19-21.08.15 Przyczajona Świnia, Ukryty Paszkwil i słońce na
19-21.08.15 Przyczajona Świnia, Ukryty Paszkwil i słońce na
19.08.2015 r. ŚRODA
Pogoda sprzyjała. Ambicje były. Góry czekały otworem. I to nie tym tylnym! Spakowałam więc plecak i w drogę, jak się okazało dosyć długą. Podróż do Rycerki Górnej Kolonii zajęła mi 6 godzin, ale czego się nie robi dla świń, paszkwili, zimnego schroniska i słońca, które nie od początku pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Dotarłszy do Rajczy jeszcze zastanawiałam się, czy nie pojechać do Zwardonia i przejść się innym niż wcześniej szlakiem. Później stwierdziłam, że:
a) przecież jestem leniem,
b) byłam w innej porze roku, więc to nie jest "ten sam" szlak,
c) pogoda nie rozpieszcza, a miało być inaczej!
Ruszyłam więc żółtym z Rycerki, mijając po drodze znajome mi okolice, które zapamiętałam z marca.
W końcu skręciłam na szlak, który prowadził już przez las. Jak wiadomo im dalej w las, tym więcej drzew. Tym razem dosłownie. Na początku było skromnie.
Później coraz gęściej.
Momentami wyłaniały się również inne wzniesienia. Tego nie było, kiedy byliśmy tutaj w marcu! ;-)
Tego dnia wszystkie zdjęcia wykonałam sobie sama. Ależ jestem radosna! I stwierdziłam, że szlak jest dziecinnie prosty, a inaczej go zapamiętałam z kiedyś.
Z uśmiechem brnęłam więc dalej ku górze, mijając z rzadka jakichś ludzi, schodzących już w doliny i czasem ucinając sobie krótką rozmowę
To miejsce pamiętałam. Tutaj też nie widziałam nic oprócz mgły i pobliskich drzew
Gwałtowny skręt w prawo oznaczał, że już za chwilę, już za moment będę przy schronisku.
Wypadało najpierw uzupełnić płyny.
Tak też zrobiłam. Zwłaszcza że na zewnątrz było pochmurno. Dostałam również pokój z przemiłymi panami, którzy bardzo uroczo się zareklamowali - będą chrapać przez całą noc. Postanowiłam to jednak przetrwać z godnością i po posileniu się poszłam nacieszyć się widokami z Raczy, bo nigdzie dalej nie miałam ochoty odchodzić. Najpierw pokręciłam się po całym szczycie, oglądając widoki z każdej strony.
Później wyszłam na wieżyczkę widokową, gdzie chwilę posiedziałam, czując wiatr we włosach
Na chwilę wróciłam do schroniska, żeby przebrać sandały, ubrać się ciut cieplej i wrócić na zachód słońca, choć zapowiadał się przeciętnie. Ale przecież po to przyjechałam!
19.08. Zmierzając na Raczę
19.08.2015. ZACHÓD NR 1
Ściągnęłam sandały, założyłam skarpetki i treki. Szalik, czapkę, rękawiczki...mogłabym założyć, gdybym je miała Zamówiłam piwo na drogę i ruszyłam - dosyć wcześnie - na wieżę w poszukiwaniu zachodu słońca.
Widać było, że będzie licho, bo słońce cały czas czaiło się za chmurami.
Ja jednak byłam nieugięta i robiłam milion pięćset tysięcy jednakowych zdjęć.
Nie tylko światu, ale i sobie.
Nie tylko w kierunku słońca, ale i w kierunkach odwrotnych.
W pewnym momencie wróciłam jednak w stronę słońca...
...i zauważyłam, że pan ze statywem idzie gdzieś w krzaki! Może to jakiś dobry punkt widokowy! Piwo do łapki, aparat do torby i też popędziłam w trymiga za nim! No, nie dokładnie za nim, żeby nie zaczął mnie o coś podejrzewać. Znalazłam sobie swoje prywatne krzaki! I zerkałam!
Na chwilę jeszcze jednak wróciłam zza krzaka.
Słońce ukryło się jednak nie za drzewami, a za chmurami...
