24/25.10.2015. Liczenie owiec, kiełbasa z kominka i Tatry na
: 2015-10-26, 19:38
24.10.2015 (sobota)
Na Hali Łabowskiej byłam już trzeci raz w tym roku - zimą, latem, a teraz jesienią Niby ciągle to samo miejsce, ale za każdym razem inne.
Tym razem wybrałyśmy się z aniołkiem w poszukiwaniu jesieni! Część trasy była dla mnie nowa. Do Piwnicznej dotarłyśmy ok. 10.00. Zaczęło się wtedy już przebijać niebieskie niebo, ale wciąż unosiły się też nad nami niskie, ciemne chmury, które zabierały nam dostęp do słońca;)
Już na ulicach miejscowości widziałyśmy, że będzie to prawdziwie jesienny wypad.
Tylko... gdzie to słońce?!
Odcinek, który każdy normalny śmiertelnik, przeszedłby w 10 minut, nam zajął 1,5 godziny, ale okazało się, że dzięki temu w końcu doczekałyśmy się upragnionego słońca.
Wróciłyśmy więc z powrotem na początek szlaku, by zacząć tę trasę od nowa. Tym razem w słońcu!
W końcu zaczęłyśmy zdobywać wysokość, a nie tylko rekordy w jak najdłuższym przejściu jak najkrótszego odcinka trasy
Piwniczna-Zdrój została za naszymi plecami...
...a przed nami... jesień!
Co i rusz wydawałyśmy z siebie okrzyki zachwytu! (Jakże mądrze wybrałyśmy rejon wycieczki ;>)
Trochę nas to spowalniało, bo po drodze zachwycałyśmy się każdym listkiem, każdym drzewem, każdym kolorem z osobna
Zmierzałyśmy jednak dalej, bardzo powolnym tempem. W końcu zaczęły się pojawiać pierwsze domki, co oznaczało, że jesteśmy tuż przy osiedlu Jarzębaki.
Ach, jakie oni mają piękne widoki na tym osiedlu! Zwłaszcza teraz!
My jednak szybko przemyknęłyśmy przez osiedle, gdyż jakieś małe psiury próbowały mnie atakować! ;-)
Zatrzymałyśmy się jednak przy kapliczce. Bynajmniej nie po to, aby się pomodlić
Po chwili ruszyłyśmy dalej w kierunku lasu.
Oczy uciekały jednak w stronę widoków!
W lesie też było pięknie!
Po przejściu pewnego stromego odcinka trasy, aniołek zażądał przerwy, więc znalazłyśmy pieniek, na którym usiadłyśmy na chwilę. Widoki fajne.
Po chwili usłyszałam dzwonki i zauważyłam, że w naszą stronę zbliża się mnóstwo owiec! ;-) Po chwili wszystkie były przy nas i zaczęły nam pozować! ;-)
Jednorożec !!!!
Po chwili znalazły sobie dziurę i wszystkie po kolei zaczęły przechodzić na moją stronę.
Rozpoczęłyśmy "liczenie owiec"! Dobrze, że nie usnęłam!
Te dopiero maszerowały w stronę dziury! Jeden baran nie mógł się przecisnąć i robił kilka podejść
A na koniec biegła taka jedna ociężała, podczas gdy wszystkie już przeszły!
Okazało się jednak, że pojawiło się dla nich kolejne utrudnienie, czyli pastuch. Ufff! Nie uciekną daleko!
Ale i to nie stanowiło dla nich przeszkody. Znalazły jakąś rozwaloną część pastucha i przeszły wszystkie skubańce na drugą stronę szlaku. Dopiero wtedy leniwy pies pasterski się spostrzegł i zaczął szczekać w ich kierunku
One jednak nic sobie z tego nie robiły. Tu było im dobrze! ;-)
Nam też, wiec przez dłuższą chwilę podziwiałyśmy widoki!
Kiedy dotarłam na Pisaną, cała hala była już w cieniu, tylko oddalone drzewa były skąpane w zachodzącym słońcu. Nie kusiło to, aby pobyć tam dłużej, bo robiło się strasznie zimno.
W związku z tym ruszyłam dalej w stronę Hali Łabowskiej, chcąc dotrzeć tam przed zmrokiem. Aniołek wypatrzyła Tatry w okolicy, więc się ociągała
Na Łabowską dotarłam tuż po zmroku. Odpoczęłam, wypiłam piwko i czekałam na Aniołka. W końcu i ona dotarła, więc ogarnęłyśmy się trochę i zrobiłyśmy mini-imprezę przy ognisku z nalewkami, kiełbaską, chlebkiem i świeczką
Wieczór minął szybko, a następnego dnia miała się trochę zepsuć pogoda...
Mozolnie, powoli na Halę Łabowską
Na Hali Łabowskiej byłam już trzeci raz w tym roku - zimą, latem, a teraz jesienią Niby ciągle to samo miejsce, ale za każdym razem inne.
Tym razem wybrałyśmy się z aniołkiem w poszukiwaniu jesieni! Część trasy była dla mnie nowa. Do Piwnicznej dotarłyśmy ok. 10.00. Zaczęło się wtedy już przebijać niebieskie niebo, ale wciąż unosiły się też nad nami niskie, ciemne chmury, które zabierały nam dostęp do słońca;)
Już na ulicach miejscowości widziałyśmy, że będzie to prawdziwie jesienny wypad.
Tylko... gdzie to słońce?!
Odcinek, który każdy normalny śmiertelnik, przeszedłby w 10 minut, nam zajął 1,5 godziny, ale okazało się, że dzięki temu w końcu doczekałyśmy się upragnionego słońca.
Wróciłyśmy więc z powrotem na początek szlaku, by zacząć tę trasę od nowa. Tym razem w słońcu!
W końcu zaczęłyśmy zdobywać wysokość, a nie tylko rekordy w jak najdłuższym przejściu jak najkrótszego odcinka trasy
Piwniczna-Zdrój została za naszymi plecami...
...a przed nami... jesień!
Co i rusz wydawałyśmy z siebie okrzyki zachwytu! (Jakże mądrze wybrałyśmy rejon wycieczki ;>)
Trochę nas to spowalniało, bo po drodze zachwycałyśmy się każdym listkiem, każdym drzewem, każdym kolorem z osobna
Zmierzałyśmy jednak dalej, bardzo powolnym tempem. W końcu zaczęły się pojawiać pierwsze domki, co oznaczało, że jesteśmy tuż przy osiedlu Jarzębaki.
Ach, jakie oni mają piękne widoki na tym osiedlu! Zwłaszcza teraz!
My jednak szybko przemyknęłyśmy przez osiedle, gdyż jakieś małe psiury próbowały mnie atakować! ;-)
Zatrzymałyśmy się jednak przy kapliczce. Bynajmniej nie po to, aby się pomodlić
Po chwili ruszyłyśmy dalej w kierunku lasu.
Oczy uciekały jednak w stronę widoków!
W lesie też było pięknie!
Po przejściu pewnego stromego odcinka trasy, aniołek zażądał przerwy, więc znalazłyśmy pieniek, na którym usiadłyśmy na chwilę. Widoki fajne.
Po chwili usłyszałam dzwonki i zauważyłam, że w naszą stronę zbliża się mnóstwo owiec! ;-) Po chwili wszystkie były przy nas i zaczęły nam pozować! ;-)
Jednorożec !!!!
Po chwili znalazły sobie dziurę i wszystkie po kolei zaczęły przechodzić na moją stronę.
Rozpoczęłyśmy "liczenie owiec"! Dobrze, że nie usnęłam!
Te dopiero maszerowały w stronę dziury! Jeden baran nie mógł się przecisnąć i robił kilka podejść
A na koniec biegła taka jedna ociężała, podczas gdy wszystkie już przeszły!
Okazało się jednak, że pojawiło się dla nich kolejne utrudnienie, czyli pastuch. Ufff! Nie uciekną daleko!
Ale i to nie stanowiło dla nich przeszkody. Znalazły jakąś rozwaloną część pastucha i przeszły wszystkie skubańce na drugą stronę szlaku. Dopiero wtedy leniwy pies pasterski się spostrzegł i zaczął szczekać w ich kierunku
One jednak nic sobie z tego nie robiły. Tu było im dobrze! ;-)
Nam też, wiec przez dłuższą chwilę podziwiałyśmy widoki!
Kiedy dotarłam na Pisaną, cała hala była już w cieniu, tylko oddalone drzewa były skąpane w zachodzącym słońcu. Nie kusiło to, aby pobyć tam dłużej, bo robiło się strasznie zimno.
W związku z tym ruszyłam dalej w stronę Hali Łabowskiej, chcąc dotrzeć tam przed zmrokiem. Aniołek wypatrzyła Tatry w okolicy, więc się ociągała
Na Łabowską dotarłam tuż po zmroku. Odpoczęłam, wypiłam piwko i czekałam na Aniołka. W końcu i ona dotarła, więc ogarnęłyśmy się trochę i zrobiłyśmy mini-imprezę przy ognisku z nalewkami, kiełbaską, chlebkiem i świeczką
Wieczór minął szybko, a następnego dnia miała się trochę zepsuć pogoda...
Mozolnie, powoli na Halę Łabowską