DZIEŃ PIERWSZY
Pierwszego dnia postanowiłam pokazać synowi Dolinę Kościeliską. Wiktor dzielnie szedł do schroniska na obiecaną szarlotkę. Okazało się, że w planie miał jeszcze frytki.






Po dość długim odpoczynku postanowiłam, że spróbujemy dojść jeszcze do Stawu Smreczyńskiego.


Zostało nam tylko zejście i dojście do Kir.


DZIEŃ DRUGI
Przed wyjazdem zaplanowałam, że pójdziemy na Rusinową Polanę. Szlak prosty, w miarę krótki, a jakże widokowy. Nie zerwaliśmy się skoro świt. Bo też moim celem było zachęcenie syna do chodzenia po górach. I tak drugiego dnia pobytu po leniwym śniadaniu wsiedliśmy do busa i udaliśmy się do Wierch Porońca, by tam rozpocząć swoją wędrówkę. Tego dnia było upalnie.




Tempo może nie było ekspresowe, ale doszliśmy. Może zajęło nam to 10-20 minut dłużej niż na szlakowskazie. Po obowiązkowej sesji zdjęciowej prawie godzinę leżeliśmy, podziwialiśmy widoki, wygłupialiśmy się, jedliśmy i piliśmy.





Wracać mieliśmy tą samą drogą, ale kierowca busa radził dojście do Palenicy, tłumacząc to tym, że bus najprawdopodobniej będzie pełny i w ogóle nie zatrzyma się na przystanku. I rzeczywiście - busy z Palenicy odjeżdżały już pełne do Zakopanego.



Ostatnią atrakcją dnia był wjazd kolejką na Gubałówkę.

DZIEŃ TRZECI
Po dwóch dnia wędrowania przyszedł czas na odpoczynek dla małych stópek. Postanowiłam spełnić marzenie Wiktorka i wykupiłam bilety na wjazd kolejką linową na Kasprowy Wierch. Początkowo miał to być tylko wjazd i zejście do Gąsienicowej, ale e-bilety były już tylko dostępne na późniejsze godziny, więc wjechaliśmy i zjechaliśmy.




CDN...