11 listopada w 2024 roku wypada w poniedziałek. Wypada spożytkować ten długi weekend na jakiś fajny wyjazd, tym bardziej że ostatnimi laty pogoda w listopadzie dopisuje. To już nie jest ten szary, pochmurny i ponury miesiąc martwego sezonu turystycznego, ale słoneczny choć chłodny okres końca złotej polskiej jesieni. Mam taką obserwację, że jesień dłużej trzyma w Beskidzie Niskim niż w beskidzkich pasmach położonych bardziej na zachodzie, o czym mieliśmy okazję przekonać się m.in. dwa lata temu w Bardejowie, gdzie również pojechaliśmy na długi weekend, wtedy dla odmiany 11 listopada wypadał w piątek.
Myśląc o lokalizacji pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to Wysowa - Zdrój właśnie w Beskidzie Niskim i potem już żadnego lepszego pomysłu nie mam. Decyzja podjęta. Byłem w Wysowej dwa razy na wycieczkach jednodniowych, teraz będzie okazja pokazać Renacie te tereny.
Dzień pierwszy - Cigelka, czyli widokowy Beskid Niski.
Robiona przeze mnie trzy lata temu trasa transgraniczna, o podobnej porze roku. To był ostatni weekend października, właśnie tydzień temu wróciliśmy z dwutygodniowych wakacji w Bieszczadach, a ja jeszcze nie miałem dość jesiennych kolorków, które tu w Niskim wybuchły niczym granat przeciwpancerny. Dziś ją powtarzamy razem, beż żadnych modyfikacji.
Rano w Wysowej-Zdrój mgła. Widoczność kiepska, zimno, wilgotno, mroczno, ale liczę na częstą o tej porze roku inwersję. O tym, że będzie dobrze, utwierdza mnie spojrzenie na kamery stacji narciarskiej w nieodległym Tyliczu.
Idziemy na Przełęcz Cigelka zielonym szlakiem. Z łąk znajdujących się na początku szlaku pięknie widać okolice Wysowej, ale nie dziś. Dziś jest klimat.
element cmentarny, nieozdowny w Niskim
Za skrętem drogi prowadzącym do kapliczki pod górą Jawor szlak wchodzi w las. Im wyżej, tym jest więcej błękitu na niebie. Dobrze. Słońce zaczyna ogrzewać szron na szczytach drzew.
Z przełęczy Cigelka idziemy na Polanę Pod Medvediu. To duża widokowa polana. Rano jej schowane w cieniu fragmenty jeszcze są oszronione, a wokół panują cudne warunki. Piękny listopadowy poranek, dobrze że się wyrwaliśmy z Krakowa na długi listopadowy weekend, bo w Krakowie będzie buro i ponuro przez jego wszystkie trzy dni. Tu jest wszystko: widoczki, kolorki, chmurki, mgiełki, szron na trawie, schroniska jedynie brakuje, musimy popijać herbatę z termosa.
Przekraczamy teraz granicę państwa i schodzimy nad wieś Cigelka. Po drodze wchodzimy na bezimienne wzgórze 611 metrów. Widać mgły spychane na słowacką stronę od Wysowej oraz spod góry Cigelka. Miejmy nadzieję, że nie spłyną do nas.
Wzgórze 611 jest świetnym miejscem widokowym.
Podobnie jak trzy lata temu, nie schodzimy do wsi, lecz idziemy w stronę niebieskiego szlaku łąkami nad zabudowaniami.
Przecinamy pastwiska, są pełne gnojówki. Dobrze, że jest zimno, temperatura pewnie niewiele powyżej zera, bo gnojówka jest twarda i nieśmierdząca, można po niej łatwo iść. Pasą się dwa stada krów, Renia boi się spotkania z bykiem (dlaczego?) więc schodzimy w dół centralnie między stadami, efekt jest taki, że na chwilę gubimy niebieski szlak i czeka nas chwila błądzenia po błotku. Na szczęście nie trwa to długo.
W miarę podchodzenia niebieskim szlakiem widzimy, jak coraz więcej mgły przelewa się na słowacką stronę. Na razie nie wygląda to źle, raczej interesująco. Oby tylko warunki się nie pogorszyły.
Jesteśmy już na Przełęczy Pod Hrbem. Przed nami zejście na łąki nad miejscowością Wyżny Twarożec, a naprzeciw nas szczyty, którym Słowakom nie chciało się nadać nazw. Pamiętam sprzed trzech lat to miejsce jako niezwykle urokliwe i takie lekko „nierealne". Dziś jest podobnie, kolorki są piękne a chmurki dodają klimatu. Ci, którzy uważają, że Beskid Niski to tylko lasy, cmentarze i cerkwie, muszą koniecznie tu przyjechać. Przy tym miejsce to ma taką lokalizację, że Słowacy tu raczej nie docierają, Polacy preferują w tym rejonie Lackową (KGP, wiadomo), albo czerwony szlak graniczny, żywego ducha ciężko tu spotkać. Szkoda, że na naszej drodze nie widzieliśmy żadnej zwierzyny.
Zastanawiam się, czy wejdziemy w te przewalające się przez grzbiet chmury, gdy będziemy wracać zielonym szlakiem na granicę polsko-słowacką i polanę znajdującą się przy przełęczy Wyżni Twarożec.
Jednak nie, na przełęczy czeka na nas piękna pogoda i spotkanie z Polakami wędrującymi szlakiem granicznym.
Nie wybieramy się na Płaziny, bezszlakowo schodzimy do Blechnarki. Tu co ciekawe, pogoda się psuje, jest pochmurno i ponuro aż do samego końca wycieczki. Miałem nadzieję na jakieś ładne jesienne widoki z Blechnarki, ale mam klimatyczne jesienne widoki z Blechnarki. Widać przebłyski świateł na niebie po słowackiej stronie, tam chyba utrzymuje się ładna pogoda. Tu jest kicha, czyżby sprawdziło się powiedzenie, że na Słowacji zawsze lepiej.
Chyba nie, bo nasza gospodyni mówi nam po powrocie, że w Wysowej było słonecznie, dopiero po 14 się zachmurzyło. Tak czy siak, pójście na Słowację w ten dzień było bardzo dobrym pomysłem.
A widok z balkonu mamy taki:
c.d.n.
Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Bardzo ładnie ! Jesienny klimat nie zawiódł, kolorki i mgiełki były, żona była, zestaw na udany wyjazd był
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
No masz, gdzies tam się nasze drogi przecinały !
Narzekasz na brak zwierzyny- a krowy i byk?
Narzekasz na brak zwierzyny- a krowy i byk?
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Darz Niski.
Klasyczna wycieczka łąkowo - pastwiskowa. Tak trzymać ! Nogi moje chodziły tam wiosną tego roku.
"Wzgórze 611 jest świetnym miejscem widokowym."
Prawie jak z filmu wojennego
Byliście za murem świątyni ? Mi tam w oczy rzuciło się drzewo, które jest rówieśnikiem ( starsze ? ) obecnego budynku.
Klasyczna wycieczka łąkowo - pastwiskowa. Tak trzymać ! Nogi moje chodziły tam wiosną tego roku.
"Wzgórze 611 jest świetnym miejscem widokowym."
Prawie jak z filmu wojennego
Byliście za murem świątyni ? Mi tam w oczy rzuciło się drzewo, które jest rówieśnikiem ( starsze ? ) obecnego budynku.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5993
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Mgiełki pierwsza klasa. Tereny również. Przypominam sobie, że jak ja ostatnio pokazałeś, to poczułem zew. Teraz też poczułem... ale co z tego wyjdzie zobaczymy. Ostatnio robię tylko jednodniówki, a to jednak poza zasięgiem.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Fajne te chmurki po stronie słowackiej.
Miałem nadzieję, na więcej zdjęć z Blechnarki - widok na zejściu też fajny
Miałem nadzieję, na więcej zdjęć z Blechnarki - widok na zejściu też fajny
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Dzień drugi - w sumie też widokowy.
Rano budzi nas mgła za oknem. Widoczność sięga kilkunastu metrów. Po śniadaniu ruszamy na spacer do Ropek.
Podobnie jak wczoraj, wystarczy odrobina podejścia w górę, za kościołem parafialnym w Wysowej-Zdrój, by pojawiło się słońce. Dziś prognoza zapowiada dużo więcej słońca i mniej chmurkowo-mgielnych szaleństw niż wczoraj.
