Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Znad Dunaju do Balatonu. Z Balatonu nad Adriatyk. Z Adriatyku do Siedmiogrodu.

Autor Wiadomość
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5520
Wysłany: 2017-09-28, 15:05   

Pudelek napisał/a:
Obejrzyj jeszcze raz relację sprocketa

Miejsca dokładnie te same... ale widać nieco inne podejście. Ja to lubię bardziej po krzakach połazić ;)
Pamiętam, jak pierwszy raz byliśmy w Kotorze, jak zadzierałem głowę do góry i patrzyłem na te niesamowicie strome skały. Marzyłem wtedy najbardziej o tym, żeby tam się znaleźć - na górze tego muru wysokiego na kilometr. I udało się wygospodarować jeden dzień, żeby spróbować z przełęczy Krstac znaleźć dojście na Pestingrad.
No a w tym roku, to już w ogóle wypas - sporo połaziliśmy w rejonie zatoki.

Jeżeli chodzi o rejon Ulcnij, to myśmy tam pojechali na 1 dzień podczas pobytu w Albanii. Odebraliśmy wtedy Ulcnij jako niezaśmiecone europejskie miasto. Niesamowita względność ;)
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8299
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-09-28, 16:58   

Gdybym cały urlop spędzał w jednym miejscu to pewno też bym coś połaził ;) Ale ja wolę jednak bardziej się ruszać w różnych rejonach i więcej zobaczyć, więc i ograniczenia czasowe.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8299
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-10-02, 15:44   

Przejście graniczne Sukobin-Muriqan. W kolejce kilkadziesiąt samochodów, kawałek przed budynkami rozdzielają się na kilka rzędów. Wybieram skrajny po prawej. Dojeżdżam do pogranicznika czarnogórskiego.
- Ile osób? - pyta i zaznacza coś na kartce.
- Dwie.
- Dokumenty w porządku?
Macham zwitkiem papierów.
- To jechać - pokazuje ręką.
Funkcjonariusz albański stoi po sąsiedzku. Ten nawet o nic się nie pytał, tylko z uśmiechem wskazał drogę przed siebie. Zero kontroli! Dawno tak mi się nie zdarzyło na granicach poza strefą Schengen!


Po trzech latach wracam do Albanii. Dotychczas zwiedzałem głównie środkową i południową część kraju, północ to terra incognita.

Pierwsza wioska zaskakuje: wyjątkowo czysto, opróżnione kosze na śmieci. Wygląda jakbyśmy wjechali do jakiegoś bogatszego kraju niż Czarnogóra. W kolejnej miejscowości wszystko już wraca do albańskiej normy... ;) .

Od granicy jest kilkanaście kilometrów do Szkodry (Shkodër, Shkodra) - największego miasta na północy i trzeciego w całym kraju. Jeszcze kilka lat temu wszelkie opisy turystów, którzy przyjeżdżali tą samą trasą co my, wspominały o "kultowym" moście z drewnianym podłożem: wąskim i w kiepskim stanie. Ot, na dzień dobry Albania pokazywała swoje dzikie oblicze. W 2011 roku zastąpiła go nowa, wypasiona konstrukcja wzniesiona w innym miejscu


U góry widać twierdzę Rosafa, którą za chwilę będziemy zwiedzać. Na razie przyglądam się płynącej spokojnie rzece Buna, która na pewnym odcinku wyznacza granicę z Czarnogórą, a kończy swój bieg w Adriatyku przy słynnej wyspie Ada Bojana. Z wody wystają metalowe konstrukcje służące do połowu ryb.



Na skrzyżowaniu mija mnie żółto-biały Volkswagen Transporter na francuskich blachach. Cieszy oko. Z tyłu napis "Europan Roadtrip" itd.. Teraz bardzo modne jest przykleić sobie coś takiego. To już nie zwykła podróż czy wakacje, ale "Eurotrip, Icetrip, Summertrip". Same tripy, od razu brzmi poważniej :D .


Auto zostawiamy pod twierdzą na prywatnym parkingu. Można wyżej, przy samej bramie, ale tam mało miejsca. Można też niżej, za darmo, lecz dowiedzieliśmy się o tym dopiero później.

Do Rozafy musimy trochę poczłapać na śliskim bruku. Bardzo szybko pojawiają się z boku widoki.


Być może najsłynniejszy zabytek Szkodry - Ołowiany Meczet (Xhamia e Plumbit). Nazwę otrzymał od materiału, którym pokryto kopułę. Wybudowano go w XVIII wieku. Kiedyś miał też minaret, ale dwukrotnie został on niszczony: przez wojska austro-węgierskie i już w okresie komunizmu od uderzenia pioruna.


Przy murach twierdzy facet kasuje wstęp w lekach albo w euro. Leków nie zdążyliśmy wymienić, więc wyciągam walutę europejską, po czym wchodzimy w chłodny korytarz.


Wzgórze, na którym jesteśmy, zostało docenione jako doskonały punkt obronny już w czasach starożytnych: swoją twierdzę mieli tu wybudować Ilirowie, choć w końcu złamali ich Rzymianie. Oglądana przez nas konstrukcja to w dużej mierze dzieło Wenecjan, którzy po śmierci Skanderberga zajęli tą część współczesnej Albanii. W XV wieku bronili się tutaj skutecznie przed wielokrotnie silniejszymi oddziałami Turków i skapitulowali dopiero po podpisaniu traktatu w Stambule.