W związku z tym wróciłam do schroniska.
Zachód nr 1.
Pogoda sprzyjała. Ambicje były. Góry czekały otworem. I to nie tym tylnym! Spakowałam więc plecak i w drogę, jak się okazało dosyć długą. Podróż do Rycerki Górnej Kolonii zajęła mi 6 godzin, ale czego się nie robi dla świń, paszkwili, zimnego schroniska i słońca, które nie od początku pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Dotarłszy do Rajczy jeszcze zastanawiałam się, czy nie pojechać do Zwardonia i przejść się innym niż wcześniej szlakiem. Później stwierdziłam, że:
a) przecież jestem leniem,
b) byłam w innej porze roku, więc to nie jest "ten sam" szlak,
c) pogoda nie rozpieszcza, a miało być inaczej!
Ruszyłam więc żółtym z Rycerki, mijając po drodze znajome mi okolice, które zapamiętałam z marca.
W końcu skręciłam na szlak, który prowadził już przez las. Jak wiadomo im dalej w las, tym więcej drzew. Tym razem dosłownie. Na początku było skromnie.
Później coraz gęściej.
Momentami wyłaniały się również inne wzniesienia. Tego nie było, kiedy byliśmy tutaj w marcu! ;-)
Tego dnia wszystkie zdjęcia wykonałam sobie sama. Ależ jestem radosna! I stwierdziłam, że szlak jest dziecinnie prosty, a inaczej go zapamiętałam z kiedyś.
Z uśmiechem brnęłam więc dalej ku górze, mijając z rzadka jakichś ludzi, schodzących już w doliny i czasem ucinając sobie krótką rozmowę
To miejsce pamiętałam. Tutaj też nie widziałam nic oprócz mgły i pobliskich drzew
Gwałtowny skręt w prawo oznaczał, że już za chwilę, już za moment będę przy schronisku.
Wypadało najpierw uzupełnić płyny.
Tak też zrobiłam. Zwłaszcza że na zewnątrz było pochmurno. Dostałam również pokój z przemiłymi panami, którzy bardzo uroczo się zareklamowali - będą chrapać przez całą noc. Postanowiłam to jednak przetrwać z godnością i po posileniu się poszłam nacieszyć się widokami z Raczy, bo nigdzie dalej nie miałam ochoty odchodzić. Najpierw pokręciłam się po całym szczycie, oglądając widoki z każdej strony.
Później wyszłam na wieżyczkę widokową, gdzie chwilę posiedziałam, czując wiatr we włosach
Na chwilę wróciłam do schroniska, żeby przebrać sandały, ubrać się ciut cieplej i wrócić na zachód słońca, choć zapowiadał się przeciętnie. Ale przecież po to przyjechałam!
19.08. Zmierzając na Raczę
19.08.2015. ZACHÓD NR 1
Ściągnęłam sandały, założyłam skarpetki i treki. Szalik, czapkę, rękawiczki...mogłabym założyć, gdybym je miała Zamówiłam piwo na drogę i ruszyłam - dosyć wcześnie - na wieżę w poszukiwaniu zachodu słońca.
Widać było, że będzie licho, bo słońce cały czas czaiło się za chmurami.
Ja jednak byłam nieugięta i robiłam milion pięćset tysięcy jednakowych zdjęć.
Nie tylko światu, ale i sobie.
Nie tylko w kierunku słońca, ale i w kierunkach odwrotnych.
W pewnym momencie wróciłam jednak w stronę słońca...
...i zauważyłam, że pan ze statywem idzie gdzieś w krzaki! Może to jakiś dobry punkt widokowy! Piwo do łapki, aparat do torby i też popędziłam w trymiga za nim! No, nie dokładnie za nim, żeby nie zaczął mnie o coś podejrzewać. Znalazłam sobie swoje prywatne krzaki! I zerkałam!
Na chwilę jeszcze jednak wróciłam zza krzaka.
Słońce ukryło się jednak nie za drzewami, a za chmurami...
W związku z tym wróciłam do schroniska.
Zachód nr 1.
