Tradycja to tradycja - tzw Wielka Sobota.
: 2015-04-24, 07:51
Ave.
Soboty są po to aby w nie nie siedzieć w domu. Z różnych powodów. Np w tzw. Wielką Sobotę należy opuścić domostwo z powodu nerwowej atmosfery. Z Towarzyszem Prezesem czynimy tak od 4 lat. Bardzo miło wspominam np trasę od Kasprowego do ( prawie ) Kopy. Tej obok Giewonta. Nawet zdjęcie z tej taternickiej wyprawy mam jako przedstawienie kwietnia w mym ( tegorocznym ) kalendarzu. W tym roku również mieliśmy w planach straszliwą taternicką wyprawę. Ale było tak strasznie za oknem, że stwierdziliśmy, że w Beskidzie Żywieckim jest straszniej. Pisząc w skrócie - mieliśmy rację.
Oto trzy dowody fotograficzne:
Do tej pory jestem przerażony gdy przypominam sobie te zdarte skóry, czaszki i ten ... ciekawy ołtarz ... Co też miał twórca tego dzieła na myśli ... Strach myśleć ... A i powitalna tablica zasiała w nas ziarno wątpliwości ... Wrócimy czy nie wrócimy ... oto jest pytanie ...
"W nas" czyli w Towarzyszu Prezesie, we mnie i w Towarzyszu Łukaszu ( wg wieku ). Wyjechalismy spod domu mego o godzinie 9. Wyjątkowo wcześnie ale raz w roku wypada zachować się jak klasyczny turysta. Do Rycerki docieramy po godzinie - powitała nas przepiękna wręcz zamieć śnieżna. W końcu to kwiecień więc musi mieć w sobie coś z zimy. Jak i też z wiosny oraz z lata. Kolejne zdjęcia pokażą Wam, że tak tego dnia było. Coś stałego w przyrodzie musi być. Np to, że w sali jadalnej było zimno To już wiecie gdzie byliśmy ?
Zanim dotarliśmy na szczyt Wielkiej Raczy to ponad dwie godziny ( wiem, kompromitujący dla prawdziwego turysty czas ) dreptaliśmy przez zaspy bądź staliśmy po pas w potwornym śniegu. Na początku był mrok, potem niebiosa się rozjaśniły, następnie znowu było ponuro. I w stylu ponurym weszliśmy do schroniska. Pustawego, zimnego i pełnego czaszek, skór, krzyży i obrazów. Kurcze ... dotarliśmy do jakiegoś miejsca kultu ... ? Zadrżeliśmy na ten widok. Aż baliśmy się skorzystać z miejscowej kuchni ... Skorzystaliśmy i przeżyliśmy. Natomiast zimna nie mogliśmy za długo zdierżyć więc opuściliśmy te mury. I w pięknych okolicznościach przyrody udaliśmy się na szczyt. Jak i też na platformę widokową. Co prawda sam widok był lekko zachmurzony ale to nie ważne. Wiem co z tego miejsca widać więc sobie przypomniałem Pozostali też I czas wracać. Dodam, że skrót do schroniska był całkowicie zasypany więc trza było iśc troszkę dłużej. Szlak na Przegibek tego dnia też zasypany. W drodze powrotnej do Rycerki spotkaliśmy aż 5 osób. W tym jedną na rakietach. A pogoda stała się wręcz letnia. Poza śniegiem leżącym
Dotarliśmy, auto stało, żaden wzdęty cep go nie ukradł. A na koniec przeleciał nad nami żarowy sęp.
Dziękuję za uwagę.
Soboty są po to aby w nie nie siedzieć w domu. Z różnych powodów. Np w tzw. Wielką Sobotę należy opuścić domostwo z powodu nerwowej atmosfery. Z Towarzyszem Prezesem czynimy tak od 4 lat. Bardzo miło wspominam np trasę od Kasprowego do ( prawie ) Kopy. Tej obok Giewonta. Nawet zdjęcie z tej taternickiej wyprawy mam jako przedstawienie kwietnia w mym ( tegorocznym ) kalendarzu. W tym roku również mieliśmy w planach straszliwą taternicką wyprawę. Ale było tak strasznie za oknem, że stwierdziliśmy, że w Beskidzie Żywieckim jest straszniej. Pisząc w skrócie - mieliśmy rację.
Oto trzy dowody fotograficzne:
Do tej pory jestem przerażony gdy przypominam sobie te zdarte skóry, czaszki i ten ... ciekawy ołtarz ... Co też miał twórca tego dzieła na myśli ... Strach myśleć ... A i powitalna tablica zasiała w nas ziarno wątpliwości ... Wrócimy czy nie wrócimy ... oto jest pytanie ...
"W nas" czyli w Towarzyszu Prezesie, we mnie i w Towarzyszu Łukaszu ( wg wieku ). Wyjechalismy spod domu mego o godzinie 9. Wyjątkowo wcześnie ale raz w roku wypada zachować się jak klasyczny turysta. Do Rycerki docieramy po godzinie - powitała nas przepiękna wręcz zamieć śnieżna. W końcu to kwiecień więc musi mieć w sobie coś z zimy. Jak i też z wiosny oraz z lata. Kolejne zdjęcia pokażą Wam, że tak tego dnia było. Coś stałego w przyrodzie musi być. Np to, że w sali jadalnej było zimno To już wiecie gdzie byliśmy ?
Zanim dotarliśmy na szczyt Wielkiej Raczy to ponad dwie godziny ( wiem, kompromitujący dla prawdziwego turysty czas ) dreptaliśmy przez zaspy bądź staliśmy po pas w potwornym śniegu. Na początku był mrok, potem niebiosa się rozjaśniły, następnie znowu było ponuro. I w stylu ponurym weszliśmy do schroniska. Pustawego, zimnego i pełnego czaszek, skór, krzyży i obrazów. Kurcze ... dotarliśmy do jakiegoś miejsca kultu ... ? Zadrżeliśmy na ten widok. Aż baliśmy się skorzystać z miejscowej kuchni ... Skorzystaliśmy i przeżyliśmy. Natomiast zimna nie mogliśmy za długo zdierżyć więc opuściliśmy te mury. I w pięknych okolicznościach przyrody udaliśmy się na szczyt. Jak i też na platformę widokową. Co prawda sam widok był lekko zachmurzony ale to nie ważne. Wiem co z tego miejsca widać więc sobie przypomniałem Pozostali też I czas wracać. Dodam, że skrót do schroniska był całkowicie zasypany więc trza było iśc troszkę dłużej. Szlak na Przegibek tego dnia też zasypany. W drodze powrotnej do Rycerki spotkaliśmy aż 5 osób. W tym jedną na rakietach. A pogoda stała się wręcz letnia. Poza śniegiem leżącym
Dotarliśmy, auto stało, żaden wzdęty cep go nie ukradł. A na koniec przeleciał nad nami żarowy sęp.
Dziękuję za uwagę.