13.09.2015 Droga prywatna, kocia inwentaryzacja i atak dziki
: 2015-09-13, 22:27
Jako że ostatnio padam na pysk, ten weekend miał być przeznaczony na sen. Dużo snu. Śniłam więc w piątek od 13 do 15, później zafundowałam sobie dłuuuugą senną noc z piątku na sobotę, ale po sms-ie Błażeja o tym, jak w górach jest idealnie, więcej snu nie było mi trzeba. Było mi trzeba gór.
W związku z tym wczoraj spakowałam się bardzo szybciutko, zapominając kilku rzeczy. O apteczce przypomniałam sobie rano - na szczęście! Okazała się być potrzebna. Sprawdziłam prognozy pogody - idealne (jak rzecze Błażej)!
Rano przywitała mnie mgła i długo nie chciała pożegnać. Niestety nie na tyle długo, by się nią nacieszyć w terenie, więc łapałam ją z perspektywy autobusu.
Do Frycowej dotarłam dosyć szybko, a stamtąd Hop! na szlak, początkowo prowadzący asfaltem.
Niestety już tutaj można było zauważyć, że widoczność będzie dupiata, jak na większości letnich wycieczek.
Trzeba było zatem cieszyć się innymi rzeczami niż dalekie obserwacje. Postanowiłam w związku z tym cieszyć się chmurami, zasłaniającymi wierzchołki okolicznych gór.
Szlak jest bardzo przyjemny, wręcz spacerowy, więc miałam tylko kilka powodów do dyszenia
Krajobrazy "trącą" jesienią. Na razie barw nabierają trawy i borowiny, a większość drzew utrzymuje swój letni, zielony kolor
W pewnym momencie doszłam do "drogi prywatnej". Ktoś sobie mocno wziął do serca "prywatność" swojej drogi, bo była cała obrzucona większymi bądź mniejszymi gałęziami - Żaden śmiałek raczej tamtędy nie przejedzie.
W końcu udało się przedrzeć przez ten labirynt drzew i zrobiło się nieco wygodniej.
Ostatnie widoki przed drogą leśną do Hali Pisanej utwierdziły mnie w przekonaniu, że lepszej widoczności nie będzie! A do tej pory jeszcze miałam nadzieję, że te mgły się trochę rozejdą
Na Halę Pisaną doszłam szybciej, niż głosiły wszystkie moje mapy - ach! Uwielbiam, kiedy mapy oszukują w tę stronę, a nie w tę drugą! ;-)
Tutaj zabawiłam trochę dłużej, aby zjeść drugie śniadanie.
Po posileniu się ruszyłam dalej wśród rudych łąk i zielonych lasów w kierunku Hali Łabowskiej.
Ten odcinek drogi znałam już w wersji zimowej. W późno-letniej też prezentuje się sympatycznie, choć dziś było widać znacznie mniej
W końcu dotarłam na Halę Łabowską. Najpierw pokręciłam się wokół schroniska - ani widu kociej duszy! :O
...a były. Oto dowód!
Chyba faktycznie zostały zjedzone przez dzierżawcę! Co gorsza dzierżawcy też nie było widać! Może zjadły go panie z obsługi! :O
Jedyne zwierzęta, które ocalały, to te:
I osy! Mnóstwo os! Szczególne gratulacje dla tej, która spośród wszystkich ludzi w schronisku, użądliła alergika-astmatyka ... Na szczęście przypomniałam sobie rano o apteczce, więc szybko zażyłam leki odczulające, w związku z czym pozostał mi tylko nieduży obrzęk i ból. Paskudne dzikie zwierzę
Nie wiedziałam, jak mój organizm będzie chciał dalej reagować na użądlenie, więc postanowiłam po zjedzeniu naleśników i wypiciu piwa, ruszyć dalej w stronę Łomnicy-Zdrój.
Tatry majaczyły w oddali.
Ale nic to! Rude łąki i tak wyglądały uroczo!
Na Hali Skotarka nie tylko zrobiłam kilka zdjęć...
...ale też dorwałam ludziki, które zrobiły mnie jedyne tego dnia zdjęcie!
Później już tylko schodziłam w dół - faktycznie nie zawsze było przyjemnie W związku z tym, że jestem gapą, która w dodatku w jednej ręce trzyma aparat, a w drugiej - butelkę z wodą, zaliczyłam ze dwa-trzy zjazdy, aż w końcu dotarłam do Łomnicy.
Po drodze napotkałam "Stefana".
Następnie okazało się, że do autobusu mam prawie dwie godziny, więc postanowiłam się przejść wsią.
Tym sposobem w końcu dotarłam do Piwnicznej, skąd było więcej autobusów, więc wskoczyłam do jednego z nich i popędziłam w kierunku domu ...a teraz pora na sen ;-)
Krótka wycieczka na Halę Łabowską
W związku z tym wczoraj spakowałam się bardzo szybciutko, zapominając kilku rzeczy. O apteczce przypomniałam sobie rano - na szczęście! Okazała się być potrzebna. Sprawdziłam prognozy pogody - idealne (jak rzecze Błażej)!
Rano przywitała mnie mgła i długo nie chciała pożegnać. Niestety nie na tyle długo, by się nią nacieszyć w terenie, więc łapałam ją z perspektywy autobusu.
Do Frycowej dotarłam dosyć szybko, a stamtąd Hop! na szlak, początkowo prowadzący asfaltem.
Niestety już tutaj można było zauważyć, że widoczność będzie dupiata, jak na większości letnich wycieczek.
Trzeba było zatem cieszyć się innymi rzeczami niż dalekie obserwacje. Postanowiłam w związku z tym cieszyć się chmurami, zasłaniającymi wierzchołki okolicznych gór.
Szlak jest bardzo przyjemny, wręcz spacerowy, więc miałam tylko kilka powodów do dyszenia
Krajobrazy "trącą" jesienią. Na razie barw nabierają trawy i borowiny, a większość drzew utrzymuje swój letni, zielony kolor
W pewnym momencie doszłam do "drogi prywatnej". Ktoś sobie mocno wziął do serca "prywatność" swojej drogi, bo była cała obrzucona większymi bądź mniejszymi gałęziami - Żaden śmiałek raczej tamtędy nie przejedzie.
W końcu udało się przedrzeć przez ten labirynt drzew i zrobiło się nieco wygodniej.
Ostatnie widoki przed drogą leśną do Hali Pisanej utwierdziły mnie w przekonaniu, że lepszej widoczności nie będzie! A do tej pory jeszcze miałam nadzieję, że te mgły się trochę rozejdą
Na Halę Pisaną doszłam szybciej, niż głosiły wszystkie moje mapy - ach! Uwielbiam, kiedy mapy oszukują w tę stronę, a nie w tę drugą! ;-)
Tutaj zabawiłam trochę dłużej, aby zjeść drugie śniadanie.
Po posileniu się ruszyłam dalej wśród rudych łąk i zielonych lasów w kierunku Hali Łabowskiej.
Ten odcinek drogi znałam już w wersji zimowej. W późno-letniej też prezentuje się sympatycznie, choć dziś było widać znacznie mniej
W końcu dotarłam na Halę Łabowską. Najpierw pokręciłam się wokół schroniska - ani widu kociej duszy! :O
...a były. Oto dowód!
Chyba faktycznie zostały zjedzone przez dzierżawcę! Co gorsza dzierżawcy też nie było widać! Może zjadły go panie z obsługi! :O
Jedyne zwierzęta, które ocalały, to te:
I osy! Mnóstwo os! Szczególne gratulacje dla tej, która spośród wszystkich ludzi w schronisku, użądliła alergika-astmatyka ... Na szczęście przypomniałam sobie rano o apteczce, więc szybko zażyłam leki odczulające, w związku z czym pozostał mi tylko nieduży obrzęk i ból. Paskudne dzikie zwierzę
Nie wiedziałam, jak mój organizm będzie chciał dalej reagować na użądlenie, więc postanowiłam po zjedzeniu naleśników i wypiciu piwa, ruszyć dalej w stronę Łomnicy-Zdrój.
Tatry majaczyły w oddali.
Ale nic to! Rude łąki i tak wyglądały uroczo!
Na Hali Skotarka nie tylko zrobiłam kilka zdjęć...
...ale też dorwałam ludziki, które zrobiły mnie jedyne tego dnia zdjęcie!
Później już tylko schodziłam w dół - faktycznie nie zawsze było przyjemnie W związku z tym, że jestem gapą, która w dodatku w jednej ręce trzyma aparat, a w drugiej - butelkę z wodą, zaliczyłam ze dwa-trzy zjazdy, aż w końcu dotarłam do Łomnicy.
Po drodze napotkałam "Stefana".
Następnie okazało się, że do autobusu mam prawie dwie godziny, więc postanowiłam się przejść wsią.
Tym sposobem w końcu dotarłam do Piwnicznej, skąd było więcej autobusów, więc wskoczyłam do jednego z nich i popędziłam w kierunku domu ...a teraz pora na sen ;-)
Krótka wycieczka na Halę Łabowską