Gdyby ktoś chciał kupić tu działkę:
Na Przełęczy Hutniańskiej sielanka. W cieniu lekki szron i chłodny wiaterek, w słońcu bardzo przyjemna temperatura. Obczajam z aparatem okolicę, potem robię użytek z kupionego w tym roku statywu Joby GorillaPod (tadam: darmowa reklama), fajny i lekki sprzęt na wycieczki, dający możliwość zaczepienia na przykład na gałęzi, poręczy czy oparciu ławki.
Schodzimy do Ropek. To chyba jedna z nielicznych wsi w Beskidzie Niskim, która po powojennych wysiedleniach wróciła do życia. Obecnie mieszka w niej na stałe ok. 40 osób, a oprócz tego znajdują się liczne domki i pokoje do wynajęcia. Z uwagi na krótki dzień i zamiar spędzenia go bez napinki postanawiamy nie robić pętli przez Hańczową, lecz wrócić tą samą trasą do Wysowej - Zdrój.
Na razie schodzimy lekko w dół. Oglądamy stare i nowe domy. Na szczęście nowa zabudowa jest stylowa i dobrze wpisana w krajobraz. W kilku miejscach zauważamy panele fotowoltaiczne - znak czasu. Co ciekawe, jest zasięg w telefonie, którego podczas mojej pierwszej wizyty w Ropkach na wiosnę 2021 roku nie było. Nowoczesność w domu i w zagrodzie. Nawet droga została odremontowana - na szczęście nie wylali tu asfaltu, ale tylko zasypali dziury i wyrównali powierzchnię, niemniej klimatu z każdym rokiem ubywa
W Ropkach na rozstaju dróg znajduje się stary cmentarz. Z poprzedniej wizyty pamiętam, że nad nim znajduje się duża polana z szerokim widokiem na tereny wsi, miejsce urokliwe i takie „oderwane od rzeczywistości". Idziemy tam najpierw, cmentarz poczeka.
Podobnie jak wtedy o wiosennej porze, to miejsce urzeka, choć jakby je rozebrać analitycznie na czynniki pierwsze to nic szczególnego tu nie ma. Ci, którzy twierdzą, że Niski to tylko cmentarze i las, powinni wejść na tę polanę.
Cmentarz oczywiście też zwiedzamy.
Wracamy tą samą drogą.
Na Przełęczy Hutniańskiej spotykamy miejscowego pasjonata Beskidu Niskiego i okolic. Spędzamy chwilę czasu na przyjemnej rozmowie, poleca nam zwiedzanie Bardejowa (byliśmy), Nieznajowej (byłem) oraz nowowybudowanego Miasteczka Galicyjskiego obok Sądeckiego Parku Etnograficznego w Nowym Sączu (nie byliśmy, rozważamy odwiedziny przy okazji). To rekonstrukcja galicyjskiego rynku z przyległościami, bardzo podobna do tej w skansenie w Sanoku.
Na koniec krótkiego listopadowego dnia idziemy obejrzeć Park Zdrojowy. Byłem w Wysowej-Zdrój już dwa razy, ale nigdy nie było okazji tu zajrzeć, za dziś takowa się nadarza. Poza tym Wysowa to uzdrowisko, są tu sanatoria, może warto zrobić rekonesans,
Park wygląda ładnie. Dywan z kolorowych liści, słońce nisko zawieszone nad górami, teren lekko pofalowany. Trochę osób przyjechało do Wysowej-Zdrój na długi weekend podobnie jak my, ale trudno mówić o tłumach, choć dzień wcześniej czekaliśmy w kolejce na wolny stolik w „Gościnnej Chacie". Dziś przezornie rezerwujemy miejsce wcześniej.
Park Zdrojowy zdradza objawy posezonowego zamknięcia: tężnia solankowa nie działa, nie działa też spora część barów i kawiarni. Działa Park Wodny, ale omijamy go z daleka biorąc pod uwagę jego kiepskie opinie: że słabo, że mało, że zimna woda.
Pijalnia wód zdrojowych oferuje trzy lokalne wody lecznicze, nie próbujemy, kończy się na obglądzie zewnętrza i niewielkiego wnętrza.
