Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Beskid Śląsko-Morawski: Martiňák - Čertův mlýn - Pustevny.

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8316
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2024-04-26, 17:30   Beskid Śląsko-Morawski: Martiňák - Čertův mlýn - Pustevny.

Po ponad roku ponownie ruszyliśmy razem z tatą w Beskid Śląsko-Morawski. I jak zwykle padło pytanie: gdzie? Zwiedziliśmy już dość sporo terenów tego pasma. W końcu wymyśliłem, że punktem docelowym będzie przełęcz Pustevny. Co prawda byłem na niej już dwa razy, w tym raz z ojcem, ale tym razem postanowiliśmy zdobyć ją szlakami od południowego - wschodu.
W kalendarzu mieliśmy niedzielę, zapowiadano wysoką temperaturę, więc można było zakładać tłumy w górach. Pomyślałem jednak - może dość naiwnie - że akurat na "naszych" ścieżkach nie powinno być tak źle.


Oprócz gorąca prognozowano również kolejną falę pyłu afrykańskiego. I rzeczywiście: wszystko jest jakby zamglone, kolory przytłumione. Ale brak odcieni żółtego. Może to po prostu zderzenie rozgrzanego powietrza z chłodną ziemią?


Parkujemy w wiosce Horní Bečva. To jedna z trzech osad o nazwie Bečva leżących obok siebie. Wyjaśnienie etymologii jest proste: płynie przez nie rzeka Bečva (Beczwa), której dolina oddziela na południu Beskid Śląsko-Morawski od Gór Hostyńsko-Wsetyńskich (Hostýnsko-vsetínská hornatina). Co ciekawe: choć w języku niemieckim rzeka brzmi Betschwa, to w przypadku miejscowości stosowano wersję (Ober) Beczwa ;) .


Ruszamy raźno żółtym szlakiem. Na tyle raźno, że idący obok nas rowerzysta musi prowadzić swoją maszynę ręcznie. Choć może to raczej wina stromej, brukowanej drogi. Wkrótce potem szlak wchodzi w wycięty las i jest równie stromo, a może i bardziej!


Z góry możemy popatrzeć na miejscowość z dominującym w zabudowie kościołem św. Jana i Pawła. Ale nie drugiego.
Słyszymy także jakieś dziwne odgłosy, niczym uderzenia w bęben, chyba gdzieś odbywa się mecz.


Dalsza trasa jest znacznie łagodniejsza niż początek. Zostawiamy za sobą zwartą zabudowę Horní Bečvy. Niebo zrobiło się bardziej błękitne, ale nadal przejrzystość jest ograniczana lekką mgiełką. Błyskawicznie za to rośnie temperatura, na szczęście najbliższy las jest mniej wycięty i daje przyjemny cień.


Czeskie górskie wioski są mniej rozlazłe niż polskie, lecz czasem trafi się jakieś gospodarstwo mocno oddalone od innych i psujące krajobraz. Tutaj trafiła się wielka hawira wraz z hodowlą lam. Ktoś miał fantazję... i kupę kasy!


Wiedziałem, że dziś nie ma co liczyć na dalekie obserwacje ani nawet na szerokie panoramy, gdyż niemal całość szlaków wypadnie w lesie. Doceniam więc te nieliczne miejsca, z których widać coś dalej. W tym przypadku odsłonił się na horyzoncie Kelčský Javorník z sylwetką wieży widokowej, najwyższy szczyt Gór Hostyńskich (Hostýnské vrchy). Oddalony jest o niecałe czterdzieści kilometrów.


Opuszczony przysiółek. Z daleka wygląda nieźle, stoi nowa terenówka, więc nawet zastanawialiśmy się, czy może ktoś tu na stałe mieszka?


Z bliska wygląda dużo gorzej, część chałupy się rozsypała. Ewidentnie jednak ktoś go dogląda, o czym świadczy m.in. świeżo porąbane drewno.



Od pewnego czasu na grzbiecie z naszej lewej strony pojawiają się zabudowania. To hotele na Pustevnym. A gdy spojrzeć jeszcze bardziej w lewo, to widać nadajnik na Radhošcie.



Przysiółek Lopunka. Zapewne używany głównie w celach rekreacyjnych, choć nie można wykluczyć, że ktoś tu bytuje przez cały rok.




Do tej pory, przez godzinę marszu, spotkaliśmy na szlaku tylko jedną rodzinę oraz biegacza, który właśnie nas minął. Od Lopunki, gdzie z boku dochodzi zielony szlak, liczba turystów gwałtownie się zwiększa. To znak, że zbliżamy się do popularnego miejsca! Ostatnie kilkaset metrów podejścia prowadzi po wiekowym, wyżłobionym kołami bruku.


Doszliśmy do węzła szlaków Martiňák, położonego na wysokości 827 metrów n.p.m.. To punkt znany wśród turystów. W XIX wieku stała tu gospoda pana Martiňáka (i już wiadomo skąd nazwa). Korzystali z niej m.in. górnicy i hutnicy, którzy po pracy w zakładach pracy w Trzyńcu i Ostrawie wracali do domu... przez góry. Nie było jeszcze komunikacji autobusowej, więc po dojeździe pociągiem do stacji Čeladná trzeba było przejść spory kawał drogi do doliny Bečvy. To musiało chyba wyglądać jak z "dobrym połączeniem" w Misiu... Podejrzewam, że takie podróże odbywały się jedynie w weekendy, bo żeby przed i po pracą iść dwadzieścia kilometrów? Dzisiaj to hotel czterogwiazdkowy.


Atrakcją są drzwi, przypominające te z Beskidu Niskiego. Można przez nie wejść, wyjść, a przede wszystkim zapozować z górami w tle :) .





Przy hotelu w weekendy działa bufet. Naczytałem się o nim wiele złych opinii. Drogo, niesmacznie, ale najgorsze były... jednorazowe naczynia i sztućce! "Gdzie dbałość o ekologię?!" - grzmieli recenzenci. - "W dzisiejszych czasach to skandal!" - dodawali. Nie wiem jak owi oburzeni tutaj dotarli, ale podczas naszej wizyty większość przyjechała rowerami i praktycznie wszystkie posiadały napęd elektryczny. Ekologiczny jak cholera, ale plastikowe kubki ludziom przeszkadzały...


Ceny może nie były najniższe, ale także nie przerażały, natomiast smakowo bardzo miłe zaskoczenie: zupy (czosnkowa i kwaśnica) wybornie!

Na zdjęciu hotel w wersji retro: tak wyglądał przed wiekiem.


Oprócz elektrycznych rowerowców drugą najliczniejszą grupą są właściciele psów. O ile nigdy nie przeszkadzały mi psy w górach, o tyle tutaj miałem ich dość: czworonogi były coraz bardziej wystraszone, bo państwo pchali się w największy tłum, wyły, skomlały, piszczały, wymuszały przekąski, które i tak nie pomagały, jeden wielki kwik. Gorzej niż bąbelki!


Okolica hotelu upiększona jest kilkoma pomnikami upamiętniającymi partyzantów z brygady Jana Žižki (partizánská brigáda Jana Žižky). Największa jednostka tego typu na terenie Protektoratu, wyszkolona i przerzucona z ZSRR. Działała ona głównie w beskidzkich rejonach Moraw, a pomimo czeskiego patrona przez długi czas dominowali w niej Słowacy i obywatele Kraju Rad.


Kawałek za Martiňákiem ilość ludzi gwałtownie spada. Większość asfaltem wraca do samochodów albo Bečvy, nieliczni ruszają czerwonym, łagodnym szlakiem na Pustevny, my wybieramy bardziej zaawansowaną opcję zieloną, gdzie początkowo nie spotykamy prawie nikogo. Jednym z wyjątków jest starszy facet odpoczywający w cieniu i wyglądający na mocno zmęczonego. Uśmiechnął się, pomachał na pozdrowienie i po pewnym czasie ruszył za nami, lecz bardzo wolno i więcej go nie widzieliśmy.



Według mapy cały czas poruszamy się lasem, ale gołym okiem widać, że sporo drzew ubyło, przynajmniej na początku tego odcinka. Momentami odsłoniło się całkiem sporo przestrzeni.



Z tyłu wyłania się wieża Čarták obok Bumbalki, na granicy ze Słowacją. A za nią Mała Fatra, z której błyskają resztki śniegu.


Kończą się wycinki, zaczyna się normalny las. Może dlatego, że to rezerwat chroniący drzewa liczące do dwustu lat. Głównie buki i klony, ale także świerki.


Mijamy szczyt Bukovina (998 metrów n.p.m.), nie oznaczony w terenie, ale domyśliliśmy się jego obecności po ukształtowaniu powierzchni. Rezerwat ze starym lasem jest tylko po prawej stronie ścieżki, po lewej znowu pokazał się Radhošť.


