Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

W stronę ciepła - wakacyjna objazdówka po 10 krajach.

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-17, 22:58   

buba napisał/a:
Czyli co? Jacys Serbowie tam zostali i sporadycznie uzytkuja ta cerkiew? Ciekawe miejsce! Bo na oko jakby opuszczone ale to wnetrze sugeruje ze jednak nie... ze jednak ktos o to dba...

jakaś garstka na pewno. W Chorwacji mieszka jeszcze dość sporo Serbów (oczywiście mniej niż przed wojną), ale głównie wzdłuż granicy.

buba napisał/a:
Ooooo! Wieza kosciola w Sztabinie! Zdublowana na dodatek!

na szczęście widziałem ją tylko raz :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-18, 10:16   

Pudelek napisał/a:
jakaś garstka na pewno. W Chorwacji mieszka jeszcze dość sporo Serbów (oczywiście mniej niż przed wojną), ale głównie wzdłuż granicy.


A to ciekawe! Myslalam ze w ogole juz ich nie ma. Ze to tak jak Azerowie w Armenii - tylko na cmentarzu a i tak wypatroszonym. Albo w mega ukryciu. I co, ci Serbowie obecnie nie sa ofiarami jakis represji ze strony Chorwatow? Czy jakos odlozyli na bok stare urazy i sie dogadali, poki co..
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-18, 11:07   

Oficjalnie jest to mniejszość narodowa z przysługującymi im prawami. Choć np. w Vukovarze nie godzono się na podwójne nazewnictwo, bo zbytnio kojarzy się z serbskimi zbrodniami. Ogólnie myślę, że żyją w miarę normalnie, choć na pewno stare zadry zostały.

Według spisy Serbów jest niecałe 200 tysięcy, czyli około 4% społeczeństwa. W 21 gminach język serbski jest także urzędowym. Dla porównania - przed wojną było ich ponad pół miliona.
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2019-10-18, 11:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-20, 17:45   

Tuzla to trzecie największe miasto Bośni i Hercegowiny, najważniejszy ośrodek w północno-wschodniej części kraju. Jednocześnie leży na uboczu wielkich dróg i tras wędrówek turystów, choć niektórzy zaglądają tutaj na kompleks słonych jezior Pannonica. Czy są też inne miejsca, które zainteresują cudzoziemca? Zobaczymy.

Nocleg zaklepałem w dzielnicy Paša bunar, oddalonej o kwadrans piechotą od centrum. Na podwórzu wita nas kot i szybko wskakuje na maskę. Drugi pieszczoch czai się w środku i tylko czeka na mizianie :) .



Okolica to rzędy domów jednorodzinnych, sypiące się warsztaty i horyzont pełen jugosłowiańskich bloków. Podobnie jedna z dwóch głównych ulic - Rudarska. Proza normalnego miasta bez upiększeń pod turystów. Lubię po takich chodzić.





Niedaleki stadion Tušanj pomieści 7 tysięcy widzów. Swoje mecze rozgrywa na nim FK Sloboda Tuzla, bez oszałamiających sukcesów w lidze bośniackiej.


Na jednym ze skrzyżowań straszy wieżowiec z powybijanymi oknami, częściowo spalony. To dawny budynek władz regionalnych, zniszczony podczas zamieszek w 2014. Mieszkańcy BiH, wspólnie i niezależnie od narodowości, protestowali przeciwko korupcji, bezrobociu i złej sytuacji gospodarczej. Gmachu nie wyremontowano, problemów nie rozwiązano. Na dole ktoś wypisał sprajem hasła przeciwko nacjonalizmowi (podziały partyjne w Bośni idą zazwyczaj według kryteriów etnicznych).



Po chwili jesteśmy już na skraju starówki. Obok ronda stoi kolorowa brama do medresy Behram-beg, szkoły muzułmańskiej założonej w XVII wieku.


Ulice Starego Miasta nie są odpicowane jak w niektórych miejscowościach, ale nie widać też sypiących się ruder. Są po prostu zwyczajne, toczy się na nich normalne życie mieszkańców. Nie pamiętam, czy spotkaliśmy jakiś zagranicznych turystów.



Główny plac to Trg Slobode. Pełno na nim kawiarenek i restauracji. Od południa zamyka go długi budynek z czasów austro-węgierskich (o nazwie Barok), od wschodu meczet Hadži Hasana z 1548 roku.



Skoro jesteśmy na Bałkanach, to wypadałoby zjeść pierwszą bałkańską kolację, czyli oczywiście ćevapćici :). Znaleźliśmy dość sympatyczny lokal (co nie było łatwe - dominują te z kuchnią międzynarodową i sieciówki), gdzie mięso podawali nie osobno, ale w bułce. Smaczne, choć pieczywo trochę za bardzo ociekało tłuszczem.


W pewnym momencie rozległo się wycie z meczetów. Ustało i nagle na stołach pojawiły się... popielniczki. Allah pozwolił zakurzyć.

Po zmroku zwiększa się liczba przechodniów. Klimat orientalny, ale kobiet w chustach czy workach okrywających całe ciało prawie nie było, naliczyłem w sumie kilkanaście.


Do niedawna Tuzla była miastem mocno wymieszanym narodowościowo. Niecałą połowę stanowili Boszniacy, pozostałą mniej mięcej po równo "Jugosłowianie", Chorwaci i Serbowie. Dziś procent Boszniaków wynosi już ponad 70%, ilość Chorwatów jest podobna, natomiast kilkukrotnie spadła liczba Serbów, a Jugosłowianie zniknęli w mrokach dziejów...

W czasie wojny Tuzla miały dwa znaczące wydarzenia. W maju 1992 roku oddziały opuszczającej miasto Jugosłowiańskiej Armii Ludowej wpadły w zastawioną na nich pułapkę. Na jednym ze skrzyżowań otworzono do nich ogień z okolicznych bloków i domów. Żołnierze nie mieli szans, zginęło ich około setki. Prawdopodobnie dowództwo jugosłowiańskie uzgodniło wcześniej z władzami bośniackimi wolną i bezpieczną ewakuację z Tuzli, więc atak ten można potraktować jako zbrodnię wojenną. Zasadzka została sfilmowana z pobliskiego balkonu. O tym międzynarodowe media raczej nie trąbiły.

Serbowie zemścili się okrutnie w maju 1995. Wystrzelony z daleka pocisk artyleryjski zabił na deptaku 71 osób, a ponad 200 zranił. O tej tragedii przypomina pomnik w jednej ze ścian.


Trochę się jednak zagalopowali z tym określeniem "serbscy faszyści". W czasie wojny bałkańskiej wszystkie strony oskarżały się o bycie faszystami i praktycznie wśród wszystkich takowi występowali (zwłaszcza wśród Chorwatów zafascynowanych ustaszami), ale nie były to postawy dominujące.

Idąc rano na zakupy przyglądam się mijanym budynkom. W świetle słońca lepiej widać ślady po walkach, chyba nie domu od nich wolnego.




Tym razem do śródmieścia podjeżdżamy autem, aby jeszcze co nieco zobaczyć. Parkuję przy centrum handlowym, gdzie muszę ogarniać się od Cyganów oferujących jakieś swoje tajemnicze usługi. Obok płynie Jala o zapachu ścieku. A za nią po lewej spory dom spokojnej starości w stylu jugosłowiańskiego modernizmu.



Wspominałem o meczecie przy rynku. W Tuzli jest ich sporo. Najciekawszy - Kolorowy (Šarena džamija) - jest w remoncie i prawie go nie widać zza rusztowań. Z kolei meczet Turala-bega, zwany też "Polskim", tak wyremontowano, że sprawia wrażenie nowego, mimo, iż wybudowano go w 1572 roku. Obok istnieje niewielki cmentarz.



Wdrapuję się na niedalekie boisko, gdzie dwóch chłopaków widząc aparat przerywa grę w kosza i chowa się do cienia. Z tyłu zielenią się kopuły cerkwi prawosławnej z końca 19. stulecia. Wnętrza bogate.



Przemykamy ulicami, które dopiero zaczynają się zaludniać. Tuzlanie i Tuzlanki kręcą się głównie przy piekarniach, gdzie i my kupujemy coś na drogę. Tutejsze budynki to mieszanina czasów Habsburgów, królewskich, Tito i współczesnej bezpłciowości. Natomiast w parku można obejrzeć kilka pomników ku czci bośniackich jednostek walczących z Serbami.



Policjant chyba czekał na okazję, bo nikogo nie zatrzymywał, a później już go nie było :D .


Opuszczając miasto mogłem zadać sobie pytanie: czy warto odwiedzić Tuzlę? Tak, jeśli jesteśmy w pobliżu albo wylądowaliśmy w niej samolotem i mamy trochę wolnego czasu. Zobaczymy wtedy bośniackie miasto nie nastawione na masowy ruch turystyczny. Ale jechać tutaj specjalnie? Raczej nie.

Przed nami ponad setka kilometrów do stolicy. Bośniackie drogi są zazwyczaj jednopasmowe, kręte i pełne ciężarówek oraz zawalidrogów. Zapomnijmy o szybkiej jeździe.


Są także widokowe, ponieważ dość często przejeżdżamy przez jakieś pasma górskie lub w ich pobliżu.


Kladanj, miasteczko pośrodku niczego.


Kolejne widoki: pofałdowane pola i góry.




Dobry humor psuje mi... kara za sikanie koło drogi! Już dość długo miałem potrzebę, ale nigdzie nie było możliwości skoczyć w krzaczki: albo przepaść albo skalna ściana albo domy. Oczywiście zapomnijmy o normalnych toaletach. Wreszcie skończyły się góry, zjechaliśmy w szeroką dolinę, więc zatrzymałem wóz i poszedłem na bok. A tu niemal od razu pojawia się radiowóz. I awantura, że tak nie można, że naprzeciwko mieszka kobieta, którą oburzyłem i zadzwoniła po policję. Pogratulować szybkości: ledwo wyciągnąłem przyrodzenie, a baba mnie widzi, dzwoni na komisariat i ci zjawiają się po 10 sekundach! Cud!

Oczywiście chodziło o łapówkę, bośniaccy policjanci nią nie pogardzą. Rzucili kwotę 200 marek, astronomiczną. Pewnie są jakieś przepisy odnośnie oddawania moczu, ale biorąc pod uwagę częstotliwość występowania takich sytuacji, to ewidentnie panowie chcieli dorobić. Skończyło się na stówie, czyli i tak dwustu złotych! Potem jeszcze pytali się, gdzie pracuję. Może zastanawiali się czy nie zwiększyć albo obniżyć stawki?