Ostatnio zmieniony 2015-08-22, 22:35 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Tak, do samego szczytu w sandałach i cały następny dzień również Treki założyłam wyłącznie na wschody i zachody słońca ze względu na temperaturę oraz na ostatni dzień na zejście do Rajczy, gdyż sandały się troszkę ubrudziły, a nie miałam czasu ich wyczyścić :p
Ostatnio zmieniony 2015-08-22, 23:15 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
nes_ska pisze:Tak, do samego szczytu w sandałach i cały następny dzień również Treki założyłam wyłącznie na wschody i zachody słońca, oraz na ostatni dzień na zejście do Rajczy, gdyż sandały się troszkę ubrudziły, a nie miałam czasu ich wyczyścić :p
To dobrze, ja ostatnio zaczynam coraz bardziej praktykować klapki, ale ogólnie muszę przejść na jakiś system lżejszych butów w łagodnym terenie, bo to o wiele wygodniejsze i nie ma co stóp męczyć.
Ja już przetestowałam adidasy w Beskidzie Niskim i w Bieszczadach. Teraz te sandały, które dobrze trzymają nogę, więc nie mam na co narzekać. Jeszcze nie zdarzyło mi się obić sobie palców. Na razie zawsze mam przytroczone treki na plecaku w razie czego i na niektórych wycieczkach zdarzało mi się przebierać buty na zejścia albo np. ostatnio ze względu na deszcz który nas zastał, ale ogólnie jest wygodnie
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Pudelek pisze:a później ludzie narzekają, że tyle stonki w górach...
Bez przesady. Narzekają tylko klapkofobowie (jak Ty ;p) Właściwie byłam jedną z nielicznych albo jedyną klapkostonką na szlaku, większość osób to wykwalifikowani prawdziwi turyści w trekach
Vlado pisze:Z taką zadumą Cię jeszcze nie widziałem
To przez ten wiatr w oczy.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
20.08.2015 r. WSCHÓD NR 1
Przed przyjściem na Wielką Raczę zostałam oczywiście odpowiednio nastraszona. Ciemno, zimno, niemiło, paszkwile, świnie, inne cuda. Strach się bać. Tymczasem jedyna przyczajona świnia była przy moim plecaku, paszkwile były tak ukryte, że nie było ich widać. Pan z okienka cały czas się uśmiechał. Było tak ciepło, że koc schroniskowy to było wręcz za dużo, o wyciąganiu śpiwora nawet nie było mowy. I łazienka w pokoju! No, luksusy!
Jedynym utrudnieniem były lwy i tygrysy, z którymi zostałam zakwaterowana. Jeden wydawał z siebie dłuuuugie, głośne ryknięcia, a drugiemu co jakiś czas wyrywał się krótki, trzęsący ścianami dźwięk. I tak do 4.50, kiedy to postanowiłam wstać na wschód słońca.
Przyszłam trochę za wcześnie, więc trzeba było chwilę pomarznąć (kobieto, w lecie też pakuj do plecaka rękawiczki!).
Rozsiadłam się oczywiście na wieżyczce i zastanawiałam się, w którym dokładnie miejscu słońce będzie chciało wyjść.
Oczywiście! Stojąc na wieżyczce widać go w okolicach słupa! Ale mimo wszystko przez chwilę tam zostałam.
Później zeszłam na chwilę na dół, zakładając że stamtąd mogą być lepsze widoki, kiedy żaden słup energetyczny nie staje na drodze!
O 6.00 udałam się do schroniska. Okazało się, że lwy i tygrysy już wstały i ruszyły w dalszą drogę, więc ja rzuciłam się na łóżko i spałam do 8.30. W ciszy.
Raczański wschód słońca
Przed przyjściem na Wielką Raczę zostałam oczywiście odpowiednio nastraszona. Ciemno, zimno, niemiło, paszkwile, świnie, inne cuda. Strach się bać. Tymczasem jedyna przyczajona świnia była przy moim plecaku, paszkwile były tak ukryte, że nie było ich widać. Pan z okienka cały czas się uśmiechał. Było tak ciepło, że koc schroniskowy to było wręcz za dużo, o wyciąganiu śpiwora nawet nie było mowy. I łazienka w pokoju! No, luksusy!
Jedynym utrudnieniem były lwy i tygrysy, z którymi zostałam zakwaterowana. Jeden wydawał z siebie dłuuuugie, głośne ryknięcia, a drugiemu co jakiś czas wyrywał się krótki, trzęsący ścianami dźwięk. I tak do 4.50, kiedy to postanowiłam wstać na wschód słońca.
Przyszłam trochę za wcześnie, więc trzeba było chwilę pomarznąć (kobieto, w lecie też pakuj do plecaka rękawiczki!).
Rozsiadłam się oczywiście na wieżyczce i zastanawiałam się, w którym dokładnie miejscu słońce będzie chciało wyjść.
Oczywiście! Stojąc na wieżyczce widać go w okolicach słupa! Ale mimo wszystko przez chwilę tam zostałam.
Później zeszłam na chwilę na dół, zakładając że stamtąd mogą być lepsze widoki, kiedy żaden słup energetyczny nie staje na drodze!
O 6.00 udałam się do schroniska. Okazało się, że lwy i tygrysy już wstały i ruszyły w dalszą drogę, więc ja rzuciłam się na łóżko i spałam do 8.30. W ciszy.
Raczański wschód słońca
Ostatnio zmieniony 2015-08-23, 11:11 przez nes_ska, łącznie zmieniany 2 razy.
Tak sobie czytam i ... na zachód i wschód słońca specjalne ubranie , nawet specjalne buty dźwigane z doliny , czyżbyś była wyznawczynią kultu Heliosa
Chętniej na zdjęciach oglądam wschody słońca , choć zachody są bardziej romantyczne , ale wschody z racji mej natury (nienawidzę porannego wstawania ) są dla mnie niezwykłą rzadkością .
A do sandałów i ja się przekonałem na ostatnich Tatrach . Oczywiście z zakrytymi paluchami z przodu . Twoje to dla mnie wersja hardcorowa , w zasadzie trudniej to tylko w japonkach
no ale kobity umią , umią w szpilkach to i umią w japonkach nie uszkodzić sobie stóp
I takie spostrzeżenie , jestem na forum od jakiegoś czasu a Twoje zwierzę w avatarku wciąż tych samych rozmiarów , nie karmisz go ?
Chętniej na zdjęciach oglądam wschody słońca , choć zachody są bardziej romantyczne , ale wschody z racji mej natury (nienawidzę porannego wstawania ) są dla mnie niezwykłą rzadkością .
A do sandałów i ja się przekonałem na ostatnich Tatrach . Oczywiście z zakrytymi paluchami z przodu . Twoje to dla mnie wersja hardcorowa , w zasadzie trudniej to tylko w japonkach
no ale kobity umią , umią w szpilkach to i umią w japonkach nie uszkodzić sobie stóp
I takie spostrzeżenie , jestem na forum od jakiegoś czasu a Twoje zwierzę w avatarku wciąż tych samych rozmiarów , nie karmisz go ?
Krzyś66 pisze:Jeszcze jedno pytanie mam.... Czy Ty sadziłaś piechty z Rajczy do Kolonii asfaltem? Mój Boże...
Nie, nie! I chyba tak nie napisałam! W Rajczy miałam 40 minut czekania na busa do Rycerki Kolonii, tam dojechałam na pętlę i szłam już z Rycerki. Schodząc doszłam do Rycerki Dolnej na granicę z Rajczą i szłam do Rajczy pięć minut.
sokół pisze:A i piwo zacne, najlepsze w Beskidach! Ach, zazdroszczę Ci!
Dokładnie A mimo to niektórzy ludzie kupowali o 50 gr droższego Żywca
Krzyś66 pisze:nawet specjalne buty dźwigane z doliny
Buty to nic... Czego ja nie dźwigałam ...
I takie spostrzeżenie , jestem na forum od jakiegoś czasu a Twoje zwierzę w avatarku wciąż tych samych rozmiarów , nie karmisz go ?
Kot urósł. Ostatnio wrzucałam jej zdjęcie w luźnych. Bardzo lubi jeść kości obecnie ;]
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości