Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Jurta, tunele i skałki (Pogórze Izerskie i Kaczawskie)

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-07-17, 22:45   Jurta, tunele i skałki (Pogórze Izerskie i Kaczawskie)

Zazwyczaj w kwietniu nie wyjeżdżamy na wycieczki dłuższe niż weekend. Zazwyczaj nie nocujemy kilka dni w jednym miejscu. Zazwyczaj w zakresie naszych zainteresowań leży inna półka cen i standardów. Ale teraz mieliśmy kupon. A kupon jak już jest - to szkoda, żeby się zmarnował. Portal, z którego mogliśmy skorzystać, raczej podbija do innej grupy docelowej niż my. Skierowany jest chyba przede wszystkim do ludzi, dla których wyrwanie się z miasta na weekend bez internetu czy zobaczenie nocnego nieba bez światła latarni jest przygodą życia, na którą warto poświecić milion monet. Dla uwięzionych w wielkich metropoliach świetnie zarabiających pracocholików, którym "wyłączenie się" z trybów miejskiej dżungli nie przychodzi samoczynnie i napawa lękiem jako nieznana planeta. Przeglądając oferty przez chwilę mogłam się poczuć kims zupełnie innym, momentami wręcz nie mogąc się oprzeć zdumieniu, że istnieją tacy ludzie, którzy się zastanawiają czy nie będą się nudzić na wakacjach i trzeba im doradzić, że np. mogą czytać książki albo leżeć w hamaku, obserwując przepływające obłoki.

Przebijając się przez tysiące ofert o najdzikszych ostępach leśnych (z wifi i asfaltem pod oknem) czy najprawdziwszych wiejskich chatach z XVIII wieku (z łazienką o dwudziestu trybach hydromasażu), powoli już zaczynam tracić nadzieję na powodzenie tego przedsięwzięcia. Do sporej ilości tych miejsc nie miałabym ochoty pojechać nie tyle za darmo, ale nawet jakby mi dopłacali! Cierpliwość jednak popłaca. Udaje się wyłuskać kilka miejsc naprawdę zarąbistych! Potrafiących zaskoczyć swoją oryginalnością i ciekawym pomysłem wykonawców. Chatka na drzewie, pływający domek na wodzie, hamakonamioty czy jurty. Przy większości jednak nie ma już wolnych miejsc, nie pasują nam terminy lub miejsce położenia na mapie Polski. Na placu boju pozostaje jedynie jurta z Pogórza Izerskiego - zwana fikuśnie "Ałabajka".

Jurta praktycznie ze swojej nazwy (i moich wyobrażeń) ma jedynie kształt i zewnętrzną stylizację. Tak naprawdę jest to mały domek letniskowy z meblami, kuchnią, łazienką, piecem kominkowym i setką alarmów. Ale połozona jest rzeczywiście na uboczu i w miejscu solidnie widokowym - na rozległe płowe łąki, zamykające horyzont Karkonosze i łagodne kolejne wzgórza, gdzie rozłożyły sie zabudowania wsi Radomice. Wiele razy włóczylismy się wioskami i pagórami po obu stronach Bobru, ale do tej miejscowości akurat nas jeszcze nigdy wcześniej nie zawiało.

Jurta w różnych ujęciach.









Wspomniane wcześniej Karkonosze obserwowane z rejonów okołojurtowych.





Hamak w brzeziniaku.



Zabudowania wsi Radomice na pobliskich wzgórzach.







W ciepłych barwach kwietniowego wieczoru.





Wnętrza jak na jurtę są dosyć mało okopcone. Raz solidnie pracowaliśmy nad rozwiązaniem tego problemu (a piec i mokre drewno dotrzymywało nam współpracy ;) Przez chwilę było już jak w bacówcach, które zazwyczaj spowija aromatyczny siwy dym. Ale nie wiedzieć czemu zaraz powłączały się alarmy, no i zamiast robić ładne zdjęcia to zajelismy się wietrzeniem, coby nie mieć zaraz na łbie strazy pożarnej a i uspokoić to okropne wycie... ;)









Mają tu również taras.



Miejsce szczególnie klimatycznie prezentuje się nocą.









Wieczory (gdy akurat nie leje) mijają nam przy ognichu.











Jak leje - to radzimy sobie inaczej.





Jak to jest, że gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli - zawsze to kończy się tak samo? ;) Tym razem nie jest to klasyczne pranie, a trzygodzinny spacer w deszczu o sile wodospadu.








cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-07-18, 07:04   

Idąc z jurty w stronę Radomic przechodzimy przez wzgórze zwane Góra Kaczmarka, które za wysokie nie jest, ma chyba poniżej 500 m, ale krajobrazowo to oferuje całkiem fajne klimaty!















Zabudowa Radomic to w większości solidne, przedwojenne domostwa rozrzucone po pagórach. Na brak widoków miejscowi narzekać nie mogą, ale na zapylanie wszędzie pod górkę to już zapewne tak... ;)

















Miły traktor zawsze cieszy oko.



