Beskidzkie ścieżki (2022) - z Żywca do Chabówki
Mijamy Czerniawę Suchą, skąd są fajne widoki.
Między innymi można stąd rzucić okiem na Jałowiec. Mamy miłe wspomnienia z tego szczytu wczesną wiosną 2019: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... owiec.html Jak siedziliśmy w szałasiku, wcinając leczo, racząc sie nalewkami, a wokół szalała snieżyca!
Kawałek dalej (i trochę w bok od szlaku) jest Beskidek. Szczyt, gdzie prowadzi dwupasmowa droga!
Okolica charakteryzuje się dużą ilością płowych traw i krzaczków uginających się od jagód.
Na górze stoi krzyż z poradą dla wędrowców.
...a kawałek dalej jakaś para z psem zbudowała sobie szałas i chyba w nim pomieszkuje.
Słyszałam, że na przełęczy Klekociny jest schronisko. Wszystkie opinie, jakie mi się obiły o uszy, były negatywne, więc jest szansa, że mi się ono spodoba No ale schroniska nie ma... A przynajmniej my nie potrafimy go namierzyć. Cała przełęcz to jeden wielki plac budowy, gdzie powstaje osiedle domków letniskowych. Kurcze, jak ktoś tu miał stary domek i teraz chciałby tu mieszkać czy wypoczywać - to ma totalnie przerąbane! Uciekamy stąd jak najszybciej!
Droga pnie się bukowymi lasami.
Acz niestety w większości wyglądają one tak:
Rozpiździel totalny...
Ciekawy pień. Niby wypróchniał, ale nie wszystkie jego elementy.
Są też fajne jamy pod korzeniami. Z czuprynką z jagód.
Włazimy na Magurkę.
Widać stąd jakąś hale z bacówkami. Nie umiem za bardzo zidentyfikować co to za miejsce. Może ktoś podpowie? Mniej więcej w przeciwną stronę niz Babia.
Rozważamy czy te chatki są domkami letniskowymi? Czy może zbłąkany turysta może z nich skorzystać? Ciężko to ocenić z takiej odległości.
Na Magurce zwracamy jeszcze uwagę na gałęzisto - dziuplaste drzewo z kapliczką.
Zaglądamy też do pobliskiej wiaty z widokiem na Babią.
Super miejsce na ognisko czy imprezę, ale po krótkich oględzinach odpuszczamy jednak plan noclegu tutaj. Ławy są z potrójnych beli, miedzy którymi są dziury. Na ziemi jest klepisko, które dzisiaj jest mokre.
Tuptamy więc dalej.
Idziemy sobie na Mędralową zobaczyć co tam słychać i jak się ma szałas, koło którego spaliśmy 18 lat temu. Masakra jak ten czas zapinkala! Czerwiec 2004 i nasza wycieczka z Grzesiem i Pigmejem na Babią, zakończona moją skręconą nogą... Kiedy tyle lat przeleciało???? Poniżej kilka fotek bacówki z tamtego wypadu.
Mędralowska bacówka trochę się zmieniła. Na dachu nie ma już papy, przybyły ławeczki i stoliki. Pojawiło się wycięcie w deskach dachowych na wyjściu z części kuchennej - pewnie żeby rzadziej rozbijać sobie głowę. Widać, że ludzie dbają o chatę i często tu ktoś bywa. Wokół morze płowych traw i dalekie widoki, fakt, że dziś lekko przymglone, ale i tak gęba się cieszy!
Dach i ściany są uszczelnione. Piec ktoś wstawił, trochę żarcia i suchego drewna jest zgromadzone. Zbłąkany wędrowiec z głodu i chłodu nie umrze! Wnętrza są aromatycznie przesiąknięte dymem
A za ławeczką klomb żółtych kwiatów!
Kilka razy walę się w łeb nisko wiszącym stropem albo dechami okapu - aż mi dzwonią zęby! Raz aż se siadłam. Już mi się przypomniało, czemu wtedy - w 2004 roku jednak zdecydowaliśmy się spać w namiocie
Nabieramy wody w takim oto malowniczym źródełku. Tzn. ciurkało kawałeczek dalej.
Przy chatce robimy sobie grzanki z serem i herbatę.
Ma tu też miejsce dziwna sytuacja. Jedząc grzankę przypominam sobie, że znajomy najprawdopodobniej w podobnym terminie miał wędrować przez Beskidy. Warto więc mu dać znać, gdzie jesteśmy - a nuż będzie nam dane się gdzieś spotkać. Sięgam po telefon, byłam pewna, że mam jego numer. Ale jednak nie mam Kontakt mieliśmy tylko przez fora czy fejsy, a na wyjazdach netu nie mam. No trudno...
Ileś czasu po powrocie dowiaduje się, że znajomy faktycznie wędrował przez Beskidy i nasze trasy były najbliżej siebie właśnie podczas naszego pobytu na Mędralowej. Dlaczego właśnie tu mnie tknęło, aby podjąć próbę nawiązania kontaktu? Jakaś telepatia??
Na nocleg decydujemy się wrócić na Magurkę. Tam chyba podobało nam się najbardziej.
Dziś mieliśmy kilka opcji noclegu i to zawsze jest problem co wybrać jak wszystkie są fajne! Klęska urodzaju!
Namiot stawiamy w borówkach, świerszcze nam grają, a słoneczko zachodzi nieco mgliście.
Jemy zupki pomidorowe, zapijamy nalewką mini i oczywiście dużą ilością herbaty. Babia siedzi w chmurach, wieczór jest chłodny i wieje jesienią. Toperz wyjada wszystkie batoniki, bo jutro mamy plany znaleźć sklep w Zawoi.
W lesie wpadam w stare niemieckie okopy. Faktycznie podłużne rowy są tutaj wciąż dobrze widoczne.
Ponoć były tu umocnienia batalionów Volkssturmu, czyli zmobilizowanego pod koniec II wojny światowej niemieckiego pospolitego ruszenia, które w ogóle nie chciało się tu znaleźć, nie miało żadnego przeszkolenia i pewnie najczęściej miało tą całą wojnę w d... Ot mięso armatnie polityków, którzy wiedzieli już, że przegrywają i miotali się w desperacji... Chodzę więc po lesie, wpadam w wykroty i myślę o tych biednych dziadkach, którzy zapewne bardziej marzyli o ciepłych kapciach i fotelu bujanym niż o realizowaniu chorych pomysłów swego wodza...
Las tu jest bardzo powykręcany i krzywy. Jak to bywa na poligonach
Gdy tylko zapada zmrok widzimy dziwne światło - jakby na drugim końcu łąki. Ktoś chyba idzie... Na wszelki wypadek staramy się nie używać naszych latarek. Przyglądamy się. Dość silne światło, jakby solidna czołówka, tylko że nieruchome. Jakby ktoś stał, a nie szedł? Ki diabeł?? W nocy też to światło widziałam, dokładnie w tym samym miejscu. Jak nic musiała to być jedna z nowoczesnych świeczek wstawionych do kapliczki. Innego wytłumaczenia nie widzę.
Rano widać jakiś ludzi kręcących się wokół chatki na Mędralowej. Stoi też niedaleko zaparkowany gazik. Zapewne więc jagodziarze działają. Mają w tym roku co zbierać!
Wstajemy dość nietypowo wcześnie bo o siódmej, jako że mamy dziś kawałek do przejścia. Dzień jest pogodny, a okolicę spowija solidna rosa. Odkrywam, że przytykałam śpiworem do ściany, ona się oparła o tropik i wynik jest taki, że cały dół śpiwora jest mokry. Tylko jak go teraz wysuszyć w cieniu, wśród namokłych od rosy roślin? To samo tyczy się namiotu - jak zwijać taki ociekający? Bez sensu zagnić namiot w pogodny dzień! Toperz wpada na super pomysł, aby na śniadanie udać się do "Babiego Szałasu" - tamto zbocze powinno już być oświetlone! Tego nam było trzeba!
Tam jemy, suszymy się i cieszymy widokami.
Dzień szykuje się upalny!
cdn
Między innymi można stąd rzucić okiem na Jałowiec. Mamy miłe wspomnienia z tego szczytu wczesną wiosną 2019: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... owiec.html Jak siedziliśmy w szałasiku, wcinając leczo, racząc sie nalewkami, a wokół szalała snieżyca!
Kawałek dalej (i trochę w bok od szlaku) jest Beskidek. Szczyt, gdzie prowadzi dwupasmowa droga!
Okolica charakteryzuje się dużą ilością płowych traw i krzaczków uginających się od jagód.
Na górze stoi krzyż z poradą dla wędrowców.
...a kawałek dalej jakaś para z psem zbudowała sobie szałas i chyba w nim pomieszkuje.
Słyszałam, że na przełęczy Klekociny jest schronisko. Wszystkie opinie, jakie mi się obiły o uszy, były negatywne, więc jest szansa, że mi się ono spodoba No ale schroniska nie ma... A przynajmniej my nie potrafimy go namierzyć. Cała przełęcz to jeden wielki plac budowy, gdzie powstaje osiedle domków letniskowych. Kurcze, jak ktoś tu miał stary domek i teraz chciałby tu mieszkać czy wypoczywać - to ma totalnie przerąbane! Uciekamy stąd jak najszybciej!
Droga pnie się bukowymi lasami.
Acz niestety w większości wyglądają one tak:
Rozpiździel totalny...
Ciekawy pień. Niby wypróchniał, ale nie wszystkie jego elementy.
Są też fajne jamy pod korzeniami. Z czuprynką z jagód.
Włazimy na Magurkę.
Widać stąd jakąś hale z bacówkami. Nie umiem za bardzo zidentyfikować co to za miejsce. Może ktoś podpowie? Mniej więcej w przeciwną stronę niz Babia.
Rozważamy czy te chatki są domkami letniskowymi? Czy może zbłąkany turysta może z nich skorzystać? Ciężko to ocenić z takiej odległości.
Na Magurce zwracamy jeszcze uwagę na gałęzisto - dziuplaste drzewo z kapliczką.
Zaglądamy też do pobliskiej wiaty z widokiem na Babią.
Super miejsce na ognisko czy imprezę, ale po krótkich oględzinach odpuszczamy jednak plan noclegu tutaj. Ławy są z potrójnych beli, miedzy którymi są dziury. Na ziemi jest klepisko, które dzisiaj jest mokre.
Tuptamy więc dalej.
Idziemy sobie na Mędralową zobaczyć co tam słychać i jak się ma szałas, koło którego spaliśmy 18 lat temu. Masakra jak ten czas zapinkala! Czerwiec 2004 i nasza wycieczka z Grzesiem i Pigmejem na Babią, zakończona moją skręconą nogą... Kiedy tyle lat przeleciało???? Poniżej kilka fotek bacówki z tamtego wypadu.
Mędralowska bacówka trochę się zmieniła. Na dachu nie ma już papy, przybyły ławeczki i stoliki. Pojawiło się wycięcie w deskach dachowych na wyjściu z części kuchennej - pewnie żeby rzadziej rozbijać sobie głowę. Widać, że ludzie dbają o chatę i często tu ktoś bywa. Wokół morze płowych traw i dalekie widoki, fakt, że dziś lekko przymglone, ale i tak gęba się cieszy!
Dach i ściany są uszczelnione. Piec ktoś wstawił, trochę żarcia i suchego drewna jest zgromadzone. Zbłąkany wędrowiec z głodu i chłodu nie umrze! Wnętrza są aromatycznie przesiąknięte dymem
A za ławeczką klomb żółtych kwiatów!
Kilka razy walę się w łeb nisko wiszącym stropem albo dechami okapu - aż mi dzwonią zęby! Raz aż se siadłam. Już mi się przypomniało, czemu wtedy - w 2004 roku jednak zdecydowaliśmy się spać w namiocie
Nabieramy wody w takim oto malowniczym źródełku. Tzn. ciurkało kawałeczek dalej.
Przy chatce robimy sobie grzanki z serem i herbatę.
Ma tu też miejsce dziwna sytuacja. Jedząc grzankę przypominam sobie, że znajomy najprawdopodobniej w podobnym terminie miał wędrować przez Beskidy. Warto więc mu dać znać, gdzie jesteśmy - a nuż będzie nam dane się gdzieś spotkać. Sięgam po telefon, byłam pewna, że mam jego numer. Ale jednak nie mam Kontakt mieliśmy tylko przez fora czy fejsy, a na wyjazdach netu nie mam. No trudno...
Ileś czasu po powrocie dowiaduje się, że znajomy faktycznie wędrował przez Beskidy i nasze trasy były najbliżej siebie właśnie podczas naszego pobytu na Mędralowej. Dlaczego właśnie tu mnie tknęło, aby podjąć próbę nawiązania kontaktu? Jakaś telepatia??
Na nocleg decydujemy się wrócić na Magurkę. Tam chyba podobało nam się najbardziej.
Dziś mieliśmy kilka opcji noclegu i to zawsze jest problem co wybrać jak wszystkie są fajne! Klęska urodzaju!
Namiot stawiamy w borówkach, świerszcze nam grają, a słoneczko zachodzi nieco mgliście.
Jemy zupki pomidorowe, zapijamy nalewką mini i oczywiście dużą ilością herbaty. Babia siedzi w chmurach, wieczór jest chłodny i wieje jesienią. Toperz wyjada wszystkie batoniki, bo jutro mamy plany znaleźć sklep w Zawoi.
W lesie wpadam w stare niemieckie okopy. Faktycznie podłużne rowy są tutaj wciąż dobrze widoczne.
Ponoć były tu umocnienia batalionów Volkssturmu, czyli zmobilizowanego pod koniec II wojny światowej niemieckiego pospolitego ruszenia, które w ogóle nie chciało się tu znaleźć, nie miało żadnego przeszkolenia i pewnie najczęściej miało tą całą wojnę w d... Ot mięso armatnie polityków, którzy wiedzieli już, że przegrywają i miotali się w desperacji... Chodzę więc po lesie, wpadam w wykroty i myślę o tych biednych dziadkach, którzy zapewne bardziej marzyli o ciepłych kapciach i fotelu bujanym niż o realizowaniu chorych pomysłów swego wodza...
Las tu jest bardzo powykręcany i krzywy. Jak to bywa na poligonach
Gdy tylko zapada zmrok widzimy dziwne światło - jakby na drugim końcu łąki. Ktoś chyba idzie... Na wszelki wypadek staramy się nie używać naszych latarek. Przyglądamy się. Dość silne światło, jakby solidna czołówka, tylko że nieruchome. Jakby ktoś stał, a nie szedł? Ki diabeł?? W nocy też to światło widziałam, dokładnie w tym samym miejscu. Jak nic musiała to być jedna z nowoczesnych świeczek wstawionych do kapliczki. Innego wytłumaczenia nie widzę.
Rano widać jakiś ludzi kręcących się wokół chatki na Mędralowej. Stoi też niedaleko zaparkowany gazik. Zapewne więc jagodziarze działają. Mają w tym roku co zbierać!
Wstajemy dość nietypowo wcześnie bo o siódmej, jako że mamy dziś kawałek do przejścia. Dzień jest pogodny, a okolicę spowija solidna rosa. Odkrywam, że przytykałam śpiworem do ściany, ona się oparła o tropik i wynik jest taki, że cały dół śpiwora jest mokry. Tylko jak go teraz wysuszyć w cieniu, wśród namokłych od rosy roślin? To samo tyczy się namiotu - jak zwijać taki ociekający? Bez sensu zagnić namiot w pogodny dzień! Toperz wpada na super pomysł, aby na śniadanie udać się do "Babiego Szałasu" - tamto zbocze powinno już być oświetlone! Tego nam było trzeba!
Tam jemy, suszymy się i cieszymy widokami.
Dzień szykuje się upalny!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Czekałem na tą relację! Bo lubię klimaty Waszych włóczęg i wieczorów z ogniskiem! Jak się czyta czuje się taką wolność!
Początek pogodowo fatalny, ale znaleźliście dobre schronienie, starą opuszczoną tajemniczą daczę, odpoczęliście, wsłuchiwaliście się w wpadający deszcz. A potem widok na parujące góry o zachodzie słońca. Coś pięknego! Takie nic nie robienie też jest fajne, w zeszłym roku podczas deszczu w Wyspowym je praktykowałem
Dzień kolejny już pogodny. W zeszłym roku też odkryłem tą chatkę pod Lachów Groniem zupełnie przypadkiem przed zachodem słońca. Rozważałem nawet w niej nocleg, bo wydaje się sympatycznym miejscem, ale popędziłem jednak na Lasek Swoją drogą myślę, że w tej chatce byłoby Wam lepiej niż w tym małym szałasie na Lachów Groniu, piszesz, że było jeszcze za wcześnie na nocleg, ale między chatką a szczytem jest blisko, jakiś 1-2 km, chyba, że chcieliście mieć rano lepsze widoki.
Fajna ta wiata koło Magurki z widokiem na Babią, szkoda, tylko, że nieszczelna
Więc wychodzi na to, że jak chrupałaś grzankę na Mędalowej to ja drałowałem z Węgierskiej Górki na Rysiankę. Jak spaliście w borówkach na Magórce, ja witałem dzień wschodem słońca na Rysiance, swoją drogą był piękny. Na Mędralowej w szałasie byłem dwa dni później i w sumie też gdzieś wtedy zastanawiałem się czy pojechaliście w Beskidy i gdzie jesteście. Było więc blisko!
Szkoda, że tak wyszło, że nie miałaś do mnie numeru... bo gdybyś dała znać pewnie zmieniłbym plany tak żeby móc się spotkać i przejść się z Wami trochę. Marzy też mi się nocleg w takich klimatach bacówkowych. Jak wędruje sam to samotnie mi jakoś dziwnie spać po chatkach, dlatego zawsze idę do ludzi schronisk/chatek studenckich/baz namiotowych, a ekipę na takie łażenie ciężko mi znaleźć. Następnym razem musi się udać!
a na Mędralowej przy bacówce siostra strzeliła mi taką fotkę
Muszę się zabrać do swojej relacji
Początek pogodowo fatalny, ale znaleźliście dobre schronienie, starą opuszczoną tajemniczą daczę, odpoczęliście, wsłuchiwaliście się w wpadający deszcz. A potem widok na parujące góry o zachodzie słońca. Coś pięknego! Takie nic nie robienie też jest fajne, w zeszłym roku podczas deszczu w Wyspowym je praktykowałem
Dzień kolejny już pogodny. W zeszłym roku też odkryłem tą chatkę pod Lachów Groniem zupełnie przypadkiem przed zachodem słońca. Rozważałem nawet w niej nocleg, bo wydaje się sympatycznym miejscem, ale popędziłem jednak na Lasek Swoją drogą myślę, że w tej chatce byłoby Wam lepiej niż w tym małym szałasie na Lachów Groniu, piszesz, że było jeszcze za wcześnie na nocleg, ale między chatką a szczytem jest blisko, jakiś 1-2 km, chyba, że chcieliście mieć rano lepsze widoki.
Fajna ta wiata koło Magurki z widokiem na Babią, szkoda, tylko, że nieszczelna
buba pisze:Ma tu też miejsce dziwna sytuacja. Jedząc grzankę przypominam sobie, że znajomy najprawdopodobniej w podobnym terminie miał wędrować przez Beskidy. Warto więc mu dać znać, gdzie jesteśmy - a nuż będzie nam dane się gdzieś spotkać. Sięgam po telefon, byłam pewna, że mam jego numer. Ale jednak nie mam Kontakt mieliśmy tylko przez fora czy fejsy, a na wyjazdach netu nie mam. No trudno...
Ileś czasu po powrocie dowiaduje się, że znajomy faktycznie wędrował przez Beskidy i nasze trasy były najbliżej siebie właśnie podczas naszego pobytu na Mędralowej. Dlaczego właśnie tu mnie tknęło, aby podjąć próbę nawiązania kontaktu? Jakaś telepatia??
Więc wychodzi na to, że jak chrupałaś grzankę na Mędalowej to ja drałowałem z Węgierskiej Górki na Rysiankę. Jak spaliście w borówkach na Magórce, ja witałem dzień wschodem słońca na Rysiance, swoją drogą był piękny. Na Mędralowej w szałasie byłem dwa dni później i w sumie też gdzieś wtedy zastanawiałem się czy pojechaliście w Beskidy i gdzie jesteście. Było więc blisko!
Szkoda, że tak wyszło, że nie miałaś do mnie numeru... bo gdybyś dała znać pewnie zmieniłbym plany tak żeby móc się spotkać i przejść się z Wami trochę. Marzy też mi się nocleg w takich klimatach bacówkowych. Jak wędruje sam to samotnie mi jakoś dziwnie spać po chatkach, dlatego zawsze idę do ludzi schronisk/chatek studenckich/baz namiotowych, a ekipę na takie łażenie ciężko mi znaleźć. Następnym razem musi się udać!
a na Mędralowej przy bacówce siostra strzeliła mi taką fotkę
Muszę się zabrać do swojej relacji
Ostatnio zmieniony 2022-12-05, 15:53 przez opawski1, łącznie zmieniany 4 razy.
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
Czekałem na tą relację! Bo lubię klimaty Waszych włóczęg i wieczorów z ogniskiem! Jak się czyta czuje się taką wolność!
Po to właśnie jezdzimy - dla tego poczucia wolnosci!
Początek pogodowo fatalny, ale znaleźliście dobre schronienie, starą opuszczoną tajemniczą daczę, odpoczęliście, wsłuchiwaliście się w wpadający deszcz. A potem widok na parujące góry o zachodzie słońca. Coś pięknego! Takie nic nie robienie też jest fajne, w zeszłym roku podczas deszczu w Wyspowym je praktykowałem
Tak fatalnej pogody i tak długo utrzymującej się sciany deszczu to nie pamietam. Żeby ponad 24 godziny pompowało praktycznie bez przerwy! I to z taka intensywnoscią, ze wyjscie do kibla było problemem Namiot by tego raczej nie wytrzymał!
Nicnierobienie, tępe wgapianie się w mgłe i takie poczucie zawieszenia - tez ma swoj urok. I spanie do 14 rowniez! A ten podarek na wieczor to cieszył jak diabli! To bylo 10 minut widowiska, niby nic takiego a jednak!
Swoją drogą myślę, że w tej chatce byłoby Wam lepiej niż w tym małym szałasie na Lachów Groniu, piszesz, że było jeszcze za wcześnie na nocleg, ale między chatką a szczytem jest blisko, jakiś 1-2 km, chyba, że chcieliście mieć rano lepsze widoki.
Powodow bylo kilka. Mysle, ze mozesz miec odmienne postrzeganie odleglosci Dla mnie 2 km, zwlaszcza pod gore i z solidnym plecakiem to jest dystans zauważalny. I np. czy trasa kolejnego dnia bedzie miała 15 czy 17 km moze duzo zmienic w radosci z wędrówki Liczylismy tez, ze stoi na Lachow Groniu ta druga, wieksza bacowka, w ktorej spalismy dawno temu. A ona byla bardzo fajna. Kwestia zobaczenia widokow napewno tez miala jakis wplyw, bo widoczek zawsze fajna rzecz. Poza tym pod ta chatą ponizej trochę gryzły muchy. Burze gdzies łaziły po horyzontach a tam byl zaduch. Liczylismy tez, ze na gorze bedzie moze wiekszy przewiew, wiec muchy zwieje.
Fajna ta wiata koło Magurki z widokiem na Babią, szkoda, tylko, że nieszczelna
No i ławki dosyc niewygodne. A na podlodze klepisko a nie deski. Myslelismy chwile zeby obok postawic namiot i spac w nim, ale bylby blisko drogi i jeszcze jakis quad by w nas wjechal
Na Mędralowej w szałasie byłem dwa dni później i w sumie też gdzieś wtedy zastanawiałem się czy pojechaliście w Beskidy i gdzie jesteście. Było więc blisko!
Szukalam wpisownika. Ale nie znalazlam... Gdyby byl - na bank bym tam cos napisala i moze pod dwoch dniach bys to przeczytal i spokojnie nas dogonił
Marzy też mi się nocleg w takich klimatach bacówkowych. Jak wędruje sam to samotnie mi jakoś dziwnie spać po chatkach, dlatego zawsze idę do ludzi schronisk/chatek studenckich/baz namiotowych, a ekipę na takie łażenie ciężko mi znaleźć. Następnym razem musi się udać!
Mnie samej tez chyba byloby nieco łyso. Chyba predzej bym sie gdzies kitrała w namiocie po krzakach niz spala w bacowce, gdzie nocą coś np. łazi...
Muszę się zabrać do swojej relacji
Koniecznie!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
anna374 pisze:Super relacja, że góry dużo dla Ciebie znaczą. Czytając Twoje relacje można poczuć prawdziwe zjednoczenie z naturą - coś pięknego!
Głownie dla mnie duzo znaczy to wlasnie zjednoczenie z naturą, biwaki, ogniska i nocne wyjscia do kibelka pod gwiazdami Zapach rosy o poranku i poczucie wolnosci, ze idąc moge sie zatrzymac na nocleg tam gdzie chce, tam gdzie zastanie mnie noc. A same gory bardzo lubie, ale nie sa dla mnie konieczne. Wiadomo ze fajnie jak horyzont jest falisty, ale moge w takim stylu wedrowac tez po bagnach, nadmorskich plazach czy jeziornych lasach. Byle wlasnie w ten sposob
anna374 pisze:Aż mi się skansen w Sanoku przypomniał jak zobaczyłam te stare chatki
Pewnie spora czesc z nich pochodzi z podobnych czasow jak te skansenowe!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
marekw pisze:buba pisze:Nie umiem za bardzo zidentyfikować co to za miejsce. Może ktoś podpowie?
Na moje oko to Beskidek.
Ten Beskidek z krzyżem i tabliczką do wędrowcow? Czyli idac od szlaku te zabudowania muszą byc gdzies po przeciwnej stronie szczytu? Szkoda ze nie podeszlismy jeszcze kawalek.
A nie wiesz moze jaki jest stan/zastosowanie tych budynkow?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Dzieki! W szerszej perspektywie widac, ze to jest cały przysiółek, a nie dwie chałupy na pustej łące - tak jak mi sie zdawalo. Człowiek często widzi to co chce zobaczyc
Ostatnio zmieniony 2022-12-06, 14:52 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Mijamy tereny festiwalu "Skowronkowy Jarzmin".
Dopiero się rozkładają, bo impreza zacznie się za kilka dni.
Gadamy z jednym kolesiem, który bardzo nas namawia, aby trochę im pomóc przy przygotowaniach, a potem zostać na imprezie. Niestety nie mamy nieograniczonego czasu, wiec musimy tuptac dalej. Jakbyśmy mieli wolne do jesieni - to na bank nie trzeba by nas długo zanęcać!
Schodzimy do Zawoi, a raczej gdzieś w rejony jej oddalonego przysiółka zwanego Czatoża. Początek miejscowości charakteryzuje się bardzo miłą dla oka zabudową.
Nie wiem co to za rodzaj szopy, ale pod spodem przepływa potok.
Zawoja jest pełna kolonistów. Spotykamy ich na każdym kroku. Zwykle są oznakowani czapeczkami, chustami czy jakimiś przypinkami - pewnie żeby się nie pomieszali.
Dla niektórych grup atrakcją dnia jest pójść do sklepu po energetyki, ciastka i czipsy. Cóż za wspaniały program! Jednocześnie 3/4 uczestników kolonii wygląda tak, że o ciastku nawet pomyśleć nie powinna... Potem plan dnia zakłada "przeczekiwanie upału w ośrodku". Nie wpadło nikomu do głowy, że w słoneczny letni dzień można by zabrać dzieciaki na basen albo nad potok?? Poza tym jakie przeczekiwanie upału? Telebim przy szosie mówił o 27 stopniach! Ja pierdziele - i ich rodzice za to płacą? Obozy nietematyczne to zawsze jest jakaś masakra i wycie z nudów do księżyca. Zresztą za moich czasów było podobnie. Widzieliśmy też jakiś obóz karate - tam przynajmniej tłum dzieciaków ćwiczył na łące.
Potem czeka nas podejście na Mosorny Groń. Fajne, pachnące, świerkowe lasy - tylko czemu tak tu stromo???
Na szczycie jest wieża widokowa, wyciąg i trochę ludzi się kręci. W weekendy to tutaj musi być masakra.
Atmosfera na pierwszy rzut oka wydaje się być (oględnie mówiąc) średnia, ale mają piwo i szarlotkę, więc korzystamy i na chwilę przysiadamy na ławeczce.
Jedna z babek sprzedających pyta mnie czy Skowronkowy Jarzmin już się rozkłada i czy był Bartek. Jasnowidz? Skąd ona wie, że my właśnie stamtąd idziemy??
Co zwraca uwagę w tym miejscu - bardzo miła, sympatyczna obsługa w bufecie przy górnej stacji wyciągu. Chętni zarówno do pogadania jak i pomocy np. gdy widzą, że się próbuję zabrać z dwoma szarlotkami i dwoma piwami, zaraz oferują swoją pomoc, pytają w jakie miejsce zanieść talerze itp. Smutnym kontrastem jest to w stosunku do dwóch odwiedzonych później schronisk PTTK (Hala Krupowa, Luboń Wielki). Obiektów starych, drewnianych, bardzo ładnych i klimatycznych architektonicznie, ładnie położonych. A obsługa taka, że bez kija nie podchodź, turysta traktowany jest jak intruz, z wywracaniem oczami, fochami i chamskimi komentarzami.
Poziom fochów jednak podtrzymują w tym miejscu turyści. Jakaś rodzinka oburzona jest wiatrem na górnym balkoniku wieży. Że na dole nie było ostrzeżenia, że na górze wieje! A to naraża ich na niebezpieczeństwo złapania kataru! Nie było nawet sugestii, aby zabrać ze sobą bluzy! Chwilę poźniej włazi tu zła jak osa dziewczyna, która wydziera sie na chłopaka - że tutaj w tej Zawoi jest mało atrakcji i ona się nudzi. Widoki z wieży są słabe, a wyciąg był krótki, a w ogóle wszędzie jest las zamiast coś ciekawego. Chłopak ma minę zbitego psa i próbuje się tłumaczyć, opowiadać o pięknie Babiej Góry (zamiast brać nogi za pas póki jeszcze czas...)
Wieża i widoki z niej. Nie są takie złe, acz fakt, że d... nie urywa
Tuptamy w stronę Policy przez korzeniaste lasy.
i kamieniste drogi...
Czasem nawet jakaś skałka się trafi.
Na Policy jest skrzydło z rozbitego samolotu. Widać świerki też są niebezpieczne, nie tylko brzozy.
Tereny obfitują tu w suche drzewa obrośnięte malowniczo porostami. Nie brakuje też suchcieli powywracanych we wszelakich płaszczyznach i rozcapierzonych korzeni.
Dzisiejszy nocleg wypada nam w chatynce wśród jagodowisk i kamienistych zboczy.
Świat widziany przez porosty.
Uroki pobliskiego źródełka. Znaleźliśmy je wyłącznie na słuch i odgłos bulgania. Bo raczej byśmy nie wypatrzyli oczami!
Siedzimy na werandzie i gapimy się w dal. W tą bliższą, którą szybko zamyka sylwetka Babiej Góry i tą dalszą, gdzie wśród plaskatych równin w mocnym zamgleniu próbują się ukazac Tatry. I takie mamy poczucie, że nic nam więcej nie trzeba. Dziś już nie trzeba mielić nogami i zadyszać się na podejściach. Wieczór jest w miarę ciepły i pogodny. Nie musimy myśleć o przyziemnych rzeczach, bo wszystko co do życia jest potrzebne - mamy pod ręką. Żarcie, picie, dach na głową. Gapimy się więc w dal i się zawieszamy. Zagapiamy się na okoliczne pagóry i szybujemy gdzieś aż hen! na słowackie przestworza rozmywające się w błękitach.
I wreszcie są maliny!!!
We wnętrzach chaty nie widać śladów po piecu czy kominie. Są tylko dwa łóżka i stolik.
A kawałek w zaroślach za chatką leży fragment czegoś, co wygląda, że pełniło kiedyś fukcje grzewcze. Musiało więc chyba pochodzić z chatki? Bo po kiego diabła ktoś by to tutaj wnosił?
Układamy się do snu wśród grania świeszczy, hukania nocnych ptaków i chrobotu czegoś w ścianach.
Nie jesteśmy tu sami. W chatce zdecydowanie coś mieszka (są kupy), a w nocy słychać tumulty strychu. Jakaś kuna widmo, bo mimo chęci i podejmowanych prób nie udało się jej zobaczyć.
Rano budzą nas nawoływania jagodziarzy, którzy jakoś szczególnie upodobali sobie to zbocze. Kilka razy zagląda do chaty jakaś fioletowa i bardzo zadowolona z siebie gęba z drapakiem w dłoni. Zawsze miło się wita i ciekawie rozgląda po chatce, jakby ją widział pierwszy raz. Co nas akurat bardzo dziwi, bo myśleliśmy, że kto jak kto, ale oni to chyba dobrze znają swoje areały łowieckie.
Jeszcze śniadanko z widokiem przez okno - i w drogę!
cdn
Dopiero się rozkładają, bo impreza zacznie się za kilka dni.
Gadamy z jednym kolesiem, który bardzo nas namawia, aby trochę im pomóc przy przygotowaniach, a potem zostać na imprezie. Niestety nie mamy nieograniczonego czasu, wiec musimy tuptac dalej. Jakbyśmy mieli wolne do jesieni - to na bank nie trzeba by nas długo zanęcać!
Schodzimy do Zawoi, a raczej gdzieś w rejony jej oddalonego przysiółka zwanego Czatoża. Początek miejscowości charakteryzuje się bardzo miłą dla oka zabudową.
Nie wiem co to za rodzaj szopy, ale pod spodem przepływa potok.
Zawoja jest pełna kolonistów. Spotykamy ich na każdym kroku. Zwykle są oznakowani czapeczkami, chustami czy jakimiś przypinkami - pewnie żeby się nie pomieszali.
Dla niektórych grup atrakcją dnia jest pójść do sklepu po energetyki, ciastka i czipsy. Cóż za wspaniały program! Jednocześnie 3/4 uczestników kolonii wygląda tak, że o ciastku nawet pomyśleć nie powinna... Potem plan dnia zakłada "przeczekiwanie upału w ośrodku". Nie wpadło nikomu do głowy, że w słoneczny letni dzień można by zabrać dzieciaki na basen albo nad potok?? Poza tym jakie przeczekiwanie upału? Telebim przy szosie mówił o 27 stopniach! Ja pierdziele - i ich rodzice za to płacą? Obozy nietematyczne to zawsze jest jakaś masakra i wycie z nudów do księżyca. Zresztą za moich czasów było podobnie. Widzieliśmy też jakiś obóz karate - tam przynajmniej tłum dzieciaków ćwiczył na łące.
Potem czeka nas podejście na Mosorny Groń. Fajne, pachnące, świerkowe lasy - tylko czemu tak tu stromo???
Na szczycie jest wieża widokowa, wyciąg i trochę ludzi się kręci. W weekendy to tutaj musi być masakra.
Atmosfera na pierwszy rzut oka wydaje się być (oględnie mówiąc) średnia, ale mają piwo i szarlotkę, więc korzystamy i na chwilę przysiadamy na ławeczce.
Jedna z babek sprzedających pyta mnie czy Skowronkowy Jarzmin już się rozkłada i czy był Bartek. Jasnowidz? Skąd ona wie, że my właśnie stamtąd idziemy??
Co zwraca uwagę w tym miejscu - bardzo miła, sympatyczna obsługa w bufecie przy górnej stacji wyciągu. Chętni zarówno do pogadania jak i pomocy np. gdy widzą, że się próbuję zabrać z dwoma szarlotkami i dwoma piwami, zaraz oferują swoją pomoc, pytają w jakie miejsce zanieść talerze itp. Smutnym kontrastem jest to w stosunku do dwóch odwiedzonych później schronisk PTTK (Hala Krupowa, Luboń Wielki). Obiektów starych, drewnianych, bardzo ładnych i klimatycznych architektonicznie, ładnie położonych. A obsługa taka, że bez kija nie podchodź, turysta traktowany jest jak intruz, z wywracaniem oczami, fochami i chamskimi komentarzami.
Poziom fochów jednak podtrzymują w tym miejscu turyści. Jakaś rodzinka oburzona jest wiatrem na górnym balkoniku wieży. Że na dole nie było ostrzeżenia, że na górze wieje! A to naraża ich na niebezpieczeństwo złapania kataru! Nie było nawet sugestii, aby zabrać ze sobą bluzy! Chwilę poźniej włazi tu zła jak osa dziewczyna, która wydziera sie na chłopaka - że tutaj w tej Zawoi jest mało atrakcji i ona się nudzi. Widoki z wieży są słabe, a wyciąg był krótki, a w ogóle wszędzie jest las zamiast coś ciekawego. Chłopak ma minę zbitego psa i próbuje się tłumaczyć, opowiadać o pięknie Babiej Góry (zamiast brać nogi za pas póki jeszcze czas...)
Wieża i widoki z niej. Nie są takie złe, acz fakt, że d... nie urywa
Tuptamy w stronę Policy przez korzeniaste lasy.
i kamieniste drogi...
Czasem nawet jakaś skałka się trafi.
Na Policy jest skrzydło z rozbitego samolotu. Widać świerki też są niebezpieczne, nie tylko brzozy.
Tereny obfitują tu w suche drzewa obrośnięte malowniczo porostami. Nie brakuje też suchcieli powywracanych we wszelakich płaszczyznach i rozcapierzonych korzeni.
Dzisiejszy nocleg wypada nam w chatynce wśród jagodowisk i kamienistych zboczy.
Świat widziany przez porosty.
Uroki pobliskiego źródełka. Znaleźliśmy je wyłącznie na słuch i odgłos bulgania. Bo raczej byśmy nie wypatrzyli oczami!
Siedzimy na werandzie i gapimy się w dal. W tą bliższą, którą szybko zamyka sylwetka Babiej Góry i tą dalszą, gdzie wśród plaskatych równin w mocnym zamgleniu próbują się ukazac Tatry. I takie mamy poczucie, że nic nam więcej nie trzeba. Dziś już nie trzeba mielić nogami i zadyszać się na podejściach. Wieczór jest w miarę ciepły i pogodny. Nie musimy myśleć o przyziemnych rzeczach, bo wszystko co do życia jest potrzebne - mamy pod ręką. Żarcie, picie, dach na głową. Gapimy się więc w dal i się zawieszamy. Zagapiamy się na okoliczne pagóry i szybujemy gdzieś aż hen! na słowackie przestworza rozmywające się w błękitach.
I wreszcie są maliny!!!
We wnętrzach chaty nie widać śladów po piecu czy kominie. Są tylko dwa łóżka i stolik.
A kawałek w zaroślach za chatką leży fragment czegoś, co wygląda, że pełniło kiedyś fukcje grzewcze. Musiało więc chyba pochodzić z chatki? Bo po kiego diabła ktoś by to tutaj wnosił?
Układamy się do snu wśród grania świeszczy, hukania nocnych ptaków i chrobotu czegoś w ścianach.
Nie jesteśmy tu sami. W chatce zdecydowanie coś mieszka (są kupy), a w nocy słychać tumulty strychu. Jakaś kuna widmo, bo mimo chęci i podejmowanych prób nie udało się jej zobaczyć.
Rano budzą nas nawoływania jagodziarzy, którzy jakoś szczególnie upodobali sobie to zbocze. Kilka razy zagląda do chaty jakaś fioletowa i bardzo zadowolona z siebie gęba z drapakiem w dłoni. Zawsze miło się wita i ciekawie rozgląda po chatce, jakby ją widział pierwszy raz. Co nas akurat bardzo dziwi, bo myśleliśmy, że kto jak kto, ale oni to chyba dobrze znają swoje areały łowieckie.
Jeszcze śniadanko z widokiem przez okno - i w drogę!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Lidka pisze:A skąd znaliście plan kolonijny? Dzieciaki miały w garsci? Wierzę, że jednak był atrakcyjniejszy
Czekalismy w sklepie w kolejce okolo 40 minut za kolonistami robiącymi zakupy, więc mielismy sporo czasu aby przysłuchać sie rozmowom zarówno dzieci jak i ich wychowawców. Urywki planu obijały się więc o uszy: "nie kupujcie tak dużo tych słodyczy, bierzcie tylko na dzis - jutro też przyjedziemy do sklepu zaraz po sniadaniu", "teraz wrócimy do ośrodka przeczekać upał, a po 16 pójdziemy do centrum, bo mają grac jakies zespoły" itp
Być moze akurat w tym czasie nie wspominali o ciekawszych aspektach pobytu - wykluczyć nie można Ja osobiscie raz miałam okazję byc uczestnikiem obozu o planie, który nie był atrakcyjniejszy - zawiezli nas nad jezioro na 2 tygodnie - no i plan na tym sie skonczył
Ostatnio zmieniony 2022-12-09, 19:47 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Fajna ta chatka z Waszego noclegu i nawet jakiś widok jest z niej Nie znam jej. To gdzieś w okolicy Policy?
W schronisku na Hali Krupowej obsługa dość specyficzna, oschła, ponura bym powiedział, ale ja z nimi problemów nie miałem i pobyt w schronisku wspominam dobrze.
W schronisku na Hali Krupowej obsługa dość specyficzna, oschła, ponura bym powiedział, ale ja z nimi problemów nie miałem i pobyt w schronisku wspominam dobrze.
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
opawski1 pisze:Fajna ta chatka z Waszego noclegu i nawet jakiś widok jest z niej Nie znam jej. To gdzieś w okolicy Policy?
No bardzo widokowa! Mało takich chatek jest! Tak, na Policy, po minieciu pomnika trzeba zejsc ze szlaku na prawo, najpierw w borówki, a potem pojawia sie kamienista droga waląca mocno w dol. Acz chata chyba okresowo bywa zamknieta - np. na wiatingu wisi, ale z informacją, że zamknieta/niedostepna. Nastawialismy sie, ze bedziemy spac na werandzie, ale spotkala nas niezwykle miła niespodzianka!
W schronisku na Hali Krupowej obsługa dość specyficzna, oschła, ponura bym powiedział, ale ja z nimi problemów nie miałem i pobyt w schronisku wspominam dobrze.
Zamawiając zarcie i nie wybijając sie z tłumu - to po prostu tylko oschła. Mi sie zachcialo zadawac im nietypowe pytania, wiec dostałam zjebe i mialam okazję dokladniej poznac na co ich stac - ale to w nastepnej relacji
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Chodzę więc po lesie, wpadam w wykroty i myślę o tych biednych dziadkach, którzy zapewne bardziej marzyli o ciepłych kapciach i fotelu bujanym niż o realizowaniu chorych pomysłów swego wodza...
niekoniecznie musiały to być dziadki, równie dobrze nastolatki... W każdym razie chyba Volkssturm jednak niczego tam nie obsadził i nie było żadnych walk, bo Niemcy wycofali się przed przybyciem Armii Czerwonej
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 38 gości