze, chociaż słońce nadal się przebijało!
Zgodnie z przewidywaniami, gdy dotarłam wyżej, słońca już nie było.
Mimo wszystko było bardzo ładnie.
Dopadłam nielicznych już turystów, którzy zrobili mi zdjęcie. Jednak nie mogłam na to patrzeć
Oni odeszli, a ja jeszcze chwilę z nadzieją czekałam na promienie słońca.
I na moment się doczekałam!
Usiadłam więc na ławce i odpoczywałam, pomimo trochę przeszkadzającego wiatru.
Jednak pamiętając, że towarzystwo może dotrzeć wcześniej niż ja, w końcu się podniosłam i ruszyłam dalej!
Chmur przybywało, więc słońca było coraz mniej, a wiatr coraz bardziej przerzucał mnie na boki
Po drodze spotkałam jeszcze dwie samotnie spacerujące dziewczyny Też się zataczały tak jak ja
Po drodze także rozwaliłam swój telefon, bo oczywiście nie mógł spaść gdzie indziej niż na kamień, więc mam uroczą pajęczynę na ekranie ;-))
Jeszcze tylko chwila z widokami, a później las!
W lesie znów czosnek, więc kolejny raz było zielono!
Ja jednak złapałam przyspieszenie...
I o 18.00 byłam już w Ustrzykach szukając noclegu, bo jak się okazało, Kremenaros, w którym chcieliśmy spać, niestety był w remoncie...
Tam spędziłam miły wieczór. Schronisko było prawie puste. Siekierezada była opustoszała. Pomimo że, jak się okazało, były dość przyzwoite prognozy pogody, ludzi było niewielu.
Rano rozstałam się z resztą towarzystwa, która postanowiła chodzić po jakichś krzakach i lasach (:P), a ja mimo wszystko w związku z niewielką ilością czasu, poszłam sprawdzić, co słychać na połoninach. Ze schroniska wyszłam nie najwcześniej, bo o 9:00, ale stwierdziłam, że to optymalna godzina na złapanie stopa
Najpierw oczywiście łapałam stopa w złym kierunku! Pamiętajmy, że to ja! Po chwilce już się ogarnęłam i wróciłam na właściwe tory. Zanim jednak udało mi się cokolwiek złapać, minęło trochę czasu i 3 km. Pan wprawdzie jechał tylko do Przysłupia, ale jak się zagadaliśmy, to nadłożył te 9 km w jedną stronę i dowiózł mnie pod szlak
Wprawdzie oczywiście już tędy szłam, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, zwłaszcza że początek dnia zapowiadał się całkiem przyzwoicie.
Przy budce jeszcze zostały cofnięte dwie osoby z psiakiem (dzień później były na szlaku osoby z psami )...
Przez las szło się bardzo przyjemnie chociaż pod górę ;P
Przy wiacie zrobiłam sobie pierwszą przerwę przypomniawszy sobie, że nie zaaplikowałam sobie moich leków
Od wiaty pozostało już niewiele czasu do momentu, kiedy widoki się odsłonią, ale jeszcze przez chwilę można było nacieszyć się lasem.
Przed Przełęczą Orłowicza jeszcze niewiele widać, ale skoro widać już samą przełęcz, to nie jest źle
Na przełęczy już zaczął się dosyć intensywny wiatr, więc trzeba było zrezygnować z chodzenia w krótkiej koszulce i się trochę opatulić
Skoro już się ubrałam, można było założyć z powrotem plecak, do łapki podpórki przeciwwiatrowe i w drogę
Nie było tłumów, ale parę ludzi tutaj jednak się przewinęło.
Na Smerek nie wychodziłam, gdyż wiedziałam, że reszta ekipy ma dotrzeć ok. 18.00 do Ustrzyk, więc planowałam też mniej więcej o tej porze zakończyć wycieczkę.
Chwilami słońce zasłaniało się chmurami, a wtedy połoniny trochę szarzały i wiatr był nieco mocniejszy.
Kiedy słońce oświetlało połoniny, od razu robiło się bardziej kolorowo!
Na Osadzkim Wierchu już byli jacyś śmiałkowie, ja jednak miałam jeszcze kawałek
Jednak maszerując najpierw ścieżynką, a potem schodkami, w końcu i mnie się udało
Stąd już było widać chatynkę!
A z boku tylko co jakiś czas ciemne chmury, więc zastanawiałam się, kiedy znów przyjdą i przysłonią "moje" słońce!
Czasy na tabliczkach są trochę przekłamane, bo szło się zdecydowanie szybciej A mapy też mówią zupełnie co innego.
Z Osadzkiego pomaszerowałam do Chatki, żeby tam zrobić sobie przerwę. Cały czas miałam nadzieję, że przerwę na zupę
Dotarłszy do chatki jednak porzuciłam pomysł zupy, gdyż było za dużo ludzi i niespecjalnie było gdzie usiąść. Usiadłam na tym zewnętrznym wietrzysku, wyciągnęłam suchą bułę i banana, więc zaspokoiłam swój głód. ;P
Z tego miejsca zrobiłam jeszcze kilka zdjęć Połoniny Wetlińskiej.
...i mojego kolejnego celu na dziś, czyli Caryńskiej.
Udało mi się też upolować twórcę pamiątkowego zdjęcia! Akurat wtedy, gdy zgasło słońce!
I ruszyłam w dół w kierunku Brzegów.
Po drodze jeszcze przez jakiś czas miałam piękne widoki
...a później znowu las! W którym kolorytu dodawał czosnek niedźwiedzi
Kiedy doszłam na dół, najpierw panowie wcisnęli mi, jak się okazało, kit o jakimś koncercie w Ustrzykach Górnych. Później dostałam propozycję dowozu na miejsce, ale ostatecznie stwierdziłam, że idę górami, więc odjechaaaaaaali Ja tymczasem poszłam na Połoninę Caryńską.
Po drodze zajrzałam na cmentarz, na który oczywiście wchodzę za każdym razem, gdy tutaj jestem.
Towarzyszyła mi wiewióra, ale miała zdecydowanie lepszy refleks niż ja! :O
Chwilę później ruszyłam w kierunku bardzo motywującej wiaty.
...i w końcu się doczekałam
W wiacie pusto. Tylko ja i zerwana z drzewa figurka.
Po chwili odpoczynku ruszyłam dalej, licząc na to, że zdążę przed jakimś załamaniem pogody.
Nadciągały już jednak ciemniejsze chmury.
Zanim dotarłam na górę, zaczęły już przysuwać się niebezpiecznie blisko!
I wcale mi się to nie podobało, bo oznaczało, że słońce zniknie, a ja będę szła w szarówce
Zaczęło się natomiast przejaśniać w oddali :<
A u mnie chmury coraz gęstsze, chociaż słońce nadal się przebijało!
Zgodnie z przewidywaniami, gdy dotarłam wyżej, słońca już nie było.
Mimo wszystko było bardzo ładnie.
Dopadłam nielicznych już turystów, którzy zrobili mi zdjęcie. Jednak nie mogłam na to patrzeć
Oni odeszli, a ja jeszcze chwilę z nadzieją czekałam na promienie słońca.
I na moment się doczekałam!
Usiadłam więc na ławce i odpoczywałam, pomimo trochę przeszkadzającego wiatru.
Jednak pamiętając, że towarzystwo może dotrzeć wcześniej niż ja, w końcu się podniosłam i ruszyłam dalej!
Chmur przybywało, więc słońca było coraz mniej, a wiatr coraz bardziej przerzucał mnie na boki
Po drodze spotkałam jeszcze dwie samotnie spacerujące dziewczyny Też się zataczały tak jak ja
Po drodze także rozwaliłam swój telefon, bo oczywiście nie mógł spaść gdzie indziej niż na kamień, więc mam uroczą pajęczynę na ekranie ;-))
Jeszcze tylko chwila z widokami, a później las!
W lesie znów czosnek, więc kolejny raz było zielono!
Ja jednak złapałam przyspieszenie...
I o 18.00 byłam już w Ustrzykach szukając noclegu, bo jak się okazało, Kremenaros, w którym chcieliśmy spać, niestety był w remoncie...