Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

W pogoni za cykadami (2022)

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-13, 19:56   

Granicę przekraczamy mostem na Dunaju (kolejnym na tym wyjeździe), położonym między miejscowościami Calafan a Vidin. Korek tirów do granicy zaczyna się jakieś 10 km przed mostem. Jednolity pociąg kontenerów. Na granicy stoimy z godzinę lub dłużej, bo nie wiedzieć czemu wywrotki, lawety pełne aut albo coś na kształt stara, wszystko co nie jest tirem, stoi na pasie dla osobówek i go tarasuje. Babka z okienka mówi do nas po polsku. Nie wiem czy bułgarscy pogranicznicy mają obowiązkowy kurs naszego języka, ale wygląda to dziwnie. I to już drugi raz mamy taki przypadek. Kabak wreszcie jest zachwycony, że na granicy coś się dzieje. Już od początku wyjazdu dopytuje się nas kiedy będzie granica, ale taka normalna. Wygląda na to, że ta bułgarska spełniła jej oczekiwania :) Nawet pytali co mamy w torbach i mogła pokazać wszystkie swoje maskotki!

Za mostem sprawa z tirami wygląda jeszcze makabryczniej - korek wypełnia całą obwodnicę Vibinu i sięga aż po Dunavci. Tiry wyłączają z ruchu cały jeden pas drogi na przestrzeni kilkunastu kilometrów. Z tego powodu policja kieruje ruchem i puszcza raz jednych, raz drugich. Stoją więc też korki zwykłych aut, które blokuje policja. Normalnie cyrk na kółkach. Próbujemy odbić na boczne drogi i objechać ten cały kociokwik, ale okazuje się to nie być najlepszym pomysłem. Wiele tirów też wpadło na ten pomysł i spotkało się ze swoimi pobratymcami jadącymi z przeciwka. Droga wąska, wiec mijanka się nie udała, jedna naczepa wpadła do rowu. Nie ma opcji przejechać, trzeba wracać do głównej drogi, częściowo tyłem i zdać się łaskę policyjnej nawigacji.

Tiry mają blachy z połowy Europy, ale nie tylko, Azerbejdżan, Kazachstan też widzieliśmy. Najwięcej jest chyba tureckich, austriackich i ukraińskich. Polaka wypatrzyliśmy tylko jednego. Wykorzystując bezczynność w korku mył tira wodą z rowu. Mopa przywiązał do kilkumetrowego kija. Nie wiem jak tir, ale on sam był umyty dokumentnie.

Z tymi tirami był naprawdę jakiś armagedon! W kolejnych dniach, już wiele dziesiątków kilometrów od granicy, znów widzieliśmy całe ich gąsienice po horyzont. Zawczasu policja ustawiały tiry sunące ku granicy w ogromne kolumny, ale tam gdzie akurat są drogi dwupasmowe, szerokie pobocza albo jakieś parkingi. Mogli opuszczać te miejsca dopiero, gdy gdzieś dalej zrobiło się miejsce. Całkiem mądre rozwiązanie, aby uniknąć zakorkowania całego kraju.



Nie wiem dokładnie jaka była przyczyna tego zagęszczenia ciężarówek. Obiło sie nam o uszy, że są obecnie utrudnienia w transporcie na Morzu Czarnym, inni mówili o zmianie przepisów i sposobu kontroli na granicach, co powoduje duże opóźnienia.

Na obrzeżach wioski Sratsimir mijamy ogromne, opuszczone silosy, do których przytyka wieżowiec.





I wszystko otwarte na oścież, można wejść do środka budynków, wspiąć się schodami na samą górę silosa! Witamy w Bułgarii!!! W kraju, gdzie praktycznie w każdej wsi można by przez dwa dni zwiedzać opuszczone miejsca. Gdybyśmy zatrzymywali się przy każdym interesującym budynku, to nad morze nie dojechalibyśmy za pół roku ;) Zdajemy sobie z tego sprawę, acz z drugiej strony mam też świadomość, że każde z tych setek miejsc, gdyby było u nas, stanowiło by rewelacyjny pomysł na wycieczkę weekendową!





No ale co jak co - silosów odpuścić sobie nie możemy. Widok z góry jest fajny, ale potwierdza nasze najgosze obawy - tam gdzie jedziemy horyzont jest czarny. Nosz k...!!! Jechać ponad 1500 km na południe, żeby ci zaś dolało????



Tereny, przez które jedziemy (główną drogą nr 1!) są przestrzenne, puste i jakby wyludnione. Mijamy kolejne wioski, które wyglądają często na niezamieszkałe. Domy sprawiają wrażenie jakby ktoś pół roku temu zamknął je na klucz i zniknął. Ulicami tylko przedburzowy wiatr miecie liśćmi czy styropianowymi kubeczkami po kawie, które tutaj jest chyba w modzie wywalać z okien samochodu. Aut też nas mija niewiele. Od kiedy zniknęły tiry (a w którymś momencie się zdematerializowały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki), całą szosę mamy praktycznie dla siebie. I teraz pytanie - czy tutaj naprawdę jest pusto? Czy tu właśnie jest normalnie, a to my zamieszkując obecną Polskę mamy przekręcone postrzeganie rzeczywistości. Bo u nas obecnie wieś czy miasteczko = ciągłe remonty, wizgi kosiarek, ujadanie psów, 5 trąbiących aut siedzących w zderzaku i ludzie biegający w kółko jak nakręceni. Obecność niezniszczonych drzew, wyższej trawy czy nie śmierdzącej świeżą farbą elewacji podświadomie postrzega się jako atrybuty miejsca zapomnianego i opuszczonego. Jedziemy więc rozglądając się wokoło, wsłuchując w dzwoniącą w uszach ciszę, przenikając wzrokiem ten bezmiar spokoju i zastanawiając się po raz kolejny czy istnieje rzeczywistość obiektywna, czy wszystko jest jedynie kwestią porównania z czymś innym i wybrania punktu odniesienia.

