Ta sytuacja dotycząca wojny w Syrii i reakcji Polaków na to, co się tam dzieje, dała mi wiele do myślenia.
Przypomniało mi się, jak kiedyś mój brat opowiadał ludziom w USA o wojnie w Polsce i obozach koncentracyjnych. Wielu z nich nie wierzyło, traktowali to, jak opowieści science fiction, (chore) wymysły Polaków. Przypuszczam, że to nawet nie była kwestia złej woli. Raz, że nie mogło im się coś takiego pomieścić w głowie, a dwa, że w sumie kiedy żyje się spokojnie w spokojnym kraju, to siłą rzeczy wcale nie tak łatwo o empatię, która generalnie bierze się głównie stąd, że człek sam doświadczył jakichś ciężkich sytuacji.
I dalej pomyślałam sobie, że Polacy tak dobrze pamiętają, że inne kraje zwlekały z pomocą dla Polski w różnych trudnych i tragicznych czasach dla Polski, że mieli (i wciąż jeszcze mają) żal, że pomoc nie nadchodziła lub że nadeszła tak późno, albo że mniejsza, niż oczekiwaliśmy.
Teraz, patrząc na to z innej perspektywy, rozumiem inne kraje. Zwłaszcza te, których wojna tak bardzo nie dotknęła lub nie dotknęła ich wcale.
W końcu skoro nas coś bezpośrednio nie dotyczy, to po co się w to angażować, po co się wtrącać, niech inni rozwiązują swoje problemy sami. My mamy własne.
Ludzie cierpią? Umierają? To ich problem, nie nasz.
Tak sobie pewnie wielu myślało.