Beskid Niski- kilka lat temu wreszcie do niego dojrzałam. Długo to trwało, ale od tamtej pory staram się być choć raz w roku. Tym razem padło na jesień i część małopolską. Zapraszam na wybiórcze migawki z naszych spacerków (wyrypy to to nie były )
Spacerek rozpoznawczy po okolicy
Miejsce startu: Desznica – cmentarz nr 7, zaprojektowany przez Dušana Jurkoviča oraz Adolfa Kašpara. Jest tam 35 mogił indywidualnych i 3 zbiorowe, w sumie pochowano 71 żołnierzy rożnej narodowości którzy zginęli podczas I wojny światowej.
I dalej pod górkę pięknymi łąkami, wzdłuż szpaleru z jabłonek (smaczne małe jabłuszka) na Górę Desznicką (całe 501 m n.p.m. ) Miejsce widokowe genialne, panorama 360st, a włodarze gminy wymyślili, że ustawią tu wieżę widokową. Bo jak się wejdzie 3 m wyżej po drabince, to będze atrakcja... Zachwyty nad okolicą z poziomu trawy nie są atrakcją...
Mój zwierz nie umie po drabinkach więc wież nie uznaje, woli niczym nie zakłóconą przestrzeń
Ową przestrzenią zatem kierujemy się na grodzisko Walik. Swego czasu czytałam o nim w tomiszczy Franciszka Kotuli „Po Rzeszowskim Podgórzu błądząc” . To było kilka lat temu, zdążyłam zapomnieć , ale gdy zerkaliśmy rankiem na mapę, nazwa wpadła w oko i jakiś klik w głowie się odezwał. Polecam tę książkę wielbicielom Beskidu Niskiego i fantastycznych wizji
Spacerek bardzo przyjemny, najpierw na Koci Zamek. Oczywiscie nazwa jest myląca, to nie ma nic wspólnego z kotem, tylko z -wozem wojennym– kotczy (koczy)
Czescy husyci używali takich wozów. Ustawiali je na szczytach wzniesień, chroniąc się przed atakiem wroga. Ponoć bywali w okolicach jasielszczyzny i wiele nazw po tych wizytach zostało. Teraz na Kocim Zamku będzie parking! Wyrównano już teren, wysypany jest żwir. Turyści podjadą, zaparkują, pójdą spacerkiem na wieżę, popatrzą na okolicę i będzie szał …
My sobie skręcamy w prawo, grodzisko chyba już widzimy, ale oczom nie dowierzamy, no bo czy to wypada, żeby pasły się w takim znamienitym miejscu krowy? Widać bardzo wyraźnie wysokie, ponad 3 metrowe obwałowania osady, można sobie wyobrazić mury, czy raczej drewniane ogrodzenie (ja tu Biskupin sobie prawie postawiłam, tylko jeziora zabrakło )
Szeroka droga zamieniła się w ścieżkę, a za chwilę pojawiły się tabliczki o zakazie wstępu i wypasie, i oczywiście kolczasty pastuch No to popatrzyli, pogdybali i w tył zwrot zrobili, bo umyślili sobie ciąg dalszy wędrówki na Trzy Kopce. Z daleka widzimy, że ktoś jakby naszymi śladami wędruje. Też ma nieduży plecak, więc raczej nie goni nas właściciel terenu z pretensjami, że mu wleźliśmy w szkodę lub chcemy krowy podpylić Standardowe „dzień dobry”, uśmiech i kilka słów luźnej rozmowy zmieniło się w dość długą pogawędkę, bo okazało się, że ów jegomość wyznacza nowy szlak w tej okolicy. Wędruje sobie, zapisuje ślad w aplikacji, kombinuje różne wersje, a potem zdecydują w szerszym gronie, która opcja szlaku powstanie w terenie. Pan sobie z Wrocławia tu przyjeżdża w wolnym czasie , bo takie zajęcie mu odpowiada ) W założeniu ma powstać cała sieć szlaków Franciszka Kotuli (jednym kilka dni później wędrowaliśmy) . Bardzo fajnie się gawędziło, ale pora się pożegnać, każdy obrał wyznaczony wcześniej kierunek: on na Brzezową, my na Trzy Kopce (lub na niektórych mapach Trzeci Kopiec). Początkowo polną drogą, potem drogą leśną wśród niezliczonej ilości grzybów (przestały się mieścić w placakach) , a potem już bez drogi, tylko po prostu pod górę
foto krzyś
Oczywiście cel naszej wędrówki w terenie nie był oznakowany żadną tabliczką ani ławeczką, ani nawet flaszką po jabolu , ale miękkie liście i mech były wystarczające wygodne, by zasiąść i zniszczyć kanapkowe i termosowe zapasy
Ciąg dalszy spaceru przebiegał pod znakiem potykania się o to, co ukryte pod zwałami liści było. Ja miałam głownie korzenie i kamienie, natomiast Grażynce pod nogi trafiały przeważnie borowiki i rydze
Doszliśmy do jakiejś drogi, i myślałam, że dalej będzie już bez niespodzianek, ale wielce się pomyliłam: liście skrywały wielkie ilości kałuż i bagienek. Co chwilę coś chlupało pod mymi stopami, a fontanny truskały całkiem widowiskowe A ponieważ szłam pierwsza, więc reszta miała suche buty i spodnie
Na skraju lasu zaintrygowała nas jeszcze strzałka
No to skok w bok, skrajem łąki podążyliśmy do owego kamienia, który upamiętnia …
przypadkowe spotkanie Jana Pawła, a właściwie to jeszcze młodego Karola, z miejscowymi dziećmi … O losie...
Ale jest ławeczka, piękne widoki i zrujnowana ciekawa chatynka. Strach chyba przy niej stać jak wieje wiatr, bo każda deska dynda samodzielnie
No to znów trochę polami, ale już głównie drogą asfaltową wróciliśmy na naszą kwaterę, by zająć się grzybowymi skarbami Tzn. głównie zajmował się Krzyś (żeby nie powiedzieć -jedynie Krzyś )
Za to ja dzielnie wgapiałam się w mapę (bo lubię), Krutul jeszcze dzielniej owierał puszki z piwem (choć preferuje butelki), a już w ogóle najdzielniej chrupała orzeszki Grażynka (to dla zdrowotności) Bo przecież nie ma to jak podział obowiązków w starym dobrym małżeństwie
Cel-Góra Zamkowa
Wieczorna rozmowa telefoniczna z kolegą Tadeksem okazała
się być brzemienną w skutki. Słoneczny poranek tylko wzmógł zapał- zatem ruszamy spod wiatki w Mrukowej za żółtymi i zielonymi znakami szlakowymi. Początek wiedzie wzdłuż Szczawy leśną drogą, ale droga ta jest tak rozjeżdżona, że nawet moje umiłowanie do beskidzkoniskiego błota nie jest w stanie zmusić nas do wędrowania tamtędy wybieramy szuranie liściowym dywanem na twardym gruncie
foto krzyś
Ale kiedy szlaki rozdzielają się, tzn. zielony skręca w prawo, musimy wdepnąć w tę maź, po bokach zbyt duże chaszcze. Z wielką ostrożnością stąpamy, przypomniała mi się nawet piosenka z młodzieńczych harcerskich eskapad :
Bagno, bagno - gdzie nie spojrzę, gdzie nie stanę
Bagno, bagno - wciąga ciało me kochane
Bagno, bagno, bagno, bagno - wokół bulgocząca masa
Bagno, bagno, bagno, bagno, bagno, bagno mnie otacza!
Na szczęście im dalej tym pewniejszy grunt pod stopami, chyba quady tu już nie dojeżdżają
A my zachwycamy się nazewnictwem, np. Przełęcz Mrucza
Tu skręcamy za znakami szlaku F.Kotuli na Górę Zamkową. Tzn. jeszcze po drodze chaszczujemy po okolicznych skałkach, Rawka musi wskoczyć prawie na każdy kamulec, my korzystamy z zielonych obrusów
A cel zaproponowany przez Tadeksa zostaje osiągnięty z pewnym takim niedowierzaniem: to już? Siedzimy tu zatem jak ci królowie na włościach, puszczamy wodze fantazji, gdzie biała dama chadza, którędy rycerz wdrapuje się do uwięzionej w wieży królewny, co pili i jadali na kamiennych stołach... A słońce puszcza do nas oko
Pomiędzy tymi rumowiskami można poczuć się prawie jak w Błędnych Skałach (choć „prawie” robi wielką różnicę ), tylko bez nadmiaru ludzkiego elementu
W tak pięknych okolicznościach przyrody powoli wracamy do rzeczywistości, wracamy też do zielonego szlaku, którym mieliśmy wędrować w stronę Ostrysza, ale... coś nam się pokręciło w łepetynach, zapewne fantazje dalej fantazjowały, i poszliśmy na zachód. Jednakże Krzysiowi droga nie przypadła do gustu i raczył był zerknąć na mapę i.... olśnienie, w złą stronę idziemy ! No to obrót o 180 st i z uśmiechem na ustach podążyliśmy żwawym krokiem z powrotem. Po dotarciu do żółtego szlaku (czyli tego maxbłotnistego) witamy znów Szczawę. Pięknie się wije pośród złotych liści, próbowałam zrobić zdjęcie, ale ja kompletnie nie z tej ligi Zatem foto z
netu
Zaprawdę powiadam Wam, na żywo wygląda ta rzeczka jak milion dolarów, zdjęcia nie oddają jej uroku nic a nic. Zatem wędrujemy sobie żółtym szlakiem, który w pewnym momencie staje się również drogą krzyżową. Pojęcia nie mam, gdzie jest jej początek, a piękna kapliczka
pojawiła się znikąd i zawładnęła mną zupełnie. Na dodatek jest obok ławeczka. Taka mała, stara i krzywa ławeczka. Żadne tam cuda na kiju. Stałam tam i się wgapiałam. Potem przysiadłam i dalej się wgapiałam. I w żadnym kościele nie jest tak pięknie, jak tam. Koniec kropka.
Dalej mijaliśmy jeszcze kilka ładnych stacji, np.
ale te nie robiły na mnie już takiego wrażenia. Kilka kolejnych metrów i już jesteśmy na czerwonym szlaku. Tu wkroczyliśmy na teren Magurskiego PN. Idziemy zatem GSB, ale my zamiast turystów, to spotykaliśmy znów grzyby aż do samej wiaty pod Ostryszem (tzn. oczywiście zbierali te grzyby wszyscy oprócz mnie, ja przecierałam szlak ), gdzie nastąpiło przepakowanie - trzeba było zjeść resztki zapasów by pomieścić dary natury
Ciąg dalszy spaceru wiódł dziurawą i krętą leśną drogą w kierunku Jaworza
Jakieś 2 km dalej coś mignęło mi w krzakach. Bardzo byłam uparta w mych staraniach dojrzenia tego czegoś
Otóż to tablica informująca o granicy parku narodowego Ciekawe ile lat tak zarasta Za chwilę pojawił się szlaban, a potem już cywilizacja i ...zagroda danieli- taki deserek na zakończenie wycieczki
Ścieżka przyrodniczo-historyczna "Olchowiec"
Nie zważając na nieco kiepskie warunki meteo zaparkowaliśmy przy remizie w Olchowcu i na początek, jako że byliśmy tu po raz pierwszy, obejrzeliśmy wszystkie możliwe tablice informacyjne, bodaj 4 . Każda z nich pokazywała mniej więcej to samo, tylko inna instytucja była jej fundatorem
No to marsz na most i do cerkwi. Zgodnie z przewidywaniami most do przejścia, kościół zamknięty
Ów kamienny mostek ponoć istniał już w 1516 r. ale na planie katastralnym Olchowca z 1851 r. mostu nie zaznaczono, więc dywagacje są przeróżne.
Nasza trasa wiedzie na początek asfaltem . Mamy asystę- kilka psiaków z pobliskich domów odprowadza nas aż do kolejnego mostku na potoku Olchowczyk. Tutaj można wybrać sobie metodę przeprawy: jest bród wyłożony betonowymi płytami, jest i standardowy most. Widzimy osobówki jadące górą i załadowaną drzewem ciężarówkę wbijającą na bród.
Za czas jakiś asfalt płynnie przeobraził się w drogę polną, a jeszcze dalej w błotnistą maź
Szliśmy sobie zatem czasem boczkiem, czasem błotkiem, a czasem kładką, generalnie starym węgierskim traktem
delikatnie pod górę, aż dotarliśmy do Przełęczy Beskid, która to sobie jest na wysokości 547 m n.p.m. i przy okazji na granicy Polski i Słowacji. Miejsce to może poszczycić się bardzo ciekawą historią: od wieków wiodły tędy drogi handlowe, które łączyły polskie miasta Biecz czy Duklę z
Bardiowem i Koszycami, a w 1792r przeniesiono, a właściwie przewieziono po śniegu cerkiew z Górnych Węgier (ta, która stoi obecnie to nówka, bo z 1932 r, stara była w bardzo złym stanie i ją rozebrano). Parę razy granice zmieniały swój przebieg , kiedyś sąsiadem były Węgry, potem Austro-Węgry czy Czechosłowacja. Oczywiście obie wojny też też swój ślad w okolicy odcisnęły. Teraz jest tam ławeczka i tablica informacyjna z daszkiem (a nie mogłoby być odwrotnie?)
Skoro jest ławeczka, to pora na konsumpcję. Może nie tyle głód nas zmobilizował, ile obrazek na jednej ze strzałek sugerujący, że teraz podążać będziemy szlakiem duchów
Uważałam, że musimy psychicznie przygotować się na jakieś upiorne dźwięki, a tymczasem na szlaku granicznym było cicho jak makiem zasiał. Nawet pilarzy już nie było słychać, liście już nie szeleściły, za to robiło się coraz bardziej biało, i to nie od śniegu, ale od chmury, w którą to weszliśmy. To pewnie nie biało, tylko mlecznie Stado saren przecięło nam drogę dosłownie z 5 metrów przed nosami i gdyby nie szarpiąca Rawka to pewnie bym nie zdążyła ich zauważyć. Ale takie okoliczności też mają swój urok, z braku duchów nawet jakiegoś dziobatego potwora wypatrzyłam
Na szczęście już było blisko do szczytu, a jak wiadomo, ataki szczytowe to domena wędrowców, a nie potworów, więc bezpiecznie dotarliśmy na Baranie. Całe 754 m n.p.m. Skorzystaliśmy z wiaty (suche ławeczki w środku) , nie skorzystaliśmy z wieży, bo leży sobie beztrosko rozwalona zamiast dumnie stać, udokumentowaliśmy nasz pobyt przy pomocy smartfona i aparatu fotograficznego, i uznaliśmy, ze pora iść dalej, bo chmura nie zamierza się stąd ruszyć, więc to my ruszymy.
Wędrując piękną buczyną karpacką zauważyłam dziwne symbole na drzewach
Tak sobie za nimi szliśmy i usiłowaliśmy rozkminić te literki, może Salamandra Tu Pochrapuje? Albo Stowarzyszenie Tuptających Potworów? W pewnym momencie zniknęły a my za chwilę wyszliśmy z lasu na łąki nad Olchowcem. Oczywiście nadal było szaro buro i ponuro, tylko smętne krowy smętnie chrupały zieloną jeszcze trawę. Minęliśmy zabytkową chyżę łemkowską, w której znajduje się ekomuzeum
foto z netu
Z szarego nieba zaczęło coś kapać, więc już nie rozglądając się , szybszym nieco krokiem wróciliśmy do naszego wozu niestrażackiego i odtrąbiliśmy koniec tej wycieczki.
Moje jesienne spacerki po Beskidzie Niskim
Moje jesienne spacerki po Beskidzie Niskim
Ostatnio zmieniony 2023-01-09, 07:44 przez Lidka, łącznie zmieniany 2 razy.
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Fajne góry ten Beskid Niski Sam go poznałem dopiero dwa lata temu i widzę, że relacje osób z tego pasma mocno się od siebie różnią charakterem.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Mało w tej relacji widoków, są za to lasy, drzewa, potoczki, skałki, kapliczki, powiedziałbym trochę jak u buby
ale z uwagą ją przeczytałem, no i fajny klimacik ma ten Beskid Niski i takie wędrowanie bezdrożami.
Fajne są te ręcznie robione tabliczki i kierunkowskazy, ktoś się napracował. Wszystkie są na tym szlaku takie? Ale kropka i strzałka coś im średnio wyszła, albo za dużo farby, albo nie mieli szablonu Ogólnie to ten szlak wygląda mi na prywatną inicjatywę, chyba nie PTTK? choć oznakowanie na zwór PTTK-owski.
ale z uwagą ją przeczytałem, no i fajny klimacik ma ten Beskid Niski i takie wędrowanie bezdrożami.
Fajne są te ręcznie robione tabliczki i kierunkowskazy, ktoś się napracował. Wszystkie są na tym szlaku takie? Ale kropka i strzałka coś im średnio wyszła, albo za dużo farby, albo nie mieli szablonu Ogólnie to ten szlak wygląda mi na prywatną inicjatywę, chyba nie PTTK? choć oznakowanie na zwór PTTK-owski.
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
A ja się zastanawiam, czy Rawka nie jest trochę smutna, że tak ciągle na smyczy. To narażanie na zaplątanie, szczególnie podczas wyskakiwania na skałki, pieńki itp.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Sebastian pisze: relacje osób z tego pasma mocno się od siebie różnią charakterem.
oo, bo to góry o wielu twarzach
opawski1 pisze: ten szlak wygląda mi na prywatną inicjatywę,
ten gość, z którym rozmawialiśmy niedaleko Walika właśnie o tych szlakach mówił. To jakieś stowarzyszenie miłośników BN i bezdroży .
laynn pisze: błoto też wygląda super. Na komputerze
a wiesz, jak fajnie kląskało?
sprocket73, Rawka nie jest ciągle na smyczy, nie martw się, ale w lesie jest za dużo dziwnych stworzeń, które nie chcą się bawić w ganianego w kółko, tylko uciekają daleko w las Krowy to co innego, stoją w miejscu i można wokół nich biegać, a potem od razu wrócić do pani, sarenki są dziwne
Wiolcia pisze:nie była to miłość od pierwszego wejrzenia
to miłość dojrzała, ale za to wierność po wieki
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 38 gości