Może wyrażę opinię na ten temat jako kobieta, czyli nawet moja tzw. jedynka jest jak tzw. dwójka, bo zawsze muszę zdejmować gacie do kolan (dzięki Bogu, że nie jesteśmy zbudowane tak, by zdejmować jeszcze górę!), także chowanie się po krzakach (o ile są) i wyszukiwanie ich odbywa się właściwie podczas całej trasy. Najgorzej jest w dolinach tych blisko miasta, wtedy są tłumy ludzi i właściwie nie ma możliwości, by gdzieś tam komuś się nie wystawić i zrobić kina, jeżeli są toi toje, to nawet nie zastanawiam się i zawsze z nich korzystam, nawet "na zapas", jak jest las albo kosodrzewinka, to też nie ma problemu, ten powstaje wysoko w górach, np. w drodze na Bystrą, wszystko odsłonięte, na szczęście są jakieś wgłębienia, pewnie korzystają z nich nocujący w górach...
Jednak i tak najgorzej jest, kiedy pada deszcz albo śnieg. Już się nauczyłam, by uważać na gałęzie, by przypadkiem nie szturchnąć ich, bo krople deszczu albo śniegu w spodniach to nic fajnego
Poza tym od pewnej śmiesznej sytuacji, zawsze zdejmuję plecak. Któregoś razu, zimą, nie mogłam już wytrzymać, koleżanka stała na czatach i miała mi mówić czy ktoś idzie, ja daleko w zaspy nie chciałam iść, niestety nie zdjęłam plecaka, zbocze trochę mnie ciągnęło do dołu a ja nie miałam siły podrzucić ciężkiego plecaka, by założyć gacie, także szamotałam się dość długo, na szczęście nikt nie szedł