Ogólnie więc mówiąc - już trzeci raz jesteśmy w Bułgarii (poprzednio w 2005 i 2016 roku) i niezmiennie się nam tu podoba! No ale świat rajem nie jest i zawsze coś musi być do dupy, a dziś ten punkt wzięła na swoje barki pogoda. Do Belogradczika wjeżdżamy już w szarościach i potokach deszczu.

Na biwak mamy upatrzone dwa miejsca za miastem. Pierwsze jest super, ale zachciewa się nam oglądać i drugie. Drugie miejsce okazuje się być totalnie beznadziejne, a dodatkowo busio prawie grzęźnie w świeżo utworzonej przez opad mazi koloru ceglastego. Ponad kilometr wracamy na wstecznym. Rozkładamy się pod wcześniej upatrzonym dębem, przy wiacie z kominkiem i huśtawką na drzewie i zachodzimy w głowę co nam w ogóle odbiło, że mogliśmy próbowac szukać innego miejsca, gdy to jest idealne.





Tymczasem w kółku busia coś zaczyna bardziej stukać. Może opona jest uszkodzona? Od teraz codziennie ją oglądamy, analizując rysy czy istnienie potencjalnych wybuleń. Jedno jest pewne - jazda tyłem po grząskiej glinie nie wpłynęła korzystnie na kondycję biednego busia. Widocznie busio popiera maksymę: "ni szagu nazad" i bardzo nie lubi się cofać ;)

Cały wieczór leje. Jak w Karpatach... Ale fakt - jest o niebo cieplej, można chodzić w bluzie. W tej chwili deszcz nas bardzo nie martwi, mamy miejscówkę, gdzie możemy palić ognisko pod dachem. Pieczemy więc grzanki i gotujemy kilka czajników herbaty.





Po wieczornych deszczach przychodzi słoneczny poranek. Możemy więc w pełni docenić w jak ładnym miejscu przyszło nam dziś nocować!





W czasie śniadania odwiedza nas takowy jegomość. Kabak karmi go serem tzn. próbuje, bo jegomość jeść nie chce...



Czasem trzeba też znaleźć chwilę na porządne sprzątanie i trzepanie dywanów ;)



Idziemy na spacer w skałkowate tereny położone nad naszym biwakowiskiem. Są cudne, rude i puste. Mijamy kilka dogodnych punktów widokowych niespapranych barierkami. Każdy może podejść do przepaści na tyle blisko, na ile ma potrzebę i chęci. Taka drobna rzecz a zwraca uwagę i bardzo cieszy. I nic nie zasłania krajobrazu!





Ciekawe mają tu kształty skałek. Wszędzie można się dopatrywać jakiś gęb, dziwnych zamków, zaklętych w kamień światyń - lub co tam komu akurat w danym momencie po myślach chodzi. Kabak np. twierdzi, że dużo formacji przypomina kupę.













Dalszy plan tworzą wyższe, lesite góry. Z tej odległości sprawiają wrażenie dzikich i nie porytych działalnością człowieka. Czy tak jest w rzeczywistości? Może kiedyś będzie okazja sprawdzić. To chyba Stara Planina, pasmo, które się ciągnie przez całą Bułgarię.







Ścieżki też mają tu ceglasta barwę! Nawet te w lesie!







Jedna z bardziej urokliwych półek skalnych - duży taras cały pokryty porostami o aromacie tymianku. Tu robimy pierwszy popas.



A drugi pod taką pionową skałką. Zbyt duża ilość ładnych miejsc powoduje kłopoty z wyborem ;)



Widziana z bliska struktura skałek - kamyczki pozlepiane gliną. Do wspinaczki toto się raczej mało nadaje ;)





Krajobraz na tej trasie ma raczej mało kolorow, dominuje rudość skał i zieleń dębów. Acz czasem trafi się żółty, pachnący dywan.



Gdzieniegdzie między skałami majaczą dachy jakiś niewielkich zabudowań, wiejskie chatki albo bacówki?



Jest też widoczna jakaś wypaśna knajpa.



Ciepłym słoneczkiem cieszymy się z godzinę czy dwie. Powoli horyzonty granatowieją i nadciągają kolejne burze. Góry w oddali spowijają juz mgły. Chmury wirują, powietrze co chwilę rozcinają błyskawice, a echo wśród skał powtarza łoskot grzmotów. Fajnie jest! Zwłaszcza jak całe widowisko jest wciąż daleko, a nam dogrzewają w kupry ciepłe promienie.








Potem jedziemy do miasteczka. Po drodze mijamy wozy wracające z sianokosów.





Jak na miejsce bardzo turystyczne to Belogradczik prezentuje się nadpodziw sympatycznie. Wiele elementów zabudowy wkomponowane jest pomiędzy skałki.







Mają tu też betonowy pomnik, który wącha swoją rękę.



Zarosłymi schodami wspinamy się pod mury twierdzy.





Na zboczach dominują gliniane, wiejskie chatki.







Widoki z góry pokazują, że to całkiem spora miejscowość.





Taki zestaw kempingowy to ja rozumiem! :)



Przed nami twierdza Kaleto, zbudowana jeszcze w czasach rzymskich. W kolejnych wiekach była rozbudowywana, a ostatni raz wykorzystywana zgodnie z wojennym przeznaczeniem była w XIX wieku. Miejsce wydawało się idealne do celów obronnych - naturalne, kilkudziesięciometrowe skały ułatwiały zagospodarowanie terenu i utrudniały włażenie osób niepowołanych. Murami musieli wzmocnić jedynie niektóre części wzgórza.





Kamienie obrobione ręką człowieka świetnie wkomponowano w otoczenie - i kolorem i formą pasują tu jak ulał!









Na twierdzy nie mamy już słonka. Burzowe chmury podlazły bardzo blisko. Nie wiemy ile mamy jeszcze czasu zwiedzania na sucho.... Może pół godziny, a może 5 minut? Przyjemniej by się wygrzewać na ciepłej skale, ale niezaprzeczalne jest, że granat przewalających się chmur i smugi zlew znaczących horyzont znacznie zwiększają koloryt i atmosferę takich miejsc.

