Inne wielkie oblężenie miało miejsce na przełomie 1912 i 1913 roku, kiedy to w twierdzy i mieście osmańska załoga wraz z albańskimi ochotnikami odpierała ataki wojsk czarnogórskich oraz serbskich. Ostatecznie Turcy wycofali się, a Szkodrę zajęli Czarnogórcy chcący ją włączyć do swojego państwa (mimo, iż Słowianie praktycznie tutaj wówczas nie mieszkali). Dopiero zbrojna interwencja mocarstw spowodowała, że Szkodra znalazła się w granicach nowo utworzonej Albanii.


Zachowało się całkiem sporo z dawnej zabudowy, ale turyści przychodzą tutaj także oglądać panoramę okolicy. Całe miasto jak na dłoni, a w tle góry.


W dole malowniczo płynie Buna nad którą widać wąski stary most - ten słynny, wspominany przez wielu turystów ;) . Dziś zamknięty jest już dla samochodów i wygląda na to, że pokryto go asfaltem. A z tyłu tafla Jeziora Szkoderskiego.


Wewnątrz twierdzy możemy obejrzeć kilka ciekawych obiektów. Albańczycy ustawili tu i ówdzie tablice z opisami, więc nawet laik może się dowiedzieć paru informacji.

Każda szanująca się forteca powinna mieć swoją świątynię, Rozafa także posiadała: od XIII wieku kościół św. Stefana, zapewne katolicki, bo takie wyznanie dominowało wówczas w północnej części kraju (było to jeszcze przed islamizacją, która przyszła razem z Turkami). Następnie osmańscy zdobywcy w 1479 zamienili ją w meczet Mehmeda Zdobywcy. Z budynku pozostały ściany oraz podstawa minaretu.




W dodatkowej wewnętrznej cytadeli mieściła się kiedyś siedziba weneckiego zarządcy, a dzisiaj muzeum. Niestety, nie wiemy jakie posiada zbiory, bo życzyli sobie dodatkowy wstęp za tą atrakcję. Takich niespodzianek nie toleruję.


Z boku Turcy dobudowali arsenał, w którym mieści się restauracja.


Dziedziniec cytadeli w całości...


...i wejście do korytarza przydatnego w czasie sekretnej ucieczki poza mury. Śmiałkowie z grona turystów wydostali się jedynie do ślepego pomieszczenia kilka metrów niżej :D .


Z murów widoki na południe, równie atrakcyjnie co na północ: zakole rzeki Drin.


Nowy most i stary, metalowy.


W tym miejscu do Drinu wpływa rzeka Kir. Kawałek dalej Drin połączy się z Buną.


Mimo, żeKir jest dopływem, to jego kolorystyka jest silniejsza niż Drinu. Chyba Drin jest płytszy i dlatego ludzie właśnie tam się głównie kąpią.


Resztki murów i ciągnące się na horyzoncie wzgórza, które następnie przechodzą w góry.


Jeszcze rzut oka na miasto.


Wracamy na parking. Między samochodami szaleje wesoła psia banda.


Kolejny dzień spędzamy na leniuchowaniu nad Jeziorem Szkoderskim, kilka kilometrów na północ od miasta, o czym napiszę w kolejnym poście. W niedzielę wracamy do Szkodry. Na jednym z rond wita nas potężnych rozmiarów rzeźba partyzantów. Jeden z nich chyba trzyma w rękach niemiecki pistolet MP 40.


Komunistyczni bojownicy jeszcze kilka lat temu stali w centrum Szkodry, ale zaczęli przeszkadzać. W przeciwieństwie do Polszy nie zostali jednak obaleni przez prawdziwych patriotów, ale strzegą wjazdu do miejscowości od północy.

Mimo dnia wolnego od pracy w mieście panuje ogromny ruch. Znalezienie wolnego miejsca do parkowania graniczy z cudem. Jeżdżę tam i z powrotem, na ślepo, bo oznaczeń oczywiście brak i już tracę nadzieję... W dodatku silnik ma dość upałów i dwukrotnie mi gaśnie podczas jazdy!


W końcu w pewnym oddaleniu od najważniejszych punktów w mieście widzę lukę w rzędzie zaparkowanych samochodów! Nie ma czasu na zastanawianie się, wciskam wóz jak najszybciej. O dziwo, nawet nie ma żadnego zakazu :) .

Okazało się, iż zaparkowałem całkiem nieźle, bo na bulwarze Skanderberga, a te zazwyczaj są w centrum. Niedaleko stąd do archikatedry św. Szczepana (katedralja e Shën Shtjefnit). Jej budowę rozpoczęto w 1858 roku.


Zgodę na nową świątynię dał sułtan i sam wspomógł finansowo. Pieniądze płynęły z całej katolickiej Europy, dołożył się m.in. papież oraz cesarz Franciszek Józef. Kasy jednak ciągle brakowało i oficjalnie otwarto ją dopiero w 1898 roku. Był to wówczas prawdopodobnie największy katolicki kościół na Bałkanach, a dziś chyba nadal posiada palmę pierwszeństwa w Albanii.

W środku może się zmieścić (wraz z miejscami stojącymi) około 6 tysięcy osób. Akurat trwa msza, frekwencja całkiem przyzwoita.


Północna Albania to centrum katolicyzmu, większość mieszkańców stanowią wyznawcy tej religii. W samej Szkodrze odsetek chrześcijan (prawie wszyscy to rzymscy katolicy) wynosi niecałe 49%, natomiast muzułmanów 45%. Współżycie układa się chyba dobrze.

W okresie państwowego ateizmu katedrę zamieniono na halę sportową, odbywały się tu mecze oraz kongresy. Do funkcji religijnej powróciła w 1991 roku.

Przed kościołem rzędy rowerów, którymi dotarli pielgrzymi. Otaczające plac przykościelny budynki wzniesione są we włoskim stylu śródziemnomorskim. W żółtym działa Kolegium Jezuickie.



Boczne uliczki zachęcają do spaceru. Są zaskakująco czyste - czy to jeszcze Albania słynąca ze swoich śmieci?? Część budynków jest odnowionych. Na większości odcinków wprowadzono zakaz ruchu, a śmiałków próbujących go ignorować stopuje policja; dobrali się nawet do motorowerzysty, co wzbudziło rechot u przyglądających się tej sytuacji miejscowych :P .





Dochodzimy do deptaku. Ilość ludzi gwałtownie się zwiększa. Gdzieś w górze widać krzyż z kościoła franciszkanów.


Szukamy piekarni. Zadanie wydaje się proste w kraju, gdzie to instytucja niemal święta. Ale nie tu! W kamieniczkach kojarzących się z włoskimi kurortami można zjeść owoce morza, risotto, ogromnego hamburgera, pizzę, grecką sałatkę, francuskie naleśniki, napić się mojito, europejskiego znanego sikacza i dowolnego drinka, ale nie uda się kupić burka czy chleba.


W środku deptaka, obok przecinającej go na pół drogi, wznosi się ogromny meczet Ebu Beker (Xhamia Ebu Bekër). Przy wsparciu finansowym Saudyjczyków wybudowano go w miejscu, gdzie kiedyś stała starsza wersja, zniszczona w czasach Envera Hodży.


W okolicy widać kilka pomników. Obok meczetu niszczeją partyzanci z nową inskrypcją.


Matka Teresa jak zwykle zgarbiona.


Tu z daleka można mieć wrażenie, że upamiętniono Stalina. Faktem jest, że generalissimus był czczony w Ludowej Republice Albanii aż do upadku komunizmu, ale jednak okazało się, iż chodzi o niejakiego Luigjego Gurakuqi, pisarza i polityka.


Była też dobra wiadomość dla miłośników muzyki: zespół Akcent wystąpi na plaży w pobliskim kurorcie! Dla potrzeb bałkańskiego rynku wokalistę odmłodzono i odchudzono.


Druga część deptaku jest bardziej zadrzewiona. Ponieważ w brzuchu burczy coraz bardziej postanawiamy w końcu usiąść w jednym z lokali.


Kelner zarzeka się, iż mówi po angielsku. Tak, wszystko rozumie, za chwilę przyniesie menu. Czekamy. Czekamy. Czekamy dalej. Minuty mijają. Kelner kręci się w drugiej części ogródka, rozmawia, coś przynosi, żartuje. Olał nas kompletnie. Ma sklerozę czy kobieta w przybytku, gdzie siedzą prawie sami mężczyźni, stanowi problem??

W końcu gdzieś po ponad kwadransie zbieramy dupy. Nie spędzimy tu całego południa! Wiem, że na Bałkanach życie toczy się wolniej, ale bez przesady! Aby było śmieszniej po kilkuset metrach, za rogiem, trafiliśmy na piekarnię :D . Wstąpiliśmy też do księgarni, aby kupić kalendarz na pamiątkę i kilka kartek pocztowych. Kalendarz kosztował 500 leków, kartki 40. Pięćsetkę daję w banknocie, resztę w bilonie. Starszy sprzedawca spojrzał na monety, oddał mi je i z uśmiechem podziękował. Kartki były gratis. Ot, taki miły drobiazg :) .

Niedaleki park jest baardzo zielony! I nawet posiada basen (w rzeczywistości fontannę, ale z daleka tak przypominała kąpielisko, że już chciałem ściągać gacie :P ).



I znów pomniki: z przodu ku pamięci demonstracji antykomunistycznej w grudniu 1990 roku, a z tyłu Hasa Riza Paszy, który bohatersko bronił twierdzy podczas wspomnianego oblężenia w 1913 roku. Zginął zamordowany skrytobójczo przez... albańskich towarzyszy z załogi.


Meczet Perrucë (Xhamia e Parrucës), drugi największy w mieście; styl nowoosmański. Także kiedyś tu stała wcześniejsza świątynia; w okresie Hodży wszystkie islamskie domy modlitwy zostały w Szkodrze zburzone, przetrwała jedynie ruina w twierdzy oraz meczet Ołowiany, uznany za zabytek.


Bloki, czyli "bez klimatyzatora ani rusz".


I te wejścia na klatkę schodową - w sam raz dla typa spod ciemnej gwiazdy.


Prawie na koniec jeszcze jeden pomnik: 5-metrowy Isa Boletini. Albańczyk z Kosowa organizował powstanie przeciwko Turkom, walczył też z Serbami, a zastrzeliła go żandarmeria czarnogórska. Jego sylwetka stanęła tu w 1986 roku.


Wracając do wozu przyglądam się mijanym budynkom: już nie są tak ładne, jak w ścisłym centrum.


Niektóre w przeszłości musiały być piękne, ale miały pecha.


Szkodra bywa często pierwszym albańskim miastem odwiedzanym przez turystów po przekroczeniu granicy (choć ruch zagraniczny tu znacznie mniejszy niż w centrum i na południu). Kiedyś niemal zawsze był to szok: jak tam brudno, jak chaotycznie, jak dziwnie!

Dzisiaj wiele uliczek jest znacznie czystszych niż w sąsiedniej Czarnogórze, na przechodniów czekają restauracje i bary w zachodnioeuropejskim stylu. Słowem: cywilizacja!

Należy tylko uważać na chodnikach, bo motocykle są naprawdę wszędzie ;) .
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8299
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-10-06, 16:38   

Jezioro Szkoderskie to największy zbiornik wodny na Bałkanach. Niebieska plama wody wśród gór i niedaleko Adriatyku. Większość jeziora (2/3) położona jest w Czarnogórze (Skadarsko jezero), reszta w Albanii (Liqueni i Shkodrës). I właśnie nad albańskim brzegiem chcemy zrobić sobie trochę przerwy podczas objazdówki tej część Europy.


Jako miejscówkę wybieramy kemping oddalony o jakieś 10 kilometrów na północ od Szkodry. Podobno jakiś czas temu został zaliczony do 10 najlepszych kempingów w Europie! Co za reklama! Tyle tylko, że to niekoniecznie na plus, oczami wyobraźni widzę tłumy chętnych do jego odwiedzenia, w końcu to może być must see.

Od głównej drogi prowadzi do niego kawałek szutru.


Podjeżdżamy pod zamkniętą bramę. To tu? Żadnej informacji, żadnego dzwonka. Stoimy i stoimy, już zaczynam cofać, gdy nagle brama się otwiera... Okazuje się, iż ów ośrodek tak dba o swoich klientów, że przez całą dobę pilnuje, aby nie było do niego "nieograniczonego" dostępu. Nawet w ciągu dnia musi cię dojrzeć albo usłyszeć ochroniarz, aby nacisnąć odpowiedni guzik. Piesi muszą się pofatygować osobiście w okolice recepcji aby poprosić o otwarcie okna na świat (co zdarza się rzadko, bo jedynym pieszym przez cały dzień byłem ja :D ).

Dla mnie to jakaś paranoja, bo nie sądzę, aby w okolicy panowała taka przestępczość albo hasali terroryści.

Teren kempingu jest spory, więc miejsca na nocleg raczej nie zabraknie. Sporo aut z polskimi blachami, obowiązkowo terenówki. Na bokach dumne napisy: "Albania trip". Ha :D . Chociaż patrząc na pasażerkę to raczej był "Makijaż trip" :P .


Można nocować także w takich domkach na drzewie oraz wigwamach, lecz to już na dużo głębszą kieszeń.


Ale miało być o jeziorze! Kemping dysponuje własnym pomostem i chybotliwą platformą do kąpieli.


Na stałym lądzie przygotowano fragment plaży ze sztucznie wysypanym piaskiem, parasolami i leżakami. Kiczowato, ale fajnie :) .


Po drugiej stronie jeziora Czarnogóra. Pasmo górskie widać tylko fragmentarycznie, reszta jest przysłonięta mgłą upałów oraz dymami pożarów.


W sobotę dzień lenia. Odpoczywa samochód, odpoczywamy my, odpoczywa Śliwka. Nawet zdecydowała się na krótką kąpiel słoneczną.


Do jeziora wskakujemy kilka razy. Woda jest bardzo ciepła, wręcz zupa.



Po co jednak tak długi pomost? Otóż w tym miejscu brzeg jest mulisty i grząski oraz oblepiony zieloną roślinnością. Nic strasznego, ale zapewne wielu nie chciałoby po nim chodzić.



Postawiam pospacerować w jedną i drugą stronę wzdłuż wody. Na lewo widać ślady po ognisku, jest też jakiś rodzinne obozowisko.



Potem ich miejsce zajmuje jakaś rodzinka, która postanowiła oszczędzić na myjni i wypucować swój wóz w jeziorze :/ . A w tle sylwetka twierdzy Rozafa w Szkodrze.


Na prawo mniej ludzi, za to pojawiły się zwierzęta. Co prawda nie jest to żaden z 280 gatunków ptaków należących do fauny (podobno połowa ze wszystkich lotników obecnych w Europie), a tylko stado kóz. W krzakach świecą się śmieci, pozostawione chyba głównie przez pasterzy.



Relaks :) .





Trochę mnie zdziwił brak tłumów na leżakach. Przecież w innych miejscach ludzie w zamian za taki mebel i parasol są w stanie dać się pokroić albo przynajmniej dać w gębę :P .

W miarę upływu czas zaczyna wzmagać się wiatr, zwiększają się fale. Pomost coraz bardziej kołysze. W Czarnogórze pożary w górach także się nasilają. Przebiegające dzieciaki w różnych językach krzyczą o wężu grasującym w wodzie, lecz mnie nie chciał się objawić.




Przedstawiciel tubylców...


...i tubylcza waluta. W podróży najbardziej cenię euro, bo odpada mi szukanie kantorów, przeliczanie itp., ale miejscowe jednostki to zawsze przegląd lokalnej architektury i historii. Na banknocie 2000 leków przedstawiono Gentiusa, starożytnego króla Ilirów.


Kemping posiada własną restaurację. O dziwo, ceny są przyzwoite, a jedzenie smaczne. Na obiad zamawiamy meze - zestaw albańskich zakąsek. Wszystko smaczne, choć spodziewałem się większej ilości mięsa.


W okolicach popołudnia zaczyna mnie nosić. Czuję się tu jak w jakiejś specjalnej enklawie dla cudzoziemców, odgrodzony wysokim płotem i niemal zawsze zamkniętą bramą. Obsługa w biurze zdaje się traktować wszystkich jak niedorozwiniętych, czasem tłumacząc po kilka razy rzeczy oczywiste, a czasem oczywistych nie rozumiejąc - na przykład tego, że turysta chce posiadać także leki, a nie tylko euro...

W każdym razie wymyśliłem sobie, że opuszczę tę bezpieczną strefę i ruszę na niebezpieczną, groźną okolicę, gdzie na każdym rogu czają się Albańczycy ;) . Dziewczyny w recepcji były zdziwione, że komuś chce się łazić w takim upale, ale postawiłem na swoim i bramę mi otwarto.

Najbliższa wioska to Omaraj, oddalona o jakiś kwadrans drogi.


Segregacja.


Na horyzoncie widać wieżę kościoła, natomiast żadnych meczetów. Jak już pisałem ostatnio - ten region kraju zamieszkały jest głównie przez katolików.


Ciekawe co tu palili?


Wypasiony dom na chwastowisku.


Dochodzę do SH1 - głównego szlaku komunikacyjnego północnej Albanii. Zaczyna się na głównym przejściu Hani Hohit z Czarnogórą, następnie przez Szkodre biegnie do Tirany. Zazwyczaj asfalt jest dobrej albo nawet bardzo dobrej jakości.

Naprzeciwko knajpa, którą wypatrzyłem podczas porannego "rekonesansu" biegowego ;) . Zajrzę tu za chwilę.


Przekraczam jednotorową linię kolejową, jedyną międzynarodową w Albanii, prowadzącą aż do Podgoricy. Otwarto ją w 1986 roku dla ruchu towarowego, ale przez kilkanaście lat nie funkcjonowała z powodu wojny w Jugosławii (choć przecież w Czarnogórze walki się nie toczyły!).


Jednym z powodów do ruszenia się z kempingu była też chęć zrobienia małych zakupów, bo zapasy piwa zaczęły mi się kończyć :P . Niedaleko skrzyżowania stał nieduży market.


Spoglądam w stronę jeziora.


Z drugiej strony też góry: piękne i majestatyczne. Pasmo Dukagjin, wchodzące w skład Gór Północnoalbańskich, nazywanych przez Serbów i Czarnogórców Przeklętymi (Prokletije). Na krótkim odcinku zaczynają gwałtownie rosnąć aż do 1500 metrów n.p.m..


Na drodze duży ruch miesza się z pustkami. Tylko traktory kursują regularnie, obowiązkowo wszystkie w kolorze czerwonym.



Zaglądam do knajpy. Pani zza lady wita mnie z uśmiechem, zamawiam piwo. Zimne, nawet kufel wyjęty został z lodówki! Rozglądam się po lokalu... Na półce m.in. Soplica Orzechowa. Obok obrazek Matki Boskiej. Prawie jak w Polsce.

Siadam na zewnątrz obserwując okolicę. Jedyny minus to roje much lecące do browara (Nikšicko, Albańczycy niezbyt cenią swoje piwa). Wypuszczam też na chwilę Karolka na zewnątrz aby pooddychał.



Nagle słychać głośny hałas... Przez przejazd majestatycznie przewala się lokomotywa ciągnąca kilkadziesiąt wagonów w kierunku granicy. Zobaczyć albański pociąg to wyjątkowa gratka, biorąc pod uwagę długość torów w tym kraju.


Na fotce ČKD S200 produkowana przez kilkadziesiąt lat w Czechosłowacji. Eksportowano ją do wielu krajów, również do Albanii pod numerem T669 i jest jedynym typem lokomotywy, jaki posiada ichniejszy przewoźnik.

Pora wracać w kierunku kempingu i jeziora.


Aby nie wywoływać ochroniarza na teren obiektu przedostaję się przez plażę. Góry na drugim brzegu są teraz lepiej widoczne: zbiorowisko nadajników to jeszcze Albania. Granica z Czarnogórą biegnie gdzieś w prawej części zdjęcia.


Udaje mi się jeszcze zdążyć na zachód słońca.





Dobrze czasami zrobić sobie dzień leniach i trochę zresetować organizm :) .
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2017-10-06, 23:45   

To widze ze w tym roku urodzaj na pozary nie tylko w Armenii ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8299
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-10-06, 23:56   

Fajciło się w Czarnogórze nieustannie ;) Co najmniej jeden pożar był autorstwa obywatela RP, zaangażowanego katolika, który wyjechał z jakąś religijną wycieczką i, zgubiwszy się w buszu, wzniecił ogień, aby przywołać pomoc :D A że straty sięgnęły iluś tam wielu euro i ledwie opanowali ogień przed chałupami, to gościu siedzi w czarnogórskim pierdlu i wysyła listy do prezydenta, że został odcięty od rodaków, Kościoła i w ogóle z ofiary stał się kryminalistą...
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2017-10-06, 23:56, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8299
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-10-09, 20:29   

W nocy nad Jeziorem Szkoderskim przeszła ulewa, pierwsza od tygodnia. Poranek przywitał nas rześką temperaturą, wynoszącą jedyne 21 stopni. Powietrze zrobiło się czystsze, z miejsca poprawiła się widoczność, można było dojrzeć nawet północno-wschodni brzeg jeziora, który dzień wcześniej tonął w upale.




Z opadów chyba najbardziej cieszył się kempingowy arbuz, rosnący tuż obok naszego namiotu ;) .


Chcemy dotrzeć dzisiaj do drugiego wielkiego jeziora bałkańskiego - Ochrydzkiego. Do przejechania mamy 250 kilometrów, czyli stosunkowo niedużo, ale tutaj odległości liczą się inaczej...

Chwilę po wjeździe na SH1 tankuję samochód. Facet z obsługi przelicza mi tak zbójecki kurs z euro na leki, że to chyba najdroższe uzupełnienie paliwa podczas tego wyjazdu :| !

Zatrzymujemy się w Szkodrze na zwiedzanie centrum, o którym to pisałem dwa posty temu. A potem - przy wyjeździe - wpadamy w korek gigant! Ulica jest całkowicie zablokowana na kilku pasach.

Między samochodami kursują osobnicy o ciemnej cerze i wiadomym pochodzeniu etnicznym. To stały element krajobrazu: jak tylko coś się zapcha, to od razu zjawiają się Cyganie. I nawet jacyś frajerzy coś im dają...


Czy to dobry dzień na przeprowadzkę?


Suniemy do przodu wolno jak krew z nosa... Po długim czasie dokulaliśmy się pod twierdzę Rozafa.


Po spojrzeniu na mapę bezbłędnie domyśliłem się momentu, kiedy zator się skończy: na skrzyżowaniu z drogą prowadzącą w kierunku Velipojë, głównej miejscowości wypoczynkowej w okolicy. Pół Szkodry w niedzielę zapragnęło pojechać nad morze i miasto stanęło. Głównym winowajcą byli jednak policjanci, kierujący ruchem na feralnym rozwidleniu - to kolejne potwierdzenie, że gliniarze, niezależnie od narodowości, tak się do tego nadają jak Pierce Brosnan do musicalu.

Nie wszyscy wytrzymali napięcie - stary biały opel usiłował mijać korek poboczem, ale dość szybko został zatrzymany przez radiowóz :D .

Zdecydowana większość samochodów skręciła na plaże, więc dalsza droga stała się znacznie bardziej luźna.


Co jakiś spotykaliśmy nagłe przeszkody: a to jakaś stłuczka, a to wesele, a to zawalidroga testujący nerwy innych użytkowników dróg. Mimo wszystko szybko dotarliśmy do Lezhy (Lezhë), miasta położonego niedaleko ujścia Drinu do Adriatyku.


Spoglądając na zegarek stwierdzam, że możemy na chwilę się tu zatrzymać. Poszukiwanie miejsca parkingowego poszło dość sprawnie, choć później okazało się, iż znajduje się na zakazie (co zostało powszechnie zignorowane przez innych kierowców).

Centrum Lezhy jest zadbane i sprawia dobre wrażenie. Przed socrealistyczną biblioteką stoją mniej lub bardziej dziwne rzeźby.


Na skwerach przystrzyżone trawniki, zieleni się trawa, cieszą oko kolorowe kwiatki. Trzeba jedynie uważać na odsłonięte studzienki.



Lezha to bardzo ważne miasto w albańskiej historii - w 1444 odbyło się w niej spotkanie przywódców klanów z całego kraju, na którym zapadła decyzja o podjęciu wspólnej walki z Turkami - powstała tzw. Liga z Lezhy. Na czele rebelii stanął Gjergj Kastrioti Skënderbeu, czyli słynny Skanderberg.

Po śmierci w 1468 roku został pochowany w miejscowym kościele św. Mikołaja. Po zdobyciu miasta przez Osmanów kościół przebudowano i zamieniono na meczet. Ten z kolei został zniszczony przez Envera Hodżę, a w resztkach murów, służących obu świątyniom, urządzono Mauzoleum Skanderberga.


Wokół rozciągają się ruiny systemu obronnego, który ciągnął się aż do zamku górującego nad miastem.



Wejście do mauzoleum chyba jest płatne, ale kasa znajduje się w sąsiednim muzeum. Gdy zaglądam do środka to nikt nie chce ode mnie biletu, tylko opiekun pyta się, w czym mi pomóc.


Grób Skanderberga jest symboliczny, bowiem Turcy wykradli kości bohatera i rozdzielili między siebie jako... talizmany. Nie przeszkadza to Albańczykom pielgrzymować tutaj niczym do Grot Watykańskich, fotografować się w każdej możliwej pozycji, pozować z żelaznym mieczem i herbem itp..


Oryginały należące do wodza znajdują się od kilku wieków w wiedeńskim muzeum, ale w 2012 roku na krótką chwilę powróciły do Ojczyzny.


Okolica mauzoleum to, oprócz starych murów i dział, budynki pomalowane na wszelkie kolory tęczy.


Pierwsza twierdza na wzgórzu powstała jeszcze w czasach Ilirów, potem rozbudowywali ją Wenecjanie i Turcy. Na wdrapanie się na nią nie starczy nam czasu.


Po drugiej stronie Drinu nowa cerkiew prawosławna. Nadal jesteśmy w rejonie, gdzie dominuje chrześcijaństwo, ale jego rzymska odmiana.


Po porannych chłodzie nie ma już śladu, choć 37 stopni nie jest tak męczące, jak upały kilku ostatnich dni. Mimo wszystko postanawiamy jeszcze poszukać jakieś lodziarni.


Pomnik Ligi z Lezhy. Choć ostatecznie po wielu latach sułtanom udało się w końcu zmiażdżyć albański opór, to Skanderberg stał się bohaterem narodowym, a jego walka ideologią, do której nawiązywały kolejne pokolenia. Chrześcijanie czczą go jako obrońcę wiary, dzięki któremu islam nigdy nie zapanował tutaj całkowicie. Z kolei dla muzułmanów jest symbolem związków Albańczyków z zachodnią Europą, zwłaszcza z papiestwem i Wenecją.


Przy lodziarni powietrze przecina huk, trąbienie i krzyki. Ulicą przejeżdża jeden z wielu orszaków ślubnych: goście machają flagami państwowymi, kamerzysta wygina się przez okno. Większość samochodów na włoskich, szwajcarskich i niemieckich blachach. To pewno ci Europejczycy od Skanderberga ;) .


Na rondzie znów policjant kieruje ruchem, ale tym razem udało mu się nie z powodować zbyt dużego burdelu.

Do Macedonii można jechać dalej na dwa sposoby: szybszym przez Tiranę, ale tą trasę w większości już zaliczyłem kilka lat temu. Wybieram więc opcję krótszą kilometrowo, ale bardziej czasochłonną, na wschód wzdłuż Gór Skanderberga (Vargmalet e Skënderbeut) oraz przez Góry Krowie (Mali i Lopës).


Z drogi prowadzącej w kierunku Kosowa odbijam na podrzędną SH6 i tu zaczyna się zabawa. Wita mnie "zamek".


Byłem ciekaw w jakim stanie jest ta trasa, bowiem w sieci nie potrafiłem znaleźć bardziej szczegółowych informacji; cóż, nie jest to popularny odcinek dla turystów.

Początki nie są złe: asfalt jest przyzwoitej jakości, ale trzeba uważać na dziesiątki zakrętów oraz tuneli. Płynąca w dole rzeka Mat w połączeniu z otaczającymi ją biało-zielonymi ścianami tworzy niesamowicie malowniczy krajobraz!





Następnie Mat się rozszerza w ramach sztucznego jeziora Shkopet (Liqen i Shkopetit).



I w tym momencie kończy się w miarę normalna jazda...


...a zaczyna się horror kierowcy. Potężne dziury, pozrywany przez naturę asfalt, kamienie... Ciągłe napięcie i wzmożona uwaga, bo za każdym zakrętem można na nas czekać kolejna niespodzianka. Prędkość spada do 20-30 km/h. Mamy próbkę jazdy po Albanii przed rozpoczęciem inwestycji w infrastrukturę drogową.


Na osłodę znów piękne widoki, których na tej trasie nie brakuje: kolejny sztuczny zbiornik na rzece Mat - jezioro Ulza (Liqen i Ulzës).



Góry i ich majestat.




Na poboczu co jakiś czas widać nagrobki. Nie symboliczne krzyże czy kołpaki samochodowe jak u nas, ale prawdziwe, standardowe nagrobki. Mijamy nawet jeden mały cmentarzyk. Ciekawe czy rzeczywiście chowano tutaj ludzi i czy były to ofiary wypadków, czy może osoby jakoś związane z okolicą?


Krótkie odcinki znośnej nawierzchni są brutalnie kończone dziurą albo asfaltem zerwanym aż do podłoża. W miasteczku Burrel poszli na całość i większość ulic wysypana jest kamieniami, ale to chyba przygotowania do jakiegoś remontu. Przy okazji zatrzymuję się i pytam o dalszą drogę, bo brak jakichkolwiek oznaczeń. Zaczepieni tubylcy mieszaniną albańsko-włosko-niemiecką i z pomocą rąk tłumaczą, gdzie mam jechać ;) .



Burrel był jedną z ledwie kilku miejscowości, przez którą przejeżdżaliśmy. Tereny te są mało ludne, a małe wioski pochowały się po bokach. Przed miasteczkiem o nazwie Bulqizë popełniam błąd, bo zamiast skręcić w nieoznakowaną drogę w lewo, to wybieram tą, która wygląda na główniejszą. W efekcie, zamiast przemknąć nowo wybudowaną obwodnicą, to ląduje na jakimś cygańskim osiedlu, gdzie jazda kończy się pod komórkami gospodarczymi autochtonów :D . Miny mieszkańców mówiły wszystko ;) .

Tu, po dwóch godzinach od wjazdu na SH6, szczęśliwie kończy się fatalny stan drogi. Kolejne kilometry to poprowadzony szeroką doliną nowy asfalt, po którym sunie się jak na skrzydłach.



Następnie znów występują odcinki z gorszą nawierzchnią, ale nie przeszkadzają aż tak bardzo. Na horyzoncie widać jeszcze większe góry z pasma granicznego o wysokości przekraczającej 2000 metrów.


W ostatniej wiosce po stronie albańskiej - Maqellarë - planuję zrobić jakieś zakupy. Przydałoby się nabyć jeszcze coś procentowego, ale w zasięgu wzroku mam tylko sklep hallal. To już trochę inna Albania, niż na wybrzeżu - muzułmańska i bardziej konserwatywna.

Zaglądam do środka. Prowadzi go potężny facet z wygoloną głową i solidną brodą, któremu pomagają dzieciaki. Córkę wsadził za kasę, ale resztę pieniędzy wydał mi osobiście, wyjmując je z jej rąk. Czy powodowane to było niechęcią do kontaktu latorośli z niewiernym czy zwykłą uprzejmością? Możliwe, że ta druga opcja, bo uśmiechnął się przy tym życzliwie. A skoro napitków nie kupiliśmy, to zaopatrzyliśmy się w kilka regionalnych produktów, które zjemy w kolejne dni.


Droga do granicy nie jest w ogóle oznaczona, ale domyślam się - i potwierdzają to miejscowi - iż na rondzie należy skręcić w prawo, na południe. Rzeczywiście po kilku kilometrach widzę skromny punkt odprawy granicznej. Albańczyk nie jest nami zbyt zainteresowany, przejeżdżamy niemal z marszu. Z Macedończykami nie będzie już tak szybko, gdyż przed nami kilkadziesiąt pojazdów.


Panuje lekki chaos, bo pogranicznicy wskazują ludzi do kontroli na oko, komuś coś się nie zgadza w dokumentach i blokuje całą kolejkę, ktoś inny się wykłóca. Kiedy przyszła nasza kolej (pół godziny oczekiwania) to funkcjonariusz ledwo rzucił okiem na papiery i machnął ręką.

Witamy w Macedonii. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że w opuszczanej Albanii nie widzieliśmy ani jednego bunkra! To prawie tak, jakby będąc w Polsce nie zobaczyć żadnego pomnika papieskiego!


Otaczający nas krajobraz nie uległ zmianie: z jednej strony góry, z drugiej strony góry.





Etnicznie również bez większych zmian: w tym rejonie Albańczycy stanowią większość. Widać to choćby po cmentarzach, gdzie nie tylko dominują albańskie nazwiska, ale również dwugłowy orzeł, będący albańskim godłem.


Debar (Дебар, alb. Dibër) to 74% Albańczyków i tylko 7% Macedończyków. Miasto ma typowy albański charakter i nawet na tablicach drogowych jako pierwsza występuje wersja albańska. To zmiana w porównaniu z moją poprzednią wizytą przed kilku laty, gdyż wtedy na pierwszym miejscu był zawsze oficjalny macedoński.

Przed nami ostatni odcinek tego dnia - w kierunku Jeziora Ochrydzkiego. Fajna droga przez większość czasu biegnąca wzdłuż brzegów Czarnego Drinu, na którym znajduje się (już trzeci dzisiejszego dnia) sztuczny zbiornik (Дебарско Езеро, Liqeni i Dibrës).


Jazda byłaby całkiem przyjemna, gdyby nie powiększający się cień i zawalidroga, której nie potrafię wyprzedzić przez cały odcinek górski!


Po godzinie 19-tej, już przy wieczornej szarówce, osiągamy nasz cel - znany nam obóz pionierów, czyli ośrodek skautowski nad Jeziorem Ochrydzkim.


Trochę się tu pozmieniało. W recepcji, zamiast starszych pań, siedzą nastolatki nieźle władające angielskim. Podczas poprzednich wizyt cudzoziemcy z EU wzbudzali zdziwienie: jak to, tutaj, u nas, w tych prymitywnych warunkach? Teraz już takiego zaskoczenia nie ma...
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2017-10-09, 20:44   

A ja przeczytałem Burdel zamiast Burrel :D
Droga fajna. Widokowa. Tylko trza było wziąć modnego SUVa, to byś nie narzekał :D
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8299
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-10-09, 20:51   

Jakbym miał modnego SUVa to bym ze wstydu nie wyjeżdżał z garażu :P
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2017-10-09, 20:56   

:ok
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5520
Wysłany: 2017-10-09, 21:11   

Pudelek napisał/a:
nie widzieliśmy ani jednego bunkra!

jak to???
w 2013 jeszcze były... wszędzie
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8299
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-10-09, 21:42   

Dalej pewnie są :) Ale Albańczycy powoli je wyburzają, co jest mało logiczne, skoro jednocześnie lansuje się je jako symbol kraju. Musiałem mieć pecha, żadnego nie widząc :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2017-10-10, 10:21   

W zeszlym roku bunkry jeszcze gdzieniegdzie byly, acz juz nie tak duzo jak w 2008.

Pudelek napisał/a:
Fajciło się w Czarnogórze nieustannie ;) Co najmniej jeden pożar był autorstwa obywatela RP, zaangażowanego katolika, który wyjechał z jakąś religijną wycieczką i, zgubiwszy się w buszu, wzniecił ogień, aby przywołać pomoc :D A że straty sięgnęły iluś tam wielu euro i ledwie opanowali ogień przed chałupami, to gościu siedzi w czarnogórskim pierdlu i wysyła listy do prezydenta, że został odcięty od rodaków, Kościoła i w ogóle z ofiary stał się kryminalistą...


Co oni brali na tej wycieczce??? :lol :lol :lol

Skadinad ciekawy sposob przywolywania pomocy :lol Cud ze sie koles sam nie zjaral!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2017-10-10, 10:24, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8299
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-10-11, 12:54   

Gdyby koleś sam się zjarał, to pewno ogłoszony zostałby męczennikiem za wiarę :lol
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
telefon 110 


Dołączył: 20 Wrz 2014
Posty: 2046
Wysłany: 2017-10-11, 13:44   

Pudelek napisał/a:
Gdyby koleś sam się zjarał, to pewno ogłoszony zostałby męczennikiem za wiarę :lol

Męczennicy za ekologię są bardziej na topie ?
http://www.fakt.pl/wydarz...l-wyspe/xff5lzl
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group