Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Urlop 2023.

Autor Wiadomość
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-08-17, 09:13   

sprocket73 napisał/a:
Tam gdzie jest za dużo ludzi robi się niefajnie, te wydmy to chyba tego przykład.

Wiesz mam kilka zdjęć, po których człowiek by nie odgadł tych tłumów.

Ja bym na nie z miłą chęcią dotarł po sezonie, koniecznie przy pięknej pogodzie pod fotografię (błękit i chmurki białe :) ).
 
 
Izabela 
Cieszynioki


Dołączyła: 26 Lip 2019
Posty: 784
Wysłany: 2023-08-17, 09:44   

Podejrzewałam, że właśnie o taką myszkę chodzi.
Lea kupowała żelkowe oczy :) a z wakacji i wycieczek przywoziła :
noże, miecze, łuki, proce, strzelające diabełki i lampy w których zamknięte były pioruny :)
Wszystko przed Wami :)
Ostatnio zmieniony przez Izabela 2023-08-17, 09:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-08-17, 11:09   

Oczy już były kupowane :D
a teraz wróciliśmy z jakimś królikiem pluszowym, czymś gumowym jakimś pokemonem czy coś, co się naciska i jakaś postać wyciskana jest, kupiła sobie tabakierę jako dzbanek i w nim przywiozła piasek z plaży. No cóż, stragany z tandetą to oczywisty gwóźdź programu :D
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-08-17, 22:25   

Ustka, to miasto, które kolejnego dnia odwiedziliśmy.
Cel -zakup pierdółki na straganie. Bo w Łebie mama zasugerowała, żeby kupić sobie coś porządniejszego i jak w końcu powiedziała, że ok kupuj, to już odeszła ochota...i żałość jest tak duża, że powrót z Łeby był z cyklu tych, kiedy starasz się powstrzymywać łzy. A przecież urlop, wakacje są od tego aby nabrać sił, radości z życia. Więc wieczorem obiecujemy, że jutro naprawimy, to co się popsuło.
Prognozy? Ma padać, mogą być burze. W połowie drogi, w polach przed Machowinka (znów ta nazwa :D ) zaczyna lać. Na szczęście do Ustki gdy wjeżdżamy świeci słońce. Zaczynamy od...straganu z tandetą.
Potem jest kolejny sklep, kolejne pluszaki, poke coś tam itd. Spokojnie posuwamy też się w kierunku portu i latarni.
Fajny mural:


Główna uliczka, fajnie się taką idzie, jak są na niej różne sklepy z ciuchami, zabawkami, pamiątkami, knajpy, restaurację itd, a nie bank na banku jak w Zagłębiu...


To jest też fajne, że nawet hotele i nowe budynki są budowane na styl 'w kratę':


Są oczywiście lody. Potem dziewczyny robią sobie warkoczyki kolorowe a ja sobie siedzę na ławce. Potem spacer nad portem, gdzie oglądamy kutry, cumujące przy pięknych jachtach.
Oglądamy też jak zamykają wyjście z portu, gdy otwiera się kładka dla pieszych. I widząc nadchodzące ciemne chmury, kierujemy się na główną ulicę by znaleźć knajpę gdzie zjemy obiad.


Gdy zaczyna padać wchodzimy do knajpy. W niej spotykam kolegę z poprzedniej pracy, ja go nie poznałem, ale on mnie tak :)
Gdy kończymy jeść, deszcz się uspakaja. A nieźle grzmiało, błyskało i lało. Początek idziemy pod parasolami, ale w końcu deszcz ustaje. W takim razie idziemy jeszcze na spacer po uliczkach. Fajna nazwa spółdzielni:


Kilka innych starych domost:




a ta chata mnie ujęła - chcę mieszkanie na strychu :)


Ale ten widok nas wygania do auta, choć jeszcze kawa z ciastkiem wyjeżdża na stoły w kawiarni:


Gdy wyjeżdżamy z Ustki znów leje. Ale my siedzimy w aucie, a najważniejsze, że zakupy zostały dokonane i buźka się śmieje.

W Smołdzinie znów świeci słońce, więc na obiad idziemy piechotą, choć parasole obowiązkowo pod pachą.
Łupawa w słońcu:


jeden z domów:


I nasza jadłodajnia:


Lokal "Po drodze" nas bardzo miło zaskoczył. Pan po pierwsze doskonale zna dania. Miło doradził, z żartem, normalnie jak nie w Polsce. Do tego jedzenie okazuje się przepyszne, za całkiem sensowne pieniądze.
Np mięso w cukini:


do tego sami robią kwas chlebowy, który jest przepyszny. Jeszcze tu wrócimy kilkukrotnie!

Wieczorem jeszcze postanawiam patrząc na niebo podjechać nad Jezioro Gardno zrobić jakieś zdjęcia zachodu. Bo nad morze mam za daleko - wcześniej nic nie zapowiadało rozpogodzenia...
Jednak zaraz za wsią, patrząc na pola, zatrzymuje się i idę ze statywem.


Słońce wychodzi za chmur:


i zaraz znika.


Zachód trochę mnie rozczarował, ale cieszę się, że w ogóle się ruszyłem z kwatery.


Jednak jest coś, co spowodowało, że jak dla mnie on był genialnym zachodem.
W ciszy rozstawiając statyw i szykując aparat, nagle coś słyszę. To klangor dochodzący gdzieś spod lasu. Jest ciemno, więc ciężko je dojrzeć, ale w końcu się udaje:
Żurawie!!!


szkoda, że na filmie nagranym telefonem tak kiepsko je słychać...
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9391
Wysłany: 2023-08-18, 06:02   

My, czy to nad morzem czy w górach ceny za jedzenie kojarzymy normalne, jedzenie smaczne, nie wiem skąd te paragony grozy i cała ra nagonka że jest okrutnie drogo ?
Jak ktoś chce, to bez problemu zje samcznie i w normalnych pieniądzach, co potwierdzasz i Ty :)

Pogoda się rozkręca powoli ;)
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-08-18, 14:49   

Z naciskiem na powoli :)

Wiesz, mam wrażenie, że czasem ludzie nie umieją wyjść, żeby nie mówić, że nie umieją czytać i dodawać. Ceny są w karcie menu, jak jest za drogo to albo wychodzę, albo się godzę na cenę.
Też były lokale, które po sprawdzeniu ceny menu po prostu omijaliśmy (U Bernackich - dziczyzna), bo po prostu było dla nas za drogo. A ludzie wejdą i co? Boją się wyjść jak jest drogo? Nie widzą cen?
Przeważnie zawsze jest jakaś alternatywa.
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5531
Wysłany: 2023-08-18, 15:29   

Odnośnie tematu cen. Zawsze przypomina mi się "wtopa" z Czarnogóry. Jak postanowiliśmy zjeść w romantycznej knajpce na molo, były tam dosłownie 4 stoliki. Zsiedliśmy, pojawił się elegancki kelner i podał menu. Lekki szok ;) Ukochana chciała zamówić po najtańszej rzeczy (grzankę z pomidorem), żeby nie uciekać z lokalu, ale ja stwierdziłem, że weźmiemy normalne danie (bez niczego do picia), ale jedno i zjemy na pół. Dobre było :)

_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-08-18, 16:56   

Czyli jednak to brak asertywności ;)
Najważniejsze, że było dobre :)
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9391
Wysłany: 2023-08-18, 18:26   

Smacznie i romantycznie, we dwoje jeden posiłek, piękna randka wyszła przy okazji :)
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5531
Wysłany: 2023-08-18, 18:48   

Tak, romantyczna randka z pieskiem... w zasadzie on też dostał jakąś reszteczkę z tego posiłku ;)



ok, sorki za offtop ;)
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
Ostatnio zmieniony przez sprocket73 2023-08-18, 18:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-08-18, 20:35   

Spoko - fajowy taki offtop :)

Pobudka i znów za oknem ponuro. Znów wsiadamy do samochodu...i jedziemy do Kluk, wsi leżącej prawie na samym końcu świata. A przynajmniej takie sprawia wrażenie, bo za nią znajduje się już tylko jezioro Łebsko, a droga kończy się na mokradłach przed taflą jeziora.
Zresztą asfaltowa droga, którą im dalej jedziemy za Smołdzińskim Lasem tym staje się węższa, choć już pod skansenem trafiliśmy na remont drogi.
Dojeżdżając do wsi, mijamy w lesie XVIII wieczny cmentarz, na którym chowano zmarłych mieszkańców wsi - cmentarz od 1975 roku jest zamknięty, a od 1987 wpisany w rejestr zabytków. Najstarszy zachowany grób pochodzi z 1877 roku.


Pogoda jest taka mdła, nie ma mgły, słońca też nie, ale jest takie dziwne światło i przed wsią las wygląda...dość tajemniczo, a cmentarz dopełnia tego klimatu. Prawie jak z książki Inkub...

Otok, czyli dzisiejsze Kluki to słowińska osada rybacka założona w XVI wieku (nazwa zmieniona pod koniec XVIII wieku), z zabudową ryglową (szkieletową), z chatami pokrytymi strzechą lub gontem. Według Wikipedii wieś w 2011 roku zamieszkiwała niecała setka mieszkańców. Jeszcze do lat 70tych wieś zamieszkiwała ludność słowińska (czyli Kaszubi Nadłębscy), obecnie pozostało tylko kilku autochtonów.
We wsi jest skansen - Muzeum Wsi Słowińskiej i to jego jedziemy zwiedzić.
Skansen prezentuje chałupy, które ocalono od wyburzenia. Obecnie na terenie skansenu stoi 18 budynków (chałupy, obory, stodoły), najstarsza pochodzi z XVIII wieku.
Parkujemy pod budynkiem gdzie mieści się wystawa Galeria Pomorskiego Malarstwa Plenerowego - ona chyba zamknięta (ale nas i tak nie interesuje), za to parking za darmo, wc też.
Po drodze do kasy, mijamy kilka pań, które sprzedają swoje wyroby, od biżuterii, przez ciasta i kawę z termosu. Fajnie.


Odnowione chodniki ale droga jeszcze stara:


Kupujemy bilety


i zaczynamy zwiedzanie.


Pierwsze chaty jakoś mnie nie porywają. Ot kilka sprzętów w domach, glinianych dzbanów.






To jest pierwsza muzealna zagroda, zbudowana ok 1850 roku. Prezentuje prace z początku muzeum.
Dalej zaczyna być nieco ciekawiej.




Tym co wyróżnia ten skansen od innych (zwiedzonych przeze mnie), to że te chałupy niejako ożywają, dzięki pracownikom, którzy przebrani starają się odtworzyć dawne życie.
I tak, na przykład w piecach pali się torfem, który leży pod chałupami, na piecach dających ciepło panie gotują posiłki, które każdy może spróbować za datek "co łaska". Mijamy ludzi jedzących żurek (lub pochodną zupę), w innej chałupie pani piecze z ciasta drożdżowego wafle w kształcie serc, posypane cukrem pudrem (mój dziadek dokładnie w takiej samej patelni, zamykanej piekł gofry) - całkiem dobre; żona spróbowała cepelina z serem - też ponoć dobry.
Można też obejrzeć codzienne czynności, na przykład dzieci mogły spróbować same poprać ubrania na tarce, a w izbie obok wypiekanych wafli, pani szydełkuje serwetę; zaś obok stajni pan objaśnia co to za drewniane nakładki na kopyta koni (wkładano je aby konie nie zapadały się w torfowiskach).
Są też zwierzęta -gęsi, nawet pokojowo nastawione i leniwie leżące owce, które mam okazję pierwszy raz pogłaskać po grzbiecie.
Pytam się pań, czy mogę im zrobić zdjęcia i po udzielonej zgodzie fotografuje:








Można pogłaskać owce, choć trzeba uważać na gęsi - nas nie atakowały ;)



Poniżej Zagroda Anny Kötsch, zachowana In situ (czyli zachowana w miejscu zbudowania) - ładna:


Pieniądze wydane na bilety były chyba najlepiej wydanymi na wszelakie wystawy. Co ciekawe, parking jest bezpłatny!
Więcej informacji o skansenie, historii, budynkach i życiu słowińców na stronie skansenu .

Jeszcze rzut oka z małej wydmy obok galerii rzeź na wydmy, na których byliśmy dwa dni wcześniej:


i podjeżdżamy na sam koniec słowińcowego świata.
A tu już tylko preria...


i diaboł się czai:


na szczęście przeżuwa jakiego innego turystę :P więc niepokojeni docieramy na pomost nad Jeziorem Łebsko:


Cisza, spokój. I pustka.


Gwar pewnie jest na wydmach:
Łącka:


Czołpińska:


Na koniec wspólne zdjęcie:


Ale to nie koniec dnia, a pod wieczór się rozpogadza, ja mam nadzieję, że może zachód będzie podobny do wczorajszego. Decyzja - jedziemy ale w inne miejsce. Wpierw trzeba drogą szutrową, potem taką normalną leśną wyboistą dojechać do parkingu - tu opłata to 10 zł. Po drodze mijamy sarnę kilka metrów od drogi...
I teraz czas na dojście do plaży.
Fajną ścieżką:


Przed plażą mija nas kolejna rodzina wracająca znad morza, chłopiec pyta się taty - Powiemy im? mając nas na myśli, tata odpowiada, nie sami zobaczą, ja się odwracam do żony z takim uśmiechem - :D i wtedy widzę powód pytania - lis. Jest dosłownie metr w lesie od ścieżki. Niestety niskie iso i jego bieg owocuje kolejnym artystycznym zdjęciem (jestem pwien, że wygra ono konkurs sierpnia jak nic!):


On, albo jego kolega wita nas też na plaży:




a my podążamy za fajnym miejscem pod zachód słońca.
Uwielbiam spacer brzegiem morza...




Znajdujemy je i dziewczyny sobie siadają na kocu, córa robi z kamieni wioskę a ja ze statywem męczę pewien korzeń:








Oczywiście robimy sobie też zdjęcia, będą do kalendarza, a ja potem męczę kamień:






Gdy moja dusza artystyczna jest zaspokojona, nadciąga on:


Obwąchuje córki wioskę i znika za wydmą...
Jest puszczanie latawca:


Obserwuje czy namawiać dziewczyny, by jeszcze poczekać (robi się chłodno):


Chyba nie ma jednak po co czekać. Powoli wracamy. W lesie robi się ciemno i oczywiście tata trochę córę straszy, więc znów czołówka idzie w ruch.
A potem dwie, tylko tata pacan, nie wytłumaczył, żeby iść równo i jeden pisacz światłem się na mnie obraża:


Na parkingu jest już pusto, więc czynimy z córą kolejne próby (przy aucie już jest odważna, w razie co wskakuje i jest bezpieczna ;)




Prób wiele, efekt kiepski...
dobranoc.
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9391
Wysłany: 2023-08-19, 07:27   

To był bardzo fajny dzień ...

Szczególnie końcówka, ładny zachód słońca i lisek na plaży :)
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5846
Skąd: Kraków
Wysłany: 2023-08-20, 11:38   

Wydmy w Słowińskim PN - bardzo fajne, niezwykłe miejsce. Byliśmy tam rok temu, też schodziliśmy na pozaszlakowe wydmy, takie już zboczenie.



Ludzi było sporo w drodze, ale wydmy są spore, więc ten tłum się jakoś rozłaził, a oczywiście były miejsca, gdzie był spokój i można było odnieść wrażenie oglądając zdjęcia, że byliśmy tam sami.



Do zwiedzania podeszliśmy bardziej ambitnie (ale nam łatwiej, bo bez dzieci ;) ), bo wróciliśmy brzegiem morza. Piękne puste plaże, klify, bardzo mało ludzi.



Zwiedzanie Łeby odpuściliśmy. Żałuję tylko, że nie pojechaliśmy na wydmy w Czołpinie, ale brakło czasu - a musieliśmy tam dojechać z Kaszub. Podobno są równie pięknie, a dużo mniej popularne. Byliście?
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-08-21, 20:20   

Adrian napisał/a:
To był bardzo fajny dzień ...

Fantastico :)

Sebastian napisał/a:
Zwiedzanie Łeby odpuściliśmy. Żałuję tylko, że nie pojechaliśmy na wydmy w Czołpinie, ale brakło czasu - a musieliśmy tam dojechać z Kaszub. Podobno są równie pięknie, a dużo mniej popularne. Byliście?

Łeba na mnie nie zrobiła dobrego wrażenie, choć to w niej pierwszy raz ujrzałem morze.
Miałem 4, może 5 lat chyba ale do dziś pamiętam kilka obrazków z tego, a najmocniej to właśnie tą chwilę, jak podchodzimy na wydmy i w końcu nagle widzę błękit morza. Niesamowite, że to dziś pamiętam...i dlatego sam chciałem tam dotrzeć, ale...nie warto. Znaczy, chyba, że lubi się tłumy, no to tak :)

Co do wydm Czołpińskich, to będzie o nich na sam koniec.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-08-21, 21:23   

W sobotę miało być bezdeszczowo. Ba miało być słońce, więc gdy w końcu się ogarniamy, to jedziemy, na tą samą plażę, co dzień wcześniej.
Ale gdy wjeżdżamy w las, to resztki błękitu znikają zakryte biało-szarymi kłębami chmur. Oby nie padało...
Oto moja żona, władca burz!:


Jest średnio. Ani zimno, ani ciepło. Chwilę się tu bawimy, budujemy z córą dziurę, do której przekopujemy kanał, w który fale wpychają wodę.
Zbieramy kamienie, patyki. Ja znów męczę matrycę...ale efektu brak, więc po chwili stwierdzamy, że czas na spacer brzegiem morza.


a brzeg okazuje się kolorowy:


i z pięknymi kamykami:


choć gdy dotarliśmy tu po raz pierwszy, w 2011 roku, było o wiele bardziej klimatycznie:


było ciepło, mgła z morza wszystko zakrywała, dodając tajemniczości.


kamieni było zdecydowanie więcej, zresztą plaża była szeroka, dziś fale podmywają klif wydm:


i wtedy dotarliśmy do kikutów lasu:


i dziś, po 12 latach znów tu docieramy.
Z fal wyłaniają się czarne głazy. No nie, to nie kamienie, to drzewo:






To spalony dawno temu las, który parę lat temu zaczął się wyłaniać z fal.




Czas na powrót. Jeszcze zdjęcie rodzinne:


i kolorowym brzegiem


wracamy do auta.
A wieczorem otwieram sobie piwko - mam pozwolenie od lekarza na urlopie :) i gdy mi żona mówi, ej zobacz niebo...to mnie coś trafia.


Bo jest za późno żebym leciał z aparatem gdzieś, gdzie będzie szersza perspektywa. A po dwóch piwach w auto nie zamierzam wsiadać.

Rano znów leje. Myślimy co zrobić. Od 14 ma nie padać. Ale w Gdańsku. No to jedziemy.
Oczywiście dziurawymi, widzę, że nawigacja na trasie pokazuje korki, ale obok drogą pokazuje ten sam czas, a że nie trawię stać w korkach, no to...jedziemy.
Wpierw podjeżdżamy pod górę, jak w górach. Mijamy miejscowość Kaczkowo i droga robi się taka wąska, że dwa auta nie mają szans się wyminąć. Nawigacja kieruje mnie na drogę, która jest z kocich łbów, ale tak wyboista, że jedzie się jak na tarce. I raczej na jedynce, bo na dwójkę za szybko :D
W lesie droga prowadzi w dół jarem, nie wytrzymuje i się zatrzymuje zrobić zdjęcie:


Wiśniowe turbo i zieleń lasu:


Tarkowa droga się kończy, gdy dojeżdżamy do skrzyżowania:

zrzut z map na g.

Droga się rozszerza, więc mogę wyprzedzić auta, które na szutrze jadą niewiele szybciej niż na tej tarce.
Tak nas wytrzęsło, że aż zgłodnieliśmy, więc stajemy na obiad w oberży koło stacji benzynowej. Zamawiamy obiad, danie dnia to schabowy smażony na smalcu z ziemniakami. Dostaję z pure, którego nienawidzę, do tego płacę drożej o złotówkę więcej niż na ofercie. Jedzenie kiepskie, ale to był najtańszy obiad.

Godzinę później kolejne zaskoczenie. Znów omijam korek na S6sce, więc zjeżdżam ku Oliwie. I kurcze ta droga to właśnie kolejne zaskoczenie, choć o Trójmiejskim Parku Krajobrazowym wiedziałem, że to teren może nie górzysty, co jednak nieźle pofałdowany. No cóż, jedzie się jak w górach, piękna droga!
Sam Gdańsk wita nas duchotą i spiekotą. I tłumami.




Oczywiście są też lody. Podchodzimy pod pomnik Neptuna. I okazuje się...że jakieś latające ptactwo mnie...obsrało. Na plecach, na szczęście to plecak oberwał najbardziej, niemniej jego umycie (i kawałka koszulki) trwa z kwadrans. (A córa potem na kwaterze mówi, że nie wiedziała, że miałem taką przygodę...).


Ech super, jak nie uciekanie z kibla miejskiego przez okno, to zaś to... :dev

Oczywiście zwiedzanie w tych warunkach jest...mocno średnie. Ważniejsze jest oglądanie straganów :D
Nawet zdjęć się nie da zrobić:


wszędzie ludzie włażą. Coś na umysł padło, żeby w niedzielne popołudnie tu przyjechać.

No to szybko Motława:




Żuraw:


i po kupnie jakiś bardzo ważnych rzeczy poprzez Bramę Mariacką i ulicę Mariacką


powoli wracamy. Powoli do momentu, gdy słyszymy grzmot, potem kolejny i kolejny...i zaczynam lać. Więc szybkim krokiem w końcu, nieco mokrzy mimo parasoli docieramy do samochodu, by po 3 godzinnej podróży, 2 godzinnym spacerze ruszyć na kwaterę. Też 2 godziny drogi...
Wieczorem pogoda się pogarsza. My z żoną mamy problemy z zaśnięciem, bo śpimy metr pod dachem, który wiatr próbuje zerwać. Wyjąc przy okazji jak stado potępieńczych duchów...w końcu jakoś zasypiamy zazdroszcząc dziecku, które śpi nic nie słysząc...
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group