Na Czantorię!
: 2014-08-30, 20:28
Pomimo małej niedyspozycji Julki (Jeż był zdrowy) postanowiliśmy ruszyć na tą nieszczęsną Czantorię.
Auto zostawiliśmy zaraz za pętlą w Wiśle Jaworniku. To najpiękniejsza dolina wiślańska. Na miejscu dwa auta na krzyż. Tłumy uciekły do centrum, bądź zostały w Ustroniu Polanie.
Po kwadransie sielanki zaczynają się schody. Katar daje się we znaki, ktoś jest bardzo marudny i ogólnie całość staje pod znakiem zapytania.
Metr wyżej katar już nie przeszkadza, więc postanawiamy dokulać się czarnym szlakiem na Przełęcz Beskidek i tam zobaczyć, co dalej.
Focę, bo to mogą być moje ostatnie widoki dziś. Trudno.
Jeż pilnuje granicy, humory jakoś się poprawiają.
Kałuże, kamienie, wiecie, o co chodzi.
Potem strome i kamieniste podejście. Tam już w ogóle kataru nie ma.
Widoczność nie powala, ale nie narzekajmy.
Powoli, z odpoczynkami, ku górze...
Po ponad dwóch godzinach osiągamy szczyt. Wdrapujemy się na wieżę, niestety, zaciąga się ze wszystkich stron, najdalej to było widać Wielką Raczę.
Potem, razem z tłumami w obuwiu wszelakim (hehe) docieramy na Polanę Stokłosicę, gdzie mamy obowiązkową atrakcję.
A potem moja część wycieczki. Opiszę troszkę dokładniej, moze się komuś przyda.
Od Stokłosicy dziesięć minut w stronę Czantorii, aż do tablic po lewej stronie, gdzie odgałęzia się w lewo wyraźna, błotnista droga.
Należy iść właśnie tam. Po stu metrach nastała kompletna cisza, przerwana jedynie biegiem dwóch saren. Las jest bukowy, więc wrócę tam późną jesienią, pewnie będzie zółto.
Będą dwie odnogi w lewo, ale trzeba za każdym razem wybierać odnogę prawą, żeby nie zejść do Doliny Gahury.
Po kilkunastu minutach droga zamienia się w ścieżkę, ale jest wciąż wyraźna.
Pół godziny od Stokłosicy powinniśmy dojść do granicy i szlaku czerwonego - mniej więcej w połowie między Beskidkiem a Czantorią.
Do stacji turystycznej Światowid schodzę szlakiem, tak jak "do góry". Tam odbijam w lewo.
A propos. Światowid zamknięty na cztery spusty. Jak kogoś suszy to ma problem.
Odbicie przy Światowidzie jest wyraźne. Nie wraca się tą samą drogą, a widoki są lepsze. Na rozwidleniu dróg (przy chacie, kwadrans od Światowida) kierujcie się w prawo, aż dojdziecie do drogi, która będzie szła wyraźnie w dół. Nie sposób w sumie zabłądzić, bo i tak wszystko, co w dół, sprowadzi Was do parkingu z autem. Plus minus kilkaset metrów.
Ostatnie metry nad piękną doliną Jawornika. Pamiętam te polany z dzieciństwa. Fajnie było tu wrócić po dwudziestu kilku latach.
Parking kosztuje pięć złotych. Drugie tyle lody włoskie sprzedawane w przyczepie na parkingu. Lepszych dawno nie jedliśmy.
To tyle. Kto myślał, że pojedziemy po Babiej na orlą perć, pewnie się zawiódł. Cóż. Sezon się jeszcze nie skończył
Acha, pogoda dopisała, ani kropli deszczu.
Auto zostawiliśmy zaraz za pętlą w Wiśle Jaworniku. To najpiękniejsza dolina wiślańska. Na miejscu dwa auta na krzyż. Tłumy uciekły do centrum, bądź zostały w Ustroniu Polanie.
Po kwadransie sielanki zaczynają się schody. Katar daje się we znaki, ktoś jest bardzo marudny i ogólnie całość staje pod znakiem zapytania.
Metr wyżej katar już nie przeszkadza, więc postanawiamy dokulać się czarnym szlakiem na Przełęcz Beskidek i tam zobaczyć, co dalej.
Focę, bo to mogą być moje ostatnie widoki dziś. Trudno.
Jeż pilnuje granicy, humory jakoś się poprawiają.
Kałuże, kamienie, wiecie, o co chodzi.
Potem strome i kamieniste podejście. Tam już w ogóle kataru nie ma.
Widoczność nie powala, ale nie narzekajmy.
Powoli, z odpoczynkami, ku górze...
Po ponad dwóch godzinach osiągamy szczyt. Wdrapujemy się na wieżę, niestety, zaciąga się ze wszystkich stron, najdalej to było widać Wielką Raczę.
Potem, razem z tłumami w obuwiu wszelakim (hehe) docieramy na Polanę Stokłosicę, gdzie mamy obowiązkową atrakcję.
A potem moja część wycieczki. Opiszę troszkę dokładniej, moze się komuś przyda.
Od Stokłosicy dziesięć minut w stronę Czantorii, aż do tablic po lewej stronie, gdzie odgałęzia się w lewo wyraźna, błotnista droga.
Należy iść właśnie tam. Po stu metrach nastała kompletna cisza, przerwana jedynie biegiem dwóch saren. Las jest bukowy, więc wrócę tam późną jesienią, pewnie będzie zółto.
Będą dwie odnogi w lewo, ale trzeba za każdym razem wybierać odnogę prawą, żeby nie zejść do Doliny Gahury.
Po kilkunastu minutach droga zamienia się w ścieżkę, ale jest wciąż wyraźna.
Pół godziny od Stokłosicy powinniśmy dojść do granicy i szlaku czerwonego - mniej więcej w połowie między Beskidkiem a Czantorią.
Do stacji turystycznej Światowid schodzę szlakiem, tak jak "do góry". Tam odbijam w lewo.
A propos. Światowid zamknięty na cztery spusty. Jak kogoś suszy to ma problem.
Odbicie przy Światowidzie jest wyraźne. Nie wraca się tą samą drogą, a widoki są lepsze. Na rozwidleniu dróg (przy chacie, kwadrans od Światowida) kierujcie się w prawo, aż dojdziecie do drogi, która będzie szła wyraźnie w dół. Nie sposób w sumie zabłądzić, bo i tak wszystko, co w dół, sprowadzi Was do parkingu z autem. Plus minus kilkaset metrów.
Ostatnie metry nad piękną doliną Jawornika. Pamiętam te polany z dzieciństwa. Fajnie było tu wrócić po dwudziestu kilku latach.
Parking kosztuje pięć złotych. Drugie tyle lody włoskie sprzedawane w przyczepie na parkingu. Lepszych dawno nie jedliśmy.
To tyle. Kto myślał, że pojedziemy po Babiej na orlą perć, pewnie się zawiódł. Cóż. Sezon się jeszcze nie skończył
Acha, pogoda dopisała, ani kropli deszczu.