Do Milówki wróć ...
Do Milówki wróć ...
No to wracałam.. dwa razy w jednym tygodniu, a w zasadzie przejeżdżałam tylko podążając w dwa różne miejsca, w dwa różne pasma Beskidów, dwa razy trafiając na idealną pogodę.
1. Mężowi udało się wziąć w tygodniu dzień urlopu. Skoro świt wsiadamy więc do samochodu i jedziemy przed siebie. Mijamy Węgierską Górkę, zaglądamy na chwilkę do Milówki i dalej ruszamy w stronę Rajczy i Ujsoł. Samochód zostawiamy na parkingu w Soblówce , żółtym szlakiem idziemy w kierunku Wielkiej Rycerzowej.
W lesie ścinka drzewa.
Im wyżej, tym przyjemniej i ładniej.
Zupełnie leniwie zbliżamy się do Małej Rycerzowej.
Zatrzymujemy się tu na dość długo. Podziwiamy widoki, robimy sobie sporo fotek, siedzimy na ławeczce i w trawie.
Wreszcie opuszczamy to urocze miejsce i ruszamy dalej w kierunku Wielkiej Rycerzowej. Jest dość ciepło, ale zaczyna mocno wiać, więc przyśpieszamy nieco kroku.
Z góry ładny widok w kierunku schroniska.
Około południa schodzimy do Bacówki.Osób niewiele, raczej cicho i pusto. Postanawiamy zjeść coś na gorąco, wchodzimy więc do środka.
Wnętrze całkiem sympatyczne, jedzenie natomiast niezbyt smaczne.Męczymy się wspólnie z ogromną porcją racuchów z sosem jagodowym. Sporo czasu spędzamy na zewnątrz siedząc na ławkach obok schroniska. Wreszcie postanawiamy schodzić. Idziemy najpierw żółtym szlakiem na Przełęcz Przysłop. Tam znowu dłuższy postój, bo miejsce całkiem sympatyczne-polanka, ławeczka.
Później już prosto do Soblówki zatrzymując się w ciekawszych miejscach na chwilkę.Ciekawych miejsc jednak niewiele, bo w większości idziemy lasem, a później drogą asfaltową przez wieś.
Do domu wracamy wieczorkiem zadowoleni z udanej wycieczki.
2. Mijają zaledwie dwa dni, a my znów jesteśmy w Milówce i oczywiście znowu przejazdem. Tak jakoś wykalkulowaliśmy,że na Kubalonkę tamtędy będzie bliżej.
Z Kubalonki, na której byłam ostatnio nie napiszę ile lat temu wybieramy się na Wielki Stożek.Tablica informuje,że zajmie nam to 2 godziny 15 minut. Rzeczywistość okaże się brutalna.
Na razie idzie się bardzo miło. Słoneczko świeci, godzina wczesna. Szlak lekki, las uroczy.
Po 40 minutach od momentu wyjścia na szlak niespodzianka...
Zmieniono przebieg szlaku i w związku z tym wydłużył się czas jego przejścia. Szlak sprowadza nas w dół do drogi, która krętymi zakosami wiedzie na Przełęcz Łączecko.
Po kolejnych 30 minutach jesteśmy na Przełęczy i następna niespodzianka. Okazuje się, że znów mamy na Stożek 2 godziny drogi.
Trochę poirytowani suniemy dzielnie przed siebie. Suniemy na tyle szybko,że na Kiczorach jesteśmy w niecałą godzinę. Robimy sobie tam dłuższy postój.
Po trzech godzinach od wyjścia na szlak zbliżamy się do schroniska.
Ruszamy na szczyt, z którego nie ma widoków.
A potem czeka nas zasłużony długi odpoczynek przy schronisku.Nie ma tłumów pomimo,że jest niedziela i pogoda naprawdę idealna na wycieczki. Kupujemy zimne napoje, bo nasze są na wyczerpaniu, bardzo dobrą szarlotkę i rozsiadamy się na ławce przy stoliku.
Do Przełęczy Łączecko wracamy niebieskim szlakiem. Widoków na nim niewiele, bo w całości prowadzi lasem, ale jest dużo krótszy niż ten czerwony przez Kiczory.Pod koniec szlak robi się dość ciekawy, więc zatrzymujemy się na fotki.
