Pierwsze tysiąc w życiu
: 2013-07-27, 22:46
Bałem się tego wyjazdu, to miał być debiut małej... Miało być lajtowo. Musiało być. Upał doskwierał od rana.
Chcieliśmy, żeby było blisko, łatwo, unikając zarazem ludzi. Dlatego padło na tłumnie odwiedzaną grupę Klimczoka i Szyndzielni, ale wziętą od mało popularnej strony.
Przed 11 zostawiamy autko w Bystrej Śląskiej i ruszamy w kierunku Koziej Góry - o bajecznej wprost wysokości 686 metrów. Młoda z poczatku nawet szła, ale dość szybko trzeba było ją wnosić do góry. Chyba jazda autem ją lekko zmaltretowała. Więc już na pierwszym podejściu, na zmianę, zlani potem, klniemy na cały świat. A nosidło, które zrobiłem z systemu nośnego drugiego plecaka bazowego, zostało głośno wyprotestowane okrzykiem "Nie!"
Po jakimś tam czasie pojawiły się jakieś widoki, ale kto by tam patrzył na góry, jak maruda każe się nosić. Z łaską pozwalała się postawić na ziemi.
Myślałem, że dupa zbita będzie, ale na widok placu zabaw na Koziej Górce dzieciak zmienił oblicze o 180 stopni. Ja też. Młoda szalała na placu zabaw, a ja napełniłem nieco brzuch płynną substancją koloru złocistego.
okno
Kozy i barany zostały totalnie zlekceważone, natomiast furorę zrobił miejscowy kot. Co prawda nie chciał zjeść wędzonej kiełbasy, ale dał się z łaską pogłaskać.
Po takim popasie nawet nosidło z dołączalną poduszką z ikea przeszło bez echa. Nawet się spodobało. Więc pół na rękach, pół o własnych siłach, ruszyła z kopyta w dalszą drogę, zbierając po drodze wszystkie żuczki, kamienie i patyki.
Aż doszliśmy na szczyt Kołowrót, to juz wielka góra, aż 788m, trzeba bylo więc zrobić sobie krótki popas.
Następny przystanek był zaraz na przełęczy, bo młoda postanowiła układać kamyczki. Za nic nie chciała się stamtąd ruszyć.
Czas gonił, więc wsadziłem młodą do pasów i pognaliśmy w stronę siodła pod Klimczokiem. Co z tego, ktoś zostawil na szlaku nie lada atrakcję.
Oczywiście nie wystarczyło stać na gąsienicy. Skoro szarpanie za drzwi nie pomagało, trzeba było zmusić starego do realizacji innego planu.
Klimczok był coraz bliżej, w końcu, w okolicy 16, dotarliśmy na polanę i do schroniska. Po drodze zatrzymując się przy każdej kałuży celem wrzucenia dwudziestu ośmiu kamyczków.
Na miejscu dramat - nie ma zjeżdżalni (a była), musiała wystarczyć piaskownica, po chwili zaczęło lekko kropić deszczem, więc ruszylismy w dalszą drogę. W kierunku Magury.
Tu zabawą było wchodzenie na pieńki. Najpierw małe...
Potem...
Marzyłem, żeby się te pniaki skończyły. A było ich mnóstwo.
O, Skrzyczne
W pewnym momencie na chwilkę ukazała się tęcza, oczywiście niewyraźna.... A potem to już tylko waliło słońcem.
Zejście z Magury (całe 1095m) widokowe, ale dziś widoczność nie sprzyjała.... Tatry były poza zasięgiem, ledwie się Pilsko przebijało...
Jak się szlo podglądać Tatr, to podglądałem Bielsko i okolice.
Zejście się dłużyło, ale w końcu dotarliśmy do auta. Całość zajęła nam osiem godzin. Trasa to ok 16 km. na oko młoda przeszła sama jakieś 5 km, z czego większość w dół lub po płaskim.
To tyle.
A nie, jeszcze coś. To była najlepsza ze wszystkich wycieczek moich dotychczas. Mniejsza z tym, że tereny nudnawe. Nie o to w tym chodzi.
ps 2
Między Kozią Górką a Kołowrotem jest KOZIA PRZEŁĘCZ> i tez tam byliśmy, hehehe
ps 3 to nie fotomontaż, bylismy wszyscy w sandałkach, prawie jak klapkowicze
Chcieliśmy, żeby było blisko, łatwo, unikając zarazem ludzi. Dlatego padło na tłumnie odwiedzaną grupę Klimczoka i Szyndzielni, ale wziętą od mało popularnej strony.
Przed 11 zostawiamy autko w Bystrej Śląskiej i ruszamy w kierunku Koziej Góry - o bajecznej wprost wysokości 686 metrów. Młoda z poczatku nawet szła, ale dość szybko trzeba było ją wnosić do góry. Chyba jazda autem ją lekko zmaltretowała. Więc już na pierwszym podejściu, na zmianę, zlani potem, klniemy na cały świat. A nosidło, które zrobiłem z systemu nośnego drugiego plecaka bazowego, zostało głośno wyprotestowane okrzykiem "Nie!"
Po jakimś tam czasie pojawiły się jakieś widoki, ale kto by tam patrzył na góry, jak maruda każe się nosić. Z łaską pozwalała się postawić na ziemi.
Myślałem, że dupa zbita będzie, ale na widok placu zabaw na Koziej Górce dzieciak zmienił oblicze o 180 stopni. Ja też. Młoda szalała na placu zabaw, a ja napełniłem nieco brzuch płynną substancją koloru złocistego.
okno
Kozy i barany zostały totalnie zlekceważone, natomiast furorę zrobił miejscowy kot. Co prawda nie chciał zjeść wędzonej kiełbasy, ale dał się z łaską pogłaskać.
Po takim popasie nawet nosidło z dołączalną poduszką z ikea przeszło bez echa. Nawet się spodobało. Więc pół na rękach, pół o własnych siłach, ruszyła z kopyta w dalszą drogę, zbierając po drodze wszystkie żuczki, kamienie i patyki.
Aż doszliśmy na szczyt Kołowrót, to juz wielka góra, aż 788m, trzeba bylo więc zrobić sobie krótki popas.
Następny przystanek był zaraz na przełęczy, bo młoda postanowiła układać kamyczki. Za nic nie chciała się stamtąd ruszyć.
Czas gonił, więc wsadziłem młodą do pasów i pognaliśmy w stronę siodła pod Klimczokiem. Co z tego, ktoś zostawil na szlaku nie lada atrakcję.
Oczywiście nie wystarczyło stać na gąsienicy. Skoro szarpanie za drzwi nie pomagało, trzeba było zmusić starego do realizacji innego planu.
Klimczok był coraz bliżej, w końcu, w okolicy 16, dotarliśmy na polanę i do schroniska. Po drodze zatrzymując się przy każdej kałuży celem wrzucenia dwudziestu ośmiu kamyczków.
Na miejscu dramat - nie ma zjeżdżalni (a była), musiała wystarczyć piaskownica, po chwili zaczęło lekko kropić deszczem, więc ruszylismy w dalszą drogę. W kierunku Magury.
Tu zabawą było wchodzenie na pieńki. Najpierw małe...
Potem...
Marzyłem, żeby się te pniaki skończyły. A było ich mnóstwo.
O, Skrzyczne
W pewnym momencie na chwilkę ukazała się tęcza, oczywiście niewyraźna.... A potem to już tylko waliło słońcem.
Zejście z Magury (całe 1095m) widokowe, ale dziś widoczność nie sprzyjała.... Tatry były poza zasięgiem, ledwie się Pilsko przebijało...
Jak się szlo podglądać Tatr, to podglądałem Bielsko i okolice.
Zejście się dłużyło, ale w końcu dotarliśmy do auta. Całość zajęła nam osiem godzin. Trasa to ok 16 km. na oko młoda przeszła sama jakieś 5 km, z czego większość w dół lub po płaskim.
To tyle.
A nie, jeszcze coś. To była najlepsza ze wszystkich wycieczek moich dotychczas. Mniejsza z tym, że tereny nudnawe. Nie o to w tym chodzi.
ps 2
Między Kozią Górką a Kołowrotem jest KOZIA PRZEŁĘCZ> i tez tam byliśmy, hehehe
ps 3 to nie fotomontaż, bylismy wszyscy w sandałkach, prawie jak klapkowicze