Piątka na siódemce. Czyli na Baranie.
Piątka na siódemce. Czyli na Baranie.
Ale spokojnie, to nie naśladowanie sokoła.
To mój pierwszy raz w Beskidzie Niskim. Może nie pierwszy, bo dawno, dawno temu, kiedy...kiedy jadłem jeszcze zupkę mleczną na śniadanie, byłem w Iwoniczu-Zdrój. Wtedy jeszcze jeździły tam Ikarusy, ale nie te węgierskie a Jugosłowiańskie. No miałem może cztery lata. Więc się nie liczy.
Pamiętacie pierwsze wycieczki w góry? Może nie te zupełnie pierwsze, ale te kiedy już załapaliście bakcyla, a jeszcze mało co znaliście? Ekscytacja przed wyjazdem, niecierpliwe odliczanie dni do wyjazdu? Ja już dawno takich odczuć nie miałem. To nie znaczy, że byłem już we wszystkich pasmach górskich naszego kraju, ale najczęściej jeżdżę w rejony znane, choćby z widzenia. Więc raczej nie budzą te wycieczki tak wielkich emocji jak kiedyś.
Jednak są takie miejsca, które bardzo chciałem poznać. Rok temu były to Góry Izerskie, a w tym roku Beskid Niski. Rok wstecz spanie w wiatach, plan szlaków, trasa wymyślana, a teraz do końca nie wiedziałem gdzie pojedziemy z żoną. Dopiero w piątek, dzień przed wyjazdem dzwonię z pytanie o dostępność noclegu. Jest pokój, rezerwacja klepnięta. Zaczyna się udzielać mi nastrój radości. Poznam kolejne ciekawe miejsca!
Tym razem nie miało być wielokilometrowej trasy. Miało być sielankowo. Dolinkowo. A jak było?
Najpierw nudną autostradą mkniemy na wschód, by pod Tarnowem odbić na południe i następnie bardziej na wschód. Mijamy kolejne wsie, miasteczka aż w końcu wzniesień jest coraz więcej, mijamy zabytkowe szyby naftowe by obok widzieć zalesione wzgórza Magurskiego Parku Narodowego:
Później drogi robią się coraz bardziej nierówne, by w końcu szosa zwęża się na szerokość jednego auta i nagle asfalt się kończy...zostaje szuter.
Dojechaliśmy. Pole kempingowe, oraz schronisko Hajstra. Po zrzuceniu bagaży w pokoju umawiamy się, że na 17 zejdziemy na obiad. Kupujemy bilety do parku i ruszamy. Dziś naszym celem jest szczyt Baranie. Na początek przechodzimy obok domu duszpasterskiego Betania, by odbić od dawnej drogi do wsi Ciechania w kierunku przełęczy Mazgalica. Za rzeką harcerze jak co roku rozbijają swój obóz niedaleko odbudowanego kościoła św. Jana z Dukli i św Huberta. To wszystkie zabudowania jakie zostały po wiosce. Wieś stanowiła enklawę polskości pośród Rusinów.
Dolina, w której istniała wieś jest otoczona zalesionymi wzgórzami, choć nie brak i łąk:
Zachwycając się kwiecistymi łąkami wchodzimy w las. Ścieżka pnie leniwie do góry. Mijamy potok Hucianka:
by po chwili dojść do przełęczy:
Po chwili oddechu ruszamy dalej, tym razem szlakiem granicznym w kierunku wschodnim. O ile do tego momentu szło się jak w parku, to teraz mamy lekko pod górę.
No dobra to lekko, to taki żart, jest całkiem stromo. Tu też spotykamy pierwszych turystów.
Wychodzimy na wzniesienie lekko zasapani, ale w nagrodę mamy dość mocno zamglone, ale jednak widoki na Słowackie szczyty:
Z racji umówienia się na jedzenie, zaczynamy powoli zwiększać tempo.
Częściowo w lesie, częściowo w wysokiej trawie, czy też wśród paproci podążamy ciekawi wieży widokowej, jaka znajduje się na naszym celu.
Nie jest to szlak widokowy. Ale ja tak sobie właśnie lasy Beskidu Niskiego wyobrażałem:
Słyszę pytanie, daleko jeszcze? Odpowiadam, że za zakrętem powinien być nasz cel. I rzeczywiście widzimy w końcu wieżę:
Ostatnie kroki...i niestety. Nie będzie żadnych widoków. Drabina prowadząca na dolny podest, leży w trawie, dolne szczeble są zbutwiałe i już nic ich nie trzyma...
No cóż, później się dowiedzieliśmy, że sama wieża jeszcze stoi, ale wchodzenie na nią było ciekawym doznaniem. Oraz, że Słowacy mają ją odbudować. Siadamy więc na ławach ustawionych w okrąg i zjadamy kanapki. Tu też kolejnych turystów spotykamy, po drodze minęliśmy dwóch Słowaków z psem, ten drugi pan idzie za laskę. Ich będziemy mijać jeszcze w drodze powrotnej. Więc jeszcze pamiątkowe zdjęcie i ruszamy na obiad:
Informacyjnie, stoi tu podobna wiata jak na Mazgalicy, z tym że ta jest zamykana na skobel...z zewnątrz. No i ma okno z szybą. Więc żeby w razie potrzeby zamknąć się, to chyba trzeba potem przez to okno wchodzić . Wiaty są porządne.
My tymczasem mkniemy:
Po drodze mijając powalone drzewa:
Mijamy również rodzinę, oraz grupę dziewczyn, które potem jakieś wianki robiły. Schodzimy dość szybko, choć zatrzymujemy się na skraju łąk.
Bardzo się nam one podobają, a nie wiemy, że kolejnego dnia będziemy widzieć jeszcze piękniejsze, jeszcze bardziej pachnące, kolorowe:
Po zjedzeniu pysznego obiadu, który przez moje wybrednictwo jemy po połowie (tj żona zupę fasolową, a ja pierogi z mięsem - pyszne oba dania), oboje się połową najadamy, ale ja mam ochotę usiąść na skraju lasu i napić się piwa, więc wsiadamy w auto i jedziemy do Krempnej na małą wycieczkę. Dość szybko układamy się do snu...
Link do albumu z pierwszej części weekendu.
To mój pierwszy raz w Beskidzie Niskim. Może nie pierwszy, bo dawno, dawno temu, kiedy...kiedy jadłem jeszcze zupkę mleczną na śniadanie, byłem w Iwoniczu-Zdrój. Wtedy jeszcze jeździły tam Ikarusy, ale nie te węgierskie a Jugosłowiańskie. No miałem może cztery lata. Więc się nie liczy.
Pamiętacie pierwsze wycieczki w góry? Może nie te zupełnie pierwsze, ale te kiedy już załapaliście bakcyla, a jeszcze mało co znaliście? Ekscytacja przed wyjazdem, niecierpliwe odliczanie dni do wyjazdu? Ja już dawno takich odczuć nie miałem. To nie znaczy, że byłem już we wszystkich pasmach górskich naszego kraju, ale najczęściej jeżdżę w rejony znane, choćby z widzenia. Więc raczej nie budzą te wycieczki tak wielkich emocji jak kiedyś.
Jednak są takie miejsca, które bardzo chciałem poznać. Rok temu były to Góry Izerskie, a w tym roku Beskid Niski. Rok wstecz spanie w wiatach, plan szlaków, trasa wymyślana, a teraz do końca nie wiedziałem gdzie pojedziemy z żoną. Dopiero w piątek, dzień przed wyjazdem dzwonię z pytanie o dostępność noclegu. Jest pokój, rezerwacja klepnięta. Zaczyna się udzielać mi nastrój radości. Poznam kolejne ciekawe miejsca!
Tym razem nie miało być wielokilometrowej trasy. Miało być sielankowo. Dolinkowo. A jak było?
Najpierw nudną autostradą mkniemy na wschód, by pod Tarnowem odbić na południe i następnie bardziej na wschód. Mijamy kolejne wsie, miasteczka aż w końcu wzniesień jest coraz więcej, mijamy zabytkowe szyby naftowe by obok widzieć zalesione wzgórza Magurskiego Parku Narodowego:
Później drogi robią się coraz bardziej nierówne, by w końcu szosa zwęża się na szerokość jednego auta i nagle asfalt się kończy...zostaje szuter.
Dojechaliśmy. Pole kempingowe, oraz schronisko Hajstra. Po zrzuceniu bagaży w pokoju umawiamy się, że na 17 zejdziemy na obiad. Kupujemy bilety do parku i ruszamy. Dziś naszym celem jest szczyt Baranie. Na początek przechodzimy obok domu duszpasterskiego Betania, by odbić od dawnej drogi do wsi Ciechania w kierunku przełęczy Mazgalica. Za rzeką harcerze jak co roku rozbijają swój obóz niedaleko odbudowanego kościoła św. Jana z Dukli i św Huberta. To wszystkie zabudowania jakie zostały po wiosce. Wieś stanowiła enklawę polskości pośród Rusinów.
Dolina, w której istniała wieś jest otoczona zalesionymi wzgórzami, choć nie brak i łąk:
Zachwycając się kwiecistymi łąkami wchodzimy w las. Ścieżka pnie leniwie do góry. Mijamy potok Hucianka:
by po chwili dojść do przełęczy:
Po chwili oddechu ruszamy dalej, tym razem szlakiem granicznym w kierunku wschodnim. O ile do tego momentu szło się jak w parku, to teraz mamy lekko pod górę.
No dobra to lekko, to taki żart, jest całkiem stromo. Tu też spotykamy pierwszych turystów.
Wychodzimy na wzniesienie lekko zasapani, ale w nagrodę mamy dość mocno zamglone, ale jednak widoki na Słowackie szczyty:
Z racji umówienia się na jedzenie, zaczynamy powoli zwiększać tempo.
Częściowo w lesie, częściowo w wysokiej trawie, czy też wśród paproci podążamy ciekawi wieży widokowej, jaka znajduje się na naszym celu.
Nie jest to szlak widokowy. Ale ja tak sobie właśnie lasy Beskidu Niskiego wyobrażałem:
Słyszę pytanie, daleko jeszcze? Odpowiadam, że za zakrętem powinien być nasz cel. I rzeczywiście widzimy w końcu wieżę:
Ostatnie kroki...i niestety. Nie będzie żadnych widoków. Drabina prowadząca na dolny podest, leży w trawie, dolne szczeble są zbutwiałe i już nic ich nie trzyma...
No cóż, później się dowiedzieliśmy, że sama wieża jeszcze stoi, ale wchodzenie na nią było ciekawym doznaniem. Oraz, że Słowacy mają ją odbudować. Siadamy więc na ławach ustawionych w okrąg i zjadamy kanapki. Tu też kolejnych turystów spotykamy, po drodze minęliśmy dwóch Słowaków z psem, ten drugi pan idzie za laskę. Ich będziemy mijać jeszcze w drodze powrotnej. Więc jeszcze pamiątkowe zdjęcie i ruszamy na obiad:
Informacyjnie, stoi tu podobna wiata jak na Mazgalicy, z tym że ta jest zamykana na skobel...z zewnątrz. No i ma okno z szybą. Więc żeby w razie potrzeby zamknąć się, to chyba trzeba potem przez to okno wchodzić . Wiaty są porządne.
My tymczasem mkniemy:
Po drodze mijając powalone drzewa:
Mijamy również rodzinę, oraz grupę dziewczyn, które potem jakieś wianki robiły. Schodzimy dość szybko, choć zatrzymujemy się na skraju łąk.
Bardzo się nam one podobają, a nie wiemy, że kolejnego dnia będziemy widzieć jeszcze piękniejsze, jeszcze bardziej pachnące, kolorowe:
Po zjedzeniu pysznego obiadu, który przez moje wybrednictwo jemy po połowie (tj żona zupę fasolową, a ja pierogi z mięsem - pyszne oba dania), oboje się połową najadamy, ale ja mam ochotę usiąść na skraju lasu i napić się piwa, więc wsiadamy w auto i jedziemy do Krempnej na małą wycieczkę. Dość szybko układamy się do snu...
Link do albumu z pierwszej części weekendu.
- sprocket73
- Posty: 5883
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
laynn pisze:Dziś naszym celem jest szczyt Baranie.
Byłem tam, poznałem po tej wieży. 2 lata temu udało mi się na nią wyjść, choć miałem miękko w nogach, bo sprawiała wrażenie jakby mogła się rozpaść w każdej chwili
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5883
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Jeszcze się od środka trochę zabezpieczyliśmy - tu bezcennym okazał się pasek od futerału aparatu spontanicznie znaleziony gwóźdź i karabinek
Zdjęcia z wieży też mam choć strach tam już było wchodzić
Zdjęcia z wieży też mam choć strach tam już było wchodzić
Ostatnio zmieniony 2018-07-10, 09:29 przez darkheush, łącznie zmieniany 1 raz.
darkheush pisze:Jeszcze się od środka trochę zabezpieczyliśmy - tu bezcennym okazał się pasek od futerału aparatu spontanicznie znaleziony gwóźdź i karabinek
Na "rosomaku" i popielicy te zabezpieczenia nie zrobiły wrażenia, tak że MacGyveryzm spełzł na niczym...
Ostatnio zmieniony 2018-07-10, 10:26 przez vidraru, łącznie zmieniany 1 raz.
Dzień drugi.
Tym razem nie było pobudki wcześnie z rana. Pracownik parku miał się zjawić o 10tej. Więc wyspaliśmy się, zjedliśmy śniadanie, by spakować się i czekać niecierpliwie pod Hajstrą.
Bo dziś mieliśmy odwiedzić dolinę Ciechania, dawną łemkowską wioskę.
Wreszcie przyjechali nasi przewodnicy, po opłaceniu bilety ruszamy sporą grupą:
Pracownik parku z prawej.
Na początek idziemy śladem starej drogi łączącej wsie Ciechania z Hutą Polańską, po minięciu ostrzeżenia, o ostoi niedźwiedzia. Ścieżka jest zarośnięta, jest oczywiście przechodzenie przez strumień:
Idziemy po śladach jeleni, byka z łanią:
Wyżej strumień zamienia się w bagnisko, z żeremiami bobrów. Wśród nich zachowała się budka, w której wopiści podłączali się i składali meldunki:
Po chwili wychodzimy z lasu, jeszcze pełno krzaczorów, by z lewej odsłoniły się polany na stoku po drugiej stronie strumienia. Nasz przewodnik mówi, że starsi mieszkańcy pamiętają jak woda w strumieniu była czerwona od krwi. W tej dolinie doszło do ciężkich walk między okopanymi Niemcami na stokach Nad Tysowym a nacierającymi wojskami sowieckimi.
Tu usłyszałem drugą nazwę doliny, Dolina Śmierci.
Mijamy ślady dzików, ubita trawa i ruszamy dalej.
Ścieżka mija stare drzewa owocowe, przy których sadzone są młode drzewa by zwierzęta mogły z nich dalej korzystać.
W tle, widać dach placówkę MPN.
Dochodzimy do drogi, nie jest to droga biegnąca za dawnych czasów, a powojenna.
Tu skręcamy na północ.
Oprócz odnowy drzew owocowych są też sztuczne oczka wodne.
Po krótkim podejściu schodzimy obejrzeć stare cmentarze, najpierw jednak mijamy zarośnięte resztki fundamentów cerkwi greckokatolickiej z końca XVIII w (ledwo widać ich kawałek). Nad nią znajduje się kilka nagrobków.
Na jednym z nich widać szczególnie ślady po kulach z walk ofensywy dukielskiej, inne nagrobki również mają ślady kul:
Obok stoi metalowy krzyż, na którym kiedyś była informacja o pochowanych żołnierzach z czasów wspomnianych walk, natomiast podczas naszej wizyty wisi podziurawiony hełm:
Powyżej w kolejnym zagajniku leży cmentarz (który to prawosławny, a który greckokatolicki? nie wiem...) :
Napisy zatarte...krzyże ułamane...jedynie wśród liści ścieżki ma...borsuk, który ma norę pod grobem zamordowanych parocha i jego córki. Doczytałem, że w trakcie prac rok temu została nora zasypana, jednak dziś:
Nora borsucza, u góry po prawej grób zamordowanych. To wejście, wyjście zaś u góry grobu.
Przewodnik opowiadał jak to rok temu wycieczka dzieci natknęła się na wyciągniętą czaszkę...na szczęście my takich "atrakcji" nie mieliśmy. Wspomniany grób:
Po przerwie ruszamy dalej. Mijamy wzniesienie i schodzimy nad bobrowiska. Udało mi się być z przodu i zobaczyć jak woda się mąci, a pod trzcinami płynie wspomniany gryzoń! Niestety nie mam dłuższego zooma, więc zdjęcie przedstawia scenę, po fakcie:
Oglądamy zbudowaną tamę przez te mądre zwierzaki i znad lasu widzimy wznoszące się Bieliki, symbol Magurskiego Parku Narodowego:
Bobrza budowla. Kamienie obłożone gliną
Słabe wycięcie i powiększenie. Dzień wcześniej kilkanaście metrów od nas się wzbijał do lotu.
Dochodzimy do końcowego punku, z którego będziemy już wracać. To niestety upadła kapliczka:
Wracając mijamy ruiny strażnicy niemieckiej z czasów II wojny światowej ( wśród drzew), oraz niedokończonej owczarni:
Widać stąd doskonale granicę (wiedzie linią drzew nad polaną):
I powoli wracamy. Znów nad krwawy potok:
Po drodze robię zdjęcie rysia, który pokazuje mi jeden z przewodników.
Wchodzimy w las, mijamy podpory mostu nad potokiem:
Słuchamy też jak odbywa się liczenie zwierząt, co oznaczają pomarańczowe kropki na drzewach, oraz dowiadujemy się, że dawniej w tych potokach żyły pstrągi. Niestety odkąd poziom wody opadł, zostały przetrzebione przez wydry. Wcześniej też dowiedzieliśmy się jakie wydra ma zwyczaje toaletowe, kogo odchody spotykamy (kuny).
Widać korzenie, które kiedyś dawały schronienie pstrągom przed wydrami. Ponoć wsadzając ramę, nie można było poczuć końca. Dziś poziom wody sporo opadł...
Po czym wracamy do auta by odbyć, jakże ciekawą podróż powrotną na jedynce do domu...
Ale o tym już przeczytacie w trzeciej części, na którą zapraszam
Na koniec link do większej
ilości zdjęć .
Tym razem nie było pobudki wcześnie z rana. Pracownik parku miał się zjawić o 10tej. Więc wyspaliśmy się, zjedliśmy śniadanie, by spakować się i czekać niecierpliwie pod Hajstrą.
Bo dziś mieliśmy odwiedzić dolinę Ciechania, dawną łemkowską wioskę.
Wreszcie przyjechali nasi przewodnicy, po opłaceniu bilety ruszamy sporą grupą:
Pracownik parku z prawej.
Na początek idziemy śladem starej drogi łączącej wsie Ciechania z Hutą Polańską, po minięciu ostrzeżenia, o ostoi niedźwiedzia. Ścieżka jest zarośnięta, jest oczywiście przechodzenie przez strumień:
Idziemy po śladach jeleni, byka z łanią:
Wyżej strumień zamienia się w bagnisko, z żeremiami bobrów. Wśród nich zachowała się budka, w której wopiści podłączali się i składali meldunki:
Po chwili wychodzimy z lasu, jeszcze pełno krzaczorów, by z lewej odsłoniły się polany na stoku po drugiej stronie strumienia. Nasz przewodnik mówi, że starsi mieszkańcy pamiętają jak woda w strumieniu była czerwona od krwi. W tej dolinie doszło do ciężkich walk między okopanymi Niemcami na stokach Nad Tysowym a nacierającymi wojskami sowieckimi.
Tu usłyszałem drugą nazwę doliny, Dolina Śmierci.
Mijamy ślady dzików, ubita trawa i ruszamy dalej.
Ścieżka mija stare drzewa owocowe, przy których sadzone są młode drzewa by zwierzęta mogły z nich dalej korzystać.
W tle, widać dach placówkę MPN.
Dochodzimy do drogi, nie jest to droga biegnąca za dawnych czasów, a powojenna.
Tu skręcamy na północ.
Oprócz odnowy drzew owocowych są też sztuczne oczka wodne.
Po krótkim podejściu schodzimy obejrzeć stare cmentarze, najpierw jednak mijamy zarośnięte resztki fundamentów cerkwi greckokatolickiej z końca XVIII w (ledwo widać ich kawałek). Nad nią znajduje się kilka nagrobków.
Na jednym z nich widać szczególnie ślady po kulach z walk ofensywy dukielskiej, inne nagrobki również mają ślady kul:
Obok stoi metalowy krzyż, na którym kiedyś była informacja o pochowanych żołnierzach z czasów wspomnianych walk, natomiast podczas naszej wizyty wisi podziurawiony hełm:
Powyżej w kolejnym zagajniku leży cmentarz (który to prawosławny, a który greckokatolicki? nie wiem...) :
Napisy zatarte...krzyże ułamane...jedynie wśród liści ścieżki ma...borsuk, który ma norę pod grobem zamordowanych parocha i jego córki. Doczytałem, że w trakcie prac rok temu została nora zasypana, jednak dziś:
Nora borsucza, u góry po prawej grób zamordowanych. To wejście, wyjście zaś u góry grobu.
Przewodnik opowiadał jak to rok temu wycieczka dzieci natknęła się na wyciągniętą czaszkę...na szczęście my takich "atrakcji" nie mieliśmy. Wspomniany grób:
Po przerwie ruszamy dalej. Mijamy wzniesienie i schodzimy nad bobrowiska. Udało mi się być z przodu i zobaczyć jak woda się mąci, a pod trzcinami płynie wspomniany gryzoń! Niestety nie mam dłuższego zooma, więc zdjęcie przedstawia scenę, po fakcie:
Oglądamy zbudowaną tamę przez te mądre zwierzaki i znad lasu widzimy wznoszące się Bieliki, symbol Magurskiego Parku Narodowego:
Bobrza budowla. Kamienie obłożone gliną
Słabe wycięcie i powiększenie. Dzień wcześniej kilkanaście metrów od nas się wzbijał do lotu.
Dochodzimy do końcowego punku, z którego będziemy już wracać. To niestety upadła kapliczka:
Wracając mijamy ruiny strażnicy niemieckiej z czasów II wojny światowej ( wśród drzew), oraz niedokończonej owczarni:
Widać stąd doskonale granicę (wiedzie linią drzew nad polaną):
I powoli wracamy. Znów nad krwawy potok:
Po drodze robię zdjęcie rysia, który pokazuje mi jeden z przewodników.
Wchodzimy w las, mijamy podpory mostu nad potokiem:
Słuchamy też jak odbywa się liczenie zwierząt, co oznaczają pomarańczowe kropki na drzewach, oraz dowiadujemy się, że dawniej w tych potokach żyły pstrągi. Niestety odkąd poziom wody opadł, zostały przetrzebione przez wydry. Wcześniej też dowiedzieliśmy się jakie wydra ma zwyczaje toaletowe, kogo odchody spotykamy (kuny).
Widać korzenie, które kiedyś dawały schronienie pstrągom przed wydrami. Ponoć wsadzając ramę, nie można było poczuć końca. Dziś poziom wody sporo opadł...
Po czym wracamy do auta by odbyć, jakże ciekawą podróż powrotną na jedynce do domu...
Ale o tym już przeczytacie w trzeciej części, na którą zapraszam
Na koniec link do większej
ilości zdjęć .
Ładnie opisane i pokazane. Dla mnie to biała karta i chyba jeszcze nie nadszedł czas zebym tam pojechał. Niemniej miejsca wydają się bardzo tajemnicze i dzikie.
Rys Ci nie wyszedł że nie wrzuciles zdjęcia czy też wrzuciles a ja jestem ślepy?
Rys Ci nie wyszedł że nie wrzuciles zdjęcia czy też wrzuciles a ja jestem ślepy?
Ostatnio zmieniony 2018-07-10, 15:44 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
Świetne klimaty! Mój młody jeszcze rok temu odważył się wejść na wieżę, ale jego dziewczyna już nie .. Ja w sumie jeszcze się tam akurat nie zapędziłam i chyba na razie nie planuję
Ciechania to kolejne moje marzenie, ale dopóki to wygląda tak jak wygląda, czyli wchodzenie większą grupą z przewodnikiem, to raczej się nie wybiorę
My teraz wróciliśmy z Niskiego, ale jeszcze gdzieś tam kotłuje się plan, żeby jednak na chwilę wrócić w te wakacje. Jeszcze się okaże.
Ile trwał wyjazd? Bo tego nie doczytałam
PS. Trzeba było odbić w Brzesku i wpaść na herbatkę ;P
Ciechania to kolejne moje marzenie, ale dopóki to wygląda tak jak wygląda, czyli wchodzenie większą grupą z przewodnikiem, to raczej się nie wybiorę
My teraz wróciliśmy z Niskiego, ale jeszcze gdzieś tam kotłuje się plan, żeby jednak na chwilę wrócić w te wakacje. Jeszcze się okaże.
Ile trwał wyjazd? Bo tego nie doczytałam
PS. Trzeba było odbić w Brzesku i wpaść na herbatkę ;P
Ostatnio zmieniony 2018-07-10, 18:38 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości