Oko w oko z niebezpieczeństwem
: 2013-07-07, 20:46
Czy mieliście jakieś mrożące krew w żyłach momenty w górach? Gdy Wasze życie było zagrożone?
Mnie zdarzyło się cztery razy, gdy całe życie przeleciało mi w ułamku sekund przez oczami.
Pierwszy raz, jakoś na początku tego wieku. W lipcu, w burzy śnieżnej, podczas schodzenia żlebem Kulczyńskiego, kilka razy na łańcuchach słabłem i robiło mi się ciemno przed oczami.
W 2005, wczesne lato, a więc masa śniegu jeszcze, schodziłem z kolegą ze Świnicy, przed samym Zawratem wpadłem w poślizg na płacie śniegu. Wtedy nie używałem kijków, a raki i czekan to były rzeczy nieznane. Oczywiście nabrałem dość sporej prędkości, ale na szczęście udało mi się jakimś cudem wbić nogami po pas w bardziej miękką warstwę śniegu. Zatrzymałem się kilka metrów przed większą stromizną, gdzie prawdopodobnie zatrzymanie się nie byłoby już możliwe. Kolega wykopywał mnie pół godziny.
W 2006 podczas zejścia z Hińczowej Przełęczy znów ujechałem na płacie śniegu. Tym razem towarzyszyło mi totalne poczucie bezradności, ale przewodnik, z którym byłem, wyhamował mnie na linie.
Czwarty raz to dwa lata temu, poślizgnięcie w Kulczyńskim, hamowanie pazurami w gładkiej skale. Skończyło się na strachu, ale dochodziłem do siebie dobrą godzinę...
A Wy?
Mnie zdarzyło się cztery razy, gdy całe życie przeleciało mi w ułamku sekund przez oczami.
Pierwszy raz, jakoś na początku tego wieku. W lipcu, w burzy śnieżnej, podczas schodzenia żlebem Kulczyńskiego, kilka razy na łańcuchach słabłem i robiło mi się ciemno przed oczami.
W 2005, wczesne lato, a więc masa śniegu jeszcze, schodziłem z kolegą ze Świnicy, przed samym Zawratem wpadłem w poślizg na płacie śniegu. Wtedy nie używałem kijków, a raki i czekan to były rzeczy nieznane. Oczywiście nabrałem dość sporej prędkości, ale na szczęście udało mi się jakimś cudem wbić nogami po pas w bardziej miękką warstwę śniegu. Zatrzymałem się kilka metrów przed większą stromizną, gdzie prawdopodobnie zatrzymanie się nie byłoby już możliwe. Kolega wykopywał mnie pół godziny.
W 2006 podczas zejścia z Hińczowej Przełęczy znów ujechałem na płacie śniegu. Tym razem towarzyszyło mi totalne poczucie bezradności, ale przewodnik, z którym byłem, wyhamował mnie na linie.
Czwarty raz to dwa lata temu, poślizgnięcie w Kulczyńskim, hamowanie pazurami w gładkiej skale. Skończyło się na strachu, ale dochodziłem do siebie dobrą godzinę...
A Wy?