Tak dla uściślenia, bo nie wybrzmiało to w wywiadzie (średnim co do pytań i odpowiedzi): zejścia ze szlaku są możliwe o ile udajemy się na drogę wspinaczkową najkrótszym wariantem od znakowanego szlaku do początku drogi. Tak samo w drodze powrotnej.
W żadnym razie nie możemy w sposób dowolny łazikować w rejonie wspinaczkowym.
Co do uprawnień/braku uprawnień...
Głęboko nie zgadzam się z obecnym stanem rzeczy. Pewnie młodzi mają inne zdanie, ale oni widzą inaczej, czują inaczej, szybciej, bez zagłębiania się (nie chcę napisać, że powierzchownie).
Kiedy wspominam początki mojej wspinaczkowej drogi, pamiętam jedno: cholernie chciałem...
A to znaczyło znać Tatry już na starcie, następnie opanować topografię co do szczegółów, szczególików, wspinać się (miałem szczęście do wspinaczki z mistrzami, na codzień byłem w Tatrach), mieć dwie osoby wprowadzające do klubu, zdać egzamin. To była naturalna selekcja, a Kluby Wysokogórskie składały się z osób w pewien sposób zdeterminowanych. Były na swój sposób elitarne. Bo w zasadzie taka powinna być rola KLUBU.
A dzisiaj... do niektórych "klubów" można się zapisać przez internet! No bo chociażby na Słowacji są inne przepisy i trzeba mieć legitymację KW zrzeszonego w PZA, jeśli coś chce się działać wspinaczkowo, a w każdym razie łatwiej rozmawiać ze strażnikiem...
Cieszę się, że mój Klub pozostał co do przyjęć konserwatywny.
Dzisiaj sprawę załatwia wpisanie się do książki wyjść...
Jest to jedyny warunek legalizujący wspinaczkę. Dla mnie nieporozumienie.
A jeśli dostałem się na polską stronę ze słowackiej i wspinam się? Przecież jestem nie wpisany, więc nielegalny?
Przykład ukarania mandatem za niewpisanie się jest kuriozalny. To pokazuje, jak dzisiaj kwestia udostępniania Tatr stanęła na głowie.
Ale ja jestem niedzisiejszy i tak jest lepiej!
To kilka moich szybkich myśli po przeczytaniu wywiadu.