Beskid Niski - Polowanie na czerwony GSB
: 2013-07-12, 23:42
Stary wypad z wiosny 2013 roku - specjalnie dla Buby - kilka wiat po drodze.
Na ruszt poszedł tym razem brakujący w kolekcji odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego między Kolaninem a Kątami. Na starcie pod sklepem spożywczym w Kątach zameldowali się: Gosia i ja, Krzysiek, oraz Kama – psina moich rodziców, dla której ten szlak również był jeszcze dziewiczy.
No to wio. Nasza obszczekana przez wszystkie kątowskie Burki i Azory czwórka opuściła wieś Kąty szlakiem prowadzącym na górę Kamień. Pierwszy odcinek prowadzi polną drogą wśród łąk ku głównemu grzbietowi Kamienia, widoki dookoła całkiem ciekawe, z lewej zakończona wierzą widokową Grzywacka Góra, z prawej gdzieś majaczy tęcza nad Nowym Żmigrodem. Dookoła zielone krzewy, buki i na biało kwitnące drzewa owocowe świadczą, że tutaj panuje już wiosna.
Kama z przodu, my z tyłu dochodzimy do granicy Magurskiego Parku Narodowego i rezerwatu Kamień. Psiak ląduje teraz na smyczy – zgodnie z regulaminem parku. Choć w sumie i tak zagrożenia dla zwierzyny miejscowej nasz czworonóg nie stanowi. Ciele z niej większe niż pies myśliwski (choć przecież z domieszką krwi beagla), zamiast węszyć, szukać myszy czy innych stworzeń, Kama najpierw przechodzi nad padalcem, by potem na łące w spokoju oddać się obgryzaniu trawy. Zaiste super bezpiecznie się czujemy z takim psem na niedźwiedzie. :
Ruszamy na Kamień. Jak to w Niskim, ostro, krótko i przyjemnie. Stromym bukowym lasem, wśród skał i głazów zdobywamy szczyt, bo zaraz znów staczać się w dół na Przełęcz Hałbowską. Przypięta do plecaka Kama ciągnie mnie do góry i w dół tak szybko, że co chwilę gubimy pozostałych daleko z tyłu. Czasy tniemy o niemal połowę.
Gdy wychodzimy więc z rezerwatu na chwilę pozwalam się jej wyszaleć.
Szybko dobijamy do przełęczy przed Kolaninem. Tutaj wita nas wiosenny deszczyk, który przeczekujemy w małej ciasnej wiacie. Tymczasem 300 metrów dalej przy szlaku stoi nowiutka, jeszcze pachnąca drewnem wielka, wygodna wiata ! By to szlag! Widać, że MPN nie szczędzi kasy na odnowę szlaków, bo znaki wydają się być odmalowane wczoraj, a w każdym miejscu postoju stoją nowe ławeczki, wiaty, tablice informacyjne.
Na zdjęciu stara i nowa wiata na Przełęczy Hałbowskiej:
Tymczasem atakujemy Kolanin. Prawie na kolanach – podejście znów ostre jak brzytwa, do tego w strugach deszczu, ale znów, jak to w Niskim, pół godziny i po sprawie. Kolanin padł nam do kolan. Teraz 15 minut i już jesteśmy na kolejnej przełęczy przed Świerzową, gdzie odcinek skończyliśmy rok temu. I tutaj znów nowiutka pachnąca jeszcze wiata ,tak spora, że spokojnie można w niej przenocować.
Robimy popas, odpalamy maszynkę i zamieniamy miejsce w bar serwujący pyszne zupki chińskie. Kama wciąga nasze kanapki przegryzając je makaronem. Na wędrujące drogą ślimaki winniczki nie ma specjalnie ochoty. Przeczekujemy tu kolejny półgodzinny opad i powoli schodzimy w dół leśną drogą w stronę Jaworza i Desznicy.
Tam czeka nas najgorszy odcinek dnia. Kilka km asfaltem przez wieś w towarzystwie lokalnych burków od małych kundli po wielkie owczarki. W najgorszym przypadku trzeba było użyć kijków trekkingowych by odgonić wilczura chcącego chyba zjeść mojego psa. Zdecydowanie nie polecam takich wędrówek z pupilami. Już lepiej spokojnie obejść wioski polami.
W końcu, trochę zmęczeni tym asflatingiem dobijamy do autka. Kama zalicza matę na podłodze 10 sekund po wejściu do samochodu. My parę godzin później w domu. To była dobra, beskidzka tura!
(oczywiście nie muszę mówić, że na szlaku nie spotkaliśmy ani jednej osoby)
Kilka fotek z trasy:
https://picasaweb.google.com/1014740746 ... KolaninGSB
Na ruszt poszedł tym razem brakujący w kolekcji odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego między Kolaninem a Kątami. Na starcie pod sklepem spożywczym w Kątach zameldowali się: Gosia i ja, Krzysiek, oraz Kama – psina moich rodziców, dla której ten szlak również był jeszcze dziewiczy.
No to wio. Nasza obszczekana przez wszystkie kątowskie Burki i Azory czwórka opuściła wieś Kąty szlakiem prowadzącym na górę Kamień. Pierwszy odcinek prowadzi polną drogą wśród łąk ku głównemu grzbietowi Kamienia, widoki dookoła całkiem ciekawe, z lewej zakończona wierzą widokową Grzywacka Góra, z prawej gdzieś majaczy tęcza nad Nowym Żmigrodem. Dookoła zielone krzewy, buki i na biało kwitnące drzewa owocowe świadczą, że tutaj panuje już wiosna.
Kama z przodu, my z tyłu dochodzimy do granicy Magurskiego Parku Narodowego i rezerwatu Kamień. Psiak ląduje teraz na smyczy – zgodnie z regulaminem parku. Choć w sumie i tak zagrożenia dla zwierzyny miejscowej nasz czworonóg nie stanowi. Ciele z niej większe niż pies myśliwski (choć przecież z domieszką krwi beagla), zamiast węszyć, szukać myszy czy innych stworzeń, Kama najpierw przechodzi nad padalcem, by potem na łące w spokoju oddać się obgryzaniu trawy. Zaiste super bezpiecznie się czujemy z takim psem na niedźwiedzie. :
Ruszamy na Kamień. Jak to w Niskim, ostro, krótko i przyjemnie. Stromym bukowym lasem, wśród skał i głazów zdobywamy szczyt, bo zaraz znów staczać się w dół na Przełęcz Hałbowską. Przypięta do plecaka Kama ciągnie mnie do góry i w dół tak szybko, że co chwilę gubimy pozostałych daleko z tyłu. Czasy tniemy o niemal połowę.
Gdy wychodzimy więc z rezerwatu na chwilę pozwalam się jej wyszaleć.
Szybko dobijamy do przełęczy przed Kolaninem. Tutaj wita nas wiosenny deszczyk, który przeczekujemy w małej ciasnej wiacie. Tymczasem 300 metrów dalej przy szlaku stoi nowiutka, jeszcze pachnąca drewnem wielka, wygodna wiata ! By to szlag! Widać, że MPN nie szczędzi kasy na odnowę szlaków, bo znaki wydają się być odmalowane wczoraj, a w każdym miejscu postoju stoją nowe ławeczki, wiaty, tablice informacyjne.
Na zdjęciu stara i nowa wiata na Przełęczy Hałbowskiej:
Tymczasem atakujemy Kolanin. Prawie na kolanach – podejście znów ostre jak brzytwa, do tego w strugach deszczu, ale znów, jak to w Niskim, pół godziny i po sprawie. Kolanin padł nam do kolan. Teraz 15 minut i już jesteśmy na kolejnej przełęczy przed Świerzową, gdzie odcinek skończyliśmy rok temu. I tutaj znów nowiutka pachnąca jeszcze wiata ,tak spora, że spokojnie można w niej przenocować.
Robimy popas, odpalamy maszynkę i zamieniamy miejsce w bar serwujący pyszne zupki chińskie. Kama wciąga nasze kanapki przegryzając je makaronem. Na wędrujące drogą ślimaki winniczki nie ma specjalnie ochoty. Przeczekujemy tu kolejny półgodzinny opad i powoli schodzimy w dół leśną drogą w stronę Jaworza i Desznicy.
Tam czeka nas najgorszy odcinek dnia. Kilka km asfaltem przez wieś w towarzystwie lokalnych burków od małych kundli po wielkie owczarki. W najgorszym przypadku trzeba było użyć kijków trekkingowych by odgonić wilczura chcącego chyba zjeść mojego psa. Zdecydowanie nie polecam takich wędrówek z pupilami. Już lepiej spokojnie obejść wioski polami.
W końcu, trochę zmęczeni tym asflatingiem dobijamy do autka. Kama zalicza matę na podłodze 10 sekund po wejściu do samochodu. My parę godzin później w domu. To była dobra, beskidzka tura!
(oczywiście nie muszę mówić, że na szlaku nie spotkaliśmy ani jednej osoby)
Kilka fotek z trasy:
https://picasaweb.google.com/1014740746 ... KolaninGSB