Od Przełęczy Łączecko na Kubalonkę wracamy już czerwonym szlakiem, innego nie ma. Na Kubalonce idziemy jeszcze do Beczki na obiad , a potem zmykamy do domu...przez Milówkę oczywiście.
1. Mężowi udało się wziąć w tygodniu dzień urlopu. Skoro świt wsiadamy więc do samochodu i jedziemy przed siebie. Mijamy Węgierską Górkę, zaglądamy na chwilkę do Milówki i dalej ruszamy w stronę Rajczy i Ujsoł. Samochód zostawiamy na parkingu w Soblówce , żółtym szlakiem idziemy w kierunku Wielkiej Rycerzowej.
W lesie ścinka drzewa.
Im wyżej, tym przyjemniej i ładniej.
Zupełnie leniwie zbliżamy się do Małej Rycerzowej.
Zatrzymujemy się tu na dość długo. Podziwiamy widoki, robimy sobie sporo fotek, siedzimy na ławeczce i w trawie.
Wreszcie opuszczamy to urocze miejsce i ruszamy dalej w kierunku Wielkiej Rycerzowej. Jest dość ciepło, ale zaczyna mocno wiać, więc przyśpieszamy nieco kroku.
Z góry ładny widok w kierunku schroniska.
Około południa schodzimy do Bacówki.Osób niewiele, raczej cicho i pusto. Postanawiamy zjeść coś na gorąco, wchodzimy więc do środka.
Wnętrze całkiem sympatyczne, jedzenie natomiast niezbyt smaczne.Męczymy się wspólnie z ogromną porcją racuchów z sosem jagodowym. Sporo czasu spędzamy na zewnątrz siedząc na ławkach obok schroniska. Wreszcie postanawiamy schodzić. Idziemy najpierw żółtym szlakiem na Przełęcz Przysłop. Tam znowu dłuższy postój, bo miejsce całkiem sympatyczne-polanka, ławeczka.
Później już prosto do Soblówki zatrzymując się w ciekawszych miejscach na chwilkę.Ciekawych miejsc jednak niewiele, bo w większości idziemy lasem, a później drogą asfaltową przez wieś.
Do domu wracamy wieczorkiem zadowoleni z udanej wycieczki.
2. Mijają zaledwie dwa dni, a my znów jesteśmy w Milówce i oczywiście znowu przejazdem. Tak jakoś wykalkulowaliśmy,że na Kubalonkę tamtędy będzie bliżej.
Z Kubalonki, na której byłam ostatnio nie napiszę ile lat temu wybieramy się na Wielki Stożek.Tablica informuje,że zajmie nam to 2 godziny 15 minut. Rzeczywistość okaże się brutalna.
Na razie idzie się bardzo miło. Słoneczko świeci, godzina wczesna. Szlak lekki, las uroczy.
Po 40 minutach od momentu wyjścia na szlak niespodzianka...
Zmieniono przebieg szlaku i w związku z tym wydłużył się czas jego przejścia. Szlak sprowadza nas w dół do drogi, która krętymi zakosami wiedzie na Przełęcz Łączecko.
Po kolejnych 30 minutach jesteśmy na Przełęczy i następna niespodzianka. Okazuje się, że znów mamy na Stożek 2 godziny drogi.
Trochę poirytowani suniemy dzielnie przed siebie. Suniemy na tyle szybko,że na Kiczorach jesteśmy w niecałą godzinę. Robimy sobie tam dłuższy postój.
Po trzech godzinach od wyjścia na szlak zbliżamy się do schroniska.
Ruszamy na szczyt, z którego nie ma widoków.
A potem czeka nas zasłużony długi odpoczynek przy schronisku.Nie ma tłumów pomimo,że jest niedziela i pogoda naprawdę idealna na wycieczki. Kupujemy zimne napoje, bo nasze są na wyczerpaniu, bardzo dobrą szarlotkę i rozsiadamy się na ławce przy stoliku.
Do Przełęczy Łączecko wracamy niebieskim szlakiem. Widoków na nim niewiele, bo w całości prowadzi lasem, ale jest dużo krótszy niż ten czerwony przez Kiczory.Pod koniec szlak robi się dość ciekawy, więc zatrzymujemy się na fotki.
Od Przełęczy Łączecko na Kubalonkę wracamy już czerwonym szlakiem, innego nie ma. Na Kubalonce idziemy jeszcze do Beczki na obiad , a potem zmykamy do domu...przez Milówkę oczywiście.
Ten szlak nieopodal Mrażnicy już kiedyś miał zmieniony przebieg, szedł stricte grzbietem, a potem puścili go stokami po stronie Głębiec, tu chodziło o prywatne tereny. Teraz podejrzewam, że chodzi o to samo. Pewnie dałoby się te obejście jakoś pominąć, trzymając się mniej więcej grzbietu. Nie wiem, w każdym razie osobiście i tak nie lubię tego odcinka (nudny) więc pewnie się tam szybko nie pojawię.
Ten niebieski, którym schodziliście, to kiedyś był piękny szlak. Prowadził przez rezerwat głuszca. W dzisiejszych czasach pewnie żadnego głuszca tam nie zastaniemy. Rejon bardzo stracił na atrakcyjności, teraz to wolę sąsiedni Soszów i drogę przez pola na Skolintym.
Ten niebieski, którym schodziliście, to kiedyś był piękny szlak. Prowadził przez rezerwat głuszca. W dzisiejszych czasach pewnie żadnego głuszca tam nie zastaniemy. Rejon bardzo stracił na atrakcyjności, teraz to wolę sąsiedni Soszów i drogę przez pola na Skolintym.
Laynn widoczność i tak dużo lepsza niż w lipcu. Nie ma co narzekać.
Sokół rozmawiałam po powrocie na Kubalonkę z parkingowym, twierdził,że nie za bardzo jest jak obejść, choć z drugiej strony mówił,że on na Stożek chodzi w niewiele ponad 2 godziny, więc coś tam ściemniał pewnie.
Z Soszowa są lepsze widoki , ale na Stożku wcześniej nie byliśmy, a do Kubalonki mam sentyment z młodych lat. Spędziłam tam miesiąc w ośrodku sanatoryjnym, a w zasadzie to więcej przesiadując w Beczce. Chciałam więc odwiedzić po latach. Beskid Śląski dla mnie wciąż jeszcze mało znany.Dość daleko do niego mamy.
Sokół rozmawiałam po powrocie na Kubalonkę z parkingowym, twierdził,że nie za bardzo jest jak obejść, choć z drugiej strony mówił,że on na Stożek chodzi w niewiele ponad 2 godziny, więc coś tam ściemniał pewnie.
Z Soszowa są lepsze widoki , ale na Stożku wcześniej nie byliśmy, a do Kubalonki mam sentyment z młodych lat. Spędziłam tam miesiąc w ośrodku sanatoryjnym, a w zasadzie to więcej przesiadując w Beczce. Chciałam więc odwiedzić po latach. Beskid Śląski dla mnie wciąż jeszcze mało znany.Dość daleko do niego mamy.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Mnie tym bardziej by nie martwiło,ale tylko raz takie szczęście mnie spotkało gdy w schronisku były dwie osoby.Lecz najczęściej było tak;Majka pisze:Mirek pisze:Faktycznie,mało ludzi w schronisku.
Jakoś specjalnie mnie to nie zmartwiło. Dzięki temu jeszcze szarlotkę mieli, a naprawdę dobra była. Na szlaku też prawie pusto.
Powtórzę jeszcze raz że dobrze trafiłaś,zdarzało się że pyffko musieliśmy konsumować na stojąco lub z zadem na trawie,szkoda że skasowałem te zdjęcia.Wtedy zrezygnowaliśmy(bo nikomu nie uśmiechało się stać w kolejce do bufetu 15 minut) z wizyty w schronisku i pociągneliśmy na Soszów..Na szczęście każdy miał zapasik konserw chmielowych w plecaku.
Ja cen to raczej nie znam za bardzo, ale mój coś wspominał,że zerknął i były wysokie. Zupa chyba z 15, a jakieś danie z kotletem ze 30 zł. Ciasto piątkę kosztowało, napoje też chyba nie w jakichś kosmicznych cenach. Skrzyczne drogie, ale na Miziowej też ceny wygórowane.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 15 gości