I może właśnie dlatego, że pogoda oględnie mówiąc "nie jest idealna", na twierdzy jest w miarę pusto? Może też dlatego z praktycznie wszystkimi innymi bywalcami skał nawiązujemy jakieś miłe interakcje? Mijamy wycieczkę szkolną z Sofii, klasa 4. Tu głównie nasze żabie czapki budzą furorę, pożyczamy je więc kilku dzieciakom do zdjęć. Pani wychowawczyni jest chyba na nas trochę zła, bo planowała szybką ewakuację klasy z zamku zanim zacznie lać, a tu się napatoczyli jacyś debile w zielonych czapkach i wszystkie misterne plany legły w gruzach.

Jest też para na romantycznej randce. Bułgar i Rosjanka. Poznali się na Tinderze. Są też austriaccy emeryci, którzy miesiąc temu kupili kampera i wyruszyli w świat na wycieczkę beż powrotu - bo mieszkanie już sprzedali. A poza tym to tylko skały i pioruny. Polujemy na fotki z błyskawicą, ale one nie chcą współpracować. Na dodatek zaczyna lać. Zwijamy się w dół i chowamy pod parasole i zadaszenia budek z pamiątkami. Skutkuje to dwoma butelkami domowego wina i dwustronnym różówym jednorożcem ;)

Kolejną falę zwiększenia opadu przeczekujemy w niedokończonym domu z cegły - zaraz pod murami twierdzy. Miejsce przestronne, suche i co wręcz dziwi - bardzo czyste. Nie ma żadnych śmieci. Jakby tu nikt nie bywał, nie ma nawet ściennych napisów!









Po drodze mijamy tinderową parkę. Babeczkę chyba bardzo cieszy ciepły deszcz, bo rozebrała się juz do stanika i tańczy wśród padających kropli. Może ona jest z jakiegoś Norylska i napawa się tym, że świat może być taki nielodowaty? Jej znajomy też się cieszy, acz mam wrażenie, że mniej deszczem, a bardziej widokiem roznegliżowanej koleżanki.

Na wyjeździe z miasteczka zaglądamy na jeszcze jeden punkt widokowy. Skąpane w deszczu skały, mgły w oddali i woda zalewająca obiektyw.







W samym tym Belogradcziku można by spędzić tydzień i łazić po tych skalnych pagórach! Trochę nam więc żal opuszczać to miejsce, ale wzywają kolejne, niegorsze! Patrzymy więc w dal nieco tęsknie jak ten skalny ludek i... suniemy ku kolejnym przygodom!








cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-10-13, 20:15   

buba napisał/a:
Nie wiem dokładnie jaka była przyczyna tego zagęszczenia ciężarówek. Obiło sie nam o uszy, że są obecnie utrudnienia w transporcie na Morzu Czarnym, inni mówili o zmianie przepisów i sposobu kontroli na granicach, co powoduje duże opóźnienia.

moim zdaniem główna przyczyna to sprawa prosta: pogranicznicy. Przecież mówimy o granicy dwóch krajów unijnych, to tak jakby nagle zaczęli kontrolować wszystkie tiry między Polską a Czechami! Tu już nie ma sprawdzania, czy towar oclony, bo albo jedzie z innego kraju unijnego albo został sprawdzony na zewnętrznych granicach Unii, więc kontrolę można byłoby mocno uprościć. Jeśli tworzą się TAKIE korki, to znaczy, że zawinił czynnik ludzki. Ja rok temu te granicę przekraczałem w miarę sprawnie, ale np. czytałem w internecie, że dzień później na moście w Ruse ludzie stali po kilka-kilkanaście godzin! Co się zmieniło? Obsada na bramkach kontrolnych...

Cytat:
I teraz pytanie - czy tutaj naprawdę jest pusto?

też uważam, że bułgarska prowincja jest wyludniona. Ale ja się nie dziwię - kto mógł, to dawno stamtąd spieprzył

Na twierdzę są dalej bilety czy bezpłatna? Mnie też się bardzo podobała
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-14, 08:54   

Pudelek napisał/a:
też uważam, że bułgarska prowincja jest wyludniona. Ale ja się nie dziwię - kto mógł, to dawno stamtąd spieprzył


Wszedzie ciezko zyc na zadupiu, acz u nas w miejscach gdzie nie ma ani pracy, ani szkoly, ani nawet sklepu ludzie dalej siedzą i wyją kosiarką. A potem dojezdzają do roboty po 50 km i wiecej, generując ruch na drogach. Wiec to chyba cos innego niz tylko kwestia perspektyw w danym miejscu.

Pudelek napisał/a:
Na twierdzę są dalej bilety czy bezpłatna? Mnie też się bardzo podobała


Nadal są bilety. Ale na szczescie nie ma obowiazkowego przewodnika ;)

Cytat:
moim zdaniem główna przyczyna to sprawa prosta: pogranicznicy. Przecież mówimy o granicy dwóch krajów unijnych, to tak jakby nagle zaczęli kontrolować wszystkie tiry między Polską a Czechami!


No ale tam nie ma szengen wiec kontrole na granicy wewnatrzunijnej sa zachowane, nawet dla normalnych ludzi, wiec moze dla tirów tez?

Z drugiej strony - teraz by nagle wszystkim pogranicznikom odbilo aby zaostrzyc kontrole? A wygladalo jakby ilosc tych tirow byla czyms co ich przerosło i bardzo zaskoczylo.

Cytat:
Jeśli tworzą się TAKIE korki, to znaczy, że zawinił czynnik ludzki. Ja rok temu te granicę przekraczałem w miarę sprawnie, ale np. czytałem w internecie, że dzień później na moście w Ruse ludzie stali po kilka-kilkanaście godzin! Co się zmieniło? Obsada na bramkach kontrolnych...


