19-21.08.15 Przyczajona Świnia, Ukryty Paszkwil i słońce na
: 2015-08-22, 22:10
19.08.2015 r. ŚRODA
Pogoda sprzyjała. Ambicje były. Góry czekały otworem. I to nie tym tylnym! Spakowałam więc plecak i w drogę, jak się okazało dosyć długą. Podróż do Rycerki Górnej Kolonii zajęła mi 6 godzin, ale czego się nie robi dla świń, paszkwili, zimnego schroniska i słońca, które nie od początku pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Dotarłszy do Rajczy jeszcze zastanawiałam się, czy nie pojechać do Zwardonia i przejść się innym niż wcześniej szlakiem. Później stwierdziłam, że:
a) przecież jestem leniem,
b) byłam w innej porze roku, więc to nie jest "ten sam" szlak,
c) pogoda nie rozpieszcza, a miało być inaczej!
Ruszyłam więc żółtym z Rycerki, mijając po drodze znajome mi okolice, które zapamiętałam z marca.
W końcu skręciłam na szlak, który prowadził już przez las. Jak wiadomo im dalej w las, tym więcej drzew. Tym razem dosłownie. Na początku było skromnie.
Później coraz gęściej.
Momentami wyłaniały się również inne wzniesienia. Tego nie było, kiedy byliśmy tutaj w marcu! ;-)
Tego dnia wszystkie zdjęcia wykonałam sobie sama. Ależ jestem radosna! I stwierdziłam, że szlak jest dziecinnie prosty, a inaczej go zapamiętałam z kiedyś.
Z uśmiechem brnęłam więc dalej ku górze, mijając z rzadka jakichś ludzi, schodzących już w doliny i czasem ucinając sobie krótką rozmowę
To miejsce pamiętałam. Tutaj też nie widziałam nic oprócz mgły i pobliskich drzew
Gwałtowny skręt w prawo oznaczał, że już za chwilę, już za moment będę przy schronisku.
Wypadało najpierw uzupełnić płyny.
Tak też zrobiłam. Zwłaszcza że na zewnątrz było pochmurno. Dostałam również pokój z przemiłymi panami, którzy bardzo uroczo się zareklamowali - będą chrapać przez całą noc. Postanowiłam to jednak przetrwać z godnością i po posileniu się poszłam nacieszyć się widokami z Raczy, bo nigdzie dalej nie miałam ochoty odchodzić. Najpierw pokręciłam się po całym szczycie, oglądając widoki z każdej strony.
Później wyszłam na wieżyczkę widokową, gdzie chwilę posiedziałam, czując wiatr we włosach
Na chwilę wróciłam do schroniska, żeby przebrać sandały, ubrać się ciut cieplej i wrócić na zachód słońca, choć zapowiadał się przeciętnie. Ale przecież po to przyjechałam!
19.08. Zmierzając na Raczę
19.08.2015. ZACHÓD NR 1
Ściągnęłam sandały, założyłam skarpetki i treki. Szalik, czapkę, rękawiczki...mogłabym założyć, gdybym je miała Zamówiłam piwo na drogę i ruszyłam - dosyć wcześnie - na wieżę w poszukiwaniu zachodu słońca.
Widać było, że będzie licho, bo słońce cały czas czaiło się za chmurami.
Ja jednak byłam nieugięta i robiłam milion pięćset tysięcy jednakowych zdjęć.
Nie tylko światu, ale i sobie.
Nie tylko w kierunku słońca, ale i w kierunkach odwrotnych.
W pewnym momencie wróciłam jednak w stronę słońca...
...i zauważyłam, że pan ze statywem idzie gdzieś w krzaki! Może to jakiś dobry punkt widokowy! Piwo do łapki, aparat do torby i też popędziłam w trymiga za nim! No, nie dokładnie za nim, żeby nie zaczął mnie o coś podejrzewać. Znalazłam sobie swoje prywatne krzaki! I zerkałam!
Na chwilę jeszcze jednak wróciłam zza krzaka.
Słońce ukryło się jednak nie za drzewami, a za chmurami...