Czynna jest „włoska" pizzeria. Mam złe opinie o prowincjonalnych pizzeriach, często oferują one tzw. „pizzę po polsku", czyli raczej drożdżowy placek z dużą (za dużą) ilością dodatków a do tego keczup i sos czosnkowy, brrrrr. Niemniej Renata zakłada, że powinna być tam dobra kawa. Bum, jest bardzo kiepsko, kawa jest strasznie wodnista i kiepska w smaku. Trudno.
Wracamy też przez Park Zdrojowy, łapiąc ostatnie chwile słońca, które o godzinie 15 chowa się już za góry.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AP ... authuser=0
Odrobina uduchowienia:
Potem coś dla ciała, czyli ponowny obiad w „Gościnnej Chacie".
Wieczorem idziemy na dwie godziny zregenerować się do SPA w ośrodku uzdrowiskowym Biawena. To taki duży obiekt o trójkątnym kształcie położony nad Wysową-Zdrój widoczny z daleka.
SPA jest takie raczej skromne, ale zawsze coś: są dwa jacuzzi (na zewnątrz i w środku), sucha i mokra sauna, grota solna i niewielki basen, raczej do moczenia niż pływania. Na dwie godziny wystarczy. Dodatkowo dla klientów jest darmowa miejscowa woda lecznicza, niestety bezalkoholowa.
c.d.n.
Rano budzi nas mgła za oknem. Widoczność sięga kilkunastu metrów. Po śniadaniu ruszamy na spacer do Ropek.
Podobnie jak wczoraj, wystarczy odrobina podejścia w górę, za kościołem parafialnym w Wysowej-Zdrój, by pojawiło się słońce. Dziś prognoza zapowiada dużo więcej słońca i mniej chmurkowo-mgielnych szaleństw niż wczoraj.
Gdyby ktoś chciał kupić tu działkę:
Na Przełęczy Hutniańskiej sielanka. W cieniu lekki szron i chłodny wiaterek, w słońcu bardzo przyjemna temperatura. Obczajam z aparatem okolicę, potem robię użytek z kupionego w tym roku statywu Joby GorillaPod (tadam: darmowa reklama), fajny i lekki sprzęt na wycieczki, dający możliwość zaczepienia na przykład na gałęzi, poręczy czy oparciu ławki.
Schodzimy do Ropek. To chyba jedna z nielicznych wsi w Beskidzie Niskim, która po powojennych wysiedleniach wróciła do życia. Obecnie mieszka w niej na stałe ok. 40 osób, a oprócz tego znajdują się liczne domki i pokoje do wynajęcia. Z uwagi na krótki dzień i zamiar spędzenia go bez napinki postanawiamy nie robić pętli przez Hańczową, lecz wrócić tą samą trasą do Wysowej - Zdrój.
Na razie schodzimy lekko w dół. Oglądamy stare i nowe domy. Na szczęście nowa zabudowa jest stylowa i dobrze wpisana w krajobraz. W kilku miejscach zauważamy panele fotowoltaiczne - znak czasu. Co ciekawe, jest zasięg w telefonie, którego podczas mojej pierwszej wizyty w Ropkach na wiosnę 2021 roku nie było. Nowoczesność w domu i w zagrodzie. Nawet droga została odremontowana - na szczęście nie wylali tu asfaltu, ale tylko zasypali dziury i wyrównali powierzchnię, niemniej klimatu z każdym rokiem ubywa
W Ropkach na rozstaju dróg znajduje się stary cmentarz. Z poprzedniej wizyty pamiętam, że nad nim znajduje się duża polana z szerokim widokiem na tereny wsi, miejsce urokliwe i takie „oderwane od rzeczywistości". Idziemy tam najpierw, cmentarz poczeka.
Podobnie jak wtedy o wiosennej porze, to miejsce urzeka, choć jakby je rozebrać analitycznie na czynniki pierwsze to nic szczególnego tu nie ma. Ci, którzy twierdzą, że Niski to tylko cmentarze i las, powinni wejść na tę polanę.
Cmentarz oczywiście też zwiedzamy.
Wracamy tą samą drogą.
Na Przełęczy Hutniańskiej spotykamy miejscowego pasjonata Beskidu Niskiego i okolic. Spędzamy chwilę czasu na przyjemnej rozmowie, poleca nam zwiedzanie Bardejowa (byliśmy), Nieznajowej (byłem) oraz nowowybudowanego Miasteczka Galicyjskiego obok Sądeckiego Parku Etnograficznego w Nowym Sączu (nie byliśmy, rozważamy odwiedziny przy okazji). To rekonstrukcja galicyjskiego rynku z przyległościami, bardzo podobna do tej w skansenie w Sanoku.