Acz to tez prawda. Mysmy wracali przez Ruse i wrąbaliśmy sie w taka bramke, gdzie w ogole sie korek nie posuwal. A bramki obok jechaly normalnie. Dopiero po pol godzinie stwierdzilismy ze trzeba sie wycofac i ustawic na koncu innej kolejki. I to byl bardzo dobry pomysl, bo 10 minut i juz bylismy po kontroli. A tamci stali dalej...
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-10-14, 08:57, w całości zmieniany 5 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-10-14, 13:55   

buba napisał/a:
Wszedzie ciezko zyc na zadupiu, acz u nas w miejscach gdzie nie ma ani pracy, ani szkoly, ani nawet sklepu ludzie dalej siedzą i wyją kosiarką. A potem dojezdzają do roboty po 50 km i wiecej, generując ruch na drogach. Wiec to chyba cos innego niz tylko kwestia perspektyw w danym miejscu.

może w Polsce ludzie są bardziej zaradni? Może więcej z nich woli dojeżdżać niż żyć z socjalu? Bułgaria to w końcu najbiedniejszy kraj EU i ten stan raczej nie wziął się z przypadku...

buba napisał/a:
No ale tam nie ma szengen wiec kontrole na granicy wewnatrzunijnej sa zachowane, nawet dla normalnych ludzi, wiec moze dla tirów tez?

Z drugiej strony - teraz by nagle wszystkim pogranicznikom odbilo aby zaostrzyc kontrole? A wygladalo jakby ilosc tych tirow byla czyms co ich przerosło i bardzo zaskoczylo.

kontrole oczywiście są, ale one powinny być prowadzone raczej symbolicznie, bez żadnego trzepania, bo to teren wewnątrzunijny. Może faktycznie więcej ciężarówek teraz ruszyło przez Turcję, ale ja zawsze powtarzam, że korkom na granicy zawsze winny jest człowiek. Bo skoro już te ciężarówki raz porządnie skontrolowano, to po co druga mocna kontrola? Jak było na granicach rumuńskich w stronę Węgier? Bo jeśli tam nie było takich kolejek, to znaczy, że prawdopodobnie winni byli Bułgarzy...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-14, 15:07   

Pudelek napisał/a:
może w Polsce ludzie są bardziej zaradni? Może więcej z nich woli dojeżdżać niż żyć z socjalu? Bułgaria to w końcu najbiedniejszy kraj EU i ten stan raczej nie wziął się z przypadku...


No niestety nie było nigdzie mozliwosci pogadac z miejscowymi o problemach bułgarskiej prowincji, bariera językowa robi swoje... :(

Pudelek napisał/a:
kontrole oczywiście są, ale one powinny być prowadzone raczej symbolicznie, bez żadnego trzepania, bo to teren wewnątrzunijny. Może faktycznie więcej ciężarówek teraz ruszyło przez Turcję, ale ja zawsze powtarzam, że korkom na granicy zawsze winny jest człowiek. Bo skoro już te ciężarówki raz porządnie skontrolowano, to po co druga mocna kontrola? Jak było na granicach rumuńskich w stronę Węgier? Bo jeśli tam nie było takich kolejek, to znaczy, że prawdopodobnie winni byli Bułgarzy..


W strone Węgier nie pamiętam żadnych korkow. Moze bułgarscy pogranicznicy zamiast odprawiac ciężarowki siedzą i się uczą polskiego ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-16, 20:14   

Suniemy przez uśpione, skąpane w deszczu wioski, Izvos, Borovica. Tylko oburzone koty z ociekającym futrem przemykają przez drogę. Kolejnym bardzo dużym plusem Bułgarii jest powszechna dostępność otwartych kontenerów na śmieci. W Polsce to na każdym wyjeździe mamy ogromny problem co zrobić z naszym cieknącym i zaczynającym śmierdzieć workiem. Podrzucać na osiedlach pod kratę? Rozpruć i wciskać w wąskie szczelinki parkowych czy przystankowych kubełków? Tu tego problemu nie ma - śmietników jest więcej niż ludzi. Nie ma też problemu z ich znalezieniem - czasem wręcz stoją na środku szosy.



Na główną drogę włączamy się w miasteczku Rużnici. Tu też jest pusto. Jakby ktoś pstryk! i wyłączył ruch! Wręcz się zastanawiamy czy nie przegapiliśmy jakiegoś zakazu wjazdu, objazdu czy informacji po bułgarsku, że poruszający się tu śmiałkowie zaraz wpadną w czarną dziurę.

Bułgarskie drogi mają też to do siebie, że omijają centra większych miejscowości. Szukanie sklepu według zasady "jak zobaczymy sklep to się zatrzymamy" musiałoby się skończyć śmiercią głodową. Sklepu nigdzie nie ma w zasięgu wzroku, a kilometry lecą. Decydujemy się więc zjechać do Montany i tam aktywnie takowego poszukać. Tak Montana! Przed oczami zaraz staje mi opuszczony dom pod Lewinem Brzeskim i koczująca tam ekipa niedoszłych autostopowiczów! ( https://jabolowaballada.b...puszczonym.html ) Ależ to było miłe spotkanie!

Montana wita nas blokowiskami utopionymi w deszczu.



Lokalny market też sprawia wrażenie nieco opuszczonego. Jestem jego jedyną klientką. Market widmo! Tylko znudzony personel dłubie w zębach. Przyćmione światło, w połowie tylko zapełnione półki i pustka... Był kiedyś w Polsce taki sklep - Lider Price się nazywał i on właśnie tak wyglądał. A może tylko oddział bytomski? ;) Uwielbiałam do niego chodzić, często zaglądałam tam wracając ze szkoly. Nawet nie żeby coś kupić, ale powłóczyć się po ledwo oświetlonej hali fabrycznej między stalowymi półkami i czasem natknąć na porzucony wózek widłowy.

Za Montaną ktoś włączył ruch. Teraz nerwowość na drodze stara się odkuć za cały spokój jaki towarzyszył nam od rana. Jadąc w kierunku Vracy cały czas mamy na dupie rozpędzonego tureckiego tira, który trąbi, miga światłami, a kierowca chyba już się porobił w portki z oburzenia, że ktoś śmie jeździć w porywach osiemdziesiątką. Kilkakrotnie zjeżdżamy na pobocze czy w zatoczki autobusowe, aby tych oszołomów przepuścić - niech jadą sobie w cholere! Acz prawie natychmiast pojawiają się następne ciężarówki - i to zupełnie identyczne! Biały tir na tureckich blachach z wyrywnym debilem w środku. Ile takowych przepuściliśmy? 5? 10? A źródełko nie wysycha i ciągle wypluwa kolejnych... Wiele jest takich momentów w życiu, gdy teoria symulacji i poczucie bycia na planie gry komputerowej zdaje się bardziej pasować do okoliczności, niż taka rzeczywistość o jakiej się powszechnie mówi...

