Beskid Niski: między Jaśliskami, a Komańczą
: 2013-07-11, 21:57
Przystanek w Czystogarbie wydaje się być dobrym miejscem na zaparkowanie pojazdu. Z jednej strony zakład karny, z drugiej małe bloki mieszkalne, tu musi być bezpiecznie. A z resztą – plusem posiadania jako auto kupy złomu jest to, że nie trzeba się o nią martwić
Zaraz za domami zaczyna się szutrowa droga. Wyprowadza ona na łąki w kierunku północnym - ku Pasmie Kamienia i Bukowicy. Wioska szybko zostaje za plecami. Usłana pełnymi kumaków i żab kałużami droga trzyma się brzegu lasu, z którego raz po raz wybiegają sarny. W sumie trzy w ciągu kilkunastu minut. Pod nogami zaś- liczne tropy jakichś dużych zwierzów, zapewne psów, ale może i wilka? Mając do wyboru spotkanie ze zdziczałym psem lub wilkiem - w ciemno wybrałbym tego drugiego.
Po jakimś czasie droga zmienia się w ledwie widoczne koleiny w trawie. Tu grzbiet skręca na wschód ku Komańczy. Chcąc dojść do czerwonego szlaku musimy odejść nieco od grzbietu na północ-przez małą dolinkę. I rzeczywiście po chwili przy drodze widać czerwony znak GSB prowadzący z Komańczy przez Kamień, Tokarnie, Bukowicę do Puław.
Zastanawiamy się kiedy ktoś tędy ostatnio szedł, a w tym momencie z przeciwka słychać szelest.
Na ścieżce pojawia się człowiek, żywy.
- Skąd idziesz ? - pytamy.
- Z Ustronia - pada odpowiedz.
No i wszystko jasne, gratulujemy panu przebytych kilometrów Głównego Szlaku Beskidzkiego i idziemy dalej. Wkrótce siadamy na kamieniach pokrywających grzbiet góry Kamień. Spora ilość wychodni skalnych i ostańców, porośnięta gęstym bukowym lasem tworzy trochę mroczny, baśniowy klimat. Lubie tu przysiąść na śniadanie.
Dalsze kilometry to przejście grzbietem zaopatrzonym w drzewa do doliny nieistniejącej wioski - Przybyszowa. Trzeba tu wytracić sporo wysokości, by potem odbić to sobie na podejściu z doliny na garb Tokarni. Po krótkiej przerwie tak tez czynimy, tym bardziej, że zza gór cosik zaczyna pomrukiwać i warczeć. Jest parno i duszno, wiadomo jak to się może skończyć.
Grzbiet Tokarni coraz bardziej już zarośnięty oferuje trochę widokowa na wszelkie strony świata, choć nie powalił nas na kolana tak jak kiedyś niedaleka Rzepedka.
Ze szczytu szybkie zejście na małą przełączkę gdzie dochodzą znaki zółte w Wisłoka Wielkiego. Tutaj opuszczamy GSB i schodzimy w dół szeroką leśną drogą. Trochę zaczynamy martwić się brakiem znaków szlaku przez dobre kilkanaście minut, gdy nagle zauważamy znaczki na świeżo ściętych bukach leżących przy drodze. Ktoś tu się zapędził z tą piłą chyba.
Droga szybko wyprowadza nas na asfalt prowadzący do głównej szosy i po chwili siadamy na przystanku autobusowym w Wisłoku Wielkim. Wyszukiwarka internetowa stwierdzała występowanie tutaj autobusu PKS relacji Moszczaniec - Sanok, którym zaplanowaliśmy dostać się do pozostawionego 6km dalej auta.
Gdy godzina odjazdu autobusu minęła, poczęliśmy się drapać po głowach co tu jest grane. No i zaczęliśmy marsz w stronę Komańczy, licząc na szybkie złapanie stopa w dalszą drogę...
4.5 kilometra i 45 przekleństw później Gosia rozbija obóz na kolejnym przystanku, a ja na lekko pokonuję ostatnie 1.5km do Czystogarbu wciąż naiwnie wystawiając kciuk w stronę mijających mnie szerokim łukiem pojazdów.
Nie wiem co się dzieje z tym krajem ? Rok temu podobnie musieliśmy przejść całą Ochotnicę w Gorcach, teraz porażka w Niskim...A może to ja wyglądam jak ostatnia łachudra? l:
Zaraz za domami zaczyna się szutrowa droga. Wyprowadza ona na łąki w kierunku północnym - ku Pasmie Kamienia i Bukowicy. Wioska szybko zostaje za plecami. Usłana pełnymi kumaków i żab kałużami droga trzyma się brzegu lasu, z którego raz po raz wybiegają sarny. W sumie trzy w ciągu kilkunastu minut. Pod nogami zaś- liczne tropy jakichś dużych zwierzów, zapewne psów, ale może i wilka? Mając do wyboru spotkanie ze zdziczałym psem lub wilkiem - w ciemno wybrałbym tego drugiego.
Po jakimś czasie droga zmienia się w ledwie widoczne koleiny w trawie. Tu grzbiet skręca na wschód ku Komańczy. Chcąc dojść do czerwonego szlaku musimy odejść nieco od grzbietu na północ-przez małą dolinkę. I rzeczywiście po chwili przy drodze widać czerwony znak GSB prowadzący z Komańczy przez Kamień, Tokarnie, Bukowicę do Puław.
Zastanawiamy się kiedy ktoś tędy ostatnio szedł, a w tym momencie z przeciwka słychać szelest.
Na ścieżce pojawia się człowiek, żywy.
- Skąd idziesz ? - pytamy.
- Z Ustronia - pada odpowiedz.
No i wszystko jasne, gratulujemy panu przebytych kilometrów Głównego Szlaku Beskidzkiego i idziemy dalej. Wkrótce siadamy na kamieniach pokrywających grzbiet góry Kamień. Spora ilość wychodni skalnych i ostańców, porośnięta gęstym bukowym lasem tworzy trochę mroczny, baśniowy klimat. Lubie tu przysiąść na śniadanie.
Dalsze kilometry to przejście grzbietem zaopatrzonym w drzewa do doliny nieistniejącej wioski - Przybyszowa. Trzeba tu wytracić sporo wysokości, by potem odbić to sobie na podejściu z doliny na garb Tokarni. Po krótkiej przerwie tak tez czynimy, tym bardziej, że zza gór cosik zaczyna pomrukiwać i warczeć. Jest parno i duszno, wiadomo jak to się może skończyć.
Grzbiet Tokarni coraz bardziej już zarośnięty oferuje trochę widokowa na wszelkie strony świata, choć nie powalił nas na kolana tak jak kiedyś niedaleka Rzepedka.
Ze szczytu szybkie zejście na małą przełączkę gdzie dochodzą znaki zółte w Wisłoka Wielkiego. Tutaj opuszczamy GSB i schodzimy w dół szeroką leśną drogą. Trochę zaczynamy martwić się brakiem znaków szlaku przez dobre kilkanaście minut, gdy nagle zauważamy znaczki na świeżo ściętych bukach leżących przy drodze. Ktoś tu się zapędził z tą piłą chyba.
Droga szybko wyprowadza nas na asfalt prowadzący do głównej szosy i po chwili siadamy na przystanku autobusowym w Wisłoku Wielkim. Wyszukiwarka internetowa stwierdzała występowanie tutaj autobusu PKS relacji Moszczaniec - Sanok, którym zaplanowaliśmy dostać się do pozostawionego 6km dalej auta.
Gdy godzina odjazdu autobusu minęła, poczęliśmy się drapać po głowach co tu jest grane. No i zaczęliśmy marsz w stronę Komańczy, licząc na szybkie złapanie stopa w dalszą drogę...
4.5 kilometra i 45 przekleństw później Gosia rozbija obóz na kolejnym przystanku, a ja na lekko pokonuję ostatnie 1.5km do Czystogarbu wciąż naiwnie wystawiając kciuk w stronę mijających mnie szerokim łukiem pojazdów.
Nie wiem co się dzieje z tym krajem ? Rok temu podobnie musieliśmy przejść całą Ochotnicę w Gorcach, teraz porażka w Niskim...A może to ja wyglądam jak ostatnia łachudra? l: