Dziki na Babie i pijana kurtka
: 2014-09-30, 22:52
W autobusie dało się wyczuć słaby ale znajomy zapach, który to pojawiał się to znikał. Cóż, pojazd publiczny, nie wiadomo kto nim jeździ i jakie wonie po sobie zostawia ale nie ważne. Ważne, że pogoda zapowiadała się wymarzona a cała grupka zmierzała na Krowiarki celem udziału w 48 Zlocie Żywczaków na Babiej Górze.
Grupka szybko rozpierzchła się na szlaku także tłoku nie było.
Nasza brygada, czyli moja rodzinka w pełnym składzie i Józek (tym razem niestety bez syna) brnęła swoim tempem pod górę. Ostatnio tym szlakiem szedłem gdy był śnieg po pas (Dobromił będzie pamiętał, chyba jedna z ładniejszych zimowych wycieczek) więc nie widziałem co pod sniegiem a tu się okazuje, że całkiem ładny chodniczek zrobili, kamienny ale nie nachalny.
Tuż przed Sokolicą najmłodszy z Dzików, mimo ostrego i dziarskiego początku, uparł się że chce na plecy i koniec. Pięknie się zaczyna- myślę sobie- początek wycieczki a chłopina już ma lenia.
Na Sokolicy jak na Sokolicy, widoki niczego sobie oraz...jedno zasłabnięcie i akcja z helikopterem.
Odpoczynek czas kończyć. Na szczęście leniwiec dostał animuszu i już sam lazł dalej na szczyt . Na szczęście dla mnie, bo lekki nie jest mimo swych 3 lat z hakiem.
A po drodze bajeczka
Na szlaku dość luźno, kto by się spodziewał że kupa ludzi napiera na szczyt.
De fajnal kantdałn
I na górze. Tu już jednak kumulacja spora, ludzi jak na plaży w pogodny dzień nad ciepłym morzem.
Czas do schroniska. Naocznie widziałem je w fazie budowy, więc teraz będzie konfrontacja z rzeczywistością i wszelakimi forumowymi opiniami. Idziemy więc
Baba od zadka
Witamy chlebem i solą. I kiełbasą na talony (taka sobie ale ketchup niezły)
I owo schronisko. Spodziewałem się, ze będzie ....gorsze. Wiadomo, że jak człowiek ogląda zdjęcia w necie to trzeba mieć dystans, bo to nigdy nie to samo co na żywo ale słowo daję, że spodziewałem się czegoś gorszego. A tu proszę, budynek skromny i nienachalny. Trudno porównać ze starym (w starym spałem, trochę stęchlizną zalatywało, w nowym nie miałem okazji) bo to zupełnie inna bajka, styl, konstrukcja.
A później, po dłuższej posiadówie zejście do Zawoi najpierw czarnym a później niebieskim szlakiem.
Bardzo przyjemna wycieczka i ze względu na widoki oraz piękną pogodę i sympatyczne towarzystwo. A i dzieciaczki całkiem sprawnie dały radę z czego jestem zadowolony.
Zdjęcia wszystkie-> http://www.zuziawdrodze-album.cba.pl/babia092014
Aha. Zapaszek ów okazał się krążyć za nami jeszcze z godzinę po wyjściu z autobusu i pewnie by się nie wydało, gdyby Józka pragnienie nie przycisło.
Biedakowi puszka piwa sie przedziurawiła a pienista zawartość wypełniła plecak oraz wsiąknęła w schowaną w nim w kurtkę. Okazało się również, że chłop jednak nie poci się tak brutalnie (a tak sądziliśmy, łacznie z zainteresowanym który poczuł wilgoć) na plecach na wysokości pasa tylko zwyczajnie się...zmoczył
Piwna kurtka wietrzyła się przez późniejszą część drogi niesiona na wietrze i roztaczająca zapach pijanego chłopa
Grupka szybko rozpierzchła się na szlaku także tłoku nie było.
Nasza brygada, czyli moja rodzinka w pełnym składzie i Józek (tym razem niestety bez syna) brnęła swoim tempem pod górę. Ostatnio tym szlakiem szedłem gdy był śnieg po pas (Dobromił będzie pamiętał, chyba jedna z ładniejszych zimowych wycieczek) więc nie widziałem co pod sniegiem a tu się okazuje, że całkiem ładny chodniczek zrobili, kamienny ale nie nachalny.
Tuż przed Sokolicą najmłodszy z Dzików, mimo ostrego i dziarskiego początku, uparł się że chce na plecy i koniec. Pięknie się zaczyna- myślę sobie- początek wycieczki a chłopina już ma lenia.
Na Sokolicy jak na Sokolicy, widoki niczego sobie oraz...jedno zasłabnięcie i akcja z helikopterem.
Odpoczynek czas kończyć. Na szczęście leniwiec dostał animuszu i już sam lazł dalej na szczyt . Na szczęście dla mnie, bo lekki nie jest mimo swych 3 lat z hakiem.
A po drodze bajeczka
Na szlaku dość luźno, kto by się spodziewał że kupa ludzi napiera na szczyt.
De fajnal kantdałn
I na górze. Tu już jednak kumulacja spora, ludzi jak na plaży w pogodny dzień nad ciepłym morzem.
Czas do schroniska. Naocznie widziałem je w fazie budowy, więc teraz będzie konfrontacja z rzeczywistością i wszelakimi forumowymi opiniami. Idziemy więc
Baba od zadka
Witamy chlebem i solą. I kiełbasą na talony (taka sobie ale ketchup niezły)
I owo schronisko. Spodziewałem się, ze będzie ....gorsze. Wiadomo, że jak człowiek ogląda zdjęcia w necie to trzeba mieć dystans, bo to nigdy nie to samo co na żywo ale słowo daję, że spodziewałem się czegoś gorszego. A tu proszę, budynek skromny i nienachalny. Trudno porównać ze starym (w starym spałem, trochę stęchlizną zalatywało, w nowym nie miałem okazji) bo to zupełnie inna bajka, styl, konstrukcja.
A później, po dłuższej posiadówie zejście do Zawoi najpierw czarnym a później niebieskim szlakiem.
Bardzo przyjemna wycieczka i ze względu na widoki oraz piękną pogodę i sympatyczne towarzystwo. A i dzieciaczki całkiem sprawnie dały radę z czego jestem zadowolony.
Zdjęcia wszystkie-> http://www.zuziawdrodze-album.cba.pl/babia092014
Aha. Zapaszek ów okazał się krążyć za nami jeszcze z godzinę po wyjściu z autobusu i pewnie by się nie wydało, gdyby Józka pragnienie nie przycisło.
Biedakowi puszka piwa sie przedziurawiła a pienista zawartość wypełniła plecak oraz wsiąknęła w schowaną w nim w kurtkę. Okazało się również, że chłop jednak nie poci się tak brutalnie (a tak sądziliśmy, łacznie z zainteresowanym który poczuł wilgoć) na plecach na wysokości pasa tylko zwyczajnie się...zmoczył
Piwna kurtka wietrzyła się przez późniejszą część drogi niesiona na wietrze i roztaczająca zapach pijanego chłopa