W tle zaczynają się pojawiać skaliste góry, które od czasu do czasu rozświetla słońce.







Jedna z wielu ruinek na obrzeżach Vracy.



Przez miasto przemykamy kierując się na Zgorigrad i malownicze białe zbocza. Przy serpentynach nad jedną z dolin stajemy na nocleg. Towarzyszy nam pasterz z owcami i kozami.



Część z tej chudoby to chyba jakieś skrzyżowanie z dzikimi kozicami, bo wspinaczka na pionowe skały nie stanowi dla nich problemu. Przynajmniej za naszego pobytu żadna nie spadła, a chyba grały tam w berka ;)



Jest to jedno z bardziej widokowych miejsc, gdzie przyszło nam biwakować na tym wyjeździe. W kategorii kwiecistych łąk też miałoby wysoką pozycję!











Siedzi tu w krzakach blok betonu, jakby dawna podpora jakiegoś masztu? Ktoś fajnie ustylizował to na domek!





Za stolik służy nam taki punkt.



Oprócz beczenia i dzwoneczków towarzyszą nam oczywiście tutułowe cykady. Również echo gdaczących kur ze Zgorigradu niesie się wsród skał. Wieczór mija nam na degustacjach pamiątek z Belogradczyka.



Rano budzimy się w chmurach. Jak zupełnie inaczej wygląda to miejsce! Tak jakby góry były dwa razy wyższe i bardziej przepaściste. Jest w nich jakaś tajemniczość i niedostępność (której wczoraj zdecydowanie nie było ;)







Śniadanie zjadamy w busiu. Wiata niestety przecieka. Deszcze w Bułgarii są nagłe i niesamowicie obfite. Idziesz do kibla zadowolona, że akurat nie pada i nagle w jednej sekundzie włącza się wodospad nad twoją głową. Wracasz w postaci całkowicie wykąpanej. Albo wyjmujesz z busia torbę, aby ją przełożyć w inne miejsce i pstryk! chowasz już całkowicie ociekająca. Tak... Spalone słońcem, wygrzane suchorośla mówili... Trudne do wytrzymania upały na tym strasznym południu... Bez klimy zdechnąć można... Jasne... Jak tak dalej pójdzie to będzie trzeba webasto nocami odpalać... I kupić nowe parasole, bo te co mamy już nam połamał wiatr...

Na wyjeździe z miasteczka żegna nas takowy betonowy jegomość w kasku.



Gdy wyjeżdżamy z Vracy w kierunku północnym rzuca się nam w oczy wieżowiec, którego stan zarośnięcia i szarości okien sugeruje, że obiekt ten może nie być używany. Tak trafiamy, zupełnym przypadkiem, w miejsce zwane Studencki Grad. Jest to cały kompleks, który był (lub miał być) miasteczkiem akademickim, ale coś poszło nie tak.

Nasza przygoda z tym miejscem zaczyna się od opuszczonej pętli trolejbusów.







Gdzieś w oddali przeziera zamglone miasto.



Część tutejszych budynków czy placów zajmują obecnie jakieś warsztaty, złomowiska czy magazyny, ale na szczęście ich pracownicy nie należą do osób wścibskich i nadgorliwych - zajmują się swoją robotą, a co dzieje się poza zakładem im przykładnie wisi. Zwiedzamy więc swobodnie i nikt nam nie zakłóca sielanki dnia dzisiejszego.

Zaraz obok stoi ów wieżowiec - obecnie zamieszkany chyba tylko przez gołębie. Ich gruchanie aż dudni po okolicy, bo ogromny, pusty budynek działa jak głośnik!













Różne detale zaobserwowane w najbliższej okolicy.







Dogodnych wejść do środka nie namierzamy. Jedne drzwi sprawiają wrażenie niezamkniętych, ale przy próbach otwarcia na więcej niż 5 cm okazują się być zatarasowane od środka pryzmą dziesięciu stołów. Bywają otwarte okna, ale na pierwszym piętrze, co przekracza nasze umiejętności teleportacji. Większość okien parteru ma kraty.





Ale wejść się da, co kilka miesięcy później udowodnił kolega Piotrek! (pozdrawiamy!! :)

Poniżej kilka zdjęć zrobionych przez Piotrka. Z dachu wieżowca - za dnia:



I nocą.



Widok z dachu na inne opuszczone budynki Studenckiego Gradu.



Zdjęcia z wewnątrz wieżowca:





My tymczasem, nie mając sukcesów w przenikaniu do wnętrz wieżowca, postanawiamy odwiedzić kolejne budynki. Są mniejsze i przypominają szkoły, sale gimnastyczne, a między nimi rozciagają się zarastające boiska.









Każde okno inne!



Tu kiedyś trzymano jakieś zwierzaki.



Życie jak widać toczy się nadal, więc być może dalej te sale gimnastyczne służą za obory? ;)



Wokół całego kompleksu wije się droga z połamanego asfaltu, przebijając się przez zielony tunel.





Oczu jednak nie należy wznosić zbyt wysoko, bo teren jest pełen otwartych studzienek kanalizacyjnych. Jazda przypomina więc slalom gigant z gałęziami drapiącymi w dach i włażącymi przez okna. Dzień dzisiejszy nauczył nas, że nie należy jeść kanapek w samochodzie przy otwartych oknach. Kabakowi gałąź wyrwała z rak kanapkę! Ja wiem, że są na świecie mięsożerne rośliny, ale żeby porywały chleb z kiełbasą?? Skandal! I to takie okazy wśród roślin ruderalnych? Jak to podróże kształcą, również w dziedzinie botaniki! :P

Nie udaje się jednak objechać terenu dookoła - przed nami rozłozyła się kałuża wielka jak jezioro, rozlewająca się na całą drogę. Woda jest mętna i dosyć głęboka, a co gorsza nie widać ile na jej dnie jest otwartych studzienek... Zawrócić w owym tunelu nie bardzo się da, zwłaszcza krowiastym busiem. Przychodzi się cofać - już trzeci raz na tym wyjeździe. Toperz chce mi urwać głowę, że znowu wpuściłam nas w maliny - i to takie dosłowne. Kolczaste krzaki z czerwonym owocem również tu występują.

Ufff... Busio wyjechał i nic sobie nie urwał! Obiecujemy sobie, że na jakiś czas damy sobie spokój z opuszczonymi. Ale zapominamy, że to Bułgaria, tutaj się tak po prostu nie da! ;)


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14352
Wysłany: 2022-10-18, 18:45   

buba napisał/a:
A i busio rozpada się grzecznie, dopiero w drzwiach warsztatu wiejskiego mechanika - czyli jak za starych dobrych lat!


buba napisał/a:
Gdzieś na tym etapie podróży pojawia się pierwszy nieśmiały problem z busiowym kółkiem. Na jednym z długich zjazdów zaczyna śmierdzieć. Zatrzymujemy się. Kółko jest gorące, felga dosłownie parzy.


buba napisał/a:
Wiem ze niedlugo potem zaczely byc problemy z łożyskami (z których pod koniec wyjazdu jedno totalnie sie rozpadło) i z takim drążkiem na ktorym się trzyma koło, ktory ostatecznie pękł


Itd.

Jesteście potencjalnymi sprawcami wypadku drogowego.

No ale po co mieć wyobraźnię ... Busio jest extra.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14352
Wysłany: 2022-10-18, 18:47   

Pudelek napisał/a:
Samolot z ostatniego zdjęcia wydaje się znajomy


Ale ten MIG - 21 jest pięknie pomalowany.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-10-19, 12:51   

Dobromił napisał/a:
Ale ten MIG - 21 jest pięknie pomalowany.

to jest takie typowe "malowanie trupa" ;)

Natomiast co do tego opuszczonego miasteczka studenckie - ciekawe, że nagle tak cała osada się wyludniła. Przecież to nie osiedle górnicze... Z drugiej strony dość dziwna lokalizacja jak taki typ mieszkaniowy.

Cytat:
Bułgarskie drogi mają też to do siebie, że omijają centra większych miejscowości. Szukanie sklepu według zasady "jak zobaczymy sklep to się zatrzymamy" musiałoby się skończyć śmiercią głodową. Sklepu nigdzie nie ma w zasięgu wzroku, a kilometry lecą.

ja pamiętam, że podczas pierwszego dnia pierwszej wizyty w Bułgarii przez wiele godzin nie umiałem znaleźć żadnego sklepu. I dopiero po południu wypatrzyliśmy Lidla gdzieś w małym miasteczku... Rok temu było z tym lepiej, chyba się rozwijają
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-19, 16:04   

Pudelek napisał/a:
Natomiast co do tego opuszczonego miasteczka studenckie - ciekawe, że nagle tak cała osada się wyludniła. Przecież to nie osiedle górnicze... Z drugiej strony dość dziwna lokalizacja jak taki typ mieszkaniowy.


Tez nas to dziwiło, bo to jest na obrzezach calkiem ludnego miasta, a nie gdzies w głuszy. Niestety nigdzie nie udalo mi sie znalezc historii tego miejsca. No tyle, ze w 2012 juz było opuszczone, ale praktycznie w ogole niezarosniete.

A czemu dziwna lokalizacja? Peryferyjna dzielnica miasta z petlą trolejbusow obok to chyba dobre miejsce na uczelnie?

Pudelek napisał/a:
ja pamiętam, że podczas pierwszego dnia pierwszej wizyty w Bułgarii przez wiele godzin nie umiałem znaleźć żadnego sklepu. I dopiero po południu wypatrzyliśmy Lidla gdzieś w małym miasteczku... Rok temu było z tym lepiej, chyba się rozwijają


Z poprzedniego wyjazdu jakos w ogole nie pamietam kwestii sklepowej, wiec chyba nie mielismy problemow. Moze teraz po prostu przez dziksze tereny jechalismy (bo wtedy tylko wybrzezem)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-10-19, 16:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-19, 20:36   

Za Vracą skręcamy w boczne drogi. Jedziemy trasą przez Gorno Pesztene, Tiszevica, Virovsko, Gabare. Znów wpadamy w krainę wyludnioną i zapomnianą. Co drugi dom sprawia wrażenie niezamieszkanego i pożeranego przez roślinność. Co ciekawe - te domy są w dobrym stanie, zamknięte, okna nie rozbite, wnętrza niewypatroszone, a jak zerknąć przez brudne szyby - to pełne mebli i codziennych sprzętów. Jakby ktoś właśnie na chwilę wyszedł i nie wrócił przez kilka lat. U nas opuszczony dom we wsi zazwyczaj oznacza kompletną ruinę, wygrzmocone okna, wyprute kable ze ścian i nasrane na środku. Może po prostu nie ma komu niszczyć, bo wszyscy wyparowali??

W Virovsku zatrzymujemy się na dłuższą chwilę. Rzuca się w oczy spory komunistyczny pomnik stojący w centrum wsi.







W tle dom kultury. Chyba nie opuszczony, ale też taki nie do końca czynny.



Zasiedziały w busiu kabak leci na plac zabaw.



Jest też drugi piętrowy budynek. Były w nim sklepy, a kiedyś to nawet poczta! Jeden sklep chyba nadal jest czynny, acz w tej chwili jest akurat zamknięty.





Wszystko jest tu oblepione czymś, co przypomina nasze nekrologi. Ogłoszenia wiszą na dawnym sklepie obuwniczym, na drzewach, przystankach autobusowych czy furtkach pustych domów.







Ja pierdziuu! Co to jest?? To nic dziwnego, że tutaj jest tak pusto, skoro wszyscy już przenieśli się na tamten świat. Ale czemu u licha wszyscy tak nagle i naraz? Może tu mieli zatrutą wodę albo jakąś lokalną zarazę? Przez chwilę czuje jak zimny pot spływa mi po plecach. Może jednak lepiej nie włóczyć się po tej wsi i jak najszybciej stąd spadać??? Dokładniejsze wczytanie się w ogłoszenia rozwiewa jednak wątpliwości i wytwory bujnej wyobraźni - mają tu po prostu inne zwyczaje w tym temacie. Nekrologi są często wywieszane w rok, dwa czy dziesięć po czyjejś śmierci, ot tak na pamiatkę i dla przypomnienia. Nie są również zdejmowane te stare, wiszą aż spadną, spłowieją i zetrze je czas. Najstarszy spotkałam chyba z 2014 roku.

Mimo tego spostrzeżenia jednak osobliwe wrażenie nie ustępuje. Dziwnie się wchodzi na teren opuszczonego gospodarstwa widząc wlepione w ciebie oczy dawnych mieszkańców. Tu np. jeden z domów wyglądających na niezamieszkały...



Szyby częściowo zatkane jakąś ceratą, przygotowane drewno zaczęły pokrywać rude porosty. Wybetonowane podwórko popękało, a w szczelinach osiedliły się zioła często sięgające już po pas.



A przy furtce wita cię z uśmiechem pani Jekaterina.



Wychodzi na to, że oficjalnie nie zamieszkuje tu już od 4 lat. Ale w tym momencie jakoś mam wątpliwości czy aby napewno i czy jednak nie odwiedza swoich włości w mgliste, pochmurne poranki, zwłaszcza jak jacyś przybysze cholera wie skąd próbują jej wbijać na podwórko. Patrzymy sobie przez chwilę głęboko w oczy i mimo chwilowego wahania jednak zew eksploratora zwycięża - lekko drżącą ręką naciskam klamkę... Ufff... na szczęście zamknięta. Przez płot nie będę sadzić, mam niewygodne do tego spodnie ;) ))

Świadomość tego, że zwiedzasz dom ludzi, którzy już odeszli - to jedno. Ale jednak obraz jakoś bardziej przemawia do psychiki. To takie wybitne odarcie z anonimowości. Dom przy ulicy na jakimś bułgarskim zadupiu, gdzie jesteś pewnie pierwszy i ostatni raz, przestaje być tylko budynkiem, gdy wiesz, że mieszkało tam 5 osób, jak wyglądali, ile mieli lat żegnając się z tym światem. I od ilu lat hula po ich obejściu tylko wiatr...

Przez pół godziny kręcenia się po miejscowości spotykamy troje ludzi. Dwóch panów w odblaskwoych kamizelkach zbierających śmieci i grabiących trawę oraz przemykającą na rowerzę babeczkę, od ktorej dowiaduje się, że sklep jest czynny od 15. Mówię jej, że jesteśmy z Polski, że jedziemy nad morze. Ona, że porządkuje tu dom po babci. Teraz mieszka w mieście Plewen. Na tym niestety porozumienie polsko- bułgarsko- migowe się kończy. Babka mi coś jeszcze opowiada, co chyba dotyczy jakiegoś wzgórza w sąsiedniej wsi, ale już nic niestety nie rozumiem. Pokazywała na mapę, że tam jest górka i żeby tam iść (albo właśnie nie iść?) i przy tym się nadymała jak balon. Nie skumałam co to mogło obrazować. Potem rysowała mi patykiem na ziemi jakieś postacie takie też jak nadmuchane, powtarzając "Gabare gora chołm werch, skok, ne ne ne" i podskakiwała na jednej nodze. Na wszelki wypadek jednak wzgórza nad Gabare będziemy omijać ;)

A poza tym to miejscowość wypełnia tylko świergot ptactwa. Ptaków jest tu wiele rodzajów - od gołębi, przez dzięcioły, bociany do tych pięknie śpiewających. Cała okolica wręcz trzęsie się od ćwierkania i kląskania. Ptaki chyba nie lubią ludzi i jakoś im się nie dziwię, biorąc pod uwagę jak nasz gatunek ostatnimi czasy kompulsywnie niszczy zieleń wokół siebie.

Dawna budka z piwem? A może przystanek autobusowy?



I kolejne wsie, gdzie domy zerkają nieśmiało zza zwartej ściany zieloności.



Tu chyba jednak ktoś pomieszkuje, bo pasie się stadko kóz... A może to dzikie kozy?



Kiedyś był tu jakiś napis, jednak obecnie nie jesteśmy juz w stanie nic odczytać.



Kozy dzwonią dzwoneczkami uwiązanymi na szyjach i chyba znalazły najbardziej smakowite drzewko w okolicy. Obserwując z jakim apetytem pochłaniają liście - sami się robimy głodni.





Z cukierni jednak już nie skorzystamy ;)





Kolejne puste domy...



Zwraca uwagę, że to wszystko nie były jakieś maluteńkie przysiółki czy zabite dechami dziury, gdzie psy dupami szczekają, a domy to lepianki z gliny czy słomy. Wsie są spore, budynki tu wszędzie stoją porządne, murowane, piętrowe, wręcz wille! Każda kolejna wieś wiązała się z obecnością sklepów (nie tylko spożywczych). Domy kultury, poczty, cukiernie, knajpy. Tylko ludzi wywiało...

Wieś Gabare jednak obala mity i wita nas wzmożonym i zróżnicowanym ruchem. Co trzeba przyznać - furmanki obecnie łatwiej napotkać w Bułgarii niż w Rumunii.



Ważny moment w podróży. Chwila warta zapisania w annałach każdej wyprawy. Pierwszy osioł na trasie.



Ot takie skrzyżowanie. Jedno z wielu tego dnia na naszych krętych ścieżkach.





W Lepicy mijamy ryneczek, na którym stoi budynek z wieżą. Ratusz? Zegar raczej nie działa.



Jest też pomnik kobiety z piłką. Opisów brak.



W Czerwen Brjag zatrzymujemy się dla pozwiedzania ogromnego, komunistycznego pomnika.





Pomnik stoi na wzgórzu, więc mamy widoki na całe miasteczko.







Wielki koleś na wzgórzu jest na tyle dynamicznie wykonany - ze swoimi wyłupiastymi oczami i rozdziawioną paszczą, że ma się wrażenie, że już za chwilę, już za momencik, on się naprawdę poruszy. A im dłużej świdrujemy w niego oczami, tym bardziej to odczucie narasta. Kabak: "Ciekawe miejsce, ale może już chodźmy stąd. On się chyba nie cieszy, że my tu jesteśmy. Jeszcze nas nie goni, ale jak zacznie - to będzie za późno".

Po schodach w dół zbiegamy ;)









Pustka, przestrzeń, rozległe place...



I przypominajka, że jesteśmy w UE, coby nam się nie wydawało ;)



Nad Kuninem mijamy nieczynne kamieniołomy, w których rozważamy nocleg.







Miejsce całkiem rokuje, zwłaszcza, że są zadaszone fragmenty łatwo dostępnych ruin, a znów się zanosi na porządne zlewy wieczorem. A i widoki stąd są całkiem niczego sobie!







Jest jednak jeszcze wcześnie. Zjeżdzamy do Kunina, wioseczki położonej w cieniu ogromnych skał.



Przebiega tu też linia kolejowa, której przyglądamy się z wiaduktu. Na takie pociągi to można się gapić godzinami. I bardzo by się chciało nimi pojeździć!









Na horyzoncie majaczą kolejne ruiny, ale jak już wspominałam, nie ma opcji, aby tutaj oglądać wszystko co fajne, ciekawe i pociągające. Klęska urodzaju! :)





Planowaliśmy jechać stąd do Karlukova, ale droga okazuje się być jakimś polnym śladem po traktorze. Mamy więc spory kawałek do objechania i do jaskini Prohodnej zawijamy od strony Lukovitu. Po drodze zaglądniemy jeszcze pod wodospad.



cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-10-19, 20:51   

buba napisał/a:
Peryferyjna dzielnica miasta z petlą trolejbusow obok to chyba dobre miejsce na uczelnie?

ale takie uczelnie są zazwyczaj przy większych miastach, natomiast Wraca ma około 60 tysięcy mieszkańców, więc jak na ośrodek akademicki taka większa pipidówa
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-19, 21:47   

Pudelek napisał/a:
buba napisał/a:
Peryferyjna dzielnica miasta z petlą trolejbusow obok to chyba dobre miejsce na uczelnie?

ale takie uczelnie są zazwyczaj przy większych miastach, natomiast Wraca ma około 60 tysięcy mieszkańców, więc jak na ośrodek akademicki taka większa pipidówa


Teraz to prawie w kazdej pipidowie robią uczelnie - ale faktycznie myslalam ze Vraca jest duzo wieksza!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-21, 21:08   

"Między wioskami Reselec i Breste jest wodospad Skoka". Już nie wiem od kogo mam tą informację i w jakich okolicznościach się o tym dowiedziałam - gdzieś ginie w pomroce dziejów ten wpis w notesie. Pochodzi jeszcze z czasów przed naszym wyjazdem do Bułgarii w 2016 roku (wtedy nie było nam tu po drodze). Nie wiem czemu wydaje mi się, że będzie to jakieś turystyczne miejsce, ot wodospad, pewnie ogrodzony barierkami, parking, pamiątki, jedna fotka i jedziemy dalej. Rzeczywistość jednak nam szykuje bardzo miłą niespodziankę! :)

Betonowa, prawie biała szosa prowadzi przez ukwiecone łąki wśród skał...









Wodospadu nie widać ani nie słychać. Nie ma parkingów ani budek z lodami. Może jednak pomyliłam miejsca? Znajdujemy ledwo dostrzegalną dróżkę niknącą gdzieś w chaszczach. Może to tam?? Idziemy, idziemy a wodospadu nie ma. Kręcimy się tam i z powrotem zanikającą ścieżynką, prawie zaglądamy pod kamienie czy tam się nie ukrył ;) Nie no dupa, coś musiałam pomylić... i tak bywa. Nagle dostrzegamy ścieżkę w dół! Ależ z nas jełopy! Wszyscy w trójkę sobie ubrdaliśmy, że ten wodospad będzie NAD nami, a on jest POD!!!!!



Ścieżka w dół jest bardzo z pieca na łeb, więc nie schodzi się nią łatwo, zwłaszcza w sandałach i ze złamanym palcem. Idę więc sama na przeszpiegi. Miejsce okazuje się tak cudne, że nie ma opcji innej, że idziemy tam wszyscy, choćby trzeba było zjeżdżać na tyłku z nogami do góry! ;)

Teren przypomina dżunglę. Nad rzeczką zwieszają się pokręcone drzewa oplecione pnączami. Powietrze jest dziwne, bo łączy aromat butwiejącego zaduchu ze świeżością morskiej bryzy. Wiem, że to głupio brzmi, ale tam właśnie tak było!





Jest i długo poszukiwane miejsce! :)



Odkrywamy, że za owym wodospadem jest jaskinia! O ja cie! Mamy kolejny punkt do naszej Muminkowej relacji! ( https://jabolowaballada.b...minki-i-my.html ) Bo zupełnie tak jak one wchodzimy w ciemne czeluście pod spadające z wysokości potoki! :)

kadr z filmu "Łzy Smoka Edwarda"




kadr z filmu "Cudowny szmaragd"




kadr z filmu "Cudowny szmaragd"




W jaskini wprawdzie nie ma ani smoka Edwarda ani magicznego szmaragdu, ale znajdujemy inny, nie mniejszy skarb! Ważka! Właśnie wylazła ze swojej wylinki i nie ucieka. Suszy skrzydełka! Po raz pierwszy mam okazję oglądać ważkę w dwóch osobach!



A jak już się znudziliśmy ważką, to się po prostu gapimy na cieknącą wodę, a pnącza i glony falują w jej rytm.





Nie omieszkamy też zażyć kąpieli. Woda, jak można się domyślać, jest upiornie lodowata! Trzy dni temu moczyliśmy się we wrzątku, więc dziś coś dla odmiany. A niektórzy się dziwią "jak można na wyjazd bez łazienki" - ot właśnie tak! :)



Żaby się wypluskały, żaby jadą dalej! :)




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9369
Wysłany: 2022-10-21, 21:13   

zarombiste skały ! Pomysł z przeplataniem Muminkowym wyszedł bardzo fajnie :)
I jeszcze ważka, ale Ci się trafiło.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group