Wypadki...
Wypadki...
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez sokół, łącznie zmieniany 6 razy.
Podobno 4 razy ten helikopter latał tam i z powrotem, a ja wieczorem się zastanawiałem. Co za piękny dzień, dawno mi się nie zdarzyło w Tatrach helikoptera nie słyszeć. No ale tak to jest jak się 3 godziny śpi w krzakach, zamiast po górach chodzić...
Ostatnio zmieniony 2013-07-22, 21:18 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
Wypadek, nie wypadek, nie wiadomo, ale wkleję...
http://wiadomosci.onet.pl/podhale/w-tat ... yzny/d9yg6
Zaginięcie mężczyzny zgłosiła jego rodzina zaniepokojona, że nie powrócił z zaplanowanej wycieczki w góry.
http://wiadomosci.onet.pl/podhale/w-tat ... yzny/d9yg6
W Tatrach odnaleziono ciało mężczyzny
Ciało mężczyzny odnaleźli w piątek ratownicy górscy w rejonie Doliny Białego w pobliżu szlaku na Sarnią Skałę w Tatrach. Policja przypuszcza, że jest to ciało poszukiwanego od środy 51-letniego turysty.
Jak powiedział rzecznik zakopiańskiej policji Kazimierz Pietruch, ciało mężczyzny dostrzegli z pokładu śmigłowca ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Na miejscu trwają oględziny pod nadzorem prokuratora. Jeszcze nie wiadomo, co było przyczyną śmierci mężczyzny – powiedział Pietruch.
Zaginięcie mężczyzny zgłosiła jego rodzina zaniepokojona, że nie powrócił z zaplanowanej wycieczki w góry.
Na szczęście nie wypadek, ale brak zdolności przewidywania.
http://24tp.pl/?mod=news&strona=1&id=20234
Tygodnik Podhalański pisze:Trzy grupy turystów utknęły na Orlej Perci. Nie przewidzieli złych warunków
Aż 10 osób z trzech miejsc w rejonie Orlej Perci musieli sprowadzać ratownicy TOPR.
Jak podają ratownicy TOPR, na Orlej Perci w rejonie Koziego Wierchu i Żlebu Kulczyńskiego trzy grupy turystów nie poradziły sobie z zejściem na dół. Nie spodziewali się złej pogody.
W Tatrach padał śnieg i grad, mgła ogranicza widoczność. Wszyscy turyści są cali i zdrowi.
http://24tp.pl/?mod=news&strona=1&id=20234
Tym razem z własnego doświadczenia.
W poniedziałek byłam z grupą młodzieży z II klasy liceum w Dolinie Kościeliskiej.
Jak to często przy dobrych warunkach robię poszliśmy do Smoczej Jamy, bo wszystkim, a szczególnie dzieciom i młodzieży sprawia przyjemność taki lekki dreszczyk emocji, kiedy przechodzi się przez jaskinię.
Warunki były bardzo dobre, żadnych oblodzeń, tylko w samej jaskini jak zwykle mokro i ślisko.
Jak zwykle poprosiłam nauczycielki o pójście przodem sama zaś zamykałam grupę.
I zdarzyło się tak, że jeden z chłopaków idący jako 5 czy 6 od końca źle stanął na kamieniu czy też poślizgnął się, skręcił nogę w kolanie i z kolana wyskoczyła mu rzepka. Pierwszy raz widziałam coś takiego, wyglądało (nawet przez spodnie) jakby rzepkę miał o około 3-4 cm w bok od osi nogi.
Nic z tą nogą nie robiłam, bo bałam się bardziej uszkodzić, tylko chłopaka trzeba było delikatnie posadzić o około 40 cm wyżej w bok, aby wszyscy kolejni przechodzący turyści ( a było ich akurat sporo ) nie deptali po nim. Sama zaś jak najszybciej wlazłam do góry, gdzie był zasięg i zadzwoniłam po TOPR. Podałam wszelkie potrzebne dane, pytali też o wagę chłopaka i o to czy to faktycznie kontuzja, czy tylko nie potrafi przejść.
TOPR-owcy powiedzieli, że już wyjeżdżają i że będą podchodzić od dołu, więc obeszłam jaskinię znakowanym obejściem, tym razem w dół i przed wejściem do jaskini na nich czekałam. Bezpośrednio przy tym chłopaku siedziała jego nauczycielka, koledzy z klasy zostawili im ciepłą odzież i herbatę w termosie, zaś resztę grupy odesłałam z pozostałymi nauczycielkami do autokaru do Kir. Zeszli już łatwym szlakiem na Pisaną.
