Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Beskid Śląski na zakończenie lata.

Autor Wiadomość
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-09-03, 08:29   Beskid Śląski na zakończenie lata.

Gdyby ktoś się spytał jakie są Wasze górskie marzenia, to co byście odpowiedzieli?
Ja marzę o spędzeniu kilku dni w Niskim, w Bieszczadach i jeszcze kilka takich marzeń jest bardziej, lub mniej realnych. Jedno z marzeń się spełniło w te wakacje, a było to ujrzenie na własne oczy Alp. A na koniec wakacji, spełniło się moje największe marzenie. A jakie? To zapraszam do relacji.


Kiedy wspominam w domu, że chciałbym pojechać na weekend w góry, by zrobić zdjęcia zachodu i wschodu, dostaję propozycję aby...zabrać moje dziewczyny. Praktycznie w jednej chwili zmieniam plany. Teraz tylko pytanie gdzie, pytanie czy zdrowie dopisze i pogoda. W kilku schroniskach są tylko pokoje wieloosobowe wolne, więc jedno po drugim odpadają, aż udaję się znaleźć dwójkę. Dzień po rezerwacji...córkę łapię przeziębienie, pierwsze prognozy pokazują deszcz. No ładnie sobie myślę, znów trzeba będzie zmienić plany... Na całe szczęście córa zdrowieje (co innego ja), pogoda ma nam dopisać (aż nadto), więc w sobotę z rana szybkie zakupy i chwila po 9tej ruszamy.
Plan mamy taki:
- wjazd kolejką w górę,
- przejście i poznanie nowych szlaków i szczytów
- dotarcie do schroniska i nocleg
- ognisko wieczorem
- powrót pociągiem.
Czy już zgadliście jakie to marzenie? To wędrówka z rodziną, ale takie ze spaniem w schronisku.
Dojeżdżając do Bielska widzimy, że widoczność będzie słaba, jest parno, duszno. Tydzień wcześniej stałem w korku w Wiśle, więc nawet nie myślę, by się pchać dalej niż trzeba. Auto zostawiamy pod kolejką na Czantorię i właśnie spełniamy pierwszą część planu:



Wycieczka całą rodziną, to zupełnie inna liga niż szwendanie się samemu. Trzeba tak wycieczkę dostosować, by była ciekawa też dla najmłodszego człowieka. Po sudeckich wojażach, pamiętam ile radości dziecko miało z wjechaniem kolejką, więc i dziś właśnie od tej atrakcji rozpoczyna się przygoda. Przed dojazdem na górną stację, automat robi nam zdjęcie, które odbieramy - będzie fajna pamiątka, niestety nie nikogo znajomego, kto by nam zrobił lepsze ;) .
Na Polanie Stokłosica robimy popas, z widokiem na piramidy Ustrońskie. Już dawno byłem ciekaw jak się one prezentują z daleka, niestety ale widoczność jest słaba...więc szału nie ma ;) .


Zjadamy więc kanapkę i dość szybko opuszczamy to zatłoczone miejsce. Dość szybko poprawiają się nam humory, bo są kamienie, konary, korzenie. Do tego tabliczka mówi, że do schroniska mamy ok 2 godzin marszu. Humory dopisują, dopóki jeden ze skoków z konara powoduje ból w kostce, więc atrakcja staję zmorą. Jakoś docieramy na szczyt najwyższej góry z pasma Stożka i Czantorii, gdzie znajduje się kilka bud z jedzeniem, piwem, oraz wieża widokowa. Jesteśmy na Czantorii Wielkiej (995 m npm).


Razem z córą postanawiamy się na nią wdrapać, zostawiając plecaki pod opieką mamy. Z każdego piętra machamy pozostałej części naszej rodziny ;) i w ten sposób zdobywamy najwyższą platformę. Robię kilka zdjęć panoramy widocznej z nad drzew:

Beskid Śląsko-Morawski.


Czantoria Mała (866) z prawej.

Na polanie robimy popas, pijemy czeskie ciemne piwo i po krótkiej przerwie ruszamy Głównym Beskidzkim Szlakiem na południe. Wchodzimy w las, w którym napotykamy kilka grzybów (te niejadalne), krzyż upamiętniający śmierć żołnierza czechosłowackiego z roku 1920 roku. Chwilę później na stronę czeską odbija zielony szlak i ilość osób na szlaku szybko spada. Niestety, ale w tym miejscu szlak zaczyna mocno opadać w dół, luźne kamienie obsuwają się pod nogami...moje dziewczyny zaczynają się denerwować. Wcześniejsza przygoda nadal świeżo w pamięci...
Za drzewami z polskiej strony widać jakieś widoki, więc wykorzystując chwilę zbaczam i robię zdjęcie ;)

Panorama Beskidu Śląskiego.

