Wschód słońca na Babiej Górze - 24.11.2014
: 2014-11-25, 17:42
Zapraszam na naszego bloga, na którym znajduje się wiele zdjęć wczorajszego wschodu słońca http://mynaszlaku.pl/wschod-slonca-na-babiej-gorze/
24.11.2014 w godzinach nocnych wybraliśmy się w Beskid Żywiecki z myślą o wschodzie słońca. Udało się. Właśnie zacząłem przeglądać zdjęcia i koniecznie musiałem napisać kilka zdań z naszej dzisiejszej wycieczki na Babią Górę. Do napisania mamy jeszcze kilka zaległych artykułów z naszych ostatnich wypraw, ale ten naprawdę nie może czekać, ponieważ chcemy Wam pokazać wschód słońca na jednym z najpiękniejszych szczytów w Beskidach, który określany jest mianem – królowej Beskidów.
Analizując to co dziś przeżywaliśmy na szczycie to faktycznie królowa jest tylko jedna i jest to na pewno Babia Góra (1725 m). Dziś była bardzo łaskawa. Zaprezentowała nam kapitalne widoki, prawie bezwietrzną audiencję i chwile, których nie zapomnimy do końca życia.
Wszystko rozpoczęło się już w niedzielny wieczór. O godzinie 22:45 wyjechaliśmy w podróż, żeby dojechać na Przełęcz Krowiarki, z której mieliśmy startować. Ponad 2 godziny drogi i dojechaliśmy na miejsce na 1. Na parkingu, który jest zawsze otwarty stał już jeden samochód. Spakowaliśmy wszystko co potrzebne, a było tego dużo bo śpiwory, koc, namiot i wszystkie inne rzeczy by przetrwać mroźny poranek. Termometr wskazywał 3 stopnie na minusie. U góry musiało być kilka więcej. 10 minut później stanęliśmy przed szlakowskazem. Szlak niebieski prowadzący do schroniska na Markowych Szczawinach jest zamknięty do odwołania. Prace trwają już tam około 4 miesiące. Na szczęście na naszym czerwonym wszystko było w jak najlepszym porządku. Ruszyliśmy ostro pod górę. Jest to jedyny odcinek bez widoków, aż do samej Sokolicy (1367 m). Potem wchodzimy już do widokowego nieba. Podczas wyjścia spotkaliśmy się z pierwszym kryzysem. Dały o sobie znać brak snu i na pewno godzina nocna. Jednak najważniejsze jest, żeby zwalczyć swoje słabości i iść do celu. Szlak prowadzi po drewnianych belkach i kamieniach, który były dość śliskie. Po ponad godzinie dotarliśmy na pierwszy szczyt – Sokolicę (1367 m). Z tego miejsca bardzo ładnie widać Masyw Babiej Góry.
Zdjęcia pochodzą z naszej trasy powrotnej, gdy już było cokolwiek widać. Przeszliśmy nieco wyżej i dotarliśmy do kolejnego wzniesienia – Kępy (1521 m). Ogromnym plusem jest to, że z każdego szczytu masywu rozciągają się piękne widoki.
Mimo, że Babia Góra jest w swoim rodzaju „okazem” w Beskidach, to o dziwo nie należy do najtrudniejszych wzniesień. Powiedziałbym nawet, że może przyjechać tutaj osoba, która dopiero zaczyna swoje górskie wędrówki, a nawet osoby z dziećmi. I jednego jestem pewien – każdego te widoki zachwycą. Szliśmy już w towarzystwie oświetlonych dolin i rozgwieżdżonego nieba. Gwiazd było tyle, że ciężko je było zliczyć. Wiedzieliśmy, że poranek musi być wspaniały. Ścieżka w śniegu była już dobrze wydeptana. Po dojściu na Gówniak (1617 m) odpoczęliśmy trochę na skałkach. W dolinach nie było jeszcze zbyt wielu chmur.
Wreszcie około 4 dotarliśmy na Babią Górę, a właściwie na Diablak (1725 m) – najwyższy punkt masywu. Większość turystów mówiąc Babia Góra, ma właśnie na myśli najwyższy punkt czyli Diablak i nie ma w tym nic złego, ponieważ nazwa Babia Góra występuje we wszystkich spotykanych źródłach. Było jeszcze ciemno i tylko jasne łuny miast robiły złudzenie wschodzącego słońca. Czekała nas teraz krótka drzemka w cieplutkich śpiworach i poranne coś . Angelika padła jak długa i nie mogłem jej później dobudzić. Trochę było żal jej budzić, ale nie mogła tego przegapić.
Nie byliśmy sami na Babiej Górze (1725 m). Oprócz nas było jeszcze kilka osób, a jedna para dołączyła się do naszego miejsca tuż przy murku kosztując naszej gorącej herbatki.
Była to nasza 4 wizyta na „Babiej” i zawsze wiało, bo przecież zawsze tutaj wieje, ale tym razem królowa Beskidów była łaskawa i minimalny wiaterek, występujący co jakiś czas nie stwarzał uczucia zimna. O godzinie 7 wszystko się zaczęło i podziwialiśmy najpiękniejszy wschód słońca jaki kiedykolwiek widzieliśmy.
A potem to już stworzył nam się most z Babiej Góry w kierunku Tatr.
Dla takich chwil jechaliśmy ponad 2 godziny. Dla takich chwil wędrowaliśmy po nocy, żeby zdążyć przed świtem. Dla takich chwil marzliśmy na kilkustopniowym mrozie. Dla takich chwil prawie nie spaliśmy od 24 godzin. Najlepsze jest jednak to, że my to kochamy i nic już na to nie poradzimy.
Zmęczenie i radość przeplatały się ze sobą podczas poranka, jednak nigdzie nie mogliśmy znaleźć takich słów, które potrafiłyby przedstawić nasze zachwyty i myśli. Cieszyliśmy się, że jesteśmy tutaj razem.
Byliśmy jak na górskiej „lagunie”.
To wszystko było niesamowite i ciężko będzie o tym zapomnieć. Wolny czas nieubłaganie zbliżał się do końca i musieliśmy wracać. Tak jak mówiłem wracaliśmy tą samą trasą. W pewnych miejscach było oblodzenie, zwłaszcza podczas schodzenia z Sokolicy na Przełęcz Krowiarki. Raki nie były potrzebne, wystarczyły kijki do małej pomocy. Na koniec zapraszam do przejrzenia zdjęć i obejrzenia krótkiego filmiku - > FILM
24.11.2014 w godzinach nocnych wybraliśmy się w Beskid Żywiecki z myślą o wschodzie słońca. Udało się. Właśnie zacząłem przeglądać zdjęcia i koniecznie musiałem napisać kilka zdań z naszej dzisiejszej wycieczki na Babią Górę. Do napisania mamy jeszcze kilka zaległych artykułów z naszych ostatnich wypraw, ale ten naprawdę nie może czekać, ponieważ chcemy Wam pokazać wschód słońca na jednym z najpiękniejszych szczytów w Beskidach, który określany jest mianem – królowej Beskidów.
Analizując to co dziś przeżywaliśmy na szczycie to faktycznie królowa jest tylko jedna i jest to na pewno Babia Góra (1725 m). Dziś była bardzo łaskawa. Zaprezentowała nam kapitalne widoki, prawie bezwietrzną audiencję i chwile, których nie zapomnimy do końca życia.
Wszystko rozpoczęło się już w niedzielny wieczór. O godzinie 22:45 wyjechaliśmy w podróż, żeby dojechać na Przełęcz Krowiarki, z której mieliśmy startować. Ponad 2 godziny drogi i dojechaliśmy na miejsce na 1. Na parkingu, który jest zawsze otwarty stał już jeden samochód. Spakowaliśmy wszystko co potrzebne, a było tego dużo bo śpiwory, koc, namiot i wszystkie inne rzeczy by przetrwać mroźny poranek. Termometr wskazywał 3 stopnie na minusie. U góry musiało być kilka więcej. 10 minut później stanęliśmy przed szlakowskazem. Szlak niebieski prowadzący do schroniska na Markowych Szczawinach jest zamknięty do odwołania. Prace trwają już tam około 4 miesiące. Na szczęście na naszym czerwonym wszystko było w jak najlepszym porządku. Ruszyliśmy ostro pod górę. Jest to jedyny odcinek bez widoków, aż do samej Sokolicy (1367 m). Potem wchodzimy już do widokowego nieba. Podczas wyjścia spotkaliśmy się z pierwszym kryzysem. Dały o sobie znać brak snu i na pewno godzina nocna. Jednak najważniejsze jest, żeby zwalczyć swoje słabości i iść do celu. Szlak prowadzi po drewnianych belkach i kamieniach, który były dość śliskie. Po ponad godzinie dotarliśmy na pierwszy szczyt – Sokolicę (1367 m). Z tego miejsca bardzo ładnie widać Masyw Babiej Góry.
Zdjęcia pochodzą z naszej trasy powrotnej, gdy już było cokolwiek widać. Przeszliśmy nieco wyżej i dotarliśmy do kolejnego wzniesienia – Kępy (1521 m). Ogromnym plusem jest to, że z każdego szczytu masywu rozciągają się piękne widoki.
Mimo, że Babia Góra jest w swoim rodzaju „okazem” w Beskidach, to o dziwo nie należy do najtrudniejszych wzniesień. Powiedziałbym nawet, że może przyjechać tutaj osoba, która dopiero zaczyna swoje górskie wędrówki, a nawet osoby z dziećmi. I jednego jestem pewien – każdego te widoki zachwycą. Szliśmy już w towarzystwie oświetlonych dolin i rozgwieżdżonego nieba. Gwiazd było tyle, że ciężko je było zliczyć. Wiedzieliśmy, że poranek musi być wspaniały. Ścieżka w śniegu była już dobrze wydeptana. Po dojściu na Gówniak (1617 m) odpoczęliśmy trochę na skałkach. W dolinach nie było jeszcze zbyt wielu chmur.
Wreszcie około 4 dotarliśmy na Babią Górę, a właściwie na Diablak (1725 m) – najwyższy punkt masywu. Większość turystów mówiąc Babia Góra, ma właśnie na myśli najwyższy punkt czyli Diablak i nie ma w tym nic złego, ponieważ nazwa Babia Góra występuje we wszystkich spotykanych źródłach. Było jeszcze ciemno i tylko jasne łuny miast robiły złudzenie wschodzącego słońca. Czekała nas teraz krótka drzemka w cieplutkich śpiworach i poranne coś . Angelika padła jak długa i nie mogłem jej później dobudzić. Trochę było żal jej budzić, ale nie mogła tego przegapić.
Nie byliśmy sami na Babiej Górze (1725 m). Oprócz nas było jeszcze kilka osób, a jedna para dołączyła się do naszego miejsca tuż przy murku kosztując naszej gorącej herbatki.
Była to nasza 4 wizyta na „Babiej” i zawsze wiało, bo przecież zawsze tutaj wieje, ale tym razem królowa Beskidów była łaskawa i minimalny wiaterek, występujący co jakiś czas nie stwarzał uczucia zimna. O godzinie 7 wszystko się zaczęło i podziwialiśmy najpiękniejszy wschód słońca jaki kiedykolwiek widzieliśmy.
A potem to już stworzył nam się most z Babiej Góry w kierunku Tatr.
Dla takich chwil jechaliśmy ponad 2 godziny. Dla takich chwil wędrowaliśmy po nocy, żeby zdążyć przed świtem. Dla takich chwil marzliśmy na kilkustopniowym mrozie. Dla takich chwil prawie nie spaliśmy od 24 godzin. Najlepsze jest jednak to, że my to kochamy i nic już na to nie poradzimy.
Zmęczenie i radość przeplatały się ze sobą podczas poranka, jednak nigdzie nie mogliśmy znaleźć takich słów, które potrafiłyby przedstawić nasze zachwyty i myśli. Cieszyliśmy się, że jesteśmy tutaj razem.
Byliśmy jak na górskiej „lagunie”.
To wszystko było niesamowite i ciężko będzie o tym zapomnieć. Wolny czas nieubłaganie zbliżał się do końca i musieliśmy wracać. Tak jak mówiłem wracaliśmy tą samą trasą. W pewnych miejscach było oblodzenie, zwłaszcza podczas schodzenia z Sokolicy na Przełęcz Krowiarki. Raki nie były potrzebne, wystarczyły kijki do małej pomocy. Na koniec zapraszam do przejrzenia zdjęć i obejrzenia krótkiego filmiku - > FILM