W związku z tym wróciłam do schroniska.
Zachód nr 1.
Pogoda sprzyjała. Ambicje były. Góry czekały otworem. I to nie tym tylnym! Spakowałam więc plecak i w drogę, jak się okazało dosyć długą. Podróż do Rycerki Górnej Kolonii zajęła mi 6 godzin, ale czego się nie robi dla świń, paszkwili, zimnego schroniska i słońca, które nie od początku pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Dotarłszy do Rajczy jeszcze zastanawiałam się, czy nie pojechać do Zwardonia i przejść się innym niż wcześniej szlakiem. Później stwierdziłam, że:
a) przecież jestem leniem,
b) byłam w innej porze roku, więc to nie jest "ten sam" szlak,
c) pogoda nie rozpieszcza, a miało być inaczej!
Ruszyłam więc żółtym z Rycerki, mijając po drodze znajome mi okolice, które zapamiętałam z marca.
W końcu skręciłam na szlak, który prowadził już przez las. Jak wiadomo im dalej w las, tym więcej drzew. Tym razem dosłownie. Na początku było skromnie.
Później coraz gęściej.
Momentami wyłaniały się również inne wzniesienia. Tego nie było, kiedy byliśmy tutaj w marcu! ;-)
Tego dnia wszystkie zdjęcia wykonałam sobie sama. Ależ jestem radosna! I stwierdziłam, że szlak jest dziecinnie prosty, a inaczej go zapamiętałam z kiedyś.
Z uśmiechem brnęłam więc dalej ku górze, mijając z rzadka jakichś ludzi, schodzących już w doliny i czasem ucinając sobie krótką rozmowę
To miejsce pamiętałam. Tutaj też nie widziałam nic oprócz mgły i pobliskich drzew
Gwałtowny skręt w prawo oznaczał, że już za chwilę, już za moment będę przy schronisku.
Wypadało najpierw uzupełnić płyny.
Tak też zrobiłam. Zwłaszcza że na zewnątrz było pochmurno. Dostałam również pokój z przemiłymi panami, którzy bardzo uroczo się zareklamowali - będą chrapać przez całą noc. Postanowiłam to jednak przetrwać z godnością i po posileniu się poszłam nacieszyć się widokami z Raczy, bo nigdzie dalej nie miałam ochoty odchodzić. Najpierw pokręciłam się po całym szczycie, oglądając widoki z każdej strony.
Później wyszłam na wieżyczkę widokową, gdzie chwilę posiedziałam, czując wiatr we włosach
Na chwilę wróciłam do schroniska, żeby przebrać sandały, ubrać się ciut cieplej i wrócić na zachód słońca, choć zapowiadał się przeciętnie. Ale przecież po to przyjechałam!
19.08. Zmierzając na Raczę
19.08.2015. ZACHÓD NR 1
Ściągnęłam sandały, założyłam skarpetki i treki. Szalik, czapkę, rękawiczki...mogłabym założyć, gdybym je miała Zamówiłam piwo na drogę i ruszyłam - dosyć wcześnie - na wieżę w poszukiwaniu zachodu słońca.
Widać było, że będzie licho, bo słońce cały czas czaiło się za chmurami.
Ja jednak byłam nieugięta i robiłam milion pięćset tysięcy jednakowych zdjęć.
Nie tylko światu, ale i sobie.
Nie tylko w kierunku słońca, ale i w kierunkach odwrotnych.
W pewnym momencie wróciłam jednak w stronę słońca...
...i zauważyłam, że pan ze statywem idzie gdzieś w krzaki! Może to jakiś dobry punkt widokowy! Piwo do łapki, aparat do torby i też popędziłam w trymiga za nim! No, nie dokładnie za nim, żeby nie zaczął mnie o coś podejrzewać. Znalazłam sobie swoje prywatne krzaki! I zerkałam!
Na chwilę jeszcze jednak wróciłam zza krzaka.
Słońce ukryło się jednak nie za drzewami, a za chmurami...
W związku z tym wróciłam do schroniska.
Zachód nr 1.