Kolejny szczyt: Davidov (1222 metry). Jego z kolei nie ma na mapach, ale oznaczono go w terenie takim oto kamykiem z biedronką ;) .


Ten słupek i wiele innych jest stosunkowo nowych. Ale od pewnego momentu zaczynają się pojawiać starsze z numeracją oraz literami HH. Heil Hitler? Nie, to nie to. Grzbietami tych Beskidów biegła granica państwa hukwaldzkiego (Hukvaldské panství, Herrschaft Hochwald), należącego do biskupów ołomunieckich jako lenno otrzymane od Korony Czeskiej. W XIX wieku przekształcone w wielki majątek ziemski, formalnie zostało upaństwowione dopiero w 1949 roku. Mijane słupki mają więc co najmniej półtora wieku, a pewnie i więcej.
Współcześnie wzdłuż zielonego szlaku biegnie granica pomiędzy krajem morawsko-śląskim i zlinskim. Aż do Pustevnego i potem dalej na Radhošť.


Drzewo zaczęło pożerać tablicę od środka. Dosłownie! Strach schodzić ze szlaku!


Wchodzimy w drugi rezerwat, tym razem znacznie większy, obejmujący dwa szczyty. On również chroni pierwotne lasy górskie, znowu stare buki i resztki naturalnych świerków. Drzewa powalone wiatrem nie są uprzątane, często leżą na środku ścieżki.


W rezerwacie odkryto ponad dziesięć jaskiń. Są też rozmaite formacje skalne, w tym najciekawsza: Čertův stůl. Rzeczywiście wygląda jak stół, iście diabelski! Płyta tego "stołu" waży ponad sześć ton. Inne twory przyrody również są ciekawe, przypominające np. przewrócony bunkier.



Pojawiają się inni turyści, bo zbliżamy się do szczytu. W sumie, od wyjścia z rozdroża pod Martiňákiem, spotkaliśmy ich może dziesięciu, zatem nie ma mowy o żadnych tłumach. Na zegarku wskazówka minęła drugą gdy zdobyliśmy Čertův mlýn, najwyższy punkt dzisiejszego dnia. Z 1206 metrami to piąta góra Beskidu Śląsko-Morawskiego.
Tradycyjne zdjęcie z faną i odpoczynek przy drewnianym stole.



Ze szczytu moglibyśmy iść od razu na Pustevny, ale postanawiamy jeszcze skoczyć na chwilę w kierunku północnym, żeby zobaczyć partyzanckie pomniki. Kawałek za Čertův mlýnem odkrywamy kamienne ruiny. Może to ten legendarny "Teufelsmühle", od którego góra wzięła nazwę? Nie ma ich na mapach, w internetach też cisza... w końcu udało mi się znaleźć informację, iż to pozostałości Greiffki, chaty łowieckiej z XIX wieku. Nazwa pochodzi o nazwiska arcybiskupiego leśniczego.


Na najbliższej przełęczy znajduje się polana (zwana partyzancką), na której wyleguje się dwójka ludzi. Obok nich pomnik z lat 70., sławiący czeski, słowacki i sowiecki lud.



Dojście do innych monumentów jest już bardziej kłopotliwe. Jedną ścieżkę zablokowano drewnianą barierką - zakaz, bo rezerwat. Inna doprowadzi nas do prawie wyschniętego źródełka u Partyzánky. Obejrzenie tego cuda jest legalne, natomiast przebycie następnych stu metrów już nie, bo... zakaz, rezerwat. Jakaś paranoja, tym bardziej, że istnieje tam wyraźna dróżka. I pomniczek Růženy Valentovej, nauczycielki z Ołomuńca i partyzantki. Zginęła podczas zasadzki w 1944 roku.
I nie mam pojęcia, dlaczego do zdechłego strumienia można podejść, a spojrzenie w twarz Růženy jest już niszczeniem przyrody. Kilka innych pomników również leży na terenie formalnie niedostępnym.



Wracamy na Čertův mlýn i tym razem kierujemy się na Pustevny. Spotykamy kolejne słupki państwa hukwaldzkiego, jeden wyraźnie starszy od innych.


Zejście w stronę Pustevnego jest bardzo strome i cieszymy się, że nie padał deszcz, bo wówczas bez upadku mogłoby się nie udać.


Z jednego z nielicznych miejsc widokowych patrzymy w kierunku Sudetów i coś tam majaczy. Biorę od tatusia lornetkę i wpatruję się w jeden punkt. Przez ciężkie powietrze przebijają się białe plamy.
- Karkonosze! - wołam jak głupi. Oczywiście, to nie były Karkonosze ;) .



Nie wiem czy Karkonosze są w ogóle stąd widoczne, czy nie zasłaniają ich czasem Jesioniki, bo to na tych zachował się jeszcze śnieg. Zmyliła mnie jego duża ilość, ale to przecież Pradziad, oddalony od nas o sto kilometrów (Karkonosze leżą kolejną setkę dalej). Przy tej przejrzystości to i tak sukces.

Przyroda dookoła dostała wielkiego kopa do rozwoju. Wszystko się gwałtownie obudziło, a ja, fotografując zawilce, zastanawiam się, czy nie za szybko...


Teren się wypłaszcza. Mijamy wiatę na przełęczy Tanečnice, w której kiedyś nocowałem z Bastkiem.


Tata decyduje, aby przejść przez szczyt Tanečnicy (1084 metry n.p.m.), więc znowu mamy nieduże podejście. Na szczycie odbywa się tradycyjna wystawka kamiennych wież ustawionych przez turystów.


Poniżej znajduje się Stezka Valaška, czyli jedna z konstrukcji niszczących górski krajobraz, a coraz częściej w nim występująca. Chociaż tutaj i tak okolica jest mocno oszpecona, więc straty krajobrazowe są nieduże.


Od tego momentu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczyna się ludzka masa spacerowa. Ale wcześniej mieliśmy wielki spokój. Jak już pisałem: do Čertův mlýna z dziesięć osób, na polanie partyzanckiej dwie kolejne i przy zejściu tutaj dodatkowe kilka, w tym trzech rowerzystów. To naprawdę malutko biorąc pod uwagę słoneczną niedzielę; można zatem dotrzeć na Pustevny nie przepychając się w tłumie.


Przełęcz jest jednym z najpopularniejszych punktów całego Beskidu Śląsko-Morawskiego. Być może to nawet numer jeden, przebijający Łysą Górę, bo tam nie wjedziemy swoim samochodem, a przynajmniej nie bez zezwolenia. Dodatkowo tutaj kursują regularne autobusy komunikacji zbiorowej oraz kolejka linowa. W sumie to dobrze, że tak duża ciżba ludzka koncentruje się w jednym miejscu, wtedy w innych jest luźniej. Zresztą o godzinie szesnastej i tak nie jest tu tak gęsto jak wcześniej.



Na Pustevnym jestem trzeci raz (a drugi z tatą), więc tylko zerkamy na piękne drewniane budynki autorstwa Dušana Jurkoviča i zachodzimy do bufetów po drugiej stronie przełęczy, żeby się coś napić w towarzystwie wyjących psów Niektóre z bufetów wybudowano w stylu wołoskim, bo w końcu jesteśmy na Wołoszczyźnie (Valašsko).


W dolinę wrócimy autobusem. Kursują co godzinę, udało nam się załapać na przedostatni kurs (ostatni jest o 17.45). W przeciwieństwie do Pradziada ceny biletów są normalne, a w autobusie pusto, oprócz nas jedynie dwie osoby. Za to parking nadal w większości zapełniony.



Wysiadamy w wiosce Prostřední Bečva, do samochodu musi podejść dwa kilometry. Z poziomu ulicy czasem widać grzbiet, z którego zjechaliśmy.


Producenci znaków drogowych mają tu jak w raju!


W Horní Bečvie znowu grają w piłkę na stadionie, więc na chwilę tam zaglądamy. Zaraz obok murawy działa knajpka, a barowe stoliki służą jednocześnie jako widownia. Inny świat. Miejscowi są wyraźnie upojeni nie tylko piwem, bo ich drużyna w końcówce spotkania prowadziła 6-1 :D .


Na parkingu oznaczyło się towarzystwo z Katowic.


Samochód stoi grzecznie w cieniu, tam gdzie stał. Dookoła panuje cisza niedzielnego popołudnia, jedynie przy sklepiku prowadzonym przez Azjatów toczy się jakieś życie.


Jesteśmy bardzo zadowoleni z dzisiejszej wędrówki: zegarek wskazał ponad osiemnaście kilometrów trasy i ponad dziewięćset metrów podejścia. Świetnie spędzony dzień górski!
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14393
Wysłany: 2024-04-26, 18:28   

Rumburaku !

Prosiaku uszaty !

Gruszko - zębuszko !