Na koniec krótkiego listopadowego dnia idziemy obejrzeć Park Zdrojowy. Byłem w Wysowej-Zdrój już dwa razy, ale nigdy nie było okazji tu zajrzeć, za dziś takowa się nadarza. Poza tym Wysowa to uzdrowisko, są tu sanatoria, może warto zrobić rekonesans,
Park wygląda ładnie. Dywan z kolorowych liści, słońce nisko zawieszone nad górami, teren lekko pofalowany. Trochę osób przyjechało do Wysowej-Zdrój na długi weekend podobnie jak my, ale trudno mówić o tłumach, choć dzień wcześniej czekaliśmy w kolejce na wolny stolik w „Gościnnej Chacie". Dziś przezornie rezerwujemy miejsce wcześniej.
Park Zdrojowy zdradza objawy posezonowego zamknięcia: tężnia solankowa nie działa, nie działa też spora część barów i kawiarni. Działa Park Wodny, ale omijamy go z daleka biorąc pod uwagę jego kiepskie opinie: że słabo, że mało, że zimna woda.
Pijalnia wód zdrojowych oferuje trzy lokalne wody lecznicze, nie próbujemy, kończy się na obglądzie zewnętrza i niewielkiego wnętrza.
Czynna jest „włoska" pizzeria. Mam złe opinie o prowincjonalnych pizzeriach, często oferują one tzw. „pizzę po polsku", czyli raczej drożdżowy placek z dużą (za dużą) ilością dodatków a do tego keczup i sos czosnkowy, brrrrr. Niemniej Renata zakłada, że powinna być tam dobra kawa. Bum, jest bardzo kiepsko, kawa jest strasznie wodnista i kiepska w smaku. Trudno.
Wracamy też przez Park Zdrojowy, łapiąc ostatnie chwile słońca, które o godzinie 15 chowa się już za góry.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AP ... authuser=0
Odrobina uduchowienia:
Potem coś dla ciała, czyli ponowny obiad w „Gościnnej Chacie".
Wieczorem idziemy na dwie godziny zregenerować się do SPA w ośrodku uzdrowiskowym Biawena. To taki duży obiekt o trójkątnym kształcie położony nad Wysową-Zdrój widoczny z daleka.
SPA jest takie raczej skromne, ale zawsze coś: są dwa jacuzzi (na zewnątrz i w środku), sucha i mokra sauna, grota solna i niewielki basen, raczej do moczenia niż pływania. Na dwie godziny wystarczy. Dodatkowo dla klientów jest darmowa miejscowa woda lecznicza, niestety bezalkoholowa.
c.d.n.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
dzień wcześniej czekaliśmy w kolejce na wolny stolik w „Gościnnej Chacie"
i dlatego my chodziliśmy sobie do Arkadii. A Gościnna Ch. we wtorek o 16-tej już była pusta
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Lidka pisze:i dlatego my chodziliśmy sobie do Arkadii. A Gościnna Ch. we wtorek o 16-tej już była pusta
Ale jakość kulinarna w Gościnnej Chacie jest nie do podważenia. A we wtorek o 16 to ja byłem w pracy
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
ups, miałam na mysli poniedziałek
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
nowowybudowanego Miasteczka Galicyjskiego obok Sądeckiego Parku Etnograficznego w Nowym Sączu (nie byliśmy, rozważamy odwiedziny przy okazji). To rekonstrukcja galicyjskiego rynku z przyległościami, bardzo podobna do tej w skansenie w Sanoku.
nie taka nowa, bo z 2011 roku, starsza od sanockiej i znacznie gorsza. Jak dla mnie (i nie tylko dla mnie) brak tam autentyzmu który czai się w Sanoku, w przypadku niektórych budynków architekci trochę poszaleli. Jeśli byliście w Sanoku to z czystym sumieniem możecie odpuścić (choć reszta skansenu dość ciekawa), a jeśli nie, to zdecydowanie lepiej wybrać Sanok. Nawet jeśli tam lecą w c...a z turystami
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Cóż znaczy 13 lat wobec bezmiaru historii... A w skansenie w Sanoku byliśmy, bardzo nam się podobało, choć nie zauważyłem, żeby nas tam robili w c....a. Może mieliśmy szczęście, albo ty pecha?
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Dzień trzeci - miejski
Dziś odpuszczamy Beskid Niski, jedziemy zwiedzać Stary Sącz w drodze do Krakowa. Miasteczko Galicyjskie pod Nowym Sączem też odpuszczamy. To już nasze drugie odwiedziny Starego Sącza, pierwszy raz byliśmy tutaj w 2009 roku podczas wakacji w Krynicy-Zdrój. Rano budzi nas słońce za oknem. Jest mroźno, cały pejzaż jest oszroniony. Trzeba wyjść na balkon.
W Starym Sączu parkujemy przy ołtarzu papieskim. To budowla wzniesiona na potrzeby mszy św., którą Jan Paweł II odprawił w 1999 rok. W czasie tej mszy kanonizował Św. Kingę, postać mocno związaną z Sądecczyzną, m.in. fundatorkę znajdującego się w tym mieście klasztoru sióstr Klarysek. Jest to jedyny w Polsce ołtarz, który nie został rozebrany po papieskich pielgrzymkach. Stanowi obecnie atrakcję turystyczną, miejsce widokowe na Beskid Sądecki oraz jeden z punktów pielgrzymkowych w okolicy.
W przyziemiu ołtarza znajduje się niewielkie papieskie muzeum, wstęp kosztuje „co łaska".
św. Kinga
trochę Jan Paweł II, a trochę Lech Kaczyński - w sumie słuszna koncepcja.
Idziemy w stronę Rynku. W Starym Sączu wszędzie jest blisko.
Baszta Klasztorna
Kolejny punkt zwiedzania to kapliczka i źródełko św. Kingi. Barokowa kapliczka została zbudowana w 1779 roku. Obok z niej znajduje się źródełko, które zostało w ostatnich latach przebudowane, w 2009 wyglądało ono zupełnie inaczej.
Piętnaście lat temu:
Robimy sobie teraz przerwę na kawę. Miejsce kawowe uważam za ciekawe - to kawiarnia Frida Art Cafe. Nazwa zobowiązuje, można tu znaleźć liczne nawiązania (np. poduszki na fotelach) do postaci i twórczości malarki Fridy. Duże przeszklenia dają sporo słońca. Dodatkowym powodem, dla którego odwiedzamy tę kawiarnię, jest jej specjalność kulinarna - gofry sądeckie. Są to gofry niesłodkie, serwowane z mozzarellą, oscypkiem, pomidorkami koktajlowymi, rukolą i żurawiną. Ciekawe i smaczne połączenie. Porcja kosztuje 25 zł i jest sycąca.
Z pełnymi brzuszkami idziemy zwiedzić w mojej ocenie główny punkt Starego Sącza, czyli Klasztor Sióstr Klarysek. To zespół klasztorny założony w 1280 roku przez św. Kingę po śmierci jej męża, księcia Bolesława V Wstydliwego.
Nieopodal klasztoru znajduje się Brama Seklerska ufundowana przez Stowarzyszenie Światowego Związku Węgrów z okazji kanonizacji św. Kingi.
Drugi kościół znajdujący się w centrum to kościół św. Elżbiety Węgierskiej powstały na przełomie XIV i XV wieku. Niestety ograniczamy się do obejrzenia go z zewnątrz, ponieważ w środku trwa msza pogrzebowa, nie chcemy przeszkadzać.
ul. Kazimierza Wielkiego prowadząca do kościoła
Rynek Starego Sącza tworzą 22 parterowe lub jednopiętrowe domy. Na środku znajduje się parking (płatny). Wokół Rynku mamy sklepy, kilka punktów gastronomicznych - typowy małomiasteczkowy klimat, jakże lubiany przeze mnie. Znajduje się tutaj w Domu na Dołkach Muzeum Regionalne, dziś (11 listopada) nieczynne.
Jednym z ciekawszych domów znajdujących się przy Rynku jest Oficyna Raczków (Rynek 21), dom który został zamieniony w galerię prezentującą dzieje Sądecczyzny, z ciekawymi muralami w sieni i pięknie zagospodarowanym podwórkiem. Niestety, odbijamy się od zamkniętych drzwi.
Tak wyglądało to miejsce w 2009 roku:
Ostatnim punktem naszego zwiedzania jest punkt widokowy znajdujący się na zboczach Miejskiej Góry. Sama Miejska Góra pełni rolę miejskiego parku, znajduje się tam m.in. jakże modna ostatnio konstrukcja w postaci ścieżki w koronach drzew.
Na punkcie widokowym znajduje się niewielka drewniana platforma. Słońce już powoli znika za Miejską Górą. Miejsce widokowe jest o tyle źle przygotowane, że z platformy nie widać tego, co najciekawsze, czyli zabytkowego centrum Starego Sącza - zasłaniają je dwa drzewa, a nikt ich nie wyciął.
Wystarczy jednak przejść parę metrów łączką pod platformą, by widok się odsłonił.
Wracamy pod ołtarz papieski, gdzie kończymy nasze zwiedzanie Starego Sącza i zarazem całą trzydniową wycieczkę w Beskid Niski i okolice.
Podobnie jak dwa lata temu w Bardejovie, wybór tego górskiego pasma na listopadowy weekend był bardzo dobrym pomysłem. Były to trzy były trzy dni spędzone we własnym, miłym towarzystwie, z niezbyt wymagającymi, ale ciekawymi wycieczkami przy^znakomitej pogodzie.
A propos pogody - gdy wracaliśmy do Krakowa, to na wysokości Jeziora Czchowskiego wjechaliśmy we mgłę (momentami bardzo gęstą), która nie opuszczała nas aż do Krakowa. Podobno cały długi weekend w Krakowie było ponuro i pochmurno.
I to by było na tyle.
Dziś odpuszczamy Beskid Niski, jedziemy zwiedzać Stary Sącz w drodze do Krakowa. Miasteczko Galicyjskie pod Nowym Sączem też odpuszczamy. To już nasze drugie odwiedziny Starego Sącza, pierwszy raz byliśmy tutaj w 2009 roku podczas wakacji w Krynicy-Zdrój. Rano budzi nas słońce za oknem. Jest mroźno, cały pejzaż jest oszroniony. Trzeba wyjść na balkon.
W Starym Sączu parkujemy przy ołtarzu papieskim. To budowla wzniesiona na potrzeby mszy św., którą Jan Paweł II odprawił w 1999 rok. W czasie tej mszy kanonizował Św. Kingę, postać mocno związaną z Sądecczyzną, m.in. fundatorkę znajdującego się w tym mieście klasztoru sióstr Klarysek. Jest to jedyny w Polsce ołtarz, który nie został rozebrany po papieskich pielgrzymkach. Stanowi obecnie atrakcję turystyczną, miejsce widokowe na Beskid Sądecki oraz jeden z punktów pielgrzymkowych w okolicy.
W przyziemiu ołtarza znajduje się niewielkie papieskie muzeum, wstęp kosztuje „co łaska".
św. Kinga
trochę Jan Paweł II, a trochę Lech Kaczyński - w sumie słuszna koncepcja.
Idziemy w stronę Rynku. W Starym Sączu wszędzie jest blisko.
Baszta Klasztorna
Kolejny punkt zwiedzania to kapliczka i źródełko św. Kingi. Barokowa kapliczka została zbudowana w 1779 roku. Obok z niej znajduje się źródełko, które zostało w ostatnich latach przebudowane, w 2009 wyglądało ono zupełnie inaczej.
Piętnaście lat temu:
Robimy sobie teraz przerwę na kawę. Miejsce kawowe uważam za ciekawe - to kawiarnia Frida Art Cafe. Nazwa zobowiązuje, można tu znaleźć liczne nawiązania (np. poduszki na fotelach) do postaci i twórczości malarki Fridy. Duże przeszklenia dają sporo słońca. Dodatkowym powodem, dla którego odwiedzamy tę kawiarnię, jest jej specjalność kulinarna - gofry sądeckie. Są to gofry niesłodkie, serwowane z mozzarellą, oscypkiem, pomidorkami koktajlowymi, rukolą i żurawiną. Ciekawe i smaczne połączenie. Porcja kosztuje 25 zł i jest sycąca.
Z pełnymi brzuszkami idziemy zwiedzić w mojej ocenie główny punkt Starego Sącza, czyli Klasztor Sióstr Klarysek. To zespół klasztorny założony w 1280 roku przez św. Kingę po śmierci jej męża, księcia Bolesława V Wstydliwego.
Nieopodal klasztoru znajduje się Brama Seklerska ufundowana przez Stowarzyszenie Światowego Związku Węgrów z okazji kanonizacji św. Kingi.
Drugi kościół znajdujący się w centrum to kościół św. Elżbiety Węgierskiej powstały na przełomie XIV i XV wieku. Niestety ograniczamy się do obejrzenia go z zewnątrz, ponieważ w środku trwa msza pogrzebowa, nie chcemy przeszkadzać.
ul. Kazimierza Wielkiego prowadząca do kościoła
Rynek Starego Sącza tworzą 22 parterowe lub jednopiętrowe domy. Na środku znajduje się parking (płatny). Wokół Rynku mamy sklepy, kilka punktów gastronomicznych - typowy małomiasteczkowy klimat, jakże lubiany przeze mnie. Znajduje się tutaj w Domu na Dołkach Muzeum Regionalne, dziś (11 listopada) nieczynne.
Jednym z ciekawszych domów znajdujących się przy Rynku jest Oficyna Raczków (Rynek 21), dom który został zamieniony w galerię prezentującą dzieje Sądecczyzny, z ciekawymi muralami w sieni i pięknie zagospodarowanym podwórkiem. Niestety, odbijamy się od zamkniętych drzwi.
Tak wyglądało to miejsce w 2009 roku:
Ostatnim punktem naszego zwiedzania jest punkt widokowy znajdujący się na zboczach Miejskiej Góry. Sama Miejska Góra pełni rolę miejskiego parku, znajduje się tam m.in. jakże modna ostatnio konstrukcja w postaci ścieżki w koronach drzew.
Na punkcie widokowym znajduje się niewielka drewniana platforma. Słońce już powoli znika za Miejską Górą. Miejsce widokowe jest o tyle źle przygotowane, że z platformy nie widać tego, co najciekawsze, czyli zabytkowego centrum Starego Sącza - zasłaniają je dwa drzewa, a nikt ich nie wyciął.
Wystarczy jednak przejść parę metrów łączką pod platformą, by widok się odsłonił.
Wracamy pod ołtarz papieski, gdzie kończymy nasze zwiedzanie Starego Sącza i zarazem całą trzydniową wycieczkę w Beskid Niski i okolice.
Podobnie jak dwa lata temu w Bardejovie, wybór tego górskiego pasma na listopadowy weekend był bardzo dobrym pomysłem. Były to trzy były trzy dni spędzone we własnym, miłym towarzystwie, z niezbyt wymagającymi, ale ciekawymi wycieczkami przy^znakomitej pogodzie.
A propos pogody - gdy wracaliśmy do Krakowa, to na wysokości Jeziora Czchowskiego wjechaliśmy we mgłę (momentami bardzo gęstą), która nie opuszczała nas aż do Krakowa. Podobno cały długi weekend w Krakowie było ponuro i pochmurno.
I to by było na tyle.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
Sebastian pisze:Cóż znaczy 13 lat wobec bezmiaru historii... A w skansenie w Sanoku byliśmy, bardzo nam się podobało, choć nie zauważyłem, żeby nas tam robili w c....a. Może mieliśmy szczęście, albo ty pecha?
płacisz za wstęp do skansenu, ale żeby zobaczyć wnętrza, to musisz zapłacić jeszcze za przewodnika. Dla mnie to robienie w c...a, w innych skansenach się z tym nie spotkałem.
Poza tym mają jeszcze takie kwiatki, że zapraszają ludzi na bezpłatną imprezę, a jak już ludzie przyjdą, to okazuje się, że jest biletowana ale to rzeczywiście trzeba mieć pecha.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Re: Listopadowy weekend w Wysowej-Zdrój
gofry sądeckie. Są to gofry niesłodkie, s
ależ zachęcająco brzmi, koniecznie musze tego spróbować. A w parku to nie jest ścieżka w koronach tylko Leśne Molo. Podobno robi to różnicę
płacisz za wstęp do skansenu, ale żeby zobaczyć wnętrza, to musisz zapłacić jeszcze za przewodnika
dokładnie tak samo jest w Kłóbce na Kujawach.
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: sprocket73 i 4 gości