Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

W pogoni za cykadami (2022)

Autor Wiadomość
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2022-10-05, 17:15   

Dobromił napisał/a:
Jesteś tego pewny ?

Nie. Rzeczywiście się zmieniło.
Choć jak my próbowaliśmy do niego wejść, to zrezygnowaliśmy, bo trzeba było czekać jakiś czas na przewodnika, te najbliższe już terminy były już zajęte. Więc zrezygnowaliśmy, ale to było w 2019 i jeszcze wcześniej.

I to jest dobra wiadomość, bo ja lubię zamki i tu uważam, że warto go zwiedzić, jak np Dubrovnik :P albo krupówki :D

buba napisał/a:
obecnosc przewodnika nie ma słuzyc temu, aby przekazac turyscie ciekawe informacje czy uatrakcyjnic mu zwiedzanie, ale zeby go pilnowac, aby nic nie dotykal albo nie wchodzil gdzie nie wolno.

Zamek w Pieskowej Skale, wejście bez przewodnika, a w każdej sali jedna, bądź więcej osób pilnujących by niczego nawet nie dotknąć, ale by nie zrobić zdjęcia :D
To ja wolę te, gdzie można zdjęcia zrobić idąc z przewodnikiem ;)
Ostatnio zmieniony przez 2022-10-05, 17:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-05, 17:28   

laynn napisał/a:
a w każdej sali jedna, bądź więcej osób pilnujących by niczego nawet nie dotknąć, ale by nie zrobić zdjęcia


A to jest kolejne kuriozum w miejscach turystycznych. W swiatyniach rozumiem jeszcze, ze trzask aparatow moze zaburzac nabożenstwa, albo ze owe osławione błyski fleszy ponoc niszcza jakies malowidła z ery jaskiniowcow. Ale w Pieskowej Skale? To chyba juz tylko dzialalnosc lobby folderkowego! :lol

Cytat:
To ja wolę te, gdzie można zdjęcia zrobić idąc z przewodnikiem ;)


Ja wole ominac szerokim łukiem i wybrac sie gdzie indziej, gdzie takich problemow nie ma.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2022-10-05, 19:04   

buba napisał/a:
Ale w Pieskowej Skale? To chyba juz tylko dzialalnosc lobby folderkowego!

Mikroklimat.
Mój aparat nie ma wbudowanej lampy, a dodatkowej nie mam, a zdjęć i tak nie mogłem robić ;)
 
 
Lidka 
Lidka


Dołączyła: 26 Sty 2022
Posty: 367
Wysłany: 2022-10-05, 20:58   


to jest fajne :)
Generalnie takie jakby wodne rodos (Rodzinne ogródki działkowe otoczone siatką ) :D
_________________
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-10-05, 21:10   

buba napisał/a:
W wielu miejscach mam wrazenie, ze obecnosc przewodnika nie ma słuzyc temu, aby przekazac turyscie ciekawe informacje czy uatrakcyjnic mu zwiedzanie, ale zeby go pilnowac, aby nic nie dotykal albo nie wchodzil gdzie nie wolno.

to raz, a dwa - wciskanie wszystkim przewodników jest sposobem na dodatkowe zatrudnienie przez państwowe lub samorządowe instytucje. Sztuczny przerost zatrudnienia, często dla odpowiednich osób.

Cytat:
bądź więcej osób pilnujących by niczego nawet nie dotknąć, ale by nie zrobić zdjęcia :D

zakazywanie robie zdjęć w placówkach muzealnych jest niezgodne z polskim prawem
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2022-10-05, 21:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-05, 21:10   

Cytat:
Generalnie takie jakby wodne rodos (Rodzinne ogródki działkowe otoczone siatką ) :D


Takie same mialam skojarzenia! Identycznie ten sam sielski klimat z powiewem przeszłości, okraszony sporą doza klaustrofobii, potrzebą odgrodzenia się od obcych i posiadający "święty zarząd", podkreślający na każdym kroku swoją władzę. Tylko ze na wodzie, wiec zamiast marchewki - ryby! :D
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2022-10-05, 21:16   

Cytat:
jest niezgodne z polskim prawem

Jakaś podstawa prawna?
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-10-05, 21:17   

przeczytaj sobie ;)
https://www.prawo.pl/praw...lone,32026.html
https://fotoprawo.nikon.p...afowi-w-muzeum/

to już są stare przepisy... ale dawno nie spotkałem się w Polsce z taką sytuacją. Takie zakazy to pokłosie traktowania muzeów jako własnego folwarku...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2022-10-05, 21:20, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2022-10-05, 21:46   

Ok, dzięki. Nie ukrywam, że jak będę miał okazję, to wykorzystam tą wiedzę. Wcześniej nie wiedziałem o tym.
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-08, 17:51   

Będąc w wiosce na palach nad jeziorem Bokod (opisanej w poprzedniej relacji), zaglądamy i do pobliskiego miasteczka zwanego Oroszlany. Na pierwszy rzut oka widać, że jest to miejscowość o tradycjach górniczych. Na każdym kroku stoją jakieś wagoniki czy inne symbole kopalnianej przeszłości.





Jest też bardzo dynamiczny pomnik z bojowymi górnikami, którzy zgodnie zamierzają w coś przywalic kilofem.







Pobliskie osiedle ma ciekawą zabudowę. Niskie, pawilonowate budynki przeplatają się tu z blokami ozdobionymi płaskorzeźbami - i to regularnie: blok - pawilon - blok - pawilon - itd.







Krótki przegląd naściennych płaskorzeźb, przedstawiających chyba codzienne życie okolicy z czasów powstania osiedla. Chodzimy, gapimy się i wymyślamy głupie historyjki, w których tworzeniu przoduje kabak ;)

"A ja mam rybę!!! I nie oddam!" Sieć była chyba dziurawa i ta większa ryba spierdzieliła w siną dal!



Dwójka ludzi próbuje wymienić między sobą jakieś owoce, a w tym czasie kobitka między nimi wysadza dziecko.



Dziewczęta próbują odgonić gołębie, a one ciągle do nich wracają.



Jedna gra, a dwóch się nudzi i rozważa jakby tu iść na piwo.



Koleś ma chyba bardzo tępą tą kosę??



Tu ciężko wnioskować w jaką porę roku przeprowadza się owe prace ogrodowe. Jeden w kurtce, drugi porozbierany do rosołu.



W kole gospodyń wiejskich są dziś tańce!



Nie wiem czy to najdogodniejszy strój sportowy, ale co kto lubi.



Pan porwał dziecko. Matka prosi, żeby oddał i nie zjadał. Jest nadzieja - poprzednia kobitka odzyskała swoje niemowlę.



Osiedla na Węgrzech niby są podobne do naszych, ale sprawiają sympatyczniejsze wrażenie, bo są bardziej zielone. Nie widać ogłowionych drzew, wszystko rośnie jakby bujniej.



Mają też fajne trzepaki! (albo to jest drążek do podciągania?)



Tu też jedna ciekawostka. Kilkakrotnie widzieliśmy przy blokach czarne flagi. Co to może oznaczać? Że ktoś tu umarł? Kabak sugeruje, że ten dom okupują piraci. Przy dokładnych oględzinach flagi - czaszki nie znaleźlismy, więc to chyba błędny trop? ;)
No i skrzynki pocztowe mają na zewnątrz klatek schodowych!



Miasteczko wieczorem pustoszeje tzn. dotyczy to chodników, skwerków, ale nie szos. Tu zaczyna się ruch o niebo większy niż za dnia. Szybszy, bardziej nerwowy, z piskiem na zakrętach. Wyjątkowo wpada nam w oczy kolorowa skoda felicja, jeszcze bardziej pordzewiała niż nasza pod koniec swojej kariery i sklejona z większej ilości różnobarwnych części. W środku siedzi czterech rumianych, rozśpiewanych kolesi, w złotych łańcuchach na szyjach i o karnacji nieco ciemniejszej niż średnia krajowa. Mijają nas kilkanaście razy, za kazdym machając, gwiżdżąc i wznosząc jakieś okrzyki. Dopiero po pewnym czasie łapiemy się na tym - że te skody są dwie!! Bo jedna ma żółty dach, a druga dach zielony, a żółte drzwi! Liczymy, że na którymś etapie zobaczymy je obie jednocześnie, ale niestety się nie udaje.

Jak zwykle w tym kraju mamy problem ze znalezieniem miejsca na nocleg. Próbujemy stanąć na błotnistym parkingu nad jeziorem. Nie jest tu zbyt przytulnie, blisko szosy i jeszcze nad głowami trzeszczą nam druty wysokiego napięcia, które robią tu zakręt, więc totalnie nie ma opcji stanąć daleko od nich.



Już się zmierzcha, a w ciemności to na bank nic lepszego nie znajdziemy. Jest jakaś wiatka, kręcą się wędkarze, więc wydaje się wyglądać ok. Już zaczynam rozkładać bambetle do spania, gdy pojawia się ona - wściekła baba. Zaczyna nam machać przed oczami breloczkiem z niebieską rybką (zupełnie jak w amerykańskich filmach gangsterskich policjanci machają swoimi odznakami) i twierdzi, że tu nie wolno stawać, biwakować, a rybka ma chyba obrazować, że jest to miejsce tylko dla członków jakiegoś tajnego stowarzyszenia. Pogadać nic więcej się nie da, bo jej poziom wypowiadania się po angielsku ogranicza się do "no kemping" i "go out". Niby można by ją olać, zrzucając to na brak porozumienia, ale baba mordę ma taką, że szlag wie, czy w nocy nie poprzebija opon. Dwa inne auta na parkingu zostają, acz nie wiemy - może oni mają święte rybie amulety?

Nie mając zbytnio dużego wyboru i pola manewru, zaglądamy zaraz obok w dróżkę przebiegającą skrajem pola uprawnego. I tu jest super! Dużo lepiej niż pod skwierczacymi drutami strzeżonymi przez rybiego szeryfa.
Idzie burza. Dziwna taka, bardzo elektryczna. Błyska się prawie ciągle, ale nie ma grzmotów. Wieje wspaniały wiatr - silny, porywisty i przyjemnie ciepły. Odzywają się pierwsze cykady! Dźwięk, za którym obłędnie tęskniliśmy przez ostatnie dwa lata. Dźwięk będący dla nas symbolem wolności, czekających nas przygód i tego, że nam kupry w nocy nie zmarzną! :) A teraz z dnia na dzień powinno być cykania coraz więcej i ta cudowna muzyka coraz bardziej donośna!







A poza tym to przez Węgry tylko jechaliśmy. Boczne drogi, monotonny krajobraz pól uprawnych, ludnych wsi i plaskatego horyzontu. Zawsze mam takie wrażenie z przejazdu przez ten kraj - jakby się taśma zwijała spod kół, a my stali w miejscu. Kilometry lecą a pejzaże bez zmian. Dwa razy trafił się ciekawy pomnik z użyciem starego sprzętu.





A! I mieliśmy pewien zdecydowanie pozytywny węgierski incydent. Przy tankowaniu okazało się, że benzyna jest prawie o połowę tańsza niż we wszystkich pozostałych krajach przez jakie przejeżdżaliśmy. Ki diabeł?? Obiło się nam o uszy, że była jakaś akcja obniżania cen paliwa, ale tylko dla miejscowych. Czy więc typowi lokalsi jeżdżą starymi, niebieskimi busami i pokazują na migi, co i gdzie tankowali? A może na bocznych drogach, z dala od popularnych turystycznie atrakcji, gdzie rzadko pojawia się ktoś nietutejszy - nie mają odpowiednich procedur dla obcokrajowców? Co ciekawe - na powrocie sytuacja się powtarza. Miło.


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-10-10, 14:10   

Cytat:
Boczne drogi, monotonny krajobraz pól uprawnych, ludnych wsi i plaskatego horyzontu.

z wszystkim się mogę zgodzić, tylko nie z ludnymi wsiami. Jak dla mnie wioski węgierskiego pogranicza to jedne z bardziej wyludnionych rejonów w tej części Europy...

Samolot z ostatniego zdjęcia wydaje się znajomy - to chyba okolice Kecskemet... czasem na rondach można też dojrzeć śmigłowce.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-10, 18:57   

Pudelek napisał/a:
z wszystkim się mogę zgodzić, tylko nie z ludnymi wsiami. Jak dla mnie wioski węgierskiego pogranicza to jedne z bardziej wyludnionych rejonów w tej części Europy...


To my wręcz przeciwnie! Zawsze mielismy wrażenie, ze na Węgrzech wszedzie taki sam kociokwik jak w Polsce, jakby ludziom kij w tyłek wsadził tak sie kręca. Stad niekoniecznie za Węgrami przepadam, bo ja lubie jak jest pusto.

Pudelek napisał/a:
Samolot z ostatniego zdjęcia wydaje się znajomy - to chyba okolice Kecskemet... czasem na rondach można też dojrzeć śmigłowce.


Ja zupelnie zapomnialam gdzie to bylo. Ale napewno masz racje! Bo przez Kecskemet jechalismy!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-10-10, 18:58, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-11, 19:49   

Zaraz po wjeździe do Rumunii szukamy miejsca na biwak. Nocujemy nad rzeką Mures, przy moście położonym na skraju miasteczka Pecica.





Nurt rzeki jest podzielony na szereg odnóg między piaszczystymi wyspami.



Wieczorem pod most przyjeżdżają dwa busy z przyczepami wyładowanymi złomem. Wysiadają z nich cygańskie rodziny i zabierają się za robotę. Faceci klepią w przywiezione metalowe dobro. Zupełnie nie mamy pojęcia co oni robią. Początkowo myśleliśmy, że próbują rozebrać most, ale jednak wygląda to na jakieś bardziej wyszukane przedsięwzięcie. Może ubijają ten złom, żeby był mniej objętościowy i lepiej układał się na przyczepach? Szlag wie... Wiadomo jedynie, że tłuką się długo i zapamiętale. Kobity piorą w rzece, karmią dzieci, przechadzają się i zbierają kamienie rzeczne. Dzieciarnia gra w piłkę. Jesteśmy świadkami wielkiego nieszczęścia - jedną z piłek porwał rzeczny prąd... Donośny płacz wydobywający się z kilku gardzieli niesie się po okolicy.









Cykady nie próżnują i próbują zagłuszyć te miarowe, metaliczne łup łup brzdęk.

Tu po raz pierwszy spotykamy się z rośliną, która będzie nas (a głównie mnie) prześladować do końca wyjazdu. To coś wygląda jak zboże i rośnie pomiędzy trawą. W dotyku jest ostre, ostowane. Wystarczy przejść po trawie, aby fragmenty łusek powbijały się w skarpetki czy wskoczyły jakims cudem do wnętrza butów i zaczęły upiornie kłuć. Cały wyjazd więc skubię skarpetki, klnę na czym świat stoi i skubię, skubię, a nogi mam i tak całe podziubane kolcami. Co to za licho ta roslina?? Niestety nie zrobiłam zdjęcia...

Z Pecicy, jak mozna się domysleć, suniemy na południe. W Sanpetru German mijamy fajny przejazd kolejowy, pełen rozjazdów, semaforów i silosów w tle. Część torów zarasta trawa, a inne są czynne i właśnie manewruje po nich lokomotywa.





Mają tu moje ulubione słupy - te z porcelanowymi lub szklanymi izolatorami. Sporo uwagi poświeciłam im w relacji z wędrówki linią kolejową koło Pilchowic - tutaj: https://jabolowaballada.b...zerskie-i.html. Rumuńska konstrukcja jest wyjatkowo opasła, wielopoziomowa - jak wieżowiec!





Piekny jest też mechanizm opuszczania szlabanu!



Lokalni Cyganie oprócz łupania złomu wożą też kanapy. Kto by pomyślał, że na furze można tak wygodnie i mięciutko posiedzieć!





No właśnie - furmanki! Pojazd, który praktycznie zniknął z krajobrazu Rumunii. W 2016 roku spotykalismy ich masę. Teraz tylko z rzadka jakieś niedobitki... A może to kwestia regionu, który przemierzamy??

Bosca. Pomnik jakby robotnika drogowego kującego asfalt?







Mają tu też żołnierza, trzymającego w łapie granat. Wygląda jakby obie rzeźby wyszły spod ręki tego samego artysty.



Obserwujemy też ciekawą scenkę. Babeczka z ogromnym tłumokiem z sianem usiłuje złapać stopa. Mamy wrażenie, że ma małe szanse - w końcu nam się nieczęsto chcą zatrzymywać, bo mamy za duże plecaki. Babka stoi przy drodze jakieś 5 minut, po czym zatrzymuje się auto i ładuje pakunek na dach. Cóż... Może w Rumunii by nas podwozili, mimo rozmiaru bagażu?





Mocno krętą drogą docieramy do górniczego miasteczka Anina. Wśród lesistych wzgórz sterczą szyby kopalniane i inne fragmenty opuszczonych, przemysłowych budynków.





Droga pomiędzy Aniną a Iablanitą, przez Bozovici, Prilipet oferuje bardzo miłe i sielskie krajobrazy. Mijamy kilka furmanek, bulaste snopki siana czy bacóweczki o niezwykle długich werandach.









Dłuższą przerwę na naszej trasie zapodajemy w rejonie Baile Herculane. Jest to miejscowość położona w skalistym wąwozie wśród gór. Od dawien dawna pełni funkcję kurortowe, jako że występują tu ciepłe źródła. Pierwsze wrażenie z tego miejsca mamy niezbyt pozytywne. Wieżowce - hotele, a u podnóża cmentarz. Tak... Beton za życia i beton po śmierci...



Mijamy te paskudztwa i wbijamy dalej - wgłąb doliny. Tu klimaty zaczynają się poprawiać.



Mamy namiar na ogólnodostepne ciepłe źródła, których stopień zagospodarowania jest dla nas akceptowalny. Znajdujemy dwa takie stanowiska. Pierwsze jest bardziej funkcjonalne, a drugie o niebo klimatyczniejsze, więc w obu spędzamy sporo czasu, nie mogąc się zdecydować co wybrać :)

W pierwszym są dwa baseny. Jeden mocno ciepły, a drugi mega gorący.









Jest też obok lodowata rzeka, w której można się schłodzić i zimny prysznic z rur, zasysających wodę z owej rzeki.





Drugie miejsce jest położone pod mostem, co przywołuje bardzo dobre skojarzenia - ze źródłami z Armenii w grotach pod Czarcim Mostem.





Basenik i otaczający go balkonik są wykute w skale (albo to beton, ale już tak stary, że upodobnił się do naturalnej skały ;) Woda niestety jest chłodniejsza niż w niebieskich wannach.





Mocząc się w wodzie można wejść do takowej "jaskinio - sztolni" :)



Sama droga do źródła też jest fajna - prowadzi skrajem urwiska pod wielką rurą.







Mieliśmy informacje jeszcze o trzecim zgrupowaniu źródeł, ale ich nie znajdujemy. Są tylko strome schody, kładka przez rzekę i coś na kształt przepompowni - być może owe źródło siedzi w środku i właśnie w taki sposób je zagospodarowano?








Mamy dziś dylemat gdzie spać. Szosa jest tu wąska, praktycznie bez pobocza. Trzeba zaparkować na pasie ruchu. Rozważamy czy może szukać jakiegoś kempingu, a może jednak wrócić na przydrożne zatoczki, jakie mijaliśmy wcześniej? Powoli jednak dochodzi do nas, że to właśnie tutaj jest ten specyficzny, niepowtarzalny klimat, którego zawsze szukamy. Być w Baile Herculane i nie biwakować na szosie, to tak jak być w przysłowiowym Rzymie i nie widzieć papieża! :) Latem to tutaj ponoć powstaje całe miasteczko namiotowe, wycinające z ruchu połowę drogi (a nieraz i więcej ;) )

Teraz jest początek czerwca, więc jeszcze nie ma dramatu, ale teren najbliżej źródeł jest już obstawiony przez samochody wyraźnie stacjonarne. Ktoś czyta książkę, ktoś robi żarcie na stoliku, ktoś moczy stopy w miednicy i rozgląda się gdzie położył pumeks - czy na zderzaku czy może wsadził za rejestrację? Wszędzie się suszą ręczniki i mokre gacie.









Głównie biwakują tu rumuńscy emeryci, którzy w całej masie charakteryzują się tym, że są bardzo sympatyczni i spragnieni integracji. Próbują nawiązywać z nami rozmowy i nie przejmują się trudnościami w komunikacji. Pierwszy zagaduje mnie dziadek z szarego, bardzo wiekowego mercedesa - jeszcze tego modelu, ktory ma pionowe podłużne światła. Dziadek ma na imię Beniamin i przyjeżdża tu od 30 lat. Usłyszał, że rozmawiam z kabakiem w nieznanym mu języku, więc się zainteresował skąd nas przywiało. Moja zdolność rozmawiania po angielsku jest dosyć szczątkowa, ale dziadkowa też, więc jakoś nam idzie i o dziwo poruszamy bardzo dużo tematów. Zaczyna się oczywiście od źródeł, które fajniejsze, że cieplejsze są lepsze na stawy, ale szkodliwe jak ktoś ma chore serce. Jest też o biwakowaniu, że dalej wgłąb doliny jest kemping, ale większosći emerytów nie stać, aby tam spędzić dwa czy trzy tygodnie, więc mieszkają w samochodach na szosie. Dziadek przedstawia też jakąś bardzo alternatywną historię Europy. Że najpierw Polska okupowała Rosję, a potem Rosja postanowiła się zemścić i okupowała Polskę. A potem wszystkich uratowała Rumunia, ale świat się na tym nie poznał i nikt tego nie docenił.

Dziadek Beniamin chyba szybko podzielił się z kumplami informacjami o swoich nowych znajomych (albo po prostu fama się rozniosła), ale zaczynają ku nam schodzić kolejni kuracjusze, zaciekawieni nietypowymi gośćmi.

Zagaduje nas dwóch dziadków z ręcznikami. "Żółty ręcznik" był pułkownikiem i uczył się w szkole w Moskwie, bo tam ponoć szkolili wyższych oficerów w tamtych czasach. To opowiada jego kolega, ten z ręcznikiem czerwonym. "Żółty ręcznik" mijał nas też już wcześniej i zagadywał po rosyjsku tzn. raczej deklamował: "Tu nikt nie jest pijany, tylko wiatr tak nami zarzuca". Dziadkiem akurat nie rzucało, ale widać tą frazę najlepiej zapamiętał z czasów pobierania nauk za wschodnią granicą. Nic więcej powiedzieć nie potrafi, więc jedynie do siebie machamy, udajemy owo "zarzucanie" i pękamy ze śmiechu. "Czerwony ręcznik" jest bardziej oblatany w obcych językach, więc dość długo gada z toperzem. Opowiada między innymi, że tu wąwozie występują ujemne jony, ponoć to jedno z dwóch takich miejsc w Rumunii - drugie jest gdzieś wysoko w górach. I owe jony powodowały, że niegdyś przyjeżdżali tu czescy szachiści i warcabiści, żeby im się lepiej myślało, więc i grało w swoje mądre gry.

Jeden młodszy koleś uparł się, że jesteśmy Czechami i próbuje nam odśpiewać czeski hymn. Wymienia też z dumą jakiś czeskich sportowców, o których nigdy nie słyszałam. Ale ja to się nawet na naszych sportowcach nie znam ;)

Miłośnik starej motoryzacji również znajdzie coś dla siebie w tej dolinie! Iż Jupiter! Nieprawdaż, że piekny? Nie wiem czemu, ale motocykle z bocznymi przyczepkami są jakoś szczególnie bliskie memu sercu! Przepraszam za tak dużą ilość zdjęć, ale nie mogłam się oprzeć jego urokowi! (toperz się śmiał, że brakuje tylko fotki spod spodu ;)











Zmierzch w wąskiej dolinie zapada dość wcześnie. Tylko szczyty gór wciąż się złocą w słońcu.



Są też świetliki! Ale nieco inne niż u nas. Mają cieplejsze i bardziej migające światło. Włóczą się też bezpańskie psy, ale zachowują się kulturalnie, nie podchodzą, nie ujadają, patrzą tylko z oddali czekajac na jakiś smakołyk. Spaceruje tu też jakaś paniusia z dwoma pupilami - te dla odmiany ujadają i szarpią się na smyczach jakby je ogniem przypalano. Z okazów zwierzyny toperz też wypatrzył karalucha na asfalcie. Mam nadzieję, że nie przywieziemy do domu zwierzątek pamiątkowych.

Do ciepłych basenów idziemy też po zmroku.



Jest wtedy super efekt - takiej buchającej pary.





Nie wspominałam jeszcze chyba, że toperz niedługo przed wyjazdem złamał sobie palec u nogi, więc kuśtyka z takim owiniętym. Nie umyka to uwadze lokalnych kuracjuszy, z których spora część też przyjeżdża tu z różnymi chorobami kości czy stawów. Palec toperza wzbudza więc powszechne zainteresowanie i chęć służenia poradą. Jeden z miejscowych np. pokazuje na migi, że nie należy zbyt długo siedzieć w źródle, bo potem lekarz piłą tarczową utnie ten palec! Jedno co jest pewne - koleś w udawaniu piły jest mistrzem! Wydaje dźwięki zupełnie jak piła, po prostu nie do rozróżnienia! Skądinąd więc ciekawe czy rozmowa była podszyta chęcią dobrej rady czy raczej potrzebą zaprezentowania niecodziennej umiejętności?

W nocy jakieś psy, nie wiem czy te bezpańskie czy paniusiowe (czy może wszystkie naraz) zaczynają przeraźliwie wyć. Może wilki albo niedźwiedzie podchodzą do wioski?

Rano wypatrzyliśmy też węża za murkiem.



Dobrze, że nikogo nie upalił, bo na tym murku sporo siedzieliśmy wieczorem.



Murek ulubiły sobie tez inne, bardzo fotogeniczne gady.





Rano jedziemy zobaczyć opuszczone łaźnie. Idę zrobić im zdjęcie z góry, ze zbocza, którym przebiega szosa. Mijam pewnego faceta. Stoi na poboczu i wrzeszczy coś do telefonu. Wygląda na to, że właśnie tłumaczy kumplowi jak należy komuś zdjąć skalp albo go wypatroszyć. I tu włażę ja... Koleś obrzuca mnie spojrzeniem z mieszaniną wściekłości i przestrachu. Wygląda jakby był porządnie zły, że ktoś właśnie poznał jego pełną emocji tajemnicę... Widać, że nie może tego tak zostawić, bo coś do mnie zagaduje, pokazując na miasto i siląc się na uśmiech. Ja rozkładam ręce, że nic nie rozumiem. Gęba faceta się rozświetla, wszystkie złe emocje znikają w jednej chwili. Słychać takie puffff... gdzie schodzi nadmiar powietrza. Dopytuje jeszcze raz po angielsku: "Nie jesteś stąd? Aha! Nic nie rozumiesz po rumuńsku? O jaka szkoda! A skąd jesteś? A pięknie u nas, co? Baile Herculane to najlepszy kurort w Rumunii. Wody, źródła i posąg Herkulesa! Życze miłego wypoczynku, co za miły dzień i jakie to szczęście, że Bóg ma nas w swojej opiece!". Żegnamy się w miłych nastrojach a ptaszki nam śpiewają.

A! Prawie bym z tego wszystkiego zapomniała zrobić zaplanowane fotki!





Dachy łaźni.



Moje łaźnie okazują się być w remoncie :( Cóż za niefart! Znów się spóźniłam... Zwiedzania wnętrz więc nie będzie... Wszystkie wejścia zatkane, a nawet jakby wleźć przez jaką dziure, to co za atrakcja zobaczyć betoniarkę...





Możemy się nacieszyć jedynie owym budynkiem z zewnątrz, gdzie zachowało się jeszcze sporo nieodnowionych, porośnietych pnączami rzeźb.














Poniżej, w dolinie potoku, widać baseniki samoróbki, gdzie ludzie sobie grzeją kupry w ciepłych wodach.







Zabudowa miasteczka w tej części jest miła, pałacykowa i taka jakby trochę zapomniana.







Pewnie jakby się powłóczyć po dolinie to niejedno źródełko by jeszcze znalazł! No ale my myślami już jesteśmy w Bułgarii! :)

W rejonie Obarsia de Camp zwraca uwagę kolorowy przystanek autobusowy.



Zaraz obok stoi też opuszczony budynek, chyba dawnej przydrożnej knajpy. Nie omieszkam go zwiedzić.







Potem suniemy już bez dłuższych postojów ku granicy. Na jednej z przydrożnych zatoczek zatrzymujemy się na ostatnie przed granicą siku.



Na zdjęciu widać jak toperz zagląda pod busia, który zaczyna wydawać dość niepokojące odgłosy. Początkowo, jeszcze przed wyjazdem z domu, zwracało uwagę takie miarowe "tutu tutu", troche jakby jechał pociąg. Najpierw słyszał to tylko toperz i zrzucał na pompę, która niedawno była naprawiana. Nasza pompa jest, oględnie mówiąc, nie do końca kompatybilna z tym modelem auta, więc jej regulacja dostarcza mechanikom sporych problemów i nie zawsze końcowy efekt prac (więc i dźwięk) jest zgodny z ideałem. Ja mam dużo mniej wyczulony słuch na dziwne dźwięki z granicy słyszalności, więc dłużej mogłam jechać z błogą nieświadomością, że coś jest nie tak jak powinno. No i owe "tutu" zaczęło się nasilać, a kręte, górskie drogi w lasach koło Aniny miały chyba na to spory wpływ. Toperz zaczyna się skłaniać, że owe "tutu" jest jednak związane z kołami, a nie pompą, a najbardziej podejrzane jest lewe przednie. Od tego czasu wsłuchujemy się już wszyscy w trójkę w busiową melodię, żeby nie powiedzieć orkiestrę wszelakich zgrzytów, których paleta będzie się stopniowo rozwijać ;)

Im bliżej granicy tym częściej pojawiają się całe kolumny tirów - jadących, stojących na poboczach, korkujących miasta. Tir rzecz normalna w przygranicznych terenach, jednak tym razem jeszcze nie wiemy czego to jest przedsmak...




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9363
Wysłany: 2022-10-12, 05:42   

Pomnik robotnika kującego asfalt, powinien być Poskim pomnikiem Narodowym :D

Ciepłe źródła nie wyglądają zachwycająco, raczej jak z jakiegoś opuszczonego kurortu, ale są za free :lol

Wasze "tutu tutu" stawiam na wahacz ;)
Ostatnio zmieniony przez Adrian 2022-10-12, 05:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-12, 08:30   

Adrian napisał/a:
Pomnik robotnika kującego asfalt, powinien być Poskim pomnikiem Narodowym


Też o tym mowilismy. Że u nas od lat sie tak starają, a jeszcze nie dorobili sie pomnika!

Adrian napisał/a:
Ciepłe źródła nie wyglądają zachwycająco, raczej jak z jakiegoś opuszczonego kurortu


Opuszczone kurorty to chyba jedna z rzeczy jakie lubie najbardziej!

Adrian napisał/a:
ale są za free


I są naprawde cieple! A nie jak to na Slowacji, ze czlowiek siedzi w cieplym zrodle i mu zimno ;)

Adrian napisał/a:
Wasze "tutu tutu" stawiam na wahacz


Musze sie zapytac toperza jak sie nazywalo to cos, co sie ostatecznie urwało, bo nie pamietam jak to nazywali ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-10-12, 08:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - manga