Kilka dni temu rozmawiałem z Adrianem w temacie tras w Śląsko - Morawskim dla młodzieżówki ze Zdobywców. M.in. Adrian zaproponował Čertův mlýn. A Ty relację dałeś :D

Masz wyczucie sytuacji.

Dziękuje.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14393
Wysłany: 2024-04-26, 18:31   

Pudelek napisał/a:
Zaraz obok murawy działa knajpka, a barowe stoliki służą jednocześnie jako widownia.


To tak samo jak przy wejściu do Doliny Prosieckiej.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9408
Wysłany: 2024-04-26, 20:37   

Dobromił napisał/a:
Rumburaku !

Prosiaku uszaty !

Gruszko - zębuszko !

Kilka dni temu rozmawiałem z Adrianem w temacie tras w Śląsko - Morawskim dla młodzieżówki ze Zdobywców. M.in. Adrian zaproponował Čertův mlýn. A Ty relację dałeś :D

Masz wyczucie sytuacji.

Dziękuje.


Nazwy podobne, ale rejony zupełnie inne ;)

Pudelku, jak już wspomniałem, podoba mi się ta wycieczka i chętnie zapisuję sobie tamten szlak z drzwiami, podoba mi się :)

Podobno można zwiedzać te kolorowe domki ?
  
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2024-04-26, 21:17   

Zabudowania na przełęczy przypominają trochę bajkową wioskę :) .
Ciekawie to wygląda, ma swój styl i ciężko zapomnieć takie miejsce.
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14393
Wysłany: 2024-04-26, 21:33   

Adrian napisał/a:
Nazwy podobne, ale rejony zupełnie inne ;)


Mimo to i tak jest ładnie :D
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9408
Wysłany: 2024-04-27, 07:22   

Masz może rozkład jazdy tych autobusów z Pustewnego ?
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8316
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2024-04-27, 07:53   

Dobromił napisał/a:
To tak samo jak przy wejściu do Doliny Prosieckiej.

to w sumie dość częsta przypadłość u Czechów i Słowaków. Można być jednocześnie w knajpie i na meczu ;)

Adrian napisał/a:
Podobno można zwiedzać te kolorowe domki ?

to są obiekty turystyczne, restauracje i noclegi, więc pewno korzystając z nich można się przyjrzeć wnętrzom. Ale w sumie nigdy w nich nie byłem w środku :rol

Piotrek napisał/a:
Zabudowania na przełęczy przypominają trochę bajkową wioskę .

zwłaszcza Stezka Valaska :D

Adrian napisał/a:
Masz może rozkład jazdy tych autobusów z Pustewnego ?

co godzinę, trzy kwadranse na pełną. Ostatni o 17.45. To te lokalne, są jeszcze jakieś dalekobieżne, ale bardzo rzadko.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5549

Wysłany: 2024-04-29, 08:10   

Fajnie tak z Tatą pojechać w góry. Doceniaj, póki jest taka możliwość.
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
gar 

Dołączył: 06 Sty 2016
Posty: 838
Skąd: Orzegów
Wysłany: 2024-04-29, 22:24   

Pudelek napisał/a:

Adrian napisał/a:
Podobno można zwiedzać te kolorowe domki ?

to są obiekty turystyczne, restauracje i noclegi, więc pewno korzystając z nich można się przyjrzeć wnętrzom. Ale w sumie nigdy w nich nie byłem w środku :rol

Żartujesz ?
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8316
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2024-04-29, 22:58   

Nie. Tam zawsze są tłumy, a jak tłumów nie było, to zamknęli nam drzwi przed nosem. Więc znam je tylko z zewnątrz
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
gar 

Dołączył: 06 Sty 2016
Posty: 838
Skąd: Orzegów
Wysłany: 2024-04-30, 18:20   

Masz coś do nadrobienia, bo wnętrze restauracyjne jest rewelacyjne.
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5864
Skąd: Kraków

Wysłany: 2024-04-30, 18:38   

sprocket73 napisał/a:
Fajnie tak z Tatą pojechać w góry. Doceniaj, póki jest taka możliwość.

Bardzo fajnie. Ja na ostatniej wycieczce z tatą byłem we wrześniu 2018r., potem już tata nie miał sił i zdrowia.
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8316
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2024-05-04, 13:05   

Ja to bardzo doceniam. Oczywiście chodziłem z dzieckiem jako bajtel, potem trochę nasze górskie drogi się rozeszły, ale od 2015 roku jeździmy znowu regularnie. Chciałbym mieć w jego wieku taką kondycję :) !
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - mangi