Dalej pojechałem wściekły. Podczas ostatniej wizyty w Bośni także miałem przygodę z miejscowymi gliniarzami i wtedy jedyny raz w życiu zapłaciłem mandat jako kierowca. Wykroczenie było bardzo wydumane...


Przed Sarajewem ruch się znacząco zwiększa, na skrzyżowaniach tworzą się regularne zastoje. Na rogatkach stoję w korku... Stolicę zwiedzałem już kiedyś dokładnie, dziś chciałem zobaczyć co tam się pozmieniało. I poprawić sobie humor po spotkaniu z mundurowymi!

Jako brama powitalna służy wieża kompleksu olimpijskiego. Pięć kół, symbol Igrzysk '84 i znaczek McDonald'sa. Stare i nowe. Gdyby dodali jeszcze ślady po kulach to byłby komplet.


Plan wizyty w Sarajewie może storpedować rzecz prozaiczna: brak miejsc parkingowych! Wszystko totalnie zajęte, zarówno te bezpłatne, jak i płatne. Parkingi wyświetlają czerwone komunikaty, że nie mają nic wolnego. Postoju na zakazie nie będę ryzykował, jednak opłata administracyjna na dzień wystarczy.

Okrążam całą starówkę wewnętrzną obwodnicą. Nic! Byłem już przekonany, że przyjdzie obejść się smakiem, aż znajduję wolne miejsca obok budynków rządowych. Tyle, że to ze 2 kilometry do Starego Miasta.

Po drugiej stronie drogi wyróżnia się żółta sylwetka hotelu. Wybudowano go na igrzyska jako siedzibę olimpijskich dostojników.


Zapisał on swój niechlubny udział w początku oblężenia Sarajewa. W kwietniu 1992 roku hotel był w rękach Serbów (konkretnie serbskich polityków), a na ulicami dookoła niego odbywała się wielotysięczna pokojowa demonstracja zwolenników pokoju. Snajperzy ulokowaniu na dachu otworzyli ogień, zginęły dwie dziewczyny. Mordercy uniknęli kary: zostali złapani, ale potem wymieniono ich na jeńców. Śmierć młodych kobiet jest uznawana za początek walk o miasto, a one same jako jego pierwsze cywilne ofiary zabite z rąk żołnierzy (choć prawdopodobnie nie jest to prawda).

Ponieważ Serbom nie udało się zająć Sarajewa, więc wycofali się na okoliczne wzgórze. To naprawdę całkiem blisko nas. Mieli ulice jak na dłoni, mogli strzelać jak do kaczek.


Co czuje człowiek mierząc w kierunku osoby idącej na zakupy, wracającej z pracy albo szkoły? Nie, źle zadane pytanie. To nie jest człowiek...

Serbowie za pierwszą martwego cywila uznają Nikolę Gardovicia. Jego śmierć wydarzyła się w jeszcze bardziej makabrycznych okolicznościach: na początku marca tego samego 1992 roku na Baščaršiji, czyli starówce, odbywał się ślub. Goście państwa młodych szli w tradycyjnym orszaku między dwoma cerkwiami, niosąc ze sobą flagi narodowe. To popularna tradycja utrzymywana do dzisiaj. Pech chciał, że akurat trwało referendum niepodległościowe, które Serbowie zbojkotowali, a starówkę zamieszkują głównie muzułmanie. Tłum ludzi z serbską flagą został potraktowany jako prowokacja. Ojciec świeżo upieczonego męża był "mistrzem ceremonii", więc na nim skupił się atak wściekłych Boszniaków - śmiertelnie ranny zmarł w karetce, flagę spalono. Ledwo z życiem uszedł pop. Wesele zmieniło się w pogrzeb... Jako sprawcę zabójstwa zidentyfikowano mało znanego lokalnego gangstera - tacy zawsze wypływają na powierzchnię podczas wojen. W czasie oblężenia objawił się jako bohaterski żołnierz (wielu się z tą tezą nie zgadzało), w dodatku podobno był znajomym bośniackiego prezydenta, więc włos mu z głowy nie spadł.
Piętnaście lat po krwawym weselu nieznany napastnik zastrzelił go przed wejściem do mieszkania.


Sarajewskie róże - wypełnione czerwonym materiałem ślady po pociskach w miejscu, gdzie ktoś zginął. Coraz ich mniej. Miasto się rozwija, patrzy w przyszłość, może nie chce dbać. Warto jednak ciągle o tym przypominać, zwłaszcza teraz, gdy tępy nacjonalizm podnosi w Europie głowę coraz wyżej!


Ale dość o wojnie, w końcu Bośnia to nie tylko trupy i ruiny! Obok budynku Zgromadzenia Federalnego ustawiono kopię stećaka - kamiennego średniowiecznego nagrobku.


W parkometrze wrzuciłem monety na 2 godziny postoju, więc za dużo czasu nie mamy. Szybkim krokiem ruszamy w stronę ścisłego centrum.

O, tego budynku na pewno ostatnio nie było!


Bulwar wzdłuż rzeki Milcjacki, przy której kawałek dalej zamordowano arcyksięcia Ferdynanda.


Odkrywka archeologiczna w miejscu dawnego meczetu. Zburzono go w 1947 roku.


Na końcu ulicy katolicka katedra Serca Jezusowego. Wzniesiona za czasów Austriaków.


Dugi Bezistan - tureckie targowisko z XVI wieku. Część nie przetrwała, część istnieje do dzisiaj.


I wreszcie Baščaršija. Teoretycznie słowo to oznacza główny bazar, ale w praktyce jest synonimem całej sarajewskiej starówki. Turyści są nią zazwyczaj zachwyceni, ja nie. Owszem, ładna, ale jak dla mnie za bardzo wypicowana i do bólu komercyjna. Znacznie bardziej podobała mi się kiedyś muzułmańska dzielnica Skopje. Skoro jednak dzisiaj jesteśmy tutaj, to nie będę narzekał.




Tłumy ludzi, jak zawsze. Niektórzy odwracają się albo zasłaniają twarze, gdy robię zdjęcia, nie chcą aby ich uwieczniać. A najbardziej widoczna zmiana, to ta w ubiorze: jest o wiele więcej pozakrywanych kobiet niż 7 lat temu! Sporo z nich to zapewne turystki z krajów arabskich, lecz większość, jak sądzę, posiada obywatelstwo BiH. Niekoniecznie muszą to być Słowianki - w czasie wojny zjechali się liczni mudżahedini i już zostali. Nie chciano, a po trosze bano się ich wyrzucać. Narzucają otoczeniu swoją wersję radykalnego islamu, rekrutują ochotników do świętych wojen, a czasem sami biorą w nich udział. Ich kobiety obleczone w czarne worki posłusznie drepczą za swoimi panami i władcami. Autochtonki noszą tylko chusty albo kolorowe szaty zakrywające ciało.

Nadal dominuje europejski styl ubierania, ale tak na oko 1/3 albo i więcej nosi się już po muzułmańsku. Postępująca islamizacja jest widoczna gołym okiem...

Dla odmiany niektóre turystyki paradują w tym stylu:


Holenderka, z tego co pamiętam. Przyjaciela wśród Arabów znalazłaby bardzo szybko.

Przemykamy obok meczetów. Podwórza są pełne, ale drzwi zamknięte dla niewiernych.


Serce Baščaršiji - kamienno-drewniana fontanna Sebilj.


Pora zrobiła się obiadowa. Wstępujemy do pobliskiej knajpki. Pomysł wydaje się głupi, bo to najbardziej komercyjna okolica miasta, ale w tym lokalu ceny są przystępne, a jedzenie smaczne. Wybieramy tradycyjny posiłek.


Teraz w pośpiechu z powrotem do auta, bo zegar tyka.

Gdzieś po drodze - Al Jazzera. Coś jak "katolicki głos w twoim domu".


Zdążyliśmy kilka minut przed upływem czasu :D . Pozostało wyjechać z miasta... Korki w niektórych kierunkach masakryczne, na szczęście na naszej trasie tylko umiarkowane. Do zobaczenia, Sarajewo.

Duże ośrodki zostały za nami. Teraz tylko wioski, a najczęściej przyroda. Najbliższy cel to granica z Czarnogórą. A co dalej, to zobaczymy, bo stolicę opuściliśmy znacznie później, niż zakładałem.

Drogi znowu są widokowe i kręte. Trzeba uważać na obsypujące się kamienie, które potrafią zakryć cały pas.





Dość często widzę panów sikających na poboczach. Mam ochotę zwolnić, otworzyć okno i zawołać:
- Uwaga na policję!

Kilkukrotnie przecinamy wewnętrzną granicę. Z terytorium muzułmańsko-chorwackiego (tam leży większość Sarajewa) wjechaliśmy do Republiki Serbskiej. Po około 10 kilometrach znowu zaczyna się Federacja Bośni i Hercegowiny, a po minięciu jednej wioski ponownie witają Serbowie. I oni już zostaną do opuszczenia kraju.
To efekt czystek etnicznych. Jeszcze w czasach nieboszczki Jugosławii większość (z niewielką przewagą, ale zawsze) stanowili na tych ziemiach Boszniacy. Pozbyto się ich dość skutecznie, choć nie całkowicie.

Serbskość podkreśla cyrylica używana na oficjalnych tablicach, a na znakach drogowych umieszczona przed alfabetem łacińskim. Jednak można to trochę potraktować jako urzędową demonstrację, bo już napisy "cywilne" zawieszone na sklepach, domach, ogłoszeniach są głównie w łacińskiej wersji.



Ostatnia bośniacka miejscowość, którą można określić jako wioskę, a nie skupisko kilku domów, to Brod (Брод). Zatrzymuję się na stacji benzynowej i napełniam bak tanim paliwem. Muszą mieć dobrej jakości benzynę, bo w kolejne dni nawet na ciężkich dla samochodu drogach spalanie przypomina jazdę po płaskim...


Drina, dopływ Sawy.


Do granicy jeszcze 20 kilometrów, z tego 3/4 to intrygujący odcinek. Opisywany często na forach, blogach i wspomnieniach jako horror, tragedię, "można wpaść w przepaść" albo z drugiej strony jako ciekawa i widokowa przygoda. M18 to jednocześnie trasa międzynarodowa E762, która zmienia się tutaj w wąską, ledwo zdolną do przejechania "dróżkę". Przynajmniej tak ją reklamują. No to zobaczymy, sam jestem ciekaw!

Początek normalny, potem pojawia się ostrzeżenie.



Faktycznie, zaczynają się jakieś wykopki, w poprzek łacha piachu, a asfalt zwęża się na szerokość jednego samochodu. Zatrzymuję się na zrobienie zdjęcia, dogania mnie jakiś Anglik i pyta, czy to na pewno właściwy kierunek na Czarnogórę.
- Oczywiście, przecież to jest szosa europejska - odpowiadam z uśmiechem. Ten również się śmieje, choć nie wiem, czy nie wziął tego jako żart.

Jedziemy dalej. Trochę zakrętów. Spaść w przepaść nie ma gdzie. Ruch minimalny, a jak coś jedzie, to obok asfaltu jest sporo utwardzonego pobocza, nie ma problemów z mijaniem się. No, chyba, że z naprzeciwka idzie krowa, która ani myśli ustąpić!


Mijam osadę domków letniskowych. Oprócz tego prawie brak oznak cywilizacji. Cały czas utrzymuję skupienie, bo spodziewam się, że w każdej chwili może zacząć się ten fatalny odcinek z przeszkodami...


No i doczekałem się. Budek pograniczników! To już koniec! Rozglądam się zawiedziony, czekałem na jakieś emocje i nic.



Fakt, jechałem wolno, bo 15 kilometrów pokonaliśmy w pół godziny, ale z tego sporą część zajęło robienie zdjęć. Doczytałem, że ów "horror" trochę poszerzono, bo kiedyś podobno wyglądał gorzej. Ale dzisiaj? Rozczarowanie :| .

Na przejściu jesteśmy prawie sami. Odprawa u Bośniaków błyskawiczna, potem wjeżdża się na słynny metalowo-drewniany most, na którym potrafią tworzyć się korki. Też podobno, bo ja nie mogę tego potwierdzić.


astępnie stromy podjazd pod górę i budka Czarnogórców. Też bardzo szybko i, o dziwo, wbijają pieczątki do paszportów. Zatem znowu witamy w Montenegro :D .

Droga u Czarnogórców jest znacznie lepszej jakości. I bardziej malownicza, bowiem prowadzi głębokimi kanionami wzdłuż Pivy, która razem z Tarą tworzy w okolicach przejścia granicznego Drinę. Jest już późno, więc słońce tutaj nie dociera, ale i tak jedzie się nią z przyjemnością. Po jednej stronie mamy ściany Durmitoru, po drugiej pasma o złożonej nazwie Bioć/Maglić/Volujak/Vlasulja (choć w miejscowych źródłach pojawia się tylko Volujak).





Przekraczamy zaporę i Piva zmienia się w Pivsko jezero. Robi się jeszcze piękniej i szerzej, więc przebija się także trochę promieni słonecznych.







Myślałem, że to zatoka, lecz w rzeczywistości stamtąd płynie Piva.


Nocleg zaplanowałem w Plužine, leżącym nad samym zbiornikiem. To chyba jedyna miejscowość nad wodą w okolicy. Plužine spełnia rolę centrum turystycznego (przy stałym zaludnieniu 1300 mieszkańców) i miało posiadać kemping. Niestety, ten okazuje się już nie istnieć. Klops.

I co teraz? Wkrótce zrobi się ciemno, niezbyt odpowiada mi jazda przed siebie w poszukiwaniu kolejnego pola namiotowego. Aby rozbić się na dziko trzeba by chyba wyjechać wyżej w góry, gdzie jest więcej przestrzeni.

Postanawiamy pokręcić się po miasteczku i wkrótce dostrzegam na niektórych domach napisy собе albo zimmer czy rooms. Zajeżdżamy do jednego położonego prawie przy samym brzegu, w którym działa również restauracja. Pewnie, można nocować, dwupokojowy "apartament" z balkonem za 10 euro od osoby. Meble z czasów Tito i toaleta na korytarzu (ale tylko dla nas, bo jesteśmy jedynymi gośćmi), co zupełnie nam nie przeszkadza. Nie namyślamy się nawet sekundy. To znacznie lepsza opcja niż kombinować z namiotem, zwłaszcza, że pod wieczór temperatura mocno spada.

Za oknem mamy wulkan :P . To prawdopodobnie góra Suvor (wysokość 1994 metry n.p.m.), którą bardzo upodobała sobie chmurka.


W restauracji na parterze gra serbska telewizja (w tej części kraju przeważają Serbowie), a ceny - jak na Czarnogórę - są umiarkowane. Zamawiamy skromny zestaw kilku przekąsek na kolację. Pychota! Dla lepszego trawienia wypijam też symboliczny kieliszek rakiji.


Udane zakończenie udanego dnia i nawet cholerny mandat już tak nie denerwuje :) .
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2019-10-20, 17:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-10-20, 19:07   

Ja nie pojmuję jak można było się tak mordować...zawsze mnie zastanawia, kiedyś kule latały, teraz się toczy normalne życie...ta wojna na mnie zawsze większe wrażenie robi niż II WS.
Wiem, że każda ze stron będzie się wybielała, ale chyba Serbowie to najbardziej sobie złą sławę wyrobili...

A trasa horror, jak większość dróg w zadupiach Polski.
Fajnie widokowe rejony.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-20, 19:15   

laynn napisał/a:
Wiem, że każda ze stron będzie się wybielała, ale chyba Serbowie to najbardziej sobie złą sławę wyrobili...

Serbowie faktycznie popełnili najwięcej zbrodni i te najbardziej spektakularne, ale żadna ze stron nie ma czystych rąk. Tyle, że opinia publiczna w Europie i na świecie od początku była nastawiona antyserbsko i zdawała się nie zauważać zachować Boszniaków i Chorwatów.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-10-20, 19:22   

Cytat:
ale żadna ze stron nie ma czystych rąk

Dlatego nie napisałem, że to Serbowie są najgorsi.
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5518
Wysłany: 2019-10-20, 20:20   

Ten most nad Pivą jest cudny, tylko w słońcu ;)





_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-10-20, 20:21   

sprocket73 napisał/a:
most nad Pivą jest cudny, tylko w słońcu

Woow.
Siadam nad mapę by trasę na przyszłe wakacje obmyśleć :)
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-24, 17:24   

Widok z balkonu w Plužine jest niczego sobie :) .


W tym odcinku nie będę nudził historią i polityką, opisywał kolejnych mordów i tragedii. Skupimy się na pejzażach :D .

Pivsko jezero to największy sztuczny zbiornik Czarnogóry. Jego budowę zakończono w 1975 roku, zalało one wówczas stare Plužine, które trzeba było przenieść wyżej. To dlatego w miasteczku nie ma obecnie żadnych wiekowych obiektów.

W budynku po prawej chyba też oferowali noclegi ;) .


Wody zniszczyłyby także zabytkowy monastyr Piva, więc rozebrano go i... złożono z powrotem w innym, bezpiecznym miejscu.



Woda w zbiorniku jest bardzo czysta i bogata w ryby. Sprzyja też rekreacji, na turystów czekają łódki, choć nie wiem czy dzisiaj ktoś się na nie skusi...


Wahałem się nad wyborem dalszej trasy: jechać, jak wczoraj wieczorem, wzdłuż Pivy, zobaczyć wspomniany monastyr i potem już w kierunku atrakcji w głębi kraju albo wrócić się kilka kilometrów i przejechać przez góry. Ostatecznie zwyciężyła opcja numer dwa i był to doskonały pomysł!


Kawałek dalej na północ od Plužine, gdzie znajduje się most nad Pivą płynącą od wschodniej strony, należy skręcić w boczną drogę zaczynają się na skraju tunelu. A potem zaczynają się ostre podjazdy w górę i liczne zakręty. Droga jest stosunkowo szeroka, auta zazwyczaj się miną, ale lepiej nie szarżować; trzeba uważać na kamienie, no i w tunelach nie ma światła, zostają tylko reflektory.





Co jakiś czas z boku znajduje się trochę pobocza, na którym można się zatrzymać i spojrzeć w dół oraz dookoła. A potem zbierać szczękę z ziemi...



W oddali Plužine.


Jadę trochę wyżej. Stamtąd zerkam także w kierunku północnym.




Jeszcze wyżej...


Ostatni punkt z widokiem na Pivsko jezero. Przepięknie!


Droga, którą jedziemy, oznaczona jest numerem R-16 (mapy.cz), P-14 (google maps) albo jeszcze inaczej. Nie ma to większego znaczenia, ponieważ nie sposób jej przegapić z głównej szosy biegnącej w dolinie wzdłuż rzeki. Problem pojawia się później, bowiem co jakiś czas zdarzają się skrzyżowania. Rzecz jasna bez żadnych tabliczek, a odnogi wyglądają tak samo. Bez GPS-a jest ciężko, na szczęście można zasięgnąć języka od ludzi jadących z naprzeciwka. Jedni pokierowali mnie na skrót, którego chciałem uniknąć, bo wiedziałem, że jest on wąski. No i oczywiście na tym odcinku musiałem trafić na półciężarówkę, z którą mijaliśmy się na centymetry :D .

Przejazd skrótem nie trwa długo, las nagle się kończy i wyjeżdżamy na otwarty teren! To zupełnie inny klimat niż jeszcze chwilę wcześniej!





Jesteśmy w Durmitorze. Zdjęcia tego nie oddadzą, ale ogrom otaczającej nas przestrzeni robi niesamowite wrażenie, które potęguje dość silny wiatr. Temperatura od razu zaczęła spadać. Na razie jesteśmy na wysokości 1300-1400 metrów, lecz już widać, że wkrótce będziemy się wspinać.


Dołączyliśmy ponownie do głównej drogi. Po bokach znajdują się rozrzucone pojedyncze gospodarstwa, jest też coś wyglądającego na ichniejszy PGR. Wszystko to składa się na wioskę Pišče, liczącą 84 dusze.





Na jednym z winkli zatrzymuje się wóz jadący z góry. Okienko się otwiera i Czech po polsku pyta się mnie... jak najlepiej wrócić do domu :D . Tymczasem krajobraz ciągle się zmienia - szerokie wyżynne łąki zaczynają ustępować skałom, ale całkowicie pola nie oddadzą.




Przekroczyliśmy granicę Parku Narodowego Durmitor, przejeżdżamy także obok charakterystycznego "okna", przy którym mogą fotografować się turyści. Jest tu tak pięknie, że człowiek naprawdę nie wie w którą stronę patrzeć i czym się zachwycać!




Odizolowane gospodarstwa pasterskie. Słychać szczekanie psów, czasem wycie bydła czy innych czworonogów...


Choć stad nie trzeba szukać aż tak daleko - w kilku miejscach pasły się przy samej drodze, a psy... pilnowały je na swój sposób. Myślicie, że się ruszyły widząc samochód? Gdzie tam! :D


Zdjęcie jak z folderu automobilistów :P . Próbowałem zidentyfikować górę widoczną w tle - być może to Raklje (2159 m.).



Sylwetki budzą respekt.


Myślałem, że ładniej już tu być nie może, ale myliłem się! Za pewnym zakrętem wyłoniło się coś takiego:


Dwa prawie bliźniacze szczyty: Zupci (po lewej - 2148 m.) oraz Sedlena Greda (2227 m.). A na prawo od nich Izmećaj z imponującą zachodnią ścianą. Kompozycję dopełniają pasterskie chaty, pasące się konie i owce. Szkoda jedynie, że zdjęcia robione pod słońce...




Na kolejnym wirażu stoi drewniane okienko podobne do tego, które spotkaliśmy wcześniej. Wyrastają takie wszędzie jak grzyby po deszczu. Tło faktycznie jest zacne, natomiast reszta średnio się zgadza...


Sedlo to sedlo. Teoretycznie chodzi o przełęcz, lecz ta nie jest w tym miejscu, ale na lewo od kopców. Z drugiej strony na niektórych mapach nazwą "Sedlo" oznaczono Sedleną Gredę! Podana lokalizacja to już w ogóle jakieś kuriozum, gdyż pod tym adresem jest zbocze jakiegoś innego szczytu przy końcu parku narodowego kilka kilometrów od nas! No i "Wild Beauty" już nie takie dzikie przy tej kompozycji...

Okno wydaje się także granicą natężenia ruchu turystycznego. Do tej pory mijaliśmy się z autami jadącymi z naprzeciwka, czasem ktoś jechał również w tę strony co my, ale było tego na tyle niewiele, że aby zrobić zdjęcie innym samochodom to musiałem chwilę się naczekać. Tu jest inaczej - na poboczu stoi kilka pojazdów. Co chwilę podjeżdża jakiś van z zagraniczną grupą. Niektórzy robią zdjęcia i od razu wracają, inni zakładają małe plecaki i zaczynają schodzić w dół. Zapewne są to zorganizowane wycieczki z Žabljaka, czarnogórskiego Zakopanego (jak wiadomo Zakopane jest tak znane na całym świecie, że każde państwo ma swoje własne :D ).


Tak więc ruch się zwiększył, lecz nadal nie są to jakieś przytłaczające nas tłumy. Ciągle można cieszyć się otaczającą nas przyrodą - jedni robią to ze stoickim spokojem, inni wręcz fruwają ze szczęścia :D .



Okno jest nową inwestycją, jeszcze niedawno stało tutaj tylko kilka drewnianych ławek. Usiąść na nich to czysta przyjemność.




Na następnym odcinku zatrzymuję się kilkukrotnie aby spojrzeć za siebie.





Wreszcie docieramy do przełęczy Sedlo. 1907 metrów i to najwyższe miejsce, gdzie można dojechać samochodem (i prawdopodobnie mój rekord wysokości w tym roku). Tam ruch turystyczny się kumuluje - stoją zaparkowane auta ludzi podziwiających widoki i tych, którzy rozpoczęli pieszą wędrówkę. Wiele osób rusza stąd na Bobotov Kuk. Szkoda, że nie ma na to czasu...

Temperatura spadła do 12 stopni, wieje jak cholera. Dla porównania - w niższych częściach kraju słupek na termometrze przekraczał 30-tkę...


Panoramy z przełęczy w kierunku zachodnim. Bosko!





Kręta główna droga asfaltowa i dochodzące boczne, nieutwardzone. Prowadzą do chatek użytkowanych przez pasterzy, choć podobno przy niektórych z nich są oficjalne miejsca do spania dla turystów, jakieś prymitywne pola namiotowe. Niektórymi gruntówkami można zjechać aż do dolin poza teren parku, ale to raczej nie dla zwykłych samochodów.


Zupci na wyciągnięcie ręki. Po drugiej stronie trochę dalej Uvita greda (2199 m.).



Z przełęczy zaczniemy zjazd w dół, na wschód. Też ładnie, choć słońce zaczynają powoli zakrywać obłoki.

Piękna stercząca skała na końcu to... Stožina :D 😛.



Jeszcze raz Uvita greda: w wersji kompletnie słonecznej i ze skradającymi się chmurami.



Na Stožinę nie prowadzi żaden oficjalny szlak i wygląda na to, że końcówka wejścia to byłaby niezła wspinaczka.


Zjeżdżając szybko tracimy wysokość i chłoniemy ostatnie krajobrazy odkrytych terenów.



Po prawej stronie ciągnie się Pošćenska dolina z kilkoma wyschniętymi jeziorkami. Strumienie je zasilające chyba także są okresowe. Wśród kamieni posilają się wychudzone krowy.


Chwilę potem pojawiają się pierwsze lasy, a także ośrodek z drewnianymi domkami do nocowania.


Zjechaliśmy w rozległą dolinę. Wioski u stóp Durmitoru są niewielkie, liczą kilkudziesięciu lub nieco ponad setkę mieszkańców (przeważnie Serbów). Składają się na nie mniej lub bardziej podobne do siebie dacze z trójkątnymi dachami. Część pewno wynajmowana jest turystom.


Na jednym ze skrzyżowań mylę się i zamiast skręcić jadę prosto, a w ten sposób jeszcze przez chwilę spoglądam na szczyty za oknem.


A później bajka, niestety, powoli się kończy... Od wschodu góry obiega droga M-6, główna arteria tej części Czarnogóry. Szeroka, bardzo dobrej jakości. Wjeżdżamy na nią i kierujemy się na południe, do serca kraju. Ciągle podziwiamy kształty Durmitoru (choć kolory przez szybę już inne).


Dwukilometrowy tunel Ivica symbolicznie wyznacza granicę pasma. A za nim czekają już inne góry i inne widoki...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9369
Wysłany: 2019-10-24, 17:46   

Promujesz Śląsk za granicą?

Klimat zupełnie inny, góry piękne, fale pagórków u stóp wielkiej góry ... Super.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-24, 18:47   

Adrian napisał/a:
Promujesz Śląsk za granicą?

oczywiscie :)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-10-24, 21:29   

Pudel pozamiatałeś tą częścią!
Widoki bajeczne!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-29, 10:53   

Cytat:
Opuszczając miasto mogłem zadać sobie pytanie: czy warto odwiedzić Tuzlę?


Podoba mi sie klimat tego miasta wiejacy z twojej relacji! Jak bym choc odrobine znala lokalny jezyk i mogla pogadac z ludzmi w knajpie czy w zaulku - to bym tam walila jak w dym! Jedno jest pewne ze jakbym sie kiedys miala zabrac za nauke jakiegos jezyka to jakis "jugoslawianski" stalby wysoko na liscie moich priorytetow.. Acz one sie chyba dosyc od siebie nawzajem roznia?



Cytat:
Dobry humor psuje mi... kara za sikanie koło drogi! Już dość długo miałem potrzebę, ale nigdzie nie było możliwości skoczyć w krzaczki: albo przepaść albo skalna ściana albo domy. Oczywiście zapomnijmy o normalnych toaletach. Wreszcie skończyły się góry, zjechaliśmy w szeroką dolinę, więc zatrzymałem wóz i poszedłem na bok. A tu niemal od razu pojawia się radiowóz. I awantura, że tak nie można, że naprzeciwko mieszka kobieta, którą oburzyłem i zadzwoniła po policję. Pogratulować szybkości: ledwo wyciągnąłem przyrodzenie, a baba mnie widzi, dzwoni na komisariat i ci zjawiają się po 10 sekundach! Cud!


Pudel! Butelka! Albo miseczka! Lejesz w aucie (facetowi latwiej) i wysiadasz zeby wylac zawartosc naczynia. Chocby w centrum miasta! Za wylewanie "wody" z butelki nikt mandatu nie wlepi, chocby to srodek rynku byl! :D

Cytat:
Co czuje człowiek mierząc w kierunku osoby idącej na zakupy, wracającej z pracy albo szkoły? Nie, źle zadane pytanie. To nie jest człowiek...


Albo tego , do ktorego celuje, nie uwaza za czlowieka, tylko traktuje go tak jak ty celujac kapciem w szerszenia czy komara... I on to dokladnie czuje co ty wtedy.. Wiele razy slyszalam taka odpowiedz gdy zadawalam ludziom niewygodne pytania...

Cytat:
Niektórzy odwracają się albo zasłaniają twarze, gdy robię zdjęcia, nie chcą aby ich uwieczniać


A juz myslalam ze tylko ja mam takie doswiadzcenia i widze takie zmiany...

Cytat:
Do granicy jeszcze 20 kilometrów, z tego 3/4 to intrygujący odcinek. Opisywany często na forach, blogach i wspomnieniach jako horror, tragedię, "można wpaść w przepaść" albo z drugiej strony jako ciekawa i widokowa przygoda


Ludzie strasznie lubia naginac rzeczywistosc i podkrecac emocje. Albo nadzwyczajniej boja sie wlasnego cienia i robia z igly widly. Wiele razy czytalam o strasznej trasie w Gruzji, ktora jakies dzielne terenowki pokonaly balansujac na granicy zycia i smierci.. I co? okazalo sie ze skodusia przejechala a jedno co jej moglo grozic to ugrzezniecie w glinie..

Cytat:
Na przejściu jesteśmy prawie sami. Odprawa u Bośniaków błyskawiczna, potem wjeżdża się na słynny metalowo-drewniany most, na którym potrafią tworzyć się korki. Też podobno, bo ja nie mogę tego potwierdzić.


Jak ekipa jedzie w 10 aut i kazdy wyjdzie sobie zrobic selfi? To korek na pol dnia! :D

O i ciesze sie ze w koncu wjechales do mojego ulubionego bałkanskiego kraju!:) Mam nadzieje ze troche tam zostaniesz!

Cytat:
W budynku po prawej chyba też oferowali noclegi ;) .


O! Wiem kto by z tej oferty skorzystal! :D

Cytat:
Wreszcie docieramy do przełęczy Sedlo. 1907 metrów i to najwyższe miejsce, gdzie można dojechać samochodem


To chyba to miejsce gdzie chcielismy dojechac ale kiedys zatrzymal nas majowy snieg.. BO chyba tylko jedna jest taka "wysoka" asfaltowa trasa dla aut przez Durmitor?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2019-10-29, 10:56, w całości zmieniany 5 razy  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-10-29, 11:25   

buba napisał/a:
Jak ekipa jedzie w 10 aut i kazdy wyjdzie sobie zrobic selfi? To korek na pol dnia!

Poszukałem na google tego mostu i tam widać korek :D

https://www.google.pl/map...0!7i8192!8i4096
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - manga