Nie minęła nawet godzina, kiedy zjawiło się czterech ratowników z akią. Nas, to znaczy mnie i nauczycielkę poprosili o zejście na dół z powrotem do Wąwozu Kraków, więc zlazłyśmy, aczkolwiek w dół było to trudniejsze niż w górę.
Cała akcja zapakowania chłopaka w akię trwała może z 10 minut, potem kolejne 10 minut opuszczenie go obok drabinki na dno wąwozu i 10 minut transportu go wąwozem do samochodu, który stał w okolicach Skały Pisanej (około 50 m w głąb wąwozu).
TOPR-owiec nastawił mu również bolące cały czas kolano i jak potem chłopak mówił ból się od razu zmniejszył.
Potem wszyscy razem pojechaliśmy samochodem do Kir, gdzie już czekała karetka i karetką do szpitala na Kamieńcu (my jako opieka, ponieważ pacjent był niepełnoletni). Badanie, prześwietlenie i założenie gipsu chociaż też poszło w miarę sprawnie, jednak trwało znacznie dłużej niż cała akcja TOPR.
Mam wielki podziw i szacunek dla ratowników TOPR za takie sprawne przeprowadzenie całej akcji.
W poniedziałek byłam z grupą młodzieży z II klasy liceum w Dolinie Kościeliskiej.
Jak to często przy dobrych warunkach robię poszliśmy do Smoczej Jamy, bo wszystkim, a szczególnie dzieciom i młodzieży sprawia przyjemność taki lekki dreszczyk emocji, kiedy przechodzi się przez jaskinię.
Warunki były bardzo dobre, żadnych oblodzeń, tylko w samej jaskini jak zwykle mokro i ślisko.
Jak zwykle poprosiłam nauczycielki o pójście przodem sama zaś zamykałam grupę.
I zdarzyło się tak, że jeden z chłopaków idący jako 5 czy 6 od końca źle stanął na kamieniu czy też poślizgnął się, skręcił nogę w kolanie i z kolana wyskoczyła mu rzepka. Pierwszy raz widziałam coś takiego, wyglądało (nawet przez spodnie) jakby rzepkę miał o około 3-4 cm w bok od osi nogi.
Nic z tą nogą nie robiłam, bo bałam się bardziej uszkodzić, tylko chłopaka trzeba było delikatnie posadzić o około 40 cm wyżej w bok, aby wszyscy kolejni przechodzący turyści ( a było ich akurat sporo ) nie deptali po nim. Sama zaś jak najszybciej wlazłam do góry, gdzie był zasięg i zadzwoniłam po TOPR. Podałam wszelkie potrzebne dane, pytali też o wagę chłopaka i o to czy to faktycznie kontuzja, czy tylko nie potrafi przejść.
TOPR-owcy powiedzieli, że już wyjeżdżają i że będą podchodzić od dołu, więc obeszłam jaskinię znakowanym obejściem, tym razem w dół i przed wejściem do jaskini na nich czekałam. Bezpośrednio przy tym chłopaku siedziała jego nauczycielka, koledzy z klasy zostawili im ciepłą odzież i herbatę w termosie, zaś resztę grupy odesłałam z pozostałymi nauczycielkami do autokaru do Kir. Zeszli już łatwym szlakiem na Pisaną.
Nie minęła nawet godzina, kiedy zjawiło się czterech ratowników z akią. Nas, to znaczy mnie i nauczycielkę poprosili o zejście na dół z powrotem do Wąwozu Kraków, więc zlazłyśmy, aczkolwiek w dół było to trudniejsze niż w górę.
Cała akcja zapakowania chłopaka w akię trwała może z 10 minut, potem kolejne 10 minut opuszczenie go obok drabinki na dno wąwozu i 10 minut transportu go wąwozem do samochodu, który stał w okolicach Skały Pisanej (około 50 m w głąb wąwozu).
TOPR-owiec nastawił mu również bolące cały czas kolano i jak potem chłopak mówił ból się od razu zmniejszył.
Potem wszyscy razem pojechaliśmy samochodem do Kir, gdzie już czekała karetka i karetką do szpitala na Kamieńcu (my jako opieka, ponieważ pacjent był niepełnoletni). Badanie, prześwietlenie i założenie gipsu chociaż też poszło w miarę sprawnie, jednak trwało znacznie dłużej niż cała akcja TOPR.
Mam wielki podziw i szacunek dla ratowników TOPR za takie sprawne przeprowadzenie całej akcji.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości