Po Rysiance hula wiatr
: 2015-10-05, 15:57
Budzik, stara świnia, zaczął drzeć ryja o piątej rano. Ciemno. Wstać mi się nie chce. Poleżałam chwilkę i przypomniałam sobie,że przecież jest niedziela, ma być piękna pogoda, a ja jadę w góry , a nie idę do pracy. Ochota na wstawanie przyszła natychmiast...
Kilkanaście minut po ósmej zajeżdżamy na parking w Skałce. Stoi już sporo samochodów, ale jeszcze jest dość luźno. Przebieramy się, zakładamy plecaki, kij w łapę i ruszamy w drogę. Na śniadanie dziś będą jagodzianki.
No to jesteśmy na Boraczej. Jagodzianki też są-cała wielka taca jagodzianek. Jedną pożeram na miejscu, drugą biorę do domu. Siedzimy ponad godzinę. Słonecznie, ale chłodno. Wieje jak cholera.Nareszcie stwierdzamy,że nie ma co bałamucić dłużej, trzeba się zbierać w dalszą drogę.
Boracza zostaje w dole.
Dochodzimy do miejsca rozwidlenia szlaków- zielonego i czarnego.Dalej idziemy czarnym-na Halę Redykalną.
W pewnym momencie odwracamy sie i widzimy most,przez który w sierpniu jechaliśmy na Kubalonkę.
I szczyty Beskidu Śląskiego.
I już jesteśmy na Hali Redykalnej.
Krótki odpoczynek, kilka łyków wody i idziemy dalej, w stronę Hali Lipowskiej.
Wciąż próbuję dojrzeć Tatry, ale próby to mizerne, bo choć słoneczna pogoda,na niebie zbierają się małe chmury i akurat część z nich umyślała sobie,że zawiśnie nad Tatrami.
Do schroniska zbliżamy się w porze obiadu i bardzo dobrze.
Na Lipowskiej tłumów nie ma, kilka osób zaledwie. Bez problemu znajdujemy sobie wolną ławkę i stolik. Nie wieje , ogólnie jest ciepło i sympatycznie. Na jedzenie nie trzeba długo czekać, porcje przyzwoite, żarcie smaczne. Siedzimy i siedzimy. W końcu trzeba ruszać dalej, bo ludzi przybywa i też chcą jeść obiad, więc szukają wolnych miejsc.
Kilka minut i kolejne schronisko.
Tu długo wysiedzieć się nie da. Wieje niesamowicie. Nie pomaga kurtka ani kaptur. W schronisku tłok. Plączemy się po okolicy. Podziwiamy widoki, robimy fotki.
Kolejna usilna próba wypatrzenia Tatr.
Pilsko
Diablaczek
Troszkę lansu
Pora wracać. Schodzimy na Halę Pawlusią.
Romanka w dalszym ciągu czeka na nas. Znów obiecujemy sobie ,że następnym razem.
Jeszcze fotka na Pawlusiej i lasem w dół.
W Skałce robię jeszcze trochę fotek w drodze do parkingu.
Ten domek dwa lata temu przykuł naszą uwagę. Był jak z bajki, śliczny i zadbany. Teraz niestety pusty i zniszczony. Szkoda
Na parkingu mnóstwo aut, przy drodze zresztą też. My niestety mamy długą drogę przed sobą, nie możemy zostać do samego wieczora. Do domu wracamy dość późno po trzech godzinach jazdy. Udało się uniknąć korków, co wczoraj graniczyło prawie z cudem. A wycieczka dużo by pisać.... cudowna... choć tylko jednodniowa.
Kilkanaście minut po ósmej zajeżdżamy na parking w Skałce. Stoi już sporo samochodów, ale jeszcze jest dość luźno. Przebieramy się, zakładamy plecaki, kij w łapę i ruszamy w drogę. Na śniadanie dziś będą jagodzianki.
No to jesteśmy na Boraczej. Jagodzianki też są-cała wielka taca jagodzianek. Jedną pożeram na miejscu, drugą biorę do domu. Siedzimy ponad godzinę. Słonecznie, ale chłodno. Wieje jak cholera.Nareszcie stwierdzamy,że nie ma co bałamucić dłużej, trzeba się zbierać w dalszą drogę.
Boracza zostaje w dole.
Dochodzimy do miejsca rozwidlenia szlaków- zielonego i czarnego.Dalej idziemy czarnym-na Halę Redykalną.
W pewnym momencie odwracamy sie i widzimy most,przez który w sierpniu jechaliśmy na Kubalonkę.
I szczyty Beskidu Śląskiego.
I już jesteśmy na Hali Redykalnej.
Krótki odpoczynek, kilka łyków wody i idziemy dalej, w stronę Hali Lipowskiej.
Wciąż próbuję dojrzeć Tatry, ale próby to mizerne, bo choć słoneczna pogoda,na niebie zbierają się małe chmury i akurat część z nich umyślała sobie,że zawiśnie nad Tatrami.
Do schroniska zbliżamy się w porze obiadu i bardzo dobrze.
Na Lipowskiej tłumów nie ma, kilka osób zaledwie. Bez problemu znajdujemy sobie wolną ławkę i stolik. Nie wieje , ogólnie jest ciepło i sympatycznie. Na jedzenie nie trzeba długo czekać, porcje przyzwoite, żarcie smaczne. Siedzimy i siedzimy. W końcu trzeba ruszać dalej, bo ludzi przybywa i też chcą jeść obiad, więc szukają wolnych miejsc.
Kilka minut i kolejne schronisko.
Tu długo wysiedzieć się nie da. Wieje niesamowicie. Nie pomaga kurtka ani kaptur. W schronisku tłok. Plączemy się po okolicy. Podziwiamy widoki, robimy fotki.
Kolejna usilna próba wypatrzenia Tatr.
Pilsko
Diablaczek
Troszkę lansu
Pora wracać. Schodzimy na Halę Pawlusią.
Romanka w dalszym ciągu czeka na nas. Znów obiecujemy sobie ,że następnym razem.
Jeszcze fotka na Pawlusiej i lasem w dół.
W Skałce robię jeszcze trochę fotek w drodze do parkingu.
Ten domek dwa lata temu przykuł naszą uwagę. Był jak z bajki, śliczny i zadbany. Teraz niestety pusty i zniszczony. Szkoda
Na parkingu mnóstwo aut, przy drodze zresztą też. My niestety mamy długą drogę przed sobą, nie możemy zostać do samego wieczora. Do domu wracamy dość późno po trzech godzinach jazdy. Udało się uniknąć korków, co wczoraj graniczyło prawie z cudem. A wycieczka dużo by pisać.... cudowna... choć tylko jednodniowa.