Ścienne malowidła...



Melancholijne obejścia ze sporą nutką patyny...





Błotnista droga odbija z wioski w stronę dawnego kamieniołomu.



Raz po raz między drzewami migają szerokie panoramy na ośnieżone szczyty. U nas wiosna a tam zima! Brrr.. Ale mają przewalone, ci co się teraz wybrali w Karkonosze!







Pierwsze napotkane wyrobisko jest świeże. Widać jeszcze lśniące ślady opon na błocie. Chyba nawet dziś ktoś tu pozyskiwał materiały budowlane.



Uwielbiamy odwiedzać kamieniołomy, gdyż nigdy nie wiemy co nas tam czeka i czym ciekawym akurat dane miejsce zaskoczy. Ten, zgodnie z tradycją, też staje na wysokości zadania, zapodając cechy charakterystyczne zupełnie odróżniające go od innych, podobnych mu miejsc.

Na początek wita nas wapiennik. Taki dosyć wyremontwany i odczyszczony, co sprawia wrażenie, że ktoś się nim zajmował w czasach bardziej niedawnych niż wskazywałoby na to używanie kamieniołomu.







Druga zachowana budowla jest w stanie duzo bardziej spójnym z resztą głównego wyrobiska.





Mają tu też mały bunkierek, który chyba był zmęczony, bo wyłożył się jak długi i patrzy w płynące obłoki. Fajne ma betonowe drzwiczki - takie grubaśne!





Do głównej dziury dawnego wyrobiska prowadzi dosyć stroma skarpa...





... przechodząca później w taki urokliwy wąwozik. Niesamowicie obrosły kożuchem mchu. Mięsistego i dorodnego. Nie wiem co akurat tu jest, ale mchy to lubią!



Są też cieki wodne i niektórych z ekipy trzeba przez nie przerzucać lub przenosić pod pachą.



Pierwsze co nas tu uderza to kolory. Przecudnie ciepłe i jakieś takie nasycone. Być może to wcale nie zasługa barw skał czy roślin, a raczej wieczornego słońca i to takiego wyłażącego chyłkiem spod chmur.









Drugie co robi niesamowite wrażenie to roślinność, a zwłaszcza ta na podłożu! Cały czas idziemy przez dywany z mchów. Różnokształtne kępki porastają kamienie i skaliste załomy. Przypomina to jakieś odległe tundry czy torfowiska. Gdyby tak porosły jakieś zwykłe góry, to pewnie zaraz zrobili by tam mega rezerwat z zakazem nie tylko wstępu, ale i oddychania 2 km od epicentrum. Ale tereny postindustrialne na szczęście często rządzą się innymi prawami i przykrywa je nimb zapomnienia. Kroczymy więc mięciutkimi, uginającymi się pod nogami powierzchniami, mając niepohamowaną chęć wyłożyć się na takim kobiercu. Jednak regularne "pffff", zalewające co chwilę buty, przypomina o dzisiejszych i wczorajszych deszczach i odbiera chęć leżenia i posiadania tego "pfff" na plecach ;)











Na dużym przybliżeniu ów świat wygląda jeszcze bardziej interesująco. Czochram więc nosem w gruncie przez czas nieco przydługi (przynajmniej w ocenie moich towarzyszy)











Jak to bywa w miejscach opuszczonych, również w tym kamieniołomie zalega sporo śmieci. Kabak więc znajduje sobie zabawkę, starą kosiarkę. Nie wiem czy wszystkie dzieci tak lubią hałas? Chodzi w kółko i turkota telepiącymi się w niej częściami. Na szczęście silnik już nie działa, więc rośliny porastające okolice nie są zagrożone i mogą sobie dalej żyć w spoju, bujnie rosnąć i cieszyć oko.





Z owym kamieniołomem wiążą się też legendy. Takie typowe dla Dolnego Śląska, o tajnych korytarzach, gdzie uciekający Niemcy ukryli niewyobrażalny skarb. I o znikających śmiałkach, którym zapachniało bogactwo, sława lub przygoda - i dotarli kawałek za daleko. Jak ktoś lubi takie opowieści o kolumnach ciężarówek, żelaznych wrotach i tajemnicach zabranych do grobu - to dokładniej opisały to kiedyś Nowiny Jeleniogórskie - LINK: https://nj24.pl/gdzie-sa-zelazne-wrota/


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
włodarz 

Dołączył: 13 Maj 2014
Posty: 2636
Skąd: Góry Sowie
Wysłany: 2022-07-18, 20:03   

buba napisał/a:
Jurta praktycznie ze swojej nazwy (i moich wyobrażeń) ma jedynie kształt i zewnętrzną stylizację.

No, ale tu się postaraliście i zaczęła trochę przypominać oryginał :)
_________________
Sudeckie Ilustracje
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-07-18, 22:30   

włodarz napisał/a:
buba napisał/a:
Jurta praktycznie ze swojej nazwy (i moich wyobrażeń) ma jedynie kształt i zewnętrzną stylizację.

No, ale tu się postaraliście i zaczęła trochę przypominać oryginał :)
Obrazek


Robilismy co w naszej mocy! :D :D :D
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-07-19, 19:10   

Kolejnego dnia ruszamy na wycieczkę w kierunku jeziora Pilchowickiego, czyli zbiornika na rzece Bóbr. Nad Karkonoszami pogoda średnia.



Jeleń również podziwia widoki ;)



Tuptamy przez Radomice, a miła dla oka zabudowa towarzyszy nam na każdym kroku. Domy o małych okienkach i fikuśnych parapetach, garaże pełne żelaznej chudoby, pogięte płoty czy łopoczace na wietrze pranie. I to wszystko wśród wybuchu wiosny, porastającej kwiatami każdy byle skwerek.











Jeden dom, tzn. głównie jego obejście, szczególnie przykuwa uwagę. Zgromadzono tu sporo tabliczek i znaków drogowych. Pewnie niepotrzebnych już w miejscach swego pierwotnego przeznaczenia, które tutaj odnalazły swoje drugie życie.









Radomicki kościół wczoraj był oglądany z góry, ze wzgórz. Dziś dla odmiany z dołu.



Przy drodze, za rzeczką o gliniastych skarpach, widzimy mocno zarosłe ruiny.





Początkowo owe dziury podejrzewamy o bycie wejściami do sztolni, ale to chyba raczej jakieś stare piwniczki.



Omszałe korzenie drzew oplatają resztki podmurówek.





Zielony szlak w końcu opuszcza drogę nurkując w zagajniki i łąki ciągnące się w kierunku Maciejowca. Kręte, błotniste drogi wiją się wśród łagodnych wzgórz i starych sadów o równie pokręconych konarach.















Kabak zwraca uwagę, że jedno z drzew ma jakby gębę i wysoko podniesione ręce! I jeszcze nimi rusza!



Maciejowiec wita nas sylwetką opuszczonego dworu obronnego.





Różne detale np. kamienna piłka ;)



Kawałek dalej wpadamy na wieżę dawnej straży pożarnej.





Pałętają się także po wsi egzotyczne zwierzęta. Czy to już podpada pod "mini zoo"? ;)



Maciejowiec jest miejscowością, z którą wiążą się nam bardzo miłe wspomnienia - zlotu forum sudeckiego z roku 2010. Tutaj RELACJA: https://jabolowaballada.b...-w-dolinie.html . Idziemy więc rzucić okiem na PTSM, gdzie wtedy nocowaliśmy. Na dzień dzisiejszy (kwiecień 2022) jest on chyba niedostępny dla turystów - zamieszkują go ukraińscy uchodźcy. Zaraz obok PTSMu jest sklepik, któremu chyba bardzo wzrosły obroty ostatnimi czasy. Mieszkańcy schroniska raz po raz wpadają po lody, czipsy, soczek czy piwo. Są bardzo grzeczni, co chwilę mówią nam "dzień dobry". Czasem mamy wrażenie, że to już piąty raz ta sama osoba kursuje między PTSMem a sklepem. My też tu chwilę zabawiliśmy.



Wóz wozem, siano sianem, ale ten budynek w tle ma bardzo nietypowe okna! Jakby kiedyś, w poprzednim wcieleniu był kościołem?



A tu ceglany dom. Wydawałoby się, że taki całkiem zwyczajny, gdyby nie ciekawe ozdobienie przez pomysłowych właścicieli.







Mijamy również domy opuszczone, zapomniane, które próbują się ukryć w trawie.





Maciejowiec dosyć płynnie przechodzi w Pokrzywnik, więc dokładnie nawet nie zarejestrowalismy, gdzie jedna wieś się kończy a druga zaczyna. Z mapy wynika, że już w Pokrzywniku stoi ten pomnik poświęcony ofiarom światowych wojen.





Bardzo spodobała mi się jego tablica. Prosta i bezstronna. Suche fakty. Bez czczenia jedynie słusznych bohaterów tej czy tamtej strony. Ogromnie trudna rzecz w odniesieniu do wojen. Zarówno tych dawno minionych jak i tocznych obecnie...



Jest też dom, który zwrócił naszą uwagę i zapisał się na zdjęciach 12 lat temu, na trasach sudeckiego zlotu. Zmienił się coś?

2010



2022



Inne szachulcowe ujęcia z okolic, w klimacie drewna i kamienia.







Pojazd. Wygląda nieco jak terenowy kiosk ruchu! ;)





Do kolekcji "nazwy miejscowości obrazowo" - relacja: https://jabolowaballada.b...i-obrazowo.html



Za Pokrzywnikiem kończy się droga, a żółty szlak wkracza w zielone pola, zza których wyłaniają się ośnieżone szczyty. Niesamowity kontrast pomiędzy świeżością wiosennej trawy (czy tam innych zasiewów) a tu myk! jakby zaraz obok zima w pełni! Ale ja się cieszę, że jesteśmy tu a nie tam! :) Acz nie ukrywam, że w tej perspektywie i odległości, to śniegi się całkiem ładnie prezentują!











Dziwna tu okolica, praktycznie ciężko jest zrobić fotkę, żeby w kadr nie wlazł słup albo druty. Odkrywam to dopiero w domu, że 90% zdjęć trzaskanych na różne strony zawiera takowy "artefakt". Bliskość elektrowni chyba odcisnęła swoje piętno na całym otaczającym krajobrazie.















A droga wciąż opada w dół... To lubie! :) Idziesz z górki i widzisz coraz więcej wysokich szczytów na horyzoncie! Żyć nie umierać! :)



Kabak stwierdza, że pozostałą część trasy pokona jadąc na desce!



I tak to docieramy na sam brzeg jeziora, w okolice góry Stanek, na skałkę zwaną Kapitański Mostek. Całkiem solidny kawał skały!













Widoki na ośnieżone Karkonosze i tutaj nas nie opuszczają.







Miejsce jest na tyle sympatyczne, że zapodajemy tu dłuższy piknik racząc się jadłem i napojami (tylko musimy uważać, żeby nam się termosy i kanapki nie wykociły w przepaść ;)



Poźniej tuptamy dalej wzdłuż zachodniego wybrzeża jeziora.





I znów wyłazimy na szerokie przestrzenie widokowych pól.





A mijane słupowiska stają się coraz dorodniejsze!



Jakiś szlak. Ale nie mogli sie zdecydować jaki ;)



Początkowy plan zakładał powrót do Pokrzywnika dolinką zwaną Dziki Wąwóz, ale coś poszło nie tak i wyleźliśmy zupełnie gdzie indziej. Ale specjalnie jakoś tego wąwozu nie szukamy, bo tutaj też się wędruje całkiem przyjemnie.



















Muuuu!



I nawet znajdujemy wapiennik, którego nie mamy na mapie.









I ostatecznie znów lądujemy w Pokrzywniku, ale w innej niż poprzednio z jego bocznych uliczek.



Uroki architektury drewnianej.







Zwierzyny wszelakiej tu również nie brakuje - błotne krasule...





niebieskookie ujadacze...



polujące kłęby futra...



A dalej powrót do Radomic praktycznie tą samą drogą co przyszliśmy, ale w barwach coraz bliżej następującego wieczora. Z cieniami kładącymi się po dolinach i chłodnym odechem zimy, przypominającym, że to jeszcze nie lato, nawet gdy za dnia słoneczko praży. Z lodowatym wiatrem pojawiąjącym się nie wiadomo skąd, który natychmiast gasi nasze rozważania o rzekomo urokliwych miejscach na namiot i marzeniach coraz bardziej kręcących się wokół ciepłego kominka w jurcie...













cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Lidka 
Lidka


Dołączyła: 26 Sty 2022
Posty: 367
Wysłany: 2022-07-24, 08:46   

buba napisał/a:
domostwa rozrzucone po pagórach. Na brak widoków miejscowi narzekać nie mogą, ale na zapylanie wszędzie pod górkę to już zapewne tak...

przypomniało mi się , jak mój Tata był w sanatorium w Swieradowie i jego komentarz: tam jest wszędzie pod górę ! Na moje: ale jak wszedłeś to potem musiałeś zejść, było stanowcze: NIE ! ZNÓW BYŁO POD GÓRĘ! :D
_________________
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-07-26, 09:58   

Lidka napisał/a:
buba napisał/a:
domostwa rozrzucone po pagórach. Na brak widoków miejscowi narzekać nie mogą, ale na zapylanie wszędzie pod górkę to już zapewne tak...

przypomniało mi się , jak mój Tata był w sanatorium w Swieradowie i jego komentarz: tam jest wszędzie pod górę ! Na moje: ale jak wszedłeś to potem musiałeś zejść, było stanowcze: NIE ! ZNÓW BYŁO POD GÓRĘ! :D


Wiesz, że ja mam dokładnie tak samo? Na wiekszosci wycieczek w gory mam wrazenie, ze 2/3 kazdej trasy jest pod góre! Nie wiem jak to dziala - powinnam juz chyba dojsc do księżyca skoro zawsze w gore jest wiecej niz w dol!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-07-26, 18:47   

Poprzedniego dnia wędrowaliśmy z Radomic na południe, przedwczoraj na wschód, więc dziś przychodzi czas zobaczyć co słychać na zachodzie. Ruszamy w stronę Wojciechowa, ciesząc się, że dosyć szybko znika asfalt, którym zalano część wzgórz.





Polne drogi często mają to do siebie, że się wiją. Sprawiają wrażenie, jakby żyły własnym życiem i tak biegły jak im wygodnie, a nie według rozkazów człowieka.





Drzewko się złamało, ale się nie poddaje! Wciąż żyje i nawet zaczęło kwitnąć!





Nie wiem czemu, ale strasznie lubię jak gdzieś wśród pól majaczy kościelna wieża. A jak jeszcze taka bulasta - to pełnia szczęścia!





Spotykamy takowego robala.



A inne dokazują na dnie kałuż.



Przy jednym z krzaczków spędzamy chyba godzinę. Miejsce jest tak cudne, że trudno to opisać. Cała kwintesencja wiosny, jaką można sobie wyobrazić, jest zebrana w tym miejscu i ubrana w najpiękniejsze barwy, wonie i dźwięki. Krzaczek jest dosyć spory i kwitnie sobie na biało. Pachnie połączeniem aromatu świeżości, wiatru, słońca, ze sporą nutką jakiejś dziwnej tajemniczości. Trzęsie się od śpiewu ptaków i brzęku pszczół. Posilają się na nim motyle i inne wszelakie owadziątka o połyskliwych lub pręgowanych grzbietach. Kit z całą ułożoną na dziś wycieczką, kit z górami, ruinami i jakimiś wymysłami, które teraz schodzą na dalszy plan. Chyba nie warto w życiu robić nic innego jak gapić się na ten krzak! Po prostu stać, wlepić tępo w niego oczy i się zawiesić. I nie ma nic innego jak bzzzzzz, i ledwo rejestrowalny szum motylich skrzydeł i opadających płatków.














W końcu udaje się nam oderwać od krzaka, ale nie jest to proste ;)

W Wojciechowie mijamy gospodarstwo pełne drewnianych i wiklinowych rzeźb. Każdy skrawek obejścia jest w jakiś sposób udekorowany! Czego tu nie ma - dziady, baby, na skrzypeczkach przygrywają. Wśród tego ptactwo gniazduje, i takie prawdziwe, i wyplatane.









Tu też poszli w ozdabianie, ale w nieco odmiennym stylu ;)



Tu skupiono się jedynie na udekorowaniu bramy garażu - osiadło na niej tchnienie dawnych czasów.



Można też użyć na starych traktorach.





W Wojciechowie jest też sporo kapliczek, zarówno w ogródkach domów, jak i na przydrożnych skwerkach.







Jezus o nieco specyficznych, egzotycznej urodzie. Taki jakby nieco skośnooki?



A ten pan nas zawołał. Widział, że fotografujemy domy czy kapliczki po drugiej stronie drogi. Prosił, żeby zrobic mu zdjęcie. I koniecznie uwzględnić na nim kury.



Acz to nie jedyne kury w tej wiosce. Miejscowość jest zdecydowanie rozgdakana! Miło się wędruje wśród takich podkładów dźwiękowych, nawet gdy kawałek trzeba przejść główną drogą.



Powoli wychodzimy ze zwartej zabudowy. Pozostaje jedynie szosa i coraz bardziej śmigające auta. A my do skrętu mamy jeszcze z kilometr. Nad drogą wznosi się dziwna konstrukcja. Jakby słup wysokiego napięcia się rozrósł i zmutował w jakąś dziwną stronę.





Odbijamy z szosy i suniemy w stronę niewielkiej wioski, która nie wiem jak się nazywa. Na części map jest podpisywana jako Zalesie, a na innych figuruje jako Kawczyn. Po drodze mijamy spore stada bydła, które z łąk podziwiają widoki ośnieżonych gór.





Miejscowość to głównie coś na kształt dawnego dworu i otaczający go folwark.





Miejsce wybitnie nie jest opuszczone (jak nam sugerowali panowie pod sklepem w Wojciechowie). Praca wre, a nawozem to wali tak, że nos chce urwać!









Mają tu też dwie kamienne kapliczki, o ciekawych rzeźbieniach i sporej ilości starych napisów.















Dalej stoi jeszcze kilka domów, wyraźnie powojennych, budowanych według tego samego projektu i kojarzących się z terenami PGRów.







Wychodzimy z wioski i drogą o soczystych zielonościach kierunemy się w stronę Popielówka. Czyż może być coś piękniejszego niż wiosna??





Przy belach siana zarządzamy krótki popas.



Nałażą ciemne chmury, które zjadają nam słońce. Trzeba wyciągać z plecaka ciepłe kurtki, bo i wiatr jakiś lodowaty się zerwał. Suniemy więc przez ciemne pola i tylko Karkonosze się lśnią, podświetlonym wałem zamykając horyzont.







Popielówek wita nas kolejnym wysypem kapliczek, usadowionych gdzieś pomiędzy zaroślami w zakolach błotnistych dróg.















Bramy znikąd donikąd... Tylko one pozostały z jakiegoś dawnego fragmentu krajobrazu...



To chyba nie jest najgłówniejsza z dróg na Jelenią ;)





Był początkowo plan iść jeszcze w stronę Janic, ale stwierdzamy, że to chyba za daleko i że nam się nie chce...

Wracamy więc w kierunku Wojciechowa, ale innymi ścieżkami. Okolice pełne są różnorodnej drewnianej zabudowy.





...pasącej się chudoby...





Zupełnie jak na festynie starych traktorów, gdzie mieliśmy okazję kiedyś gościć! :) ( https://jabolowaballada.b...-cz3-stare.html )







Nasza trasa niestety niedawno padła ofiarą betonozy, więc nie wędruje się tak miło jak to sugerowała mapa :( I znów można napotkac te dość nietypowe konstrukcje...





Widoki na przybliżającą się zabudowę Wojciechowa...









I mocne zbliżenia na wyrobiska kamieniołomów pożerających górę Rozwalisko. Jak ja kiedyś żyłam bez aparatu z zoomem? Człowiek w ogóle świata wokół nie widział!





Na bocznych drogach znów masa kapliczek. Ci przedwojenni Niemcy byli chyba bardzo pobożnym narodem.

















Oprócz kapliczek można też użyć na maszynach rolniczych. Takich jak lubimy - nie pierwszej nowości. Chyba dzisiaj mijając każdą wieś to powtarzam ;)





Mamy też okazję oglądać sytuacje na milimetry od groźnego wypadku i przerobienia kolesia na placek. Jechał sobie debil na rowerze. Nie wiem czy nachlany czy po prostu tylko durny. Rower był na niego 3 numery za mały, pewnie podpierdzielił jakiemus dzieciakowi. I sobie tym rowerem serpentyny na drodze wyczyniał, nogi na ramę wkładał, a rękami więcej macał się po dupie niż trzymał kierownicę. No i chyba wjechał na jakiś kamyczek bo poleciał jak długi, rower w jedną stronę, a on na brzuchu i mordzie z poślizgiem w drugą. Prosto pod nadjeżdżającego zza zakrętu sporego busa. Bus nie jechał szybko, więc zdążył wcisnąć hamulec i odbić w stronę pobocza, rowu i muru. Sunący po asfalcie debil minął go na milimetry. Koleś z busa chyba był bliski zawału, puścił wiązankę w stronę kretyna wspominając wszystkich jego przodków, a potem jeszcze sporo czasu stał w tym rowie i nie odjeżdżał. Chyba długo dochodził do siebie... A debil śmiejąc się i pogwizdując odjechał w boczną uliczkę rowerem bez siodełka, bo gdzieś odpadło. Rozjedziesz takiego i odpowiadasz jak za człowieka... Pewnie i nam by się oberwało, bo by nas ciągali na świadków i byśmy musieli czekać, aż kolesia zdrapią z asfaltu... Pozostaje się cieszyć, że kłopotów jednak nie było i mieć nadzieję, że debil utopi się we własnej studni bez udziału osób trzecich...

Na niebo zwlekają się czarne chmury, słoneczko spod nich przebłyskuje - już takie mocno wieczorne. Ciepłe kolory i zimny kwietniowy wiatr jakoś totalnie do siebie nie pasują. Dobrze, że nie poszliśmy do Janic, bo wracalibyśmy po ciemku.












cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-07-29, 11:35   

Przesiane wilgocią powietrze i faliste dachy Radomic witają nas tego poranka. Dziś to chyba słońca nie zobaczymy...





Pogoda pogodą, ale coś trzeba ze sobą zrobić. Suniemy więc sobie w stronę Wlenia zielonym szlakiem. W okolicy pagórka Wietrznik zaczyna popadywać. Póki co deszcz jest jeszcze delikatny, a w wokół nawet conieco widać.









Krzyż pokutny na rozdrożu znaczy miejsce, gdzie wreszcie mamy okazję zleźć z asfaltu.



Tu taka mała dygresja: szanowanie map i dbanie o nie niekoniecznie zawsze wychodzi na dobre. Ja każdą mapę oklejam dokładnie i szczelnie taśmą klejącą, co czyni ją praktycznie niezniszczalną. Jednocześnie też staram się je dobrze składać, chronić przed wilgocią itp. Tym samym jedna mapa potrafi mi służyc kilkanaście lat. I tu zaczyna się problem, bo tam, gdzie mam znaczoną malowniczą, leśną ścieżkę - jest wyrąbany asfalt, las wycięty i np. stoi willowe osiedle albo "Biedronka"...

Wszędzie coś kwitnie!



Coraz bardziej nurkujemy w lasy. Tzn. w to, co po nich zostało. Na porębach i wiatrołomach szukamy pewnego miejsca...





W końcu zaczyna się ono wyłaniać. Ponoć to pozostałości bardzo dawnego kamieniołomu na zboczach góry Gniazdo. Ale chyba już fest stary, bo wygląda jak w zupełności naturalne miejsce.



Idąc tu myślałam, że to będzie jakaś popierdółka, a tu niespodzianka! Skały są jebutnie wysokie, pionowe i całość zajmuje solidnie duży obszar!











Ciekawe formacje - kojarzą mi się ze skalnymi odciskami pradawnych skorupiaków, no tylko zazwyczaj one były malutkie, a tu mamy rozmiar XXXL ;)













Wyłazimy też na górę, acz stąd teren wygląda mniej spektakularnie. Skały porasta jednak miły sosnowy las, co bardzo sprzyja zrobieniu popasu! :)





Od skał w stronę Wlenia suniemy bezdrożami, trafiając na mniej lub bardziej zanikające ścieżki.









Po drodze widzimy bardzo dużo zniszczonych lasów. :( Skądinąd strasznie dużo drewna się marnuje przy takich wycinkach...



Lewitujące drzewo. Albo częściowo niewidzialne.



Kabak nałożył maskowanie odpowiednie dla barw wczesnej wiosny ;)



Okolice pałacu we Wleniu obfitują w murki, kamienne uliczki i zwieszające się pnącza. Niestety zaczęło też lać. I to coraz bardziej solidnie... Ma to jednak swoje plusy - wszystko wygląda jak zapomniane. Nie spotykamy żywej duszy. Jak 14 lat temu, gdy byłam tu po raz pierwszy. A ponoć teraz w pałacu działa pensjonat i restauracja.













Na wzgórze zamkowe wspinamy się w deszczu i aromatycznym zapachu. Jest czym się pożywić w tym miasteczku! :)







Właśnie też uświadamiam sobie jedną zabawną rzecz, że jestem na tym zamku po raz trzeci - i zawsze leje, pizga, a widoki z wieży są, oględnie mówiąc, nieszczególne...





Z lawinami błota zjeżdżamy na kuprach z zamkowej góry. Stroma i śliska skubana! Jeszcze rzut okiem na skąpane w ulewie drewniane balkoniki, wykusze czy ganeczki wleńskich kamieniczek.







Acz miasteczko to głównie murkami stoi!



Zaglądamy też w okolice browaru, który polecali nam znajomi. Fajnie by nabyć jakieś lokalne piwo. "Dolina Bobru" ma się ponoć nazywać. W obiecywanym miejscu jednak nic nie ma, tylko psy dupami szczekają. Co za ściema z tym browarem? Może tu był, ale w latach 70 tych?



W domu już, zżerana przez ciekawość, próbuje coś o nim znaleźć. Na googlemaps faktycznie w tym miejscu jest znaczony browar! A pinezka jak byk wbita w tą ruinkę, wokół której łaziliśmy!



Kolejne dwie czy trzy godziny to spacer pod opadem o sile wodospadu. Już tylko toperz robi zdjęcia telefonem, bo ja się boje zalania aparatu.





Warunki, w których przemaka chyba nawet sztormiak... Do suszenia mamy praktycznie wszystko, a sporo czasu przed jurta spędzamy na wykręcaniu...

Po przebraniu się w suche ciuchy i rozwieszeniu tych ociekających, zauważamy, że intensywność opadu zmniejszyła się, a godzina jest jeszcze w miarę młoda. Postanawiamy więc jeszcze podjechać w jedno miejsce. Jest to cypel nad jeziorem Pilchowickim niedaleko zapory. Zalesiony półwysep skrywa w zieloności opuszczony budynek. Chyba niegdyś był to jakiś ośrodek wypoczynkowy.

Już klimat drogi i płotów sugeruje, że zmierzamy we właściwe miejsce. Asfalt jest wąski, wygryziony i coraz gęsciej poprzerastany trawą, mchem i ziołami. Taka okolica powoduje, że zawsze mam ochotę zacząć biec, aby jak najszybciej zobaczyć co jest na jej końcu. Żeby zdążyć, żeby przypadkiem ktoś nas nie zawrócił, nie przegonił, nie udaremnił planów zwiedzania. Jest coś chyba wręcz niezdrowego w tym moim podejściu, bo to chyba tak jak alkoholik, który zobaczy flaszkę na horyzoncie i aż się trzęsie cały, aby jak najszybciej dostać ją w swoje ręce. Tak samo ma buba, widząc na horyzoncie kawałek rozwalonego betonu ;)





W końcu za kolejnym zakretem drogi, wyłania się i budynek. Nie wiem czy ze względu na mokra pogodę, ale aromat starej, zatęchłej piwnicy jest tutaj szczególnie zauważalny. Wali grzybem już 20 metrów od budynku. Chyba wszelakie pleśnie pożerające ściany mają tu szczególnie korzystne warunki do rozwoju.



Hotel nie działa juz chyba dosyć długo. Baner z informacją o możliwości kupna również już nadgryzł ząb czasu.



Zieleń porastająca wokół jest bujna, latem pewnie ciężko się przedrzeć do środka.





Całkiem solidne drzewka porastają już balkony...



...i tarasy.



We wnetrzach nie pozostało już za wiele do oglądania. Sprzęty są totalnie rozszabrowane i porozwalane, stropy przeciekają, a w wielu pomieszczeniach ściany czy sufity noszą ślady podpaleń. Kabak koniecznie chce sobie znaleźć jakąś pamiątkę, ale wszystko jest tak oślizgłe i zgnite, że nasze poszukiwania są z góry skazane na niepowodzenie.











Znajdujemy też główne siedlisko aromatycznego grzyba! Chyba szczególnie ulubił sobie stare wykładziny!



A tu chyba była stołówka.







Jedyne miejsce, gdzie zachowało się jakieś dawne ścienne malowidło.



W czasie zwiedzania budynku cały czas towarzyszy nam dziwne buczenie. Jakby transformator albo jakiś agregat? Szukamy więc źródła tego dźwięku, który prowadzi nas do piwnic. A tam znajdują się drzwi, całkiem nowe i odmalowane, a za nimi słychać pracę maszyn. Jakby jakaś rozdzielnia elektryczna, czynna i na chodzie. Ale tu? W przeciekającym budynku? Po kiego diabła?



Wchodząc do jednego z pomieszczeń parteru (chyba była to stołówka) czmycha nam spod nóg sarna. Długo miota się po pomieszczeniu, chyba zdumiona naszym nagłym najściem. Po chwili zwinnie wyskakuje przez okno. Kabak zerka z owego okna na zarośla, rozgląda się wokół i stwierdza trochę jakby nie swoim głosem: "Kiedyś cały świat będzie tak wyglądał, a ludzie będą żyli jak sarny..." Oczy kabaka robią się na chwilę dziwnie okragłe i wlepione w jeden punkt. Mnie natychmiast robi się zimno. Jakby z sarniego okna powiało lodowatym chłodem. W połączeniu z szumem deszczu i miarowym stukiem kropel z przeciekających dachów - brzmi to jakoś złowieszczo... Co ją naszło? Skąd takie wynurzenie? Dzieci potrafią być niesamowicie zaskakujące... Chwilę później kabak zapomina o całej sprawie i znów jak przed chwilą zaczyna szukać szczególnie cennych "pamiatek" w pryzmach śmieci i chce się wspinać po pęknietej ścianie. Mi jednak to zdanie jeszcze długo huczy w głowie, nawet jak wieczorem kładę się spać patrząc na skwierczący w piecu jurty ogień... I mam nadzieję, że to jakis dziecinny odpał, a nie proroctwo z zaświatów...

A! Oczywiście na naszej wleńskiej wycieczce był też tunel! Miejsce idealne na spacer czy popas w taką pogodę, a możliwość rozłożenia pikniku na torowisku - w pełni spełniło nasze oczekiwania. Ale o tym w kolejnej relacji, poświęconej całościowo owej linii kolejowej z Lwówka do Jeleniej.

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
włodarz 

Dołączył: 13 Maj 2014
Posty: 2636
Skąd: Góry Sowie
Wysłany: 2022-07-29, 17:14   

buba napisał/a:
Idąc tu myślałam, że to będzie jakaś popierdółka, a tu niespodzianka! Skały są jebutnie wysokie, pionowe i całość zajmuje solidnie duży obszar!


I ma swoją nazwę: Kingsajz
_________________
Sudeckie Ilustracje
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-07-29, 17:26   

włodarz napisał/a:
buba napisał/a:
Idąc tu myślałam, że to będzie jakaś popierdółka, a tu niespodzianka! Skały są jebutnie wysokie, pionowe i całość zajmuje solidnie duży obszar!


I ma swoją nazwę: Kingsajz


Nie wiedzialam! Ale fajna nazwa! :D
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Lidka 
Lidka


Dołączyła: 26 Sty 2022
Posty: 367
Wysłany: 2022-08-10, 09:14   

Ja taką niespodziankę też przeżyłam -Leski kamień ;) spodziewałam się jakiegoś głazu, a tu kawał ściany skalistej w konkretnym rozmiarze :o-o
_________________
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9269

Wysłany: 2022-08-10, 14:12   

Nie szanuj map, albo przeżuć się na mapy.cz :D

Skałki fajne, w ogóle masz sporo fajnych zdjęć z tego wyjazdu ...
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-08-11, 18:52   

Lidka napisał/a:
Ja taką niespodziankę też przeżyłam -Leski kamień ;) spodziewałam się jakiegoś głazu, a tu kawał ściany skalistej w konkretnym rozmiarze :o-o


Miłe są takie niespodzianki! Oj miłe! :)

A ja poki co nie dotarłam na Leski Kamien... Setki razy mijałam zjazd do niego, a jakos nigdy sie nie skrecilo.. A z tego co piszesz - byl to wielki błąd!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-08-11, 18:53   

Cytat:
Nie szanuj map, albo przeżuć się na mapy.cz :D


Bardzo duzo ludzi te mapy.cz poleca... Musze kiedys je obejrzec! Ale jak tu uzywac mapy, ktorej sie nie da zafoliowac??? :lol :lol :lol

Cytat:
Skałki fajne, w ogóle masz sporo fajnych zdjęć z tego wyjazdu ...


Ciesze sie bardzo, ze sie jakies spodobaly!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-08-11, 18:54, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - manga