17.01.15. Beskid Śląski i pogoda za karę ;-)
: 2015-01-17, 21:17
Wprawdzie mój debiut w Beskidzie Śląskim miał się odbyć 10.01., ale w związku z pogodą nie dotarliśmy dalej niż... do Żywca!
Teraz miało być zdecydowanie lepiej. Moja prognoza wieszczyła, że będzie piękne słońce przez cały dzień, więc żyć, nie umierać. Wstaje człowiek o 3.30, jedzie parę godzin, a tu się okazuje, że prognozę można włożyć między bajki!
...ale nie było tak źle (choć "pogoda za karę" była!)
Z Bielska-Białej ruszyłam zielonym szlakiem na Szyndzielnię. Początkowo pogoda w ogóle nie zachęcała mnie do robienia zdjęć (swoją drogą wschód słońca był bardzo ładny, ale oglądany przez szyby autobusu ). W pewnym momencie zaczęła rodzić się nadzieja, że coś jednak będzie z tej pogody!
Do przełęczy Dylówki dotarłam idąc zgodnie z sugestią pewnego pana przez Cuberniok. Wprawdzie budziło to we mnie lekki niepokój, bo schodzenie przeze mnie ze szlaku nie wróży nic dobrego, a może jedynie spowodować zgubę! ;-)
Tuż przed przełęczą złapałam pierwsze widoki.
...a później zaczęło się robić ślisko i niestety nie zawsze udawało się to jakoś ominąć bokiem, więc założyłam raczki (trochę pomagało!).
Na Szyndzielnię dotarłam dosyć wcześnie (ok. 10.00). Niebo było w miarę ładne, ale widoki nie powalały!
Tam zatrzymałam się też na chwilę w schronisku, żeby zjeść drugie śniadanie. W końcu pierwsze jadłam przed 4.00
Po krótkiej przerwie ruszyłam dalej w stronę Klimczoka.
Tutaj dorwałam kogoś, kto mógł mi zrobić zdjęcie!
I sama przyjrzałam się okolicy. Niestety niebo zaczęło już powoli zachodzić chmurami!
Wstąpiłam też do chatki, poznając przy okazji jej twórcę
I zyskałam nowego, drugiego już podczas tego dnia, towarzysza podróży, z którym szłam przez Trzy Kopce na Błatnią
...i dzięki niemu miałam kolejne zdjęcie!
A oto mój towarzysz w postaci tajemniczej "ręki"! "Ręka" pokazywała mi i opisywała szczyty, które widziałam ... Dobrze zabierać ze sobą taką rękę! Jak widać - ręka była prawa!
Na Błatniej zatrzymałam się na dłuższą chwilę, żeby zrobić kilka zdjęć. Cholernie wiało! "Ręka" cierpliwie na mnie czekała, dzielnie znosząc to, że robię milion takich samych ujęć!
Później tradycyjnie udałam się na żurek z jajkiem bez jajka
Niestety ok. 13.00 słońce przepadło już całkiem i nie wróciło. W związku z tym zamiast tabliczkowych 2 godzin, do przystanku w Wapiennicy dotarłam w 1h15', w międzyczasie robiąc "selfie" (nie mam jednak wykształcenia w tym zakresie, zrobi sie! )
Z Wapiennicy pozostało już tylko dotrzeć do domu!
Poniesione straty w przeliczeniu na paznokcie: Dwa. Serdeczne. Spowodowało to znaczne uszczuplenie mojej życzliwości
Trasa przyjemna. Szkoda, że nie świeciło słońce. Beskid Śląski na pewno jeszcze odwiedzę
Zdjęcia: "Nibyzima" w Beskidzie Śląskim
Teraz miało być zdecydowanie lepiej. Moja prognoza wieszczyła, że będzie piękne słońce przez cały dzień, więc żyć, nie umierać. Wstaje człowiek o 3.30, jedzie parę godzin, a tu się okazuje, że prognozę można włożyć między bajki!
...ale nie było tak źle (choć "pogoda za karę" była!)
Z Bielska-Białej ruszyłam zielonym szlakiem na Szyndzielnię. Początkowo pogoda w ogóle nie zachęcała mnie do robienia zdjęć (swoją drogą wschód słońca był bardzo ładny, ale oglądany przez szyby autobusu ). W pewnym momencie zaczęła rodzić się nadzieja, że coś jednak będzie z tej pogody!
Do przełęczy Dylówki dotarłam idąc zgodnie z sugestią pewnego pana przez Cuberniok. Wprawdzie budziło to we mnie lekki niepokój, bo schodzenie przeze mnie ze szlaku nie wróży nic dobrego, a może jedynie spowodować zgubę! ;-)
Tuż przed przełęczą złapałam pierwsze widoki.
...a później zaczęło się robić ślisko i niestety nie zawsze udawało się to jakoś ominąć bokiem, więc założyłam raczki (trochę pomagało!).
Na Szyndzielnię dotarłam dosyć wcześnie (ok. 10.00). Niebo było w miarę ładne, ale widoki nie powalały!
Tam zatrzymałam się też na chwilę w schronisku, żeby zjeść drugie śniadanie. W końcu pierwsze jadłam przed 4.00
Po krótkiej przerwie ruszyłam dalej w stronę Klimczoka.
Tutaj dorwałam kogoś, kto mógł mi zrobić zdjęcie!
I sama przyjrzałam się okolicy. Niestety niebo zaczęło już powoli zachodzić chmurami!
Wstąpiłam też do chatki, poznając przy okazji jej twórcę
I zyskałam nowego, drugiego już podczas tego dnia, towarzysza podróży, z którym szłam przez Trzy Kopce na Błatnią
...i dzięki niemu miałam kolejne zdjęcie!
A oto mój towarzysz w postaci tajemniczej "ręki"! "Ręka" pokazywała mi i opisywała szczyty, które widziałam ... Dobrze zabierać ze sobą taką rękę! Jak widać - ręka była prawa!
Na Błatniej zatrzymałam się na dłuższą chwilę, żeby zrobić kilka zdjęć. Cholernie wiało! "Ręka" cierpliwie na mnie czekała, dzielnie znosząc to, że robię milion takich samych ujęć!
Później tradycyjnie udałam się na żurek z jajkiem bez jajka
Niestety ok. 13.00 słońce przepadło już całkiem i nie wróciło. W związku z tym zamiast tabliczkowych 2 godzin, do przystanku w Wapiennicy dotarłam w 1h15', w międzyczasie robiąc "selfie" (nie mam jednak wykształcenia w tym zakresie, zrobi sie! )
Z Wapiennicy pozostało już tylko dotrzeć do domu!
Poniesione straty w przeliczeniu na paznokcie: Dwa. Serdeczne. Spowodowało to znaczne uszczuplenie mojej życzliwości
Trasa przyjemna. Szkoda, że nie świeciło słońce. Beskid Śląski na pewno jeszcze odwiedzę
Zdjęcia: "Nibyzima" w Beskidzie Śląskim