Mijamy kilka osób, kilka rodzin z dziećmi w podobnym wieku, prawie wszyscy się pytają czy daleko jeszcze. Trochę im współczujemy, bo jest bardzo parnie, godziny południowe, a więc największy skwar, a do tego drogę mają mocno pod górę. Tymczasem by zwiększyć tempo i nie słuchać marudzenia, które od chwili się zaczęło, przeistaczam się w wielbłąda. Na plecach plecak ze statywem i praktycznie wszystkim co potrzebne nam będzie, na ramieniu torba z obiektywami, na szyi aparat, a na barana idzie córa. W ten sposób dość szybko przechodzimy dość nudny kawałek w lesie mijając min stację turystyczną Światowid (czy jest czynna?) i przełęcz Beskidek. Swoją drogą ciekawe, że jest ona oznaczona w miejscu wyżej leżącym, choć wcześniej przed stacją droga lekko się wznosi. W okolicy przełęczy mija nas kilka terenówek. W końcu też mogę trochę odpocząć od pasażera ;) .
Mijamy polanę z pożółkłą trawą i lekko podchodząc pod Mały Soszów wchodzimy w las. Szlak na całe szczęście się wypłaszcza, omija szczyt. Znowu zaczyna się marudzenie, daleko jeszcze, a ile to jest dwadzieścia minut... W lesie drzewa mają fajne korzenie, więc zaczynamy zagadywać córę, że tu chyba mieszkają Gumisie. Dobra, mamy kilka minut luzu.
Kiedy po chwili jednak temat się wyczerpuje, nawet już grzybów córa mi nie pokazuje, żebym robił im zdjęcia, patyk leci w krzaki, nagle na środku drogi pojawia się...błoto:


Na szczęście zostaje nam krótkie podejście...

i wychodzimy na polanę, gdzie na końcu widać nasz cel. Mijamy karczmę (ma huśtawkę - więc jeszcze tu zajrzymy), kolejkę kanapową i po ponad trzech godzinach docieramy. Nasz cel to Schronisko na Soszowie.

Schronisko powstało w 1932 roku. Po wojnie rozbudowane. Jest to pierwsze schronisko na GSB (obiektu na Równicy nie wspominam).

Zgłaszamy się na bufecie i pani prowadzi nas do pokoju...który okazuję się salą wieloosobową, a my mieliśmy mieć dwójkę z szerszym łóżkiem. Po chwili dostajemy klucze do naszego pokoju. Tego prawie właściwego - brak szerszego łóżka, znaczy jest tapczan, na którym nie da się usiąść, no cóż czuć upływ czasu i...sprężyny. Dobra czas na obiad bo brzuchy nam przywarły do kręgosłupa. Zjadamy go na talerzach jadalnych, sam obiad dość smaczny, choć talerze już nie koniecznie ;) , do tego rosół przecieka przez dno. Nie ma niestety frytek, na które córa ma ochotę. Podobno nie oferują tu fast foodów. Ale napoje, batony są w ofercie :) ) ech... Popijamy piwo, znów ciemne zza granicy, gdy tymczasem nasze dziecko odzyskuje siły i zaczyna nas ciągnąć na huśtawki. No to przenosimy się do karczmy, tam pijemy kawę, piwo czeskie (tak stoi w manu, ale jakie to piwo...to nie wiadomo), córa zjada obiecane frytki i leci się bawić. My z tarasu obserwujemy Skrzyczne, które gdy przyszliśmy było widać, słabo, bo słabo, ale jednak. Teraz znika w opadach deszczu.
Po dłuższym lenistwie idziemy się przejść. Dostaję podpowiedź od kolegi, że poniżej szczytu, pod którym stoi schronisko, jest plac zabaw. Więc niechętna młoda, z miłą chęcią rusza pod górę. W połowie, marudzi, że jak za zakrętem nie będzie placu to ona dalej nie idzie. Na szczęście jest i gdy dziewczyny podziwiają Zagrodę i karczmę, ja ruszam zdobyć kolejny szczyt.

Widok na polanę po stronie czeskiej.

Od południa zaczyna grzmieć. Więc ruszam powoli z powrotem. Całkiem przyjemnie z góry patrzy się na beskidzkie kurorty.
Oraz chmury burzowe.



Szlak, droga w kierunku Czantorii, jak się przyjrzycie, to widać wieżę na niej.

Na koniec dnia robimy jeszcze ognicho, którego nasze dziecko się nie może doczekać. I tu bardzo fajnie pomaga nam obsługa, bo my ani ognia, ani rozpałki, całe szczęście, że mamy główny składnik czyli kiełbasę :) Tekturę i ognień dostajemy, drzewo znosimy z lasu i kończymy ten dzień jedząc nasze przysmaki z ognicha, oraz próbując pieczonych pianek, jak to w bajkach. No cóż, zgodnie wszyscy stwierdzamy, że pianki to nie to, wolimy kiełbasę, chleb przypiekany na ogniu.


Burzy nie było. Z rana na niebie wita nas czysty błękit, który z córą oglądamy na progu schroniska...w piżamach :)
Zjadamy śniadanie i dość szybko ruszamy na dół, w drogę do domu. Chcemy po pierwsze ominąć upał na szlaku, a po drugie zdążyć na pociąg. Od schroniska w dół biegnie droga szutrowa i to nią biegną dwa szlaki, niebieski i zielony. Niebieski do Wisły Jawornik, zielony do Wisły.


My odbijamy na szlaki zielony. Droga wiedzie w dół więc na początku dopisują wszystkim dobre humory i robimy sobie zdjęcie:


Droga wychodzi z lasu i mamy całkiem przyjemny widok, Czantoria na całkiem sporą wygląda z tej strony:


Następnie mijamy osiedle Przelacz, ludzie siedzą na ławkach przed domami jedząc śniadanie, ale przy tak pięknym poranku, ciepłym i z takimi widokami, to tylko pozostaje im pozazdrościć. My ruszamy pod ostatnie wzniesienie na naszej trasie, gdzie pod lasem stoją ławki, na których chwilę odpoczywamy.


Naprawdę ładnie tu:


Po chwili ruszamy dalej ku miastu. Przez młodnik przechodzimy podjadając jagody. Powoli włącza się tryb marudzenia i dopytywania jak długo jeszcze. No cóż, nic dziwnego widoków nie ma, jagody brudzą ręce, a jeżyny tu są jeszcze czerwone. Wychodzimy na łąki, na jednej pasie się krowa, chwilowa atrakcja ;)


Zaczyna się robić kolorowo, ale nie, to jeszcze nie barwy złota i czerwieni dominują. To kolory łąki:


Rosnące kwiaty są zbierane. Na razie bo są piękne. Przydrożne badyle z białym puchem to świetna zabawa, gdy można na siebie wzajemnie zdmuchnąć. W pewnym momencie robię zdjęcie drogi przed nami. Udaje mi się przypadkiem uchwycić przebiegającą wiewiórę, więc mamy kolejną atrakcję:



Zbieranie kwiatów.

Teraz kwiatki są zbierane, po to by swym zapachem zostawiać ślad, tak by zwierzęta mogły za nami iść. Następuje dyskusja, a co jak pójdzie za nami niedźwiedź? A co jak wilki? Tak mijają kolejne metry i co ważniejsze bez pytań, "ile jeszcze?".
Kolejnym zwierzęciem, jakie dostrzegamy to pasący się koń:


Idziemy już utwardzoną drogą, część to kostka, mała część to asfalt. Mijamy grzybiarzy, oraz ludzi z przysiółka, którzy pchają wózek z dzieckiem pod górę, turystów tu brak. Zaczynają się za to domostwa, wśród pół, łąk:


W dole pasą się krowy, powoli zaczyna się ruch samochodów, cóż widać, że jesteśmy już blisko miasta. Pozostaje nam ostatni kawałek drogi wiodącej przez ciemny las by dojść do skrzyżowania. Szlak skręca pod górę, a my ruszamy w dół.


Kto może to przebiera buty na sandały, bo upał się zrobił niesamowity. W lesie co rusz widzimy wiewiórki, które z szyszkami w pyszczkach znoszą zapasy na zimę. Dochodzimy tak do Wisły Dziechcinki. Teraz kawałek drogą, by dojść do stacji PKP.


Mijamy tu pomnik, z którego ledwo odczytuje napisy:

Głaz stoi w miejscu zamordowania przez Niemców rodziny Cieślarów podczas okupacji.



Skoro jest wiadukt, to za chwilę nasza wycieczka dobiegnie końca! A tymczasem jeszcze parę ostatnich kroków trzeba zrobić.


Na miejscu jesteśmy chwilę po 11, więc zejście zajęło nam ok 2 godzin. Co ważne, wszyscy szli na własnych nogach. Naszą nadzieję budzą czekający ludzie na pociąg, jednak okazuję się, że oni po prostu nie doczytali informacji i czekają na pociąg, który w niedzielę nie jeździ. Pierwszy odjeżdża dopiero o 13,34, więc podejmujemy decyzje, by podejść na autobus, bo zaczyna nam dopiekać upał i nie chce nam się czekać te dwie godziny na ostatni punkt programu, czyli przejazd pociągiem. Przy rondzie okazuję się, że droga jest przez remont jednokierunkowa, by znaleźć przystanek musimy przejść przez most. Autobusy w niedzielę też rzadko jeżdżą :) ) ech, ale jest o niecałą godzinę wcześniej. Idziemy nad rzekę, by pod drzewem w cieniu usiąść na ławce. Dziwna to ławka, na murku ma trzy "patyki", na których siedzi się dość niewygodnie. Pewnie ma za zadanie odstraszać by nie robić chlewu wokół, ale jak wiele rzeczy w naszym pięknym kraju nie spełnia swojego zadania, bo petów, puszek, butelek i innych śmieci pełno. Znowu zaczyna się nuda, więc ruszamy nad wodę, by powrzucać kamienie i patyki do wody. Dostrzegam płynącego zaskrońca na kamienie w nurcie, widzimy małe ryby i tak nam leniwie czas leci. Gdy minęło południe, powoli kroczymy na przystanek. Na którym w pełnym słońcu stoję ponad pół godziny by na chwilę przed 13tą zrezygnowani udać się na pociąg. Bus nie przyjechał...
I tak dość przypadkiem udaję nam się wypełnić plan na weekend do końca:

Tu pociąg jadący w przeciwnym kierunku niż nasz.


A tu pierwszy przejazd pociągiem.

Na pytanie na koniec jak się podobało, córa prawie krzyczy, że suuuper i pyta się, czy jeszcze kiedyś pojedziemy na wycieczkę pociągiem. Żona chcę tylko lepszych łazienek, w schronisku, więc ostatnie dni lata są bardzo udane.
Ps. Tak wiem, lato kończy się 22go września. Ale co to za lato, kiedy trzeba chodzić do szkoły? Dla mnie zawsze lato kończyło się z ostatnim dniem sierpnia.

Statystyka. Pierwsze 468 metrów pokonane kolejką, potem pierwszego dnia pokonujemy 6km i co ciekawe robimy więcej zejść, bo ponad 340 do 280 przewyższeń. Drugiego dnia pokonujemy również 6km i ponad 400 m zejść. No i na koniec zjedliśmy przepyszny obiad w Zajeździe na Kępie. Polecam z czystym sumieniem, bo to, całkiem możliwe najsmaczniejszy obiad jedzony na wyjazdach!
Czy plan zrealizowany? O tak!

Dziękuje za uwagę :)
Ostatnio zmieniony przez 2019-09-03, 17:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14275
Wysłany: 2019-09-03, 09:05   

Piękna sielanka ! Kiedy weźmiesz żonę i córkę na wycieczkę Forumową ?
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-09-03, 09:21   

Dobromił napisał/a:
Piękna sielanka !

Poza baranowaniem :lol
Zapomniałem napisać, że córa wspominała znajomych, a dokładnie dzieciaki z wspólnej Jamnej, więc jak tylko pogoda i zdrowie da, to może już niedługo kolejna wycieczka. I wtedy my z kufelkiem ciemnego piwka, a dzieciaki się bawią...o taka sielanka to już byłaby marzenie :D
Dobromił napisał/a:
Kiedy weźmiesz żonę i córkę na wycieczkę Forumową ?

Jak nabiorą kondycji ;)
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14275
Wysłany: 2019-09-03, 09:25   

laynn napisał/a:
Poza baranowaniem :lol


Tez miałem taki etap w swej turystycznej przygodzie :) Dziecko było lekko … ponad średnią wagową dla swego wieku :)

laynn napisał/a:
I wtedy my z kufelkiem ciemnego piwka, a dzieciaki się bawią...o taka sielanka to już byłaby marzenie :D


"Dziecinko idź sobie po frytki i po dwa kufelki dla tatusia".

laynn napisał/a:
Jak nabiorą kondycji ;)


A wtedy to Ty będziesz noszony.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2019-09-03, 09:50   

laynn napisał/a:
Zjadamy go na talerzach jadalnych, sam obiad dość smaczny, choć talerze już nie koniecznie
Zjedliście też talerze? A sztućce? W Ustroniu zdążyłem w barze tylko zapłacić za "schabowego" /pisałem na Shoubox-ie o darmowym obiedzie/ i wybiegłem do wracającego autobusu.
Dlaczego tak szybko zdecydowaliście się na powrót, czyżbyś się mnie bał na szlaku GSB?
Mieliście bezpośrednie połączenie kolejowe do/z/ Ustronia/Wisły/ - większa frajda jest z przesiadkami?
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9269
Wysłany: 2019-09-03, 10:37   

Fajne rodzinne wędrownie, przerabiałem to ze swoją córką, czasami było ciężko ;)
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-09-03, 10:43   

Adrian 17 napisał/a:
przerabiałem to ze swoją córką

Już nie musisz baranować? ;)
 
 
bton1 


Wiek: 38
Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 3312
Skąd: Kraków
Wysłany: 2019-09-03, 12:40   

Ekstraklasa :D Też pamiętam pierwszą akcję schroniskową z Zuziorem - akurat u nas był to Bereśnik.
I od tej pory tak leci, przynajmniej kilka razy w roku :) Trzymam kciuki i gratuluję!
_________________
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
 
 
kristoff73 


Wiek: 50
Dołączył: 15 Maj 2019
Posty: 606
Skąd: ST SD KGR TK SB
Wysłany: 2019-09-03, 12:50   

Fajna relacja, pozwalająca choć trochę poznać tereny, gdzie się nigdy nie było (!) :-)


Cytat:
Gdyby ktoś się spytał jakie są Wasze górskie marzenia, to co byście odpowiedzieli?


Na tę chwilę - Radostowa, Telegraf, Łeverest :-)
_________________
Бродяга. Снусмумрик. Бомж.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-09-03, 13:27   

bton1 napisał/a:
Trzymam kciuki i gratuluję!

Dzięki. Ja te rejony Gorców/Sądecki i Pieniny mam na uwadze, ale tu chodzi też o odległość. Tym razem nie chciałem jechać daleko, bo to był ostatni weekend wakacji i a ja nie miałem ochoty stać w korkach, czy też jechać w sznurze aut. Powrót mieliśmy spokojny, nawet Pszczyna przejechana bez korków.
kristof73 napisał/a:
gdzie się nigdy nie było

Wiesz, że ja też tu byłem pierwszy raz? To moja żona mnie pobiła, bo na Czantorii już była.
kristof73 napisał/a:
Radostowa, Telegraf, Łeverest

Niezła trójka! :)
 
 
Majka 


Dołączyła: 30 Lip 2014
Posty: 919
Skąd: Beskid Mały/ Kraków
Wysłany: 2019-09-03, 14:06   

Wycieczka fajna. Też raz lazłam z Czantorii na Soszów , tyle,że wracałam z powrotem na Czantorię. W schronisku na Soszowie były wtedy dobre kluski na parze z sosem jagodowym.

Niektóre fotki u mnie się nie wyświetlają np. ostatnia.
_________________
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-09-03, 17:12   

Majka napisał/a:
lazłam z Czantorii na Soszów , tyle,że wracałam z powrotem na Czantorię.

Szkoda, że nie ma możliwości zrobienia pętli. A może dzięki temu na szlaku, poniżej Czantorii jest tak pusto?
Co do zdjęć, to domyślam się, że dwa dodane z telefonu, jeszcze raz skopiowałem link. Jeśli nie działa, to zapraszam na bloga (adres w stopce).
 
 
Majka 


Dołączyła: 30 Lip 2014
Posty: 919
Skąd: Beskid Mały/ Kraków
Wysłany: 2019-09-03, 18:38   

Działa :) Są wszystkie.
_________________
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5770
Skąd: Kraków
Wysłany: 2019-09-03, 20:21   

Fajnie mieliście. Ja się w sumie cieszę, że się lato kończy, bo to oznacza, że nadchodzi jesień i zima. Mam nadzieję, że będzie się działo!
Profil Facebook
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-09-03, 20:48   

Sebastian Słota napisał/a:
bo to oznacza, że nadchodzi jesień i zima. Mam nadzieję, że będzie się działo!

Noo właśnie :)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group