Oko w oko z niebezpieczeństwem
HalinkaŚ pisze:Gdy zostałam sama
Co to za typki, którę Cię zostawiły samą mimo wyraźnych objawów nerwów ?
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
HalinkaŚ pisze:To nie tak jak myślisz, ja sama ich wysłałam na szczyt
Pomimo wszystko nie powinni Cię zostawić samej.
Pamiętam kiedyś sytuację na Orlej. Miejsce pewnie znacie. Idąc od Zawratu w pewnym momencie schodzi się z Wyżniej Koziej Przełączki na północny trawers grani po systemie półek skalnych. Dziewczyna się tam zapchała i ani do przodu, ani do tyłu. Ni chu chu i koniec dyskusji. A korek narasta i z jednej i z drugiej strony (wtedy tam jeszcze można było dwukierunkowo). Napatoczył się na to przewodnik (czerwony polar i blacha przewodnicka). Prosił, błagał, groził, nic nie pomagało. W końcu zastosował jedyną słuszną i jak się okazało, skuteczną metodę. Laska najzwyczajniej wyłapała liścia Efekt był piorunujący. Tempo w jakim doszła do Koziej Przełęczy nie leży w możliwościach zwykłego śmiertelnika
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
A gdyby tak spadła? Ciekawe czy ów przewodnik zastanawiał się nad tym. Ja miałem podobną sytuację też na Orlej , korek zaczynał się robić , ale była możliwość więc ominąłem dziewczynę która wpadła w panikę kurczowo trzymając się łańcucha , dobrze że był z nią chłopak.darkheush pisze: Laska najzwyczajniej wyłapała liścia
Ja stałem w korku na OP który by efektem...za ciasnych spodni. Dziewczyna w pewnym momencie musiała się jeszcze bardziej wspiąć ale nie mogła tak wysoko nogi podnieść, za nią ludzie więc ciężko wrócić. I dosłownie zamarła, nie wiedziała co dalej. Nie ze strachy ale raczej ze wstydu bo się zaczynały przeróżne komentarze. Ktoś jej tam nawet proponował by w rajtkach chodziła i.t.d.
Piotrek pisze:Ja stałem w korku na OP który by efektem...za ciasnych spodni. Dziewczyna w pewnym momencie musiała się jeszcze bardziej wspiąć ale nie mogła tak wysoko nogi podnieść, za nią ludzie więc ciężko wrócić. I dosłownie zamarła, nie wiedziała co dalej. Nie ze strachy ale raczej ze wstydu bo się zaczynały przeróżne komentarze. Ktoś jej tam nawet proponował by w rajtkach chodziła i.t.d.
dziewczyna chyba musiala byc niezbyt ładna ze zaraz sie nie rzucilo paru facetow aby ją podsadzic na skałe
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
HalinkaŚ pisze:Coś na ten temat mojej paniki może powiedzieć Tempy Dyszel z wycieczki na Bystrą Ławkę.
Ja tam nic nie pamiętam, demencja starcza coraz częściej mi się objawia .
HalinkaŚ pisze:jednak łagodna perswazja powróciła mi zdrowy rozsądek.
Eee tam, zwykła rozmowa o ,,dupie Maryny".
Ps. Pisząc wprost - Kościelec. Co myślisz ?
Miałem kilka takich "przygód"
W początkach tatrzańskiej kariery na Zadnim Granacie w miejsu, gdzie mozna by tańczyć stanąłem .. i w następnym ułamku sekundy sunąłem na plecach w przepaść. Cały szlak pokryty był cieniutką, niewidoczną lodową glazurką. Nawet nie przypuszczałem do tego momentu, jakie chwytne potrafią być dłonie i jakie potężne potrafią być trawki
Już o wiele później szedłem w grupie, jak rzadko kiedy, cóż, idąc sam lub z żoną pewnie w południe już bym schodził, w grupie idzie się wesoło, ale wolno, jak żółw.
Przeszliśmy przez Konia i Lodowy, schodziliśmy Sobkową Granią, gdy zaczęły walić pioruny. Schodzić dalej w spiętrzającym się terenie po ciemku było niepodobna, na grani nikt nie chciał siedzieć, w czasie nawałnicy wspinaliśmy się na z powrotem na Lodowy, przez Konia przebiegaliśmy prawie w gradobiciu i upiornym oświetleniu błyskawic, ja pierwszy niosąc w jednym ręku kłąb poręczówki, gdyż panie orzekły, że w takich warunkach chcą mieć jakieś zabezpieczenie ;-) .
W pewnym momencie w okolicy Zwornika łupnęło kilkanaście metrów od naszej grupy w dolinę, a idący z nami fizyk orzekł autorytatywnie, że już jesteśmy bezpieczni. Rzeczywiście, przestały świecić końcówki kijów w plecaku i opadły sterczące do tej pory mimo deszczu włoski.
Atmosfera się rozluźniła, ktoś idący w czapce stwierdził, że już wie, po co są kaski w górach, tak ma od gradu obolałą głowę, fizyk wyciągnął z plecaka składany parasol, a niżej podpisany jak stał, tak runął w jednej chwili w przepaść - płynąca potokami woda wypłukała grunt spod moich stóp.
Odruchowo wyciągnąłem przed siebie obydwa kije, jeden strzelił, ale drugi się tylko wygiął i utrzymał mnie zapierając się o dwa brzegi szczeliny, pod którą ziało tak ze 100m luftu.
Deszcz lał, mnie się zrobiło gorąco a pozostali patrzyli na mnie bez ruchu, jak na trupa, Zaraz też, już ostroznie i bez dowcipów, spokojnie i uważnie zeszliśmy w dolinę.
Trzeci raz poleciałem spod Baraniej Przełęczy. Wchodziliśmy na szybko, stosując częstą niestety w Tatrach "asekurację wzrokiem". Był Nowy Rok 2000, który zamierzaliśmy uczcić na Baranich Rogach. Podłoże - pseudobeton, czyli lodowa skorupa na sypkim "piasku", a pod spodem lity twardy lód. No i stało się, skorupka okazała się za delikatna i 50 metrów musiałem podchodzić drugi raz. Te kila sekund zjazdu starczyło na całe życie, dobrze, że pamiętałem przeczytaną gdzieś wcześniej, lecz nie wypróbowaną w praktyce technikę hamowania czekanem. Po zatrzymaniu tak nagle straciłem siły, że przez kilka minut stałem jak kołek nie będąc w stanie zrobić kroku, potem wszystko wróciło do normy i już bez przeszkód świętowaliśmy Nowy Wiek na szczycie.
W ubiegłym roku dopadła mnie lawina kamienna w Litworowym Żlebie, na szczęście bylismy jeszcze pod samą przełęczą, kamienie poruszały się wolno i udało mi się wskoczyć na głaz wielkości autobusu, z którym zjechałem kilkanaście metrów, tutaj głównie żona dostała palpitacji serca, ja się jakoś nie przestraszyłem i nawet dobrze się bawiłem tą jazdą.
W początkach tatrzańskiej kariery na Zadnim Granacie w miejsu, gdzie mozna by tańczyć stanąłem .. i w następnym ułamku sekundy sunąłem na plecach w przepaść. Cały szlak pokryty był cieniutką, niewidoczną lodową glazurką. Nawet nie przypuszczałem do tego momentu, jakie chwytne potrafią być dłonie i jakie potężne potrafią być trawki
Już o wiele później szedłem w grupie, jak rzadko kiedy, cóż, idąc sam lub z żoną pewnie w południe już bym schodził, w grupie idzie się wesoło, ale wolno, jak żółw.
Przeszliśmy przez Konia i Lodowy, schodziliśmy Sobkową Granią, gdy zaczęły walić pioruny. Schodzić dalej w spiętrzającym się terenie po ciemku było niepodobna, na grani nikt nie chciał siedzieć, w czasie nawałnicy wspinaliśmy się na z powrotem na Lodowy, przez Konia przebiegaliśmy prawie w gradobiciu i upiornym oświetleniu błyskawic, ja pierwszy niosąc w jednym ręku kłąb poręczówki, gdyż panie orzekły, że w takich warunkach chcą mieć jakieś zabezpieczenie ;-) .
W pewnym momencie w okolicy Zwornika łupnęło kilkanaście metrów od naszej grupy w dolinę, a idący z nami fizyk orzekł autorytatywnie, że już jesteśmy bezpieczni. Rzeczywiście, przestały świecić końcówki kijów w plecaku i opadły sterczące do tej pory mimo deszczu włoski.
Atmosfera się rozluźniła, ktoś idący w czapce stwierdził, że już wie, po co są kaski w górach, tak ma od gradu obolałą głowę, fizyk wyciągnął z plecaka składany parasol, a niżej podpisany jak stał, tak runął w jednej chwili w przepaść - płynąca potokami woda wypłukała grunt spod moich stóp.
Odruchowo wyciągnąłem przed siebie obydwa kije, jeden strzelił, ale drugi się tylko wygiął i utrzymał mnie zapierając się o dwa brzegi szczeliny, pod którą ziało tak ze 100m luftu.
Deszcz lał, mnie się zrobiło gorąco a pozostali patrzyli na mnie bez ruchu, jak na trupa, Zaraz też, już ostroznie i bez dowcipów, spokojnie i uważnie zeszliśmy w dolinę.
Trzeci raz poleciałem spod Baraniej Przełęczy. Wchodziliśmy na szybko, stosując częstą niestety w Tatrach "asekurację wzrokiem". Był Nowy Rok 2000, który zamierzaliśmy uczcić na Baranich Rogach. Podłoże - pseudobeton, czyli lodowa skorupa na sypkim "piasku", a pod spodem lity twardy lód. No i stało się, skorupka okazała się za delikatna i 50 metrów musiałem podchodzić drugi raz. Te kila sekund zjazdu starczyło na całe życie, dobrze, że pamiętałem przeczytaną gdzieś wcześniej, lecz nie wypróbowaną w praktyce technikę hamowania czekanem. Po zatrzymaniu tak nagle straciłem siły, że przez kilka minut stałem jak kołek nie będąc w stanie zrobić kroku, potem wszystko wróciło do normy i już bez przeszkód świętowaliśmy Nowy Wiek na szczycie.
W ubiegłym roku dopadła mnie lawina kamienna w Litworowym Żlebie, na szczęście bylismy jeszcze pod samą przełęczą, kamienie poruszały się wolno i udało mi się wskoczyć na głaz wielkości autobusu, z którym zjechałem kilkanaście metrów, tutaj głównie żona dostała palpitacji serca, ja się jakoś nie przestraszyłem i nawet dobrze się bawiłem tą jazdą.
luknij na moje panoramy i galerie
Ja takich sytuacji nie miałem. Żadnej strasznej, choć w lipcu namówiłem moją przyszłą żonę na T. Wysokie Słowackie. A dokładnie Jagnięcy. Niestety to był jej pierwszy raz ze sporą ekspozycją, początek łańcuchów wlazła, ale się odwróciła i powiedziała, że nie zejdzie. Musiałem dwa razy kursować, raz położyć swój plecak pod i wrócić po nią. Dobrze, że powoli, ze łzami ale zeszła. A już kiedyś byłem w sytuacji, kiedy koleżanka w Honoratce stanęła z głową przy ścianie i dobre 15 minut ją namawialiśmy na kolejny jakikolwiek ruch...
Kiedyś pisałem, że jak mi się coś przypomni to napiszę, no i mi się przypomniało właśnie, że kiedyś w zimie, schodząc z Zawratu wpadłem na jeden z najdurniejszych pomysłów jaki mogłem. No i widząc ten lodospad pod Zmarzłym Stawem jak się schodzi to po lewej. Wymyśliłem sobie, że w ramach czekania na pozostałych się po nim przejdę. W sumie wszystko byłoby ok, ale na KZTW, chodziło się po nim z asekuracją, ogólnie jest banalny, ale wszedłem na niego z plecakiem na plecach i aparatem na szyi. I przy końcu robiąc zamach czekanem, mi się skur.... zaczepił nie dość, że o pasek z aparatu to jeszcze o pasek z plecaka, zostałem wisieć tak na jednym raku, a właściwie tylko dwóch przednich zębach, bo drugą nogę już oderwałem na pewniaka, rękę sobie wykręciłem, łokieć stłukłem, całe życie przeleciało mi przed oczami i prawie zostałem bez czekana, bo pętli nie używam, więc go miałem luzem. Oglnie w tej sytuacji najbardziej chodziło o to, że byłem pewny, że ten lód nie wytrzyma, mojej masy i tego trzymania się na dwóch zębach, a inaczej nie mogłem się wczepić, dopóki nie odzyskałem czekana. Jakoś go odczepiłem od tego plecaka i na trzęsących się nogach jak galareta doszedłem do końca tego lodospadu. Ogólnie masakra, jakbym tam poleciał, to się za bardzo nie widzę, chociaż może i bym przeżył.
Ostatnio zmieniony 2013-09-20, 10:11 przez Vision, łącznie zmieniany 2 razy.
Vision pisze:No i widząc ten lodospad pod Zmarzłym Stawem jak się schodzi to po lewej.
A nie po prawej ?
Vision pisze:Ogólnie masakra, jakbym tam poleciał, to się za bardzo nie widzę, chociaż może i bym przeżył.
Na pewno tego dnia byś się w stawie nie utopił.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Dobromił pisze:A nie po prawej ?
Nie, no schodząc od Stawu w dół to po lewej, zaś wchodząc do góry przed stawem po prawej, mi chodzi o ten najniżej położony, jaki tam jest. On taki trochę z dupy jest.
Dobromił pisze:Na pewno tego dnia byś się w stawie nie utopił.
No właśnie, bo staw jest wyżej. No chyba, że w Czarnym.
Ostatnio zmieniony 2013-09-20, 08:43 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
A to przepraszam, pomyliłem się z tym lodospadem stojącym nad Zmarzłym Stawem.
Nieważne - ważne, że żyjesz. Nieważne jak - ważne, że w ogóle. Ogólnie ważne jest, że ludzie żyją. Inna sprawa jak ...
Nieważne - ważne, że żyjesz. Nieważne jak - ważne, że w ogóle. Ogólnie ważne jest, że ludzie żyją. Inna sprawa jak ...
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 25 gości