13.01.2018 SOBOTA
Na drugi weekend stycznia zaplanowałam wycieczkę w Gorce. Nie wiedziałam gdzie, nie wiedziałam jak, ale wiedziałam, w które pasmo. To już coś. Śpiewanki krakowskie ułatwiły mi podjęcie decyzji o tym, że wyjeżdżam do Gorczańskiej Chaty.
Początkowo miała to być kolejna samotna wycieczka, ale już po powrocie ze śpiewanek późną nocą dowiedziałam się, że chcą dołączyć do mnie brat z dziewczyną oraz nasz bardzo dobry kolega. W związku z tym kolejny raz pisałam do Stefana, załatwiłam wszystkie formalności, a w sobotę rano ruszyliśmy z dwóch kierunków
Ja z Martą dotarłyśmy do Rzek przez Kraków, a Szymon z Grześkiem przez Nowy Sącz. Byliśmy praktycznie w tym samym czasie, ale oni dojechali taniej, choć mieli więcej przesiadek.
Ruszyliśmy niebieskim szlakiem na Gorc. Widać było, że pogoda dzisiaj trochę nam poskąpi, ale w towarzystwie zawsze raźniej. Na początku było trochę śniegu, trochę lodu, ale że pod górę idzie się w miarę łatwo, to nie zakładałyśmy raczków, tylko wzięłyśmy kije do łapek. Obie jesteśmy powypadkowe, więc ostrożności nigdy za wiele
Na Nowej Polanie zaczęła się już ładna mieszanina czerni i bieli, więc oczywiście musiałyśmy uszczknąć trochę czasu na zachwyty nad pięknem zimy Chwilę przed nami szła ekipa, która zmierzała do (rozsypującej się?) bacówki pod Gorcem. Zastanawiałam się, o którą chodzi, ale cały czas nie wiem ;d
Nowa Polana prezentowała się naprawdę ładnie
Z niej ponownie wchodziliśmy w las, by dojść do kolejnej polany - Świnkówki.
Powoli pozbywaliśmy się złudzeń, że się rozpogodzi (a jeszcze w środę były w miarę przyzwoite prognozy, które zapowiadały choć odrobinę słońca). Tymczasem widok ze Świnkówki w kierunku Tatr prezentował się mniej więcej następująco:
Między tą polaną, a następną, czyli Gorcem Troszackim, czekało nas kolejne przejście leśne.
Gdy na chwilę weszliśmy na polanę, myślałam, że już jesteśmy w strategicznym punkcie, choć zdziwiłam się, że nie ma ogrodzenia...
...ale okazało się, że omijamy tylko powalone drzewa i znów drepczemy lasem. Odcinek ten był jednak bardzo krótki, więc za chwilę doszliśmy do szlaku, znajdującego się na Gorcu Troszackim.
Z niego powinno być widać wieżę na Gorcu, Tatry, Beskid Wyspowy i Sądecki (z tego, co pamiętam), a było widać...
...nas. A właściwie ich, bo ja robiłam zdjęcia
...ławeczki, jeśli się podeszło odpowiednio blisko.
...chałupę (może to w niej nocowali? )
...i trochę drzew. To by było na tyle, jeśli chodzi o nasze możliwości podziwiania krajobrazów
Pozostał nam krótki odcinek szlaku do wieży.
Po drodze spotkaliśmy sporą grupę z PTT Tarnów, która robi Koronę Gorców. Część osób, która nie miała raków, dosyć mocno się ślizgała. My pod górę mieliśmy trochę łatwiej, choć Marta już wcześniej założyła swoje.
Ostrzegli nas, że możemy nie dojrzeć wieży...
...ale udało się
Ja na nią nie wychodziłam, bo niespecjalnie było po co. Szymon z Grześkiem wyszli, więc zrobiłam im pamiątkowe zdjęcie, na którym ledwo ich widać.
Włosy i czapki zamarzały, więc prezentowały się bardzo ciekawie
Nie zatrzymywaliśmy się na długo przy wieży, bo temperatury nie były sprzyjające. Moi zatrzymywali się po drodze parę razy na jakąś herbatkę, drożdżówkę, czy kanapkę, a że mnie się nie chciało nic wyciągać, to tylko zjadłam dwa cukierki od Marty i wypiłam kilka łyków piwa od Szymka
No i w drogę. Kolejnym naszym celem był Przysłop Dolny, do którego mieliśmy niecałą godzinkę drogi. Szlak na szczęście był przetarty, bardzo wygodny. Tym razem jednak był chwilowy stromy odcinek przy zejściu z Gorca, więc ja również wyciągnęłam raki, żeby się nie zabić, uszkodzić... Tylko Grzesiek brykał jak szalony i biegał w dół
Na Przysłopie Dolnym szybko odnaleźliśmy szlak i zaczęliśmy podążać ku Gorczańskiej Chacie. Trochę chwilami uruchamiał się leń, ale w związku z tym, że nadwornej marudy (naszego najukochańszego Jarka) nie było, to nikt nie wyrażał swoich myśli głośno Zejście do chaty było chwilami dość strome, więc chwilami czekałyśmy na "pod górę", zamiast "w dół". I doczekałyśmy się na polanie.
W międzyczasie dostaliśmy sms-a od Janka, o której dojdziemy, bo musi nam nagrzać ciepłą wodę pod prysznic. I choć napisaliśmy, że będziemy o 15.00, to dotarliśmy godzinę później. Na miejscu spotkaliśmy kilkoro znajomych, jednego fajnego gitarzystę... i zaczęliśmy sobie WOŚP-ować. Czekaliśmy na ładniejszą aurę następnego dnia.
13/14.01.2018 Witajcie w naszej bajce...
13/14.01.2018 Witajcie w naszej bajce...
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
14.01.2018 NIEDZIELA
W niedzielę postanowiliśmy wstać o 8.00, ale nie przychodziło nam to z łatwością. Budzik zadzwonił, a w piecu już zgasło, więc ciężko było wyłonić się spod śpiwora. W końcu jednak dokonałam tego jako pierwsza i wskoczyłam do kuchni, więc zanim pomyślałam o śniadaniu, pomogłam ogarnąć bajzel po wczorajszej imprezie.
Później mój wspaniały braciszek przygotował nam jajecznicę, a o 10.00 byliśmy gotowi do wyjścia. Dzień wcześniej schodziliśmy stromym, oblodzonym skrótem, co skończyło się potłuczeniami zadów lub innych części ciała, więc tym razem postanowiliśmy iść od początku żółtym szlakiem.
...ale podreptaliśmy za Grześkiem, który przegapił znaczki i wylazł gdzieś na górę!
Było ładnie, ale znów nie na szlaku
Ostatecznie stwierdziliśmy, że przejdziemy sobie do szlaku dziurami, żeby już nie schodzić w dół ;d No, cóż... Pomysł to był średni. Z oddali ujrzałam znaczek szlakowy, ale bezsensowne byłoby pchać się do niego, więc pociągnęliśmy jeszcze kawałek prosto, by w końcu dojść do drogi.
Chwilami nawet nie było tam bardzo dużo śniegu, więc się szło dobrze. Tylko gałązki wbijały się we wszystkie części ciała ;d
Widok drogi baaaaardzo nas ucieszył.
Aura była boska! To była idealna zima! Wygodnie, przyjemnie, łatwo, biało!
Na szczęście Marta lubi podziwiać krajobrazy i robić zdjęcia tak jak ja, więc chłopaki nie mieli nic do gadania i musieli na nas czekać
Na początku miałyśmy widoki głównie na Lubań i Magurki.
Później wytargałam ich na środek polany, z której blado, bo blado, ale było widać Tatry.
I ruszyliśmy dalej pod górę. Chyba najtrudniejszą częścią było wyjście z powrotem z Gorczańskiej Chaty na Przysłop Dolny xD
Ale było wynagradzane pięknymi widokami...
Marta, jako pasjonatka zwierząt, przy okazji odnajdywała tropy różnych z nich i dokumentowała na zdjęciach
Boskooo!
W końcu wyszliśmy na Przysłop Dolny, więc pozostało tylko wyczołgać się do samej jego góry
Od razu skierowaliśmy się w stronę Turbacza.
Po drodze mieliśmy jeszcze dojść na Polanę Jaworzynę Kamienicką.
Tym razem Grzesiek wypruł do przodu, żeby szybciej dotrzeć do schroniska, a my szliśmy z spokojnie z tyłu.
Na Przysłopie niestety się "zakurzyło" i o widokach na Tatry można było zapomnieć.
W związku z tym dalej maszerowaliśmy naszą leśną bajką.
Mijając przetrzebione drzewa, weszliśmy w kolejną chmurę, która zasłaniała niebieskie niebo. Już nawet nastawiliśmy się na to, że widoków możemy nie mieć.
Czekaliśmy jednak na Jaworzynę, bo wydawało się, że tam jeszcze powinno być coś widać.
Dotarliśmy!
Tutaj też chmury zasłaniały większość widoków, więc było widać tylko to, co było dosyć blisko nas.
Ale oszroniona kapliczka też prezentowała się całkiem nieźle!
Teraz pozostało nam jeszcze dojść do Hali Długiej przez piękny zimowy las!
Ona również od samego początku prezentowała się bajecznie!
Tatry niestety były bardzo zakurzone, ale to nic!
Nie były nam potrzebne widoki, skoro dookoła mieliśmy taką bajkę!
Nawet podejście do schroniska wydawało mi się dużo mniej męczące niż zazwyczaj
...a obracając się mogłam jeszcze zerkać na widoki za plecami xD
W schronisku zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilę na obiad i grzańce.
...a następnie ruszyliśmy żółtym szlakiem do Nowego Targu.
Po drodze mieliśmy kilka prześwitów na "niby"Tatry.
Im później, tym było lepiej, ale jednocześnie zależało nam, żeby jak najkrócej iść po ciemku, bo nie każdy z naszej grupy to lubi
Wszystko jednak wskazywało na to, że przez chwilę nie będziemy mieli innego wyjścia
Dłuuugo jeszcze utrzymywała się piękna zimowa aura.
O 16.22 byliśmy przy pierwszych domkach, ale tam trochę się zaplątaliśmy...
...więc o 17.00 dotarliśmy na dół. Spóźniliśmy się o 10 minut na autobus, więc wezwaliśmy taksówkę, którą za dwie dyszki dotarliśmy z Kowańca na dworzec PKS, a stamtąd już do domu
Nasza rodzinna gorczańska bajka
W niedzielę postanowiliśmy wstać o 8.00, ale nie przychodziło nam to z łatwością. Budzik zadzwonił, a w piecu już zgasło, więc ciężko było wyłonić się spod śpiwora. W końcu jednak dokonałam tego jako pierwsza i wskoczyłam do kuchni, więc zanim pomyślałam o śniadaniu, pomogłam ogarnąć bajzel po wczorajszej imprezie.
Później mój wspaniały braciszek przygotował nam jajecznicę, a o 10.00 byliśmy gotowi do wyjścia. Dzień wcześniej schodziliśmy stromym, oblodzonym skrótem, co skończyło się potłuczeniami zadów lub innych części ciała, więc tym razem postanowiliśmy iść od początku żółtym szlakiem.
...ale podreptaliśmy za Grześkiem, który przegapił znaczki i wylazł gdzieś na górę!
Było ładnie, ale znów nie na szlaku
Ostatecznie stwierdziliśmy, że przejdziemy sobie do szlaku dziurami, żeby już nie schodzić w dół ;d No, cóż... Pomysł to był średni. Z oddali ujrzałam znaczek szlakowy, ale bezsensowne byłoby pchać się do niego, więc pociągnęliśmy jeszcze kawałek prosto, by w końcu dojść do drogi.
Chwilami nawet nie było tam bardzo dużo śniegu, więc się szło dobrze. Tylko gałązki wbijały się we wszystkie części ciała ;d
Widok drogi baaaaardzo nas ucieszył.
Aura była boska! To była idealna zima! Wygodnie, przyjemnie, łatwo, biało!
Na szczęście Marta lubi podziwiać krajobrazy i robić zdjęcia tak jak ja, więc chłopaki nie mieli nic do gadania i musieli na nas czekać
Na początku miałyśmy widoki głównie na Lubań i Magurki.
Później wytargałam ich na środek polany, z której blado, bo blado, ale było widać Tatry.
I ruszyliśmy dalej pod górę. Chyba najtrudniejszą częścią było wyjście z powrotem z Gorczańskiej Chaty na Przysłop Dolny xD
Ale było wynagradzane pięknymi widokami...
Marta, jako pasjonatka zwierząt, przy okazji odnajdywała tropy różnych z nich i dokumentowała na zdjęciach
Boskooo!
W końcu wyszliśmy na Przysłop Dolny, więc pozostało tylko wyczołgać się do samej jego góry
Od razu skierowaliśmy się w stronę Turbacza.
Po drodze mieliśmy jeszcze dojść na Polanę Jaworzynę Kamienicką.
Tym razem Grzesiek wypruł do przodu, żeby szybciej dotrzeć do schroniska, a my szliśmy z spokojnie z tyłu.
Na Przysłopie niestety się "zakurzyło" i o widokach na Tatry można było zapomnieć.
W związku z tym dalej maszerowaliśmy naszą leśną bajką.
Mijając przetrzebione drzewa, weszliśmy w kolejną chmurę, która zasłaniała niebieskie niebo. Już nawet nastawiliśmy się na to, że widoków możemy nie mieć.
Czekaliśmy jednak na Jaworzynę, bo wydawało się, że tam jeszcze powinno być coś widać.
Dotarliśmy!
Tutaj też chmury zasłaniały większość widoków, więc było widać tylko to, co było dosyć blisko nas.
Ale oszroniona kapliczka też prezentowała się całkiem nieźle!
Teraz pozostało nam jeszcze dojść do Hali Długiej przez piękny zimowy las!
Ona również od samego początku prezentowała się bajecznie!
Tatry niestety były bardzo zakurzone, ale to nic!
Nie były nam potrzebne widoki, skoro dookoła mieliśmy taką bajkę!
Nawet podejście do schroniska wydawało mi się dużo mniej męczące niż zazwyczaj
...a obracając się mogłam jeszcze zerkać na widoki za plecami xD
W schronisku zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilę na obiad i grzańce.
...a następnie ruszyliśmy żółtym szlakiem do Nowego Targu.
Po drodze mieliśmy kilka prześwitów na "niby"Tatry.
Im później, tym było lepiej, ale jednocześnie zależało nam, żeby jak najkrócej iść po ciemku, bo nie każdy z naszej grupy to lubi
Wszystko jednak wskazywało na to, że przez chwilę nie będziemy mieli innego wyjścia
Dłuuugo jeszcze utrzymywała się piękna zimowa aura.
O 16.22 byliśmy przy pierwszych domkach, ale tam trochę się zaplątaliśmy...
...więc o 17.00 dotarliśmy na dół. Spóźniliśmy się o 10 minut na autobus, więc wezwaliśmy taksówkę, którą za dwie dyszki dotarliśmy z Kowańca na dworzec PKS, a stamtąd już do domu
Nasza rodzinna gorczańska bajka
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Piękna zima. Gorce dużo zyskują w zimowej aurze, choć w sumie o każdej porze roku je lubię. Jak wyglądało WOŚP w chacie?
Ostatnio zmieniony 2018-01-16, 21:55 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
Też lubię Gorce o każdej porze roku!
WOŚP zaczęło się od prezentacji o Gruzji. Później były śpiewanki. Pośpiewał też trochę swojej muzyki Robert Marcinkowski, świetny człowiek, działający w zespole Bez Zobowiązań. W międzyczasie była licytacja. Pieniądze za wszystkie noclegi z tego dnia również lądowały w puszce.
WOŚP zaczęło się od prezentacji o Gruzji. Później były śpiewanki. Pośpiewał też trochę swojej muzyki Robert Marcinkowski, świetny człowiek, działający w zespole Bez Zobowiązań. W międzyczasie była licytacja. Pieniądze za wszystkie noclegi z tego dnia również lądowały w puszce.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości