03.08.2013 Klapkowo-stonkowo-kolejkowo w Beskidzie Śląskim
: 2013-08-04, 18:20
Wczoraj miałem ,,misję". Zaznajomić ,,dzieciaczki" z Beskidem Śląskim. A że dzieciaczki małe, skwar niesamowity i dodatkowo w perspektywnie Tatry w wydaniu wczesno porannym - więc nie ,,mogliśmy się zmęczyć"
Zaczynamy klapkowo-stonkowy pobyt od ,,obczajenia" Magury z Klimczokiem.
To już fragment polany Hondraski z ,,pokładu" kolejki.
Chwila odpoczynku przy stacji pośredniej na Polanie Jaworzyna. Wszak kilkuminutowa jazda w krzesełku, toż nadludzkim wysiłkiem jest.
Zmordowani i o kresu sił ,,wtaczamy się" na podmurowaną platformę widokową.
Tutaj obniżenie Bramy Wilkowickiej, Kotlina Żywiecka i Beskid Mały.
Niebo - mocno ,,przymglone" a że jestem deczko upośledzony w materii focenia, to wyszło, co wyszło. Ale Jezioro Żywieckie widać.
Z prawej Babia Góra, będąca nowością dla ,,mych podopiecznych". Nowością, ale z tej perspektywy
Na północ widoczność dużo, dużo lepsza - m. in. Magura, Klimczok, Stołów i fragment pasma Błatniej.
Zdobywamy się na ostatni wysiłek tego dnia. Pot leje się hektolitrami, co chwila popas i serce w przełyku. W końcu na czworakach udaje się nam w końcu pokonać jakieś...10 metrów przewyższenia.
Jesteśmy na szczycie Skrzycznego !!!
co nie byłoby możliwe bez wsparcia producenta butów trekkingowych, z membraną rzecz jasna, na literę E....
Zielono Nam. Podobnie Czantorii, Stożkowi i Beskidowi Śląsko-Morawskiego (w głębi).
W schronisku zbieramy siły przed czekającym Nas, atakiem na polanę Stokłosica.
Wychodzimy na grzbiet główny....
Robaki i Lysa Hora.
Oraz, co szczególnie zaskakujące przy tej upalnej pogodzie - Velky Rozsutec i Stoh.
Z lewej Czantoria, tam będziemy ,,walczyć".
Beskid Węgierski czy coś takiego.
Uff, już na dole.
Niecałą godzinę później....
docieramy na piknik pod wiszącą Czantorią.
Jako część ,,parszywej stonki" i klapków pierwszego softu, integrujemy się z otoczeniem.
Widoki jak widoki....
lecz Tępy Dyszel cieszył japę najbardziej, sześciokrotnie zjeżdżając na sankach....
Lipowski Groń i ustroński ,,Mannhatan" z kanapy kolejki.
Prawie jak ptak.
Grzbiet Równicy i Orłowa.
Gdzie, niegdzie, trochę ,,luftu" pod nogami było....
To już jest koniec.
I tak oto dnia 03.08.2013, niejaki Tępy Dyszel został totalnie ,,upodlony". Góry w ,,baletkach" ,,sandałach" i tylko kolejkami. W sztruksach i polówce. Śmieciowe jedzenia, cola, frytki, szaszłyk z grilla, lody i inne ,,ustrojstwa”.
I co ciekawe, zostałem ,,niegodnym" turystą na swój własny wniosek. I bardzo dobrze sie w tym czuje.
Zaś powrót do roli mi ,,przypisanej" nastąpił mi bardzo, bardzo szybko. Plecak jeszcze nierozpakowany, buty nieumyte, mapa Tatr Bielskich wciąż ciepła od żaru dnia.....a raczej poranka.
Ps.
Zaczynamy klapkowo-stonkowy pobyt od ,,obczajenia" Magury z Klimczokiem.
To już fragment polany Hondraski z ,,pokładu" kolejki.
Chwila odpoczynku przy stacji pośredniej na Polanie Jaworzyna. Wszak kilkuminutowa jazda w krzesełku, toż nadludzkim wysiłkiem jest.
Zmordowani i o kresu sił ,,wtaczamy się" na podmurowaną platformę widokową.
Tutaj obniżenie Bramy Wilkowickiej, Kotlina Żywiecka i Beskid Mały.
Niebo - mocno ,,przymglone" a że jestem deczko upośledzony w materii focenia, to wyszło, co wyszło. Ale Jezioro Żywieckie widać.
Z prawej Babia Góra, będąca nowością dla ,,mych podopiecznych". Nowością, ale z tej perspektywy
Na północ widoczność dużo, dużo lepsza - m. in. Magura, Klimczok, Stołów i fragment pasma Błatniej.
Zdobywamy się na ostatni wysiłek tego dnia. Pot leje się hektolitrami, co chwila popas i serce w przełyku. W końcu na czworakach udaje się nam w końcu pokonać jakieś...10 metrów przewyższenia.
Jesteśmy na szczycie Skrzycznego !!!
co nie byłoby możliwe bez wsparcia producenta butów trekkingowych, z membraną rzecz jasna, na literę E....
Zielono Nam. Podobnie Czantorii, Stożkowi i Beskidowi Śląsko-Morawskiego (w głębi).
W schronisku zbieramy siły przed czekającym Nas, atakiem na polanę Stokłosica.
Wychodzimy na grzbiet główny....
Robaki i Lysa Hora.
Oraz, co szczególnie zaskakujące przy tej upalnej pogodzie - Velky Rozsutec i Stoh.
Z lewej Czantoria, tam będziemy ,,walczyć".
Beskid Węgierski czy coś takiego.
Uff, już na dole.
Niecałą godzinę później....
docieramy na piknik pod wiszącą Czantorią.
Jako część ,,parszywej stonki" i klapków pierwszego softu, integrujemy się z otoczeniem.
Widoki jak widoki....
lecz Tępy Dyszel cieszył japę najbardziej, sześciokrotnie zjeżdżając na sankach....
Lipowski Groń i ustroński ,,Mannhatan" z kanapy kolejki.
Prawie jak ptak.
Grzbiet Równicy i Orłowa.
Gdzie, niegdzie, trochę ,,luftu" pod nogami było....
To już jest koniec.
I tak oto dnia 03.08.2013, niejaki Tępy Dyszel został totalnie ,,upodlony". Góry w ,,baletkach" ,,sandałach" i tylko kolejkami. W sztruksach i polówce. Śmieciowe jedzenia, cola, frytki, szaszłyk z grilla, lody i inne ,,ustrojstwa”.
I co ciekawe, zostałem ,,niegodnym" turystą na swój własny wniosek. I bardzo dobrze sie w tym czuje.
Zaś powrót do roli mi ,,przypisanej" nastąpił mi bardzo, bardzo szybko. Plecak jeszcze nierozpakowany, buty nieumyte, mapa Tatr Bielskich wciąż ciepła od żaru dnia.....a raczej poranka.
Ps.