17-19.11.2017 Mglisty i pochmurny Beskid Niski
17-19.11.2017 Mglisty i pochmurny Beskid Niski
Wprawdzie początkowo plany były nieco inne, ale czasem tak mam, że potrzebuję ciszy i spokoju, a idealnie wpasowuje się w tę koncepcję Beskid Niski.
Wyruszyliśmy już w piątek. Pudelek już o świcie. Mnie się trochę przedłużyła praca, więc zanim dotarłam do Gorlic, już ciemniało. W trakcie drogi postanowiłam, że dojadę na ostatni przystanek w Pętnej i stamtąd dotrę do niebieskiego szlaku, którym podrepczę do Bartnego. Pudelek w końcu zaakceptował mój pomysł i dołączył do mnie w autobusie po krótkim zwiedzaniu Ropicy.
Około 17 weszliśmy do pustego i ciemnego schroniska, ale później pojawiła się liczna ekipa żeglarzy, więc zrobiło się mniej spokojnie. Mnie natomiast dosyć szybko zmógł sen... Tak to już ze mną bywa
Wstaliśmy dopiero ok. 9.00 i zaczęliśmy się powoli gramolić do wyjścia, mimo iż pogoda nie kusiła. Było mgliście i siąpiło.
Około 10.00 wyruszyliśmy jednak ze schroniska, skąd postanowiliśmy udać się do Wołowca.
Pomysł trasy oczywiście znów przypadł tej bystrzejszej części grupy ;pppp
Widoków oczywiście... nie było
Ja uznałam, że tego mi było trzeba i radowałam się mgłą *_*
Droga zapowiadała się szeroka i wygodna, później dopiero miała się zwężać w ścieżynkę...
Droga jednak wyglądała mniej więcej tak...
...a że nie zawsze udawało się to zgrabnie i sprytnie ominąć, to: Trafiona - zatopiona!
W trakcie drogi trochę błota odpadło, ale lekko nie było, gdy się szło taką trasą.
Po przejściu przez przecinającą szlak drogę wreszcie dotarliśmy do szlaku, który nie był rozjeżdżony.
Szło się zdecydowanie wygodniej, bez zbędnej gimnastyki. W końcu jednak dotarliśmy do momentu, kiedy drzewa się przerzedzają i zaczyna się polana. To oznaczało, że powoli zbliżamy się do Wołowca.
Najpierw dotarliśmy do polnej drogi. Pojawiła się cywilizacja.
Później tą drogą dotarliśmy do asfaltu.
Skoro byliśmy tutaj, to oczywiście podeszliśmy ku cerkwi, mijając dom z ogrodem, który w lecie jest zawsze pięknie ukwiecony.
Od cerkwi najpierw podeszliśmy do cmentarza, do którego teoretycznie iść nie powinniśmy, gdyż dojście do niego było ogrodzone, a na sznurkach był wyraźnie napisany "Zakaz wstępu. Teren prywatny."
Cmentarz został sprywatyzowany, a drzewa wycięte
Szybko uciekliśmy z terenu prywatnego, zmierzając w kierunku cerkwi i cmentarza, który znajduje się bezpośrednio przy niej.
Z Wołowca chwilę szliśmy czerwono-żółtym szlakiem, ale później odbiliśmy na drogę leśną, która miała nas zaprowadzić prosto do następnej miejscowości.
Tak też było. Po kilkudziesięciu minutach widzieliśmy już cerkiew w Krzywej.
Po przeskoczeniu niewielkiego brodu...
...dotarliśmy do miejscowości.
Tutaj z bliska mogliśmy popatrzeć na cerkiew, Marcin jeszcze poszedł na cmentarz, a ja, w związku z tym, że już tu byłam, tym razem odpuściłam i odpoczywałam na przystanku
Chwilę jeszcze szliśmy po Krzywej.
...ale udało się złapać stopa, który zawiózł nas w okolice Banicy. Znów ja zrobiłam sobie przerwę na przystanku, a Marcin zszedł do Banicy, żeby obejrzeć cmentarz.
Po jego przyjściu zawróciliśmy w kierunku odbicia niebieskiego szlaku ku Magurze Małastowskiej. Złapaliśmy jeszcze ostatnie tego dnia krajobrazy
I weszliśmy w las...
Po półtorej godziny, już po ciemku dotarliśmy do Przełęczy Małastowskiej.
Stąd dotarliśmy do schroniska w remoncie... Tak minęła nam sobota. W niedzielę pogoda miała być lepsza.
Wyruszyliśmy już w piątek. Pudelek już o świcie. Mnie się trochę przedłużyła praca, więc zanim dotarłam do Gorlic, już ciemniało. W trakcie drogi postanowiłam, że dojadę na ostatni przystanek w Pętnej i stamtąd dotrę do niebieskiego szlaku, którym podrepczę do Bartnego. Pudelek w końcu zaakceptował mój pomysł i dołączył do mnie w autobusie po krótkim zwiedzaniu Ropicy.
Około 17 weszliśmy do pustego i ciemnego schroniska, ale później pojawiła się liczna ekipa żeglarzy, więc zrobiło się mniej spokojnie. Mnie natomiast dosyć szybko zmógł sen... Tak to już ze mną bywa
Wstaliśmy dopiero ok. 9.00 i zaczęliśmy się powoli gramolić do wyjścia, mimo iż pogoda nie kusiła. Było mgliście i siąpiło.
Około 10.00 wyruszyliśmy jednak ze schroniska, skąd postanowiliśmy udać się do Wołowca.
Pomysł trasy oczywiście znów przypadł tej bystrzejszej części grupy ;pppp
Widoków oczywiście... nie było
Ja uznałam, że tego mi było trzeba i radowałam się mgłą *_*
Droga zapowiadała się szeroka i wygodna, później dopiero miała się zwężać w ścieżynkę...
Droga jednak wyglądała mniej więcej tak...
...a że nie zawsze udawało się to zgrabnie i sprytnie ominąć, to: Trafiona - zatopiona!
W trakcie drogi trochę błota odpadło, ale lekko nie było, gdy się szło taką trasą.
Po przejściu przez przecinającą szlak drogę wreszcie dotarliśmy do szlaku, który nie był rozjeżdżony.
Szło się zdecydowanie wygodniej, bez zbędnej gimnastyki. W końcu jednak dotarliśmy do momentu, kiedy drzewa się przerzedzają i zaczyna się polana. To oznaczało, że powoli zbliżamy się do Wołowca.
Najpierw dotarliśmy do polnej drogi. Pojawiła się cywilizacja.
Później tą drogą dotarliśmy do asfaltu.
Skoro byliśmy tutaj, to oczywiście podeszliśmy ku cerkwi, mijając dom z ogrodem, który w lecie jest zawsze pięknie ukwiecony.
Od cerkwi najpierw podeszliśmy do cmentarza, do którego teoretycznie iść nie powinniśmy, gdyż dojście do niego było ogrodzone, a na sznurkach był wyraźnie napisany "Zakaz wstępu. Teren prywatny."
Cmentarz został sprywatyzowany, a drzewa wycięte
Szybko uciekliśmy z terenu prywatnego, zmierzając w kierunku cerkwi i cmentarza, który znajduje się bezpośrednio przy niej.
Z Wołowca chwilę szliśmy czerwono-żółtym szlakiem, ale później odbiliśmy na drogę leśną, która miała nas zaprowadzić prosto do następnej miejscowości.
Tak też było. Po kilkudziesięciu minutach widzieliśmy już cerkiew w Krzywej.
Po przeskoczeniu niewielkiego brodu...
...dotarliśmy do miejscowości.
Tutaj z bliska mogliśmy popatrzeć na cerkiew, Marcin jeszcze poszedł na cmentarz, a ja, w związku z tym, że już tu byłam, tym razem odpuściłam i odpoczywałam na przystanku
Chwilę jeszcze szliśmy po Krzywej.
...ale udało się złapać stopa, który zawiózł nas w okolice Banicy. Znów ja zrobiłam sobie przerwę na przystanku, a Marcin zszedł do Banicy, żeby obejrzeć cmentarz.
Po jego przyjściu zawróciliśmy w kierunku odbicia niebieskiego szlaku ku Magurze Małastowskiej. Złapaliśmy jeszcze ostatnie tego dnia krajobrazy
I weszliśmy w las...
Po półtorej godziny, już po ciemku dotarliśmy do Przełęczy Małastowskiej.
Stąd dotarliśmy do schroniska w remoncie... Tak minęła nam sobota. W niedzielę pogoda miała być lepsza.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Cmentarz jest nadal używany i wygląda to dziwnie, tak jakby ktoś wykupił całe pole dookoła i aby dojść do niego trzeba zawsze naruszyć teren prywatny. To chyba niezbyt zgodne z prawem, aby uniemożliwić mieszkańcom dotarcie na cmentarz. Chyba, że jest jakieś inne dojście, ale tego nie widzieliśmy.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:Cmentarz jest nadal używany i wygląda to dziwnie, tak jakby ktoś wykupił całe pole dookoła i aby dojść do niego trzeba zawsze naruszyć teren prywatny. To chyba niezbyt zgodne z prawem, aby uniemożliwić mieszkańcom dotarcie na cmentarz. Chyba, że jest jakieś inne dojście, ale tego nie widzieliśmy.
Prawo to wszyscy maja w d.. jesli chodzi o tereny prywatne. Tak samo to wyglada np. z jeziorami. Jest prawo wodne ktore zakazuje grodzic dostepu do jezior: http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/8 ... ziora.html
a dziesiatki jezior spotkalam, gdzie jest wszystko pogrodzone, bo dookola calej wody stoja dacze.. I co? i nic. Nikt tego nie egzekwuje..
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
W niedzielę obudziliśmy się wcześniej na placu budowy. Ogólnie rzecz biorąc nocleg na Magurze był dosyć zabawny i specyficzny. Wati zostawił schronisko pod opieką gościa, który niezbyt ogarniał system, więc rano długo go budziliśmy, zanim zrobił nam jajecznicę. Później wołał do nas, czy mamy sól i chleb, bo on nie ma... A na koniec stwierdził, że w schronisku ma ciszę i spokój, i nic mu nie przeszkadza...oprócz nas
Rano przywitał nas śnieg, więc ja chodziłam rozanielona Czekałam już od tygodnia na to białe cudeńko prószące z nieba.
Ze schroniska poszliśmy w kierunku szczytu. Pogoda była zupełnie niezgodna z wcześniejszymi prognozami. Było szaro, buro i w ogóle nie świeciło słońce.
Następnie odbiliśmy na czarny szlak, żeby przejść obok dwóch cmentarzy wojennych. Jeden znajduje się tuż przy szczycie.
Drogi znajduje się niżej, ale też w lesie.
Dosyć szybko do niego dotarliśmy.
Czarnym szlakiem zeszliśmy do Nowicy.
Nie szukaliśmy żółtego szlaku, ponieważ postanowiliśmy przejść przez miejscowość i zobaczyć cerkiew oraz cmentarz. Śnieg dalej co jakiś czas prószył. Ja oczywiście się cieszyłam, Marcin trochę mniej
Po jakimś czasie zaświeciło słońce, mieszając się z wciąż jeszcze sypiącym śniegiem.
Pojawiło się ciut więcej niebieskości.
Odbiliśmy do cerkwi i pobliskiego cmentarza.
Spod cerkwi znów wróciliśmy na główną drogę, aby dojść do żółtego szlaku.
Na skrzyżowaniu odbiliśmy w kierunku Uścia Gorlickiego.
Im wyżej wychodziliśmy, tym lepsze mieliśmy widoki.
W końcu też udało się dotrzeć do żółtego szlaku, a tam mieliśmy widok na zupełnie inną stronę świata;)
Przy krzyżu przystanęliśmy na chwilę, żeby odpocząć i rozebrać się z ubłoconych części garderoby
Iii dreptaliśmy dalej asfaltem w stronę Uścia...
...mijając jeszcze kościół w Odernem.
W Uściu ja poszłam w zasadzie tylko na przystanek, a Marcin sobie jeszcze poszedł pooglądać cerkiew i przystanek.
Bezpośrednim autobusem dotarłam do Brzeska, a Marcin pojechał do Krakowa i tak skończył się weekend w Beskidzie Niskim.
Sobota
Niedziela
Rano przywitał nas śnieg, więc ja chodziłam rozanielona Czekałam już od tygodnia na to białe cudeńko prószące z nieba.
Ze schroniska poszliśmy w kierunku szczytu. Pogoda była zupełnie niezgodna z wcześniejszymi prognozami. Było szaro, buro i w ogóle nie świeciło słońce.
Następnie odbiliśmy na czarny szlak, żeby przejść obok dwóch cmentarzy wojennych. Jeden znajduje się tuż przy szczycie.
Drogi znajduje się niżej, ale też w lesie.
Dosyć szybko do niego dotarliśmy.
Czarnym szlakiem zeszliśmy do Nowicy.
Nie szukaliśmy żółtego szlaku, ponieważ postanowiliśmy przejść przez miejscowość i zobaczyć cerkiew oraz cmentarz. Śnieg dalej co jakiś czas prószył. Ja oczywiście się cieszyłam, Marcin trochę mniej
Po jakimś czasie zaświeciło słońce, mieszając się z wciąż jeszcze sypiącym śniegiem.
Pojawiło się ciut więcej niebieskości.
Odbiliśmy do cerkwi i pobliskiego cmentarza.
Spod cerkwi znów wróciliśmy na główną drogę, aby dojść do żółtego szlaku.
Na skrzyżowaniu odbiliśmy w kierunku Uścia Gorlickiego.
Im wyżej wychodziliśmy, tym lepsze mieliśmy widoki.
W końcu też udało się dotrzeć do żółtego szlaku, a tam mieliśmy widok na zupełnie inną stronę świata;)
Przy krzyżu przystanęliśmy na chwilę, żeby odpocząć i rozebrać się z ubłoconych części garderoby
Iii dreptaliśmy dalej asfaltem w stronę Uścia...
...mijając jeszcze kościół w Odernem.
W Uściu ja poszłam w zasadzie tylko na przystanek, a Marcin sobie jeszcze poszedł pooglądać cerkiew i przystanek.
Bezpośrednim autobusem dotarłam do Brzeska, a Marcin pojechał do Krakowa i tak skończył się weekend w Beskidzie Niskim.
Sobota
Niedziela
Ostatnio zmieniony 2017-11-23, 18:14 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
buba pisze:Prawo to wszyscy maja w d.. jesli chodzi o tereny prywatne. Tak samo to wyglada np. z jeziorami. Jest prawo wodne ktore zakazuje grodzic dostepu do jezior: http://prawo.gazetaprawna...go-jeziora.html
a dziesiatki jezior spotkalam, gdzie jest wszystko pogrodzone, bo dookola calej wody stoja dacze.. I co? i nic. Nikt tego nie egzekwuje..
ale tutaj dotykamy sacrum Jestem przekonany, że cmentarza katolickiego by tak nie zablokowano, bo od razu byłoby larmo o ataku na kościół, chrześcijaństwo i wartości, może by nawet jakiś minister przyjechał albo cuś No, ale tutaj leżą prawosławni, więc kto by się nimi przejmował.
Nie mniej jakoś ludzie tam dochodzą, bo na grobach leżały świeże sztuczne kwiaty (:D) i znicze.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
sokół pisze:Ness, nie narzekaj, drugi dzień naprawdę lepszy pogodowo od pierwszego
Sokół, ja absolutnie nie narzekam! Ja w ogóle tego oczekiwałam od Beskidu Niskiego. W pierwszy dzień cieszyłam się mgłą jak szalona, a w drugi dzień chodziłam z bananem na twarzy, bo sypało To Marcin się wkurzał, że mnie to cieszy
trotyl pisze:Sporo ryzykujesz Nesko - w taką mgłe LPR nie przyleci ...
Uff. Taka ze mnie miłośniczka adrenaliny! ;D W ten weekend lecę do Gorczańskiej Chaty. Mgły podobno ma nie być
gar pisze:Byliśmy dosyć blisko siebie, bo weekend spędziłem w Hucie Polańskiej.
Tak blisko, a tak daleko... Ale to był chyba mój ostatni Niski